Tropami Pawła i Dawidka

Mural pod wiaduktem PKM w Brętowie, namalowany przez Iwo Arabskiego i Jakuba Morozowskiego, fot. Łukasz Głowala
Mural pod wiaduktem PKM w Brętowie, namalowany przez Iwo Arabskiego i Jakuba Morozowskiego, fot. Łukasz Głowala

Z Piotrem Millatim spotykamy się w upalne popołudnie przy kościele zmartwychwstańców. Choć to już początek września, gorąc nie odpuszcza. Dobrze chociaż, że gąszcz martwych ryb nie gnije w zatoce. Wabi nas cisza i cień pobliskiego lasu. Tam właśnie – śladem Weisera Dawidka – zaraz ruszymy.

 

Piotr Millati: Na początek mam dla pani niespodziankę. Sam natknąłem się na to przez przypadek, choć mieszkańcy Strzyży oczywiście znają tę historię. Wydaje mi się jednak, że nikt nie powiązał jej z Weiserem Dawidkiem, co mnie dziwi.

[Podchodzimy do drewnianej kapliczki stojącej przed kościołem].

O, proszę, mamy tu opis: „Kapliczkę zbudowano na pamiątkę objawień się w tym miejscu Marcie Hanh Matki Najświętszej i wskazania tego terenu na budowę kościoła po tragicznej śmierci od wybuchu granatu dwóch chłopców w dniu 13 kwietnia 1953 r. o godz. 17”.

Aleksandra Kozłowska: Niesamowite! Zupełnie jak w książce.

PM: Tak. Wprawdzie akcja Weisera dzieje się w lipcu i sierpniu 1957 roku, ale historia jest zbyt podobna do fabuły powieści, by był to przypadek. Paweł musiał wiedzieć o tej tragedii.

AK: Co się wydarzyło?

PM: W kwietniu 1953 roku w miejscu, gdzie teraz stoi kościół Zmartwychwstania Pańskiego, był las. To tam dwaj chłopcy ze Strzyży: Janek Hahn i Emanuel Pazorek znaleźli niewypał, który – takie wtedy były powszechne zabawy – wrzucili do ogniska. Obaj zginęli. Mieli po jedenaście lat, jak bohaterowie Weisera. Sądząc po imieniu, Emanuel Pazorek był pochodzenia semickiego, jak Dawidek. Miejska legenda mówi, że niedługo po tragedii matka Janka, Marta Hahn, miała widzenie – w lesie, gdzie bawili się chłopcy, ukazała się jej Matka Boska. Powiedziała: „Nie płacz, Marto! W tym miejscu powstanie nowy kościół”. Wtedy świątynia zmartychwstańców mieściła się jeszcze w baraku przy ulicy Śmiałej (dziś Sychty). Marta opowiedziała o swym objawieniu proboszczowi, a ten zaczął starania o budowę. I rzeczywiście – w 1954 roku kościół powstał w tym miejscu. Znalazłem o tym artykuł w internecie, napisała go gdańska dziennikarka Barbara Szczepuła.

AK: Filmowa historia.

PM: W książce Huellego plebanem kościoła zmartwychwstańców jest ksiądz Dudak. To pewnie nawiązanie do Stefana Dudy, proboszcza tej parafii w czasach, gdy Paweł chodził tu na msze. Z Chrzanowskiego 25, gdzie mieszkał, miał blisko.

AK: Spotykamy się w szczególnym momencie. W tym roku mija czterdzieści lat od napisania Weisera Dawidka (1984), jest końcówka bardzo upalnego lata, takiego jak w książce. Ciekawe, czy my też znikniemy w tunelu?

PM: Zobaczymy. Na razie chodźmy w stronę Mostu Weisera, to obowiązkowy przystanek na trasie ścieżkami bohaterów powieści. Zwłaszcza że niewiele zostało miejsc w niej opisanych. Większość z nich wygląda dziś całkowicie inaczej niż w czasach, gdy dzieje się akcja książki. Na przykład sklep Cyrsona na Chrzanowskiego to obecnie punkt z elektroniką, bar Liliput, w którym po pracy raczą się piwem ojcowie kolegów Dawidka, dziś jest sklepem z alkoholami, przynajmniej asortyment ma z tej samej dziedziny. O, jesteśmy. Pierwszy, zbudowany w 1913 roku wiadukt, pod którym biegła linia Kolei Kaszubskiej, został w 2013 roku uroczyście wyburzony. Na jego miejscu postawiono nowy, ale jedno oryginalne przęsło zachowano. I to jest właśnie siła literatury – gdyby nie Paweł Huelle i jego debiutancka powieść, nie zostawiono by tego fragmentu…

AK: W końcu to tylko trochę kamienia i zardzewiałego metalu.

PM: Ale most stał się fetyszem, wyjątkowym miejscem w topografii Gdańska. I dyrekcja kolei postanowiła uszanować tę budującą się już legendę Weisera Dawidka. Ciekawe, że mostek w powieści odgrywa drugorzędną rolę, jest wspomniany tylko w jednym akapicie. A jednak stał się symbolem całej książki, być może dlatego, że znalazł się na okładce pierwszego wydania, być może dlatego, że jest wyjątkowy, wręcz tajemniczy – prowadzi donikąd. To znaczy do lasu, a kiedyś do nieistniejącego już majątku. Paweł też jako dziecko się tu bawił. Torów oczywiście wtedy nie było, tylko dolinka ze ścieżką – miejsce zabaw kilku pokoleń. Zresztą ja też, mimo że nie jestem stąd, tu ganiałem.

AK: A gdzie się pan wychował?

PM: Na ulicy Wejhera.

AK: Naprawdę? To też miejsce mojego dzieciństwa! Jeszcze przed moim urodzeniem rodzice dostali mieszkanie spółdzielcze na siódmym piętrze przy Wejhera 3B. Rzut beretem od Jelitkowa i dzikich łąk, gdzie teraz jest Ergo Arena.

PM: Ja mieszkałem naprzeciw pani szafy – w czteropiętrowym bloku przy Wejhera 5. Ale mama pracowała na Kościuszki, więc zapisała mnie do przedszkola Tramwajarz na Wojska Polskiego. Tuż obok było kino o tej samej nazwie, wspominane w książce o Weiserze. Często na spacery przyprowadzano nas właśnie tu, do tej dolinki, bawiliśmy się też na słynnych korzeniach. Niedaleko stąd jest Bukowa Górka, zwana również Ślimakiem, też wspomniana u Huellego. Wtedy świetnie było z niej widać zatokę – wzgórz nie porastał jeszcze wybujały las. Byłem bardzo blisko związany z tym terenem. Za mojego dzieciństwa nie przejmowano się za bardzo opieką. Puszczano nas luzem, biegaliśmy swobodnie po chaszczach, pozostałościach okopów. Czuję się tu u siebie. Dlatego tak głęboko przeżyłem lekturę Weisera Dawidka.

AK: To stąd wziął się pomysł na spacery jego śladem?

PM: Pomysł narzucał się sam. Idea jest podobna do dublińskiego Bloomsday – kiedy to 16 czerwca odbywa się festiwal literacki poświęcony Jamesowi Joyce’owi i jego powieści Ulisses

AK: Nie przebrnęłam.

PM: Ja też nie. Chociaż bardzo chciałem. W pewnym momencie tak się zgubiłem w tym gąszczu…

AK: Może dlatego, by się w nim odnaleźć, potrzebny jest spacer z przewodnikiem?

PM: Bardzo możliwe. Na pewno to dobry sposób na upamiętnianie pisarza i jego twórczości. Pomyślałem, że warto zrobić coś takiego także w przypadku Pawła Huellego. Raz w roku, 29 czerwca, w imieniny Piotra i Pawła, wycieczka literackimi tropami. Z piknikiem na koniec, jak w książce.

AK: Takie spacery stają się coraz popularniejsze. W Warszawie (między innymi śladami Witkacego, Iwaszkiewicza, Dygata, Krzywickiej), w Krakowie (śladem Szymborskiej, Ginczanki, Miłosza i innych). W Gdańsku cykl takich spotkań zorganizowanych przez IKM odbył się 2014 roku. Po swoich dzielnicach oprowadzali czytelników pisarze i poeci: Tadeusz Dąbrowski po Żabiance, Barbara Piórkowska po Zaspie, Stefan Chwin po Oliwie… To dobry pomysł na promocję czytelnictwa?

Myślę, że tak. Jeśli chodzi o Pawła Huellego, to miejsca związane z jego prozą same w sobie są ciekawe. Nawet jeśli ktoś nie interesuje się literaturą, zobaczy intrygującą trasę. A wtedy może sięgnie też po książki. Dobrze by było, gdyby 29 czerwca stał się częścią tożsamości Gdańska, tak jak festiwal Joyce’a w Dublinie.

AK: Mam wrażenie, że to wciąż nie do końca wykorzystywany aspekt promocji Gdańska. Jesteśmy „Miastem Solidarności”, „Miastem Wolności”, z miastem literatury jesteśmy kojarzeni chyba mniej. A przecież wycieczki śladami starszych i młodszych pisarzy, poetów, reporterów mogłyby być niezłym magnesem, atrakcją nie tylko dla gdańszczan.

PM: Jest szansa, że nasza biblioteka wojewódzka zorganizuje huelleowskie spacery jako cykliczną imprezę. Że będą stałym punktem kalendarza, jak Jarmark Dominikański. To bardzo ważne, by podtrzymywać pamięć o naszych autorach. Zwłaszcza gdy poziom czytelnictwa od lat spada.

AK: A co młode pokolenie może dla siebie odkryć w Weiserze Dawidku?

PM: Jednym ze źródeł sukcesu tej książki było to, że odwoływała się do epopei dzieciństwa, cudownego okresu swobody, poszukiwań, zabaw, do których wystarczały patyki i wyobraźnia. Dziś naturalnym środowiskiem stał się internet. Dzieci raczej nie bawią się na podwórkach, a już na pewno nie same w lesie. Nie tworzą tzw. band, więc to doświadczenie z Weisera jest właściwie nieprzekazywalne. Mało kto z młodych ludzi mógłby powiedzieć: „O, to o mnie, o nas”.

AK: Ale to nie jest tylko rzecz o dzieciństwie.

PM: Oczywiście, że nie. To przede wszystkim książka o doświadczeniu tajemnicy. Wydarza się coś, co jest niewytłumaczalne: pojawienie się i zniknięcie Weisera Dawidka. Po wielu latach narrator próbuje rozwikłać tę zagadkę. Uparcie wraca pamięcią do momentu, kiedy prawdopodobnie dotknął nadprzyrodzonego. Weiser jest tego śladem – metafizyki, której w świecie dorosłego narratora już nie ma, a za którą tęskni. Ale to też, moim zdaniem, rzecz niebędąca obecnie przedmiotem powszechnej tęsknoty.

AK: Może to tęsknota nieświadoma?

PM: Ta proza powstała z utraty wiary w istnienie realnego Boga. W jednej ze scen Heller, narrator, po latach idzie do kościoła zmartwychwstańców wyspowiadać się. Nie może pogodzić się z wizją Boga, który dopuszcza zło – chodzi o śmierć jego przyjaciela Piotra w wypadkach grudniowych. Ksiądz Dudak przekonuje, że bohater powinien pokornie znosić wyroki boże, a to rodzi bunt. Heller nie wierzy już w istnienie Boga dzieciństwa.

AK: To dość powszechne doświadczenie.

PM: Tak, ale dzisiejsze dzieci są ateistami od urodzenia. To zupełnie inna sytuacja niż najpierw, będąc dzieckiem, głęboko doświadczyć patosu przeżyć religijnych, z samozaparciem chodzić na te wszystkie roraty, procesje, litanie, do pierwszej komunii, a potem od tego odejść. Z tego względu książka Pawła może być ciekawa głównie dla tych, którzy poszukują inności.

AK: Ale to też opowieść o opresji. Opresji w szkole, ze strony władzy, systemu. To może trafić do młodych.

PM: Oni sami są dla siebie największą opresją. Dzisiejsza szkoła to coś zupełnie odmiennego niż w naszym dzieciństwie, kiedy normą było łapanie na tym, czego się nie umie, i natychmiastowe za to karanie, wymuszanie ślepego posłuszeństwa, przemoc psychiczna. To w dużej mierze zniknęło. I absolutnie tego nie żałuję. Paweł najwidoczniej też miał opresyjnego nauczyciela, stąd wziął się powieściowy M-ski.

AK: W historii o Dawidku narzędziem ucisku jest jeszcze milicja i prokuratura, którą straszeni są przesłuchiwani chłopcy. Ale opresja dotyka też przyrodę. Uderzyła mnie scena, w której Weiser przenosi na brętowski cmentarz zaskrońce, bo teren, gdzie wcześniej dziko rosły kępy żarnowca, macierzanki, koniczyny, został odchwaszczony (co za rasistowski podział na „chwasty” i „rośliny pożyteczne”) i podzielony na działki pracownicze – w miejscu rodzimych gatunków karnie w rządkach rosną marchewki i szczypiorek. A działkowcy – ucieleśnienie kolonizatorów przyrody; jeden z nich oznajmia z dumą: „To już nie jest ziemia niczyja!” – najpierw tłuką zaskrońce, bo to gady, potem masakrują Żółtoskrzydłego, uciekiniera z domu wariatów. I ten wątek, myślę, mógłby przemówić do dzisiejszych młodych.

PM: Tak, wrażliwość ekologiczna na pewno. Panoszenie się człowieka kosztem świata przyrody budzi dziś opór. Zachęca do działania.

AK: Wrażenie robi także tajemnica, o której pan wspominał, ona zawsze działa na wyobraźnię. Weiser Dawidek, Harry Potter, Stranger Things – każde pokolenie ma swój kanon opowieści „tajemniczych i szalonych”.

PM: Tak, literatura może zaczarować rzeczywistość. To dzięki książce Pawła droga przez Most Weisera jest czymś niezwykłym. Opowieść nadaje sens rzeczywistości, która sama jest naga. Nadaje również głębię naszemu życiu. Idziemy dalej?

AK: Jasne! Czy dobrze pan znał Pawła Huellego?

PM: Nie byłem jego bardzo bliskim przyjacielem, choć czasem zapraszał mnie do domu. Znaliśmy się z redakcji kwartalnika „Bliza”, Paweł był naczelnym, ja redaktorem od esejów. Ale był dla mnie ważną postacią, już zanim się poznaliśmy. Pierwszą książką Pawła, którą przeczytałem, były Opowiadania na czas przeprowadzki. Był wspaniałym nowelistą. To prawie zawsze wychodziło mu świetnie, inaczej niż z powieściami.

AK: Wie pan jakim był dzieckiem?

PM: Nie, ale o tym mogłaby opowiedzieć profesor Kwiryna Ziemba, wykładowczyni w Instytucie Filologii Polskiej na UG. Wychowywała się z Pawłem na jednym podwórku. Prosiłem ją, żeby napisała o jego dzieciństwie, ale na razie wzdraga się przed tym. Może to się zmieni. Pamiętam, że mówiła, że Paweł jako jedno z nielicznych dzieci miał psa.

AK: Szczęściarz! W tamtych czasach zwykle błagało się o zwierzaka, większość matek i ojców była jednak oporna.

PM: Tak, pamiętam. Z powodu psa rodzice pozwalali Pawłowi na wypady głęboko do lasu. Jego dzieciństwo to fragment biografii, którego nie znamy. No, jesteśmy w dziecięcej części brętowskiego cmentarza. Tu mamy kolejny artefakt z Weisera, czyli grób Horsta Mellera. W powieści miał jedenaście lat, gdy zmarł, w rzeczywistości siedem – żył w latach 1929–1936. Grób został zdewastowany, ale odbudował go z własnych środków Piotr Jakubiak, mieszkaniec Strzyży i miłośnik prozy Huellego.

AK: Na tle pozostałych podniszczonych nagrobków wyróżnia się nowością.

PM: Podczas pierwszego, tegorocznego spaceru szlakami bohaterów tej książki pokazywałem na tablecie, jak poszczególne miejsca wyglądały w czasach powieści. Jest spore grono jej fanów, w internecie publikują dawne fotografie, dzielą się historiami związanymi z lokacjami.

AK: A jest wydanie Weisera ilustrowane archiwalnymi zdjęciami? Albo osobny album na ten temat?

PM: Nie. Ale taka inicjatywa wydawnicza właśnie się szykuje. To książka o Pawle, która będzie połączeniem przewodnika po najważniejszych motywach jego twórczości z przewodnikiem po przestrzeni Gdańska. Znajdą się w niej też propozycje wycieczek związanych z prozą Huellego. Książkę wyda biblioteka wojewódzka, ja jestem jej redaktorem – właśnie zwracam się do różnych osób, by napisały teksty na ten temat. Mnie przypadł ten las i Brętowo. Skupię się na motywie zerwanych mostów i tuneli.

AK: Zatem idziemy do tunelu z książki?

PM: Dobrze. On także jest zmieniony – poszerzony i wyższy. Ale Strzyża cały czas płynie, choć idąc tunelem, już nie trzeba w niej brodzić. Po drodze miniemy dalszą część cmentarza w Brętowie. Założono go na początku XX wieku, jako cmentarz katolickiej parafii kościoła Najświętszego Serca Jezusowego we Wrzeszczu. Później dobudowano kaplicę cmentarną. To na tym cmentarzu była krypta, w której chłopaki z Weisera ukryli Żółtoskrzydłego. Niestety, wiele nagrobków zostało zniszczonych w latach osiemdziesiątych XX wieku, gdy budowano tu nowy kościół Matki Boskiej Nieustającej Pomocy. Wtedy była to normalna praktyka w stosunku do niemieckich cmentarzy, jako tej niechcianej przeszłości. O jej śladach też Huelle pisał.

[Wciąż w słońcu, idziemy ulicą Słowackiego w stronę nasypu kolejowego i stawu retencyjnego – to w szuwarach nad tym zbiornikiem po ostatniej eksplozji Weisera znaleziono powieściową Elkę].

PM: Widziała pani ten mural z Pawłem? Namalowany przez Iwo Arabskiego i Jakuba Morozowskiego po śmierci pisarza, na podstawie zdjęcia zrobionego w dniu otwarcia PKM-ki. Jest i ten krótki fragment z książki, o którym wspominałem: „Trudno było zrozumieć, dlaczego pośród tylu zerwanych mostów ocalały tylko te, które dzisiaj były zupełnie nieużyteczne, jak ten pomiędzy kościołem proboszcza Dudaka a brętowskim cmentarzem, fantastycznie wysoki, łączący nad przekopem brzegi skarpy porośniętej trawą, żarnowcem i dzikimi malinami”.

[Przed nami jeszcze tunel ze Strzyżą. Idąc od strony stawu przemierzamy go suchą stopą na brzęczącą owadami łąkę. Wysokie trawy i zioła, na szczęście niekoszone, obok szemrzący potok. Dzieciakom z powieści by się podobało. Wracamy tą samą drogą. Nie znikamy. Niby dobrze, a jednak czuję lekkie jak puch dmuchawca rozczarowanie].

Aleksandra Kozłowska

Aleksandra Kozłowska

Dziennikarka freelancerka, współpracuje z „Przekrojem”, „Polityką”, „Tygodnikiem Powszechnym”, portalem ngo.pl. W lipcu 2023 roku ukazał się reportaż Nowi wikingowie. Polacy na Islandii (Znak Literanova), napisany wspólnie z Mirellą Wąsiewicz. Na początku 2024 roku w wydawnictwie Znak wyszła jej książka Objazdowe rwanie zębów. Wędrowni dentyści czasów PRL. Lubi głuszę, wiatr i zimno, biwaki i rower o każdej porze.

udostępnij:

Przeczytaj także:

Dawniej Langfuhr, dzisiaj Wrzeszcz… Dawniej Langfuhr, dzisiaj Wrzeszcz… Dawniej Langfuhr, dzisiaj Wrzeszcz…
Artur Nowaczewski

Dawniej Langfuhr, dzisiaj Wrzeszcz…

Pisarz, który wymyślił nasze miasto Pisarz, który wymyślił nasze miasto Pisarz, który wymyślił nasze miasto
Piotr Millati

Pisarz, który wymyślił nasze miasto

Najwspanialsze, co może spotkać po śmierci Najwspanialsze, co może spotkać po śmierci Najwspanialsze, co może spotkać po śmierci
Daniel Odija

Najwspanialsze, co może spotkać po śmierci

Trwanie tajemnicy Trwanie tajemnicy Trwanie tajemnicy
Zbigniew Mentzel

Trwanie tajemnicy