Koszty pisania

Fotografia: Anna Hauser | annahauser.com
Fotografia: Anna Hauser | annahauser.com

Jeśli chcesz pisać książki, musisz porzucić partnera lub partnerkę, dzieci, pracę na etacie, wyobrażenia o szczęściu i zwykłym domu, zdrowe nawyki żywieniowe, pory aktywności i snu, dotychczasowe życie towarzyskie. Musisz przestać się odzywać, zostawić na jakiś czas wszystkie słowa w sobie. W chaosie, sama albo sam ze światem, który właśnie powołujesz. Pisanie ma pewien konkretny koszt, dość spory, który musisz ponieść, jeśli chcesz się zajmować sztuką. To dlatego ludzie czasem nie kończą tekstów, które zaczęli tworzyć.

Zostaw dla sztuki wszystko – to jest narracja podobna, mówcie, co chcecie, do biblijnej, tej o uchu igielnym. Bycie artystką czy artystą nigdy nie było najłatwiejszym wyborem drogi życiowej i dzisiaj także wymaga ogromnego osobistego wyrzeczenia. Pisarze i pisarki meliorują w cudzej lub własnej psychice, by przybliżyć odbiorcy jej złożoność. Oglądają traumy i wojny. Przeżywają najwyższe piękno. Dobierają słowa – wychodzą na pola z wyrazami i uważnie, czasami przez wiele godzin, się im przypatrują, żeby zerwać jeden jedyny właściwy okaz i włożyć w zdanie. Szukają doskonałości – powiedzcie przy nas słowo „synonim” lub „redakcja” i patrzcie, co się będzie działo. Marnieją w dzień na stałej posadzie, by pisać po nocy – i tylko noc ma znaczenie, tylko pod gwiazdą jest trochę sensu. Nakładają na siebie morderczy reżim, żeby zdążyć. Nie wysypiają się, bo mózg pracuje nad książką dwadzieścia cztery godziny na dobę, czasem przez pół roku, czasem przez kilka lat z rzędu, bez przerwy. Łączą ze sobą skrajności, budują konstrukcje, które mogą w każdej chwili przed drukiem się zawalić. Gdy inni się bawią i odpoczywają, macherki i macherzy sztuki podłączają się pod krany z literami i filtrują przez swoje ciało i ręce parzący strumyczek. Cieknie powoli, a efekt bywa do poprawek. Jak sądzicie, da się w czasie tego procesu myśleć o wysłaniu zaległego maila i sprzątnięciu kurzu z półki w łazience? Czy ktoś będzie wtedy pamiętać o terminie w banku, czyjejś prośbie, nakarmieniu siebie?

Sztuka zawłaszcza. Decydując się na tworzenie, zostawiamy za sobą całe wyobrażenie o życiu, wszystkie iluzje, schodzimy w głąb swojego gniewu, lęku albo bólu, płyniemy do łez z radością i wzruszeniem. Prawda towarzyszy nam jak dziki kot: boi się obcych, słyszy wszystko i chce jeść. Albo odsłonimy wrażliwe wnętrze i podamy je z sosem naszym czytelnikom i czytelniczkom, albo publiczność zostanie przytłoczona złotym lukrowanym pośladem, podanym wykwintnie na talerzu z kłamstwem jako surówką.

W trakcie procesu twórczego wygląd zewnętrzny może tylko nieznacznie odbiegać od normy: zobaczycie nieumyte włosy, brak skarpetek lub rozciągnięte dresy. Znacznie gorzej dzieje się wewnątrz istoty: nieobecny wzrok na stałe sięga tam, gdzie nie sięga już rozum. Taki jest stereotyp osoby tworzącej, ale wtedy rzeczywiście, powiadam wam, szkoda czasu na inne rzeczy niż zgłębianie fabuł, chyba że byłby to oddech na zielonym, lekki trekking po lesie.

Tomasz Mann z pieniędzy za Nobla kupił dom w Nidzie – z widokiem na morze. Zachwycił się wspaniałością laguny. Byłam tam, dzisiaj znajduje się w tym miejscu muzeum. Sosny i brzozy wyrosłe na klifie odgradzały autora od pomieszania w zwykłym świecie. Kiedy ojciec pisał, dzieci musiały być cicho. Dzielił czas między odpoczynek i pracę, spacery i popijanie herbaty na tarasie.

