Niedoczas
Wykład performatywny. Czas trwania: 15 minut z kawałkiem, 5 trzyminutowych fragmentów (jedna strona = jeden przedział czasowy) + zakończenie (w dowolnym tempie).
Katastrofa nie różni się od marzenia
Postanowiłam pomyśleć i spróbować określić, której kultury człowiekiem jestem. Musiałam w tym celu wrócić do dzieciństwa.
Farmakopeja albo Hiller
Na pewno w 1927 roku. I w 1928. Ale czy jeszcze rok lub dwa lata później? U Alfreda Finka przy Hundegasse 52 w Danzig można się było zaopatrzyć w Lukutate. Lukutate, czyli panaceum, remedium na dolegliwości wszelakie. Na starość. Specyfik przywracający młodość i zapewniający zdrowie.
Pisarz, który wymyślił nasze miasto
Nie miał złudzeń, co do nieuleczalności ludzkiej głupoty oraz potęgi zbyt często triumfującego zła. A jednak jego pisarstwo, podobnie jak on sam, w ostatecznym rozrachunku uparcie mówiło światu „tak”.
A Kind of Refugee (selection of texts)
I agree wholly with my grandmother that war is something nobody should ever have to experience. But she misjudged in trying to protect me totally. Because what I’m learning now I’m learning for all the generations of my family since World War II: peace, like safety, exists in moments.
W pewnym sensie uchodźczyni (wybór)
Całkowicie zgadzam się z moją babcią, że wojna to coś, czego nikt nie powinien doświadczać. Ale myliła się, próbując mnie chronić. Ponieważ to, czego się teraz uczę, to nauka pochodząca od wszystkich pokoleń mojej rodziny: pokój, podobnie jak bezpieczeństwo, jest krótkotrwały.
Zrządzeniem słów
20 marca 1993 roku we wczesnych godzinach popołudniowych w gdańskiej kawiarni „Palowa” zaczął się ferment, który doprowadził do powstania trójmiejskiej Inicjatywy Poetyckiej „ALMANACH” (1993–1997).
Z emergetykiem do kościoła
Podczas koncertów błądziłem zmysłami po budynku. Niektóre dźwięki, pokonując drogę od źródła w głąb kościoła, nabierały wyraźnie fizycznej tężyzny – od szeptu po łoskot. Miewałem wrażenie, że jeśli się odwrócę, to będę w stanie śledzić je gołym okiem mimo zmierzchu gęstniejącego wśród filarów.
Otwórzmy uszy i chodźmy na spacer
Skrzyp, chrup, trzask. Śnieg pod nogami w drodze na Świętą Górę skrzy się zimnosrebrnym brokatem i wygrywa marsz butami z grubą podeszwą. RAZ – dwa – trzy – cztery, RAZ – dwa – trzy – cztery, przemierzam Chëléńsczé Lasë, szukając spokoju.
Falll l ll l ll l l lll l ll lll l l lllll lll ll l lll e
Po drodze, w piasku znajduję kości, takie brązowe, wymoczone w morzu, cenne, głośne bardzo i gładkie, ze szlachetnie plastikową nutą bakelitu, można powiedzieć – dźwięczne w świecie kości. Cieszę się nimi.