Po drugiej stronie tekstu

Ilustracja: Marta Handschke
Ilustracja: Marta Handschke

Piszę książki, bo czuję, że powinnam. Powody pisania są jednak w tym felietonie mniej ważne niż odpowiedź o przyczyny czytania – czy czytanie to też tylko powinność? Czy jest może w tym zajęciu jakieś zachowanie przymusowe? Cała masa osób przecież weźmie powieść do ręki i przy wieczornej herbacie, w tramwaju lub poczekalni pochłonie ów papierowy, zmyślony przeze mnie świat jak najlepszą czekoladę, podnosząc sobie poziom cukru i przekraczając na przykład normę wzruszu. Kto sięga po ten smakołyk? Kto otwiera moją książkę, wdycha woń papieru i zanurza się w stworzonych smakach aż do ostatniej litery i kropki? Czemu to służy? Czy są tu osoby uzależnione?

Może mniej da się delektować słowami na czytniku elektronicznym, ale ludzie także ebooki i audiobooki wcinają z zadowoleniem. Plastik pachnie gorzej niż pocięte na kartki drewno, lecz i wokół użycia technologii da się stworzyć rytuał. Potrafimy zajadać literaturę i chcemy ją jeść; gdy raz się człowiek skusi, na zawsze może się wciągnąć, a zespół odstawienia niejednej już osobie zrujnował psychikę. Piszę „chcemy” – bo do grupy anonimowych czytelników zaliczają się przecież też pisarze i pisarki (czyli owszem, jak się okazuje, można być jednocześnie twórcą i tworzywem). Nie ma pisania bez czytania (a jeśli bywa, to nie budzi mojego zaufania). Jednak odwrotny model działa jak najbardziej: można czytać, nie podejmując się jednocześnie autorstwa żadnej pozycji lekturowej ani nawet skromnego artykułu. I bardzo chcę sobie odpowiedzieć na pytanie, kim są ci wspaniali, odważni ludzie, którzy tyle co chwilę ryzykują, gdy przewracają kolejne karty czyjejś książki! 

Na licznych festiwalach literackich w programach są spotkania z twórcami i twórczyniami. Księgarze i księgarki prześcigają się w opowieściach o dziełach, wydawnictwa zachwalają kolejne publikacje. Do piszących ustawiają się kolejki po autograf i z dobrym (albo złym, zależy od jakości tekstu) słowem. Piszący chodzą ze sobą, chodzą też na kawę z wydawcami, wydawcy przymilają się do organizatorów, a ci do pisarzy i pisarek. Ale gdzie jest w tym kręgu miejsce dla osób czytających? 

No właśnie, ów element łańcucha pokarmowego, chyba delikatnie pomijany w różnych rozważaniach twórczych, powinien doczekać się, moim zdaniem, specjalnego docenienia! Gdyby nie te osoby, które w pocie czoła, z zapartym tchem, zarywając noce, zatracając się w druku, wykradając cenny czas dzieciom, zaniedbując partnera czy partnerkę albo grafik pracy, z uporem maniaka przewracają strony w kolejnej powieści, by się tylko dowiedzieć, co dalej po prostu, by zrozumieć język albo mistrzowski koncept autorski, by spłakać się do łez albo serdecznie zaśmiać – bez nich nasza pisarska praca byłaby marną sztuką dla sztuki, artystycznym nadęciem się i smutną, bo pozbawioną komunikacji próbą wyrazu.

Podejmowany przez pewną część społeczeństwa wysiłek lekturowy jest więc bezcenny! Na wagę złota są dla nas, piszących, ludzkie godziny wieczorne spędzone z ulubioną okładką (lub stosikiem wstydu) oraz towarzyszenie twórcom i twórczyniom w życiu pozawydawniczym książki.

Jakże to tytaniczny przecież i zupełnie nieoceniony wkład w życie literackie – to nieustanne czytanie, to przybywanie na spotkania, zadawanie pytań na wieczorach autorskich, refleksje wypowiadane drżącym głosem, wypunktowywanie błędów, drążenie znaczeń, układanie map historii i podążanie ich śladem w realnych lokalizacjach – bez tego wszystkiego nie dałoby się jednak tak entuzjastycznie tworzyć!

Jest omawianie dzieł przez krytykę (coraz z tym trudniej wprawdzie, ale nadal działa), są nagrody szacownych gron dla najlepszych poezyj, ustalenia kapituł oraz hołubienia wyróżnionych piszących. Dlaczegóż by nie zrobić tego samego z lektur odbiorcami i odbiorczyniami? Postuluję o to, żeby na najbliższych targach książki albo plenerze literackim poleciało confetti i zostały wręczone nagrody dla zdobywców tytułu honorowego czytelnika bądź czytelniczki! 

Wyobrażam sobie, jakie by to było święto! Jury złożone z weteranów i weteranek zawodu pisarskiego przyjmowałoby najpierw zgłoszenia od filii bibliotek, klubów dyskusyjnych i niezależnych ugrupowań czytających. Osoby czytające indywidualnie wypełniałyby specjalną ankietę online, w której musiałyby poświadczyć dokonania czytelnicze, posiłkując się rekomendacjami rodziny i znajomych. Liczyłaby się liczba skonsumowanych lektur, ale też zaangażowanie w sam proces czytania i jego dokumentacja – posty zachwytu lub odrazy na Facebooku, obrazy okładek na Instagramie, szybkie refleksje oraz cytaty twitterowe, a także bookhaule pokazane na Youtubie (a, sorry – to już chyba jest). W gazetach internetowych, a także niedobitkach tychże w wersji drukowanej pokazywano by zdjęcia najwytrwalszych lekturomaniaków. Wywiady z nimi wrzucały serwisy „Vouge” i „Elle”, wypowiedzi stanowiłyby komentarz do najważniejszych informacji na Onecie (nie każdy przebrnął przez Potop Sienkiewicza, więc nie każdy może się wypowiedzieć). Można by było nawet dostać stypendia na czytanie i czytać w spokoju nieprzerwanie na przykład przez pół roku! No a potem: plebiscyty, nominacje, w końcu nagrody publiczności i przyznawane przez gremium te najważniejsze – Nagrody Twórców i Twórczyń dla Najlepszego Czytania Sezonu Zimowego i Letniego! Taka nagrodzona czytelniczka czy czytelnik – to dopiero by mogli polecać długi spis swoich ulubionych książek i autorów! No i nagroda wynosiłaby jakieś pięćdziesiąt tysięcy złotych, za które co by można było znowu kupić? Bestsellery sierpnia na wakacje, a w grudniu audiobooki na prezenty dla bliskich.

Czytanie jest uzależnieniem, jak inne poważne choroby. Historie się nie kończą – ludzie wpadają w ciągi, za każdą przeczytaną opowieścią stoi i czeka już następna. Lektura tak naprawdę nigdy się nie zamyka, a my wciąż musimy zmyślać, tkać sny, rejestrować rzeczywistość i jej przemiany, robić cokolwiek, co zmieniałoby pojedyncze słowa w ciągi znaczeń. Tylko nagród – choć to przecież praca pełnoetatowa – za to śledzenie stron nie ma. 

Tekst został zainspirowany postawą Czytelniczki Magdaleny Sz., której serdecznie dziękuję za wkład intelektualny i finansowy włożony w książki moje oraz koleżanek i kolegów.

Dziękuję wszystkim Odbiorcom i Odbiorczyniom – za to, że jesteście. To najpiękniejsze, co się nam, autorkom i autorom, zdarzyło.

Barbara Piórkowska

Barbara Piórkowska

Pisarka, poetka. Autorka powieści Szklanka na pająki (2010/2018), prozy Utkanki (2014), powieści Kraboszki (2020), czterech tomów poetyckich, w tym ostatniego pt. Syberia (2016), współtwórczyni spektakli poetyckich i teatralnych. Trenerka warsztatów twórczego pisania. Od kilku lat prowadzi spacery zielarsko- i roślinno-literackie oraz z twórczym pisaniem. Obecnie redaguje powieść Gaja i pisze zielony przewodnik literacki po Gdańsku. Według prozy z jej Kraboszek Teatr Gdynia Główna wraz z Akademią Głosów Tradycji wystawiły sztukę Rodzanice (2022).

udostępnij:

Przeczytaj także:

Myślę slamem Myślę slamem Myślę slamem
Marta Pilarska

Myślę slamem

Początkujące wiedźmy i wyśnione miłości Początkujące wiedźmy i wyśnione miłości Początkujące wiedźmy i wyśnione miłości
Aleksandra Lamek

Początkujące wiedźmy i wyśnione miłości