Osobiście chciałabym, żeby – kiedy tworzę – ktoś i mi podawał gorące obiady. Żeby je gotował i przynosił, zostawiając milcząco na brzegu biurka. Żeby pamiętał o mnie i o moim ciągu i co jakiś czas pokazywał zdjęcia świata. „Tak wygląda sucha gleba, tak glina, tak czarnoziem” – mówił do ucha. „I to są, Barbaro, realne struktury obecne w naszym wymiarze”. A po zakończeniu pisania – żeby masował szyję, w której po godzinach walki z Wordem lub Open Office’em zesztywniały nie tylko poglądy, ale i całe powołane galaktyki; żeby szedł na spacer, jak z psem, bo pisarkę trzeba odżywiać i wyprowadzać na zewnątrz. Choć nauczyła się robić to sama na terapii, to chętnie skorzysta z supportu, bo gdy stwarza – jest bezradna.

Bywały takie dnie podczas pisania, gdy nie wyszłam nigdzie; bywały noce, gdy jak wampir, po ciemku, obchodziłam osiedle wzdłuż stałej trasy, którą, zorientowałam się po czasie, czynili też śmieciarze-poszukiwacze złomu. Obchodziłam dla aktywności ciała, które po tych nocach miało już bardzo dość i wciąż było przekraczane (co później i tak trzeba odchorować).

Jeśli spytacie się, jak powstają moje książki – to tak, zarywam noce, bo w dzień w moim bloku jest za głośno, czasem nie zjem obiadu albo zjem raczej byle co, bo szkoda mi minut. Każde zdanie uczynione poza tekstem, do drugiej osoby, gdzieś w przestrzeń, boli – wyrywa z ciągu wyrazów, które domagają się zapisu. Wrzeszczę wtedy na innych albo mówię głupio. I nie znoszę dodatkowych dźwięków poza stukiem klawiatury. Chciałabym, jak Tomasz Mann, prowadzić regularny tryb życia i po każdej wypełnionej literami stronie odpoczywać. Ale i on stracił dzień-Nidę po trzech latach i musiał dla siebie wymyślać nowe światy.

Z jednej strony tworzenie to radość i piękna, pozytywna energia, przeżycie blisko absolutu, po który można sięgać. Z drugiej – wejście w przestrzenie, których nikt poza artystą/artystką nie zbada i nie powoła. Nie jest tam przyjemnie ani bezpiecznie. Nigdy nie wiadomo, dokąd podążą bohaterowie, w jakie dzikie odmęty. I co się w nich znajdzie, co tylko przez sztukę można obrobić, co tylko ty umiesz zrobić, nie ktoś inny – więc nie ma zastępstwa.

Dlatego można sprawiać wrażenie obecności, kiedy się czyni coś poza artem: pracuje w szkole, w urzędzie, w ochronie, w agencji reklamowej albo doradztwie. Ale zawód pisarski polega bardziej na byciu nieobecną/nieobecnym. Czasem posady artystki i artyści nie mają i żonglują pracą zarobkową od wydarzenia ekonomicznego do wydarzenia po to, żeby zatrzymać wolność i czas przeznaczone na te dziwne stany poza pojmowaniem innych osób.

Nie rozumieją nas. Ale seriale potem wszyscy oglądają, książki czytają (bo jednak czytają), jotpegi ściągają na telefon na tapetę, a muzyczka z jutuba sama się odpala. Sztuki i jej obecności w swoim życiu się nie zauważa, ale gdyby w nim nie istniała, byłby to smutny habitat.

Piszemy mimo wszystko, bo nam żal ludzi.

Barbara Piórkowska

Barbara Piórkowska

Pisarka, poetka. Autorka powieści Szklanka na pająki (2010/2018), prozy Utkanki (2014), powieści Kraboszki (2020), czterech tomów poetyckich, w tym ostatniego pt. Syberia (2016), współtwórczyni spektakli poetyckich i teatralnych. Trenerka warsztatów twórczego pisania. Od kilku lat prowadzi spacery zielarsko- i roślinno-literackie oraz z twórczym pisaniem. Obecnie redaguje powieść Gaja i pisze zielony przewodnik literacki po Gdańsku. Według prozy z jej Kraboszek Teatr Gdynia Główna wraz z Akademią Głosów Tradycji wystawiły sztukę Rodzanice (2022).

udostępnij:

Przeczytaj także:

Biegnę na Górkę! Biegnę na Górkę! Biegnę na Górkę!
Daniel Odija

Biegnę na Górkę!

Szczęście jako moralny obowiązek Szczęście jako moralny obowiązek Szczęście jako moralny obowiązek
Izabela Morska

Szczęście jako moralny obowiązek