Przekłady na języki nieopłacalne

„Przyjaciel Ludu Kaszubskiego”, 1 maja 1929 (domena publiczna, źródło: Polona)
„Przyjaciel Ludu Kaszubskiego”, 1 maja 1929 (domena publiczna, źródło: Polona)

W zglobalizowanym świecie dokonywanie przekładów – nie tylko literackich – jest zwykle postrzegane przez pryzmat zysków i strat. Dwu- lub wielojęzyczni tłumacze mają za zadanie coś komuś „wytłumaczyć w innym języku”, by generować dochody. Sztuką jest wybranie do przełożenia takich tekstów, które potencjalnie mogą być najbardziej opłacalne. Nie chodzi tu tylko o zarobek własny, ale też o pieniądze trafiające do wydawnictw, firm translatorskich, instytucji czy systemów, a co za tym idzie – napędzające gospodarkę. W tym kontekście należałoby zapytać, co z sytuacją, gdy przekład się nie opłaca.

Racjonalnie i ekonomicznie patrząc, chyba w ogóle nie powinien zaistnieć. Można sobie przecież wyobrazić przekład książki, którego nikt poza autorem tłumaczenia nie przeczytał i nigdy nie przeczyta. Wbrew pozorom ten skrajny przypadek bywa realny. Tylko po co tworzyć przekłady nieopłacalne? Ktoś mógłby wręcz przyrównać translacje tekstów niemieszczących się w kręgu zainteresowań czytelniczych do translatorskiej grafomanii. W rzeczywistości jednak można tu nieraz wskazać inne pobudki.

Z drugiej strony należałoby zapytać, w jaki sposób przekład może nie mieć audytorium, skoro z definicji każdy tekst wpisuje się w jakąś sytuację nadawczo-odbiorczą? Czy w ogóle można tłumaczyć coś dla nikogo? Wydaje się to trochę oderwane od zdroworozsądkowego wyobrażenia o tego typu procesie.

Istnieją jednak przekłady tekstów (potencjalnie bądź niemal) pozbawione audytorium. Mowa tu o tłumaczeniach na języki małe – mikrojęzyki, którymi posługuje się niewielka liczba użytkowników. Na lingwistycznej mapie Polski można znaleźć na przykład język wilamowicki, należący do rodziny języków germańskich, mający jedynie kilkudziesięciu użytkowników, na który w 2020 roku przełożono dzieło Antoine’a de Saint-Exupery’ego Le Petit Prince, wydane pod wilamowickim tytułem Der Kliny Fjyśt. Zresztą ta sama książka ma też wersję kaszubską i śląską, była tłumaczona na gwary, takie jak kurpiowska, podhalańska, wielkopolska, a także na używany niegdyś na obszarach pomorskich język staropruski, który został uznany za martwy.

Zresztą Pomorze gra obecnie w Polsce pierwsze skrzypce w kwestii tłumaczeń na tzw. języki małe, słabe czy zdominowane. Szczególne miejsce na polskiej mapie mikrojęzyków, na które dokonywane są przekłady sprawiające wrażenie ekonomicznie nieopłacalnych, przypada bowiem kaszubszczyźnie. W przeciwieństwie do etnolektu wilamowickiego czy śląskiego jej status językowy został uregulowany prawnie w Ustawie o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz o języku regionalnym z 6 stycznia 2005 roku. Same tłumaczenia na język kaszubski są dokonywane od wielu stuleci, a ich autorami zasadniczo bywali i bywają pasjonaci rodzimej mowy, starający się utrzymać ją przy życiu lub podnieść jej status.

Niejednokrotnie kaszubskie przekłady są utożsamiane z przejawem „sztuki dla sztuki”, pozbawionej funkcji utylitarnej. Z uwagi na to, że Kaszubi są zdeklarowanymi wyznawcami chrześcijaństwa, pewnych celów użytkowych kaszubskich translacji można się dopatrzyć w tłumaczeniach tekstów religijnych. Dawniej były one wykonywane z języka niemieckiego na skaszubioną polszczyznę pomorską, dość bogatą w słowa i elementy gramatyczne typowe dla gwar kaszubskich. Przykładem są Duchowne piesnie D. Marcina Luthera autorstwa Szymona Krofeja z 1586 roku (najstarszy językowy zabytek kaszubszczyzny) oraz inne dawne przekłady dla ewangelickich Kaszubów, takie jak: Mały Catechism D. Marcina Lutherá Niemiecko-Wándalski ábo Słowięski Michała Mostnika (Pontanusa) z 1643 roku czy Perykopy smołdzińskie z XVII–XVIII wieku. Translacje o charakterze religijnym są zresztą nadal nieodłącznym elementem wyznaniowych praktyk współczesnych katolickich Kaszubów. Oprócz pieśni i tekstów liturgicznych tłumaczonych głównie z polskiego wielokrotnie przekładano księgi Biblii – zarówno z hebrajskiego, greki, łaciny, jak i z polskiego – a Nowy Testament doczekał się całościowej translacji na kaszubszczyznę.

Fenomenem na kaszubskim rynku wydawniczym stały się tłumaczenia literackie, które w XIX wieku zapoczątkował Florian Ceynowa, przekładający dla Kaszubów krótkie poetyckie dzieła literatury rosyjskiej. W całym XX stuleciu przekładów na język kaszubski powstało stosunkowo niewiele i obok dość nielicznych drobnych polskich tekstów tłumaczono krótkie dzieła ze znanych Kaszubom języków, zwłaszcza rosyjskiego lub niemieckiego. Ponadto niekiedy wybierano pierwowzory pisane w innych językach słowiańskich, na przykład białoruskim czy górnołużyckim, które były dobrze rozumiane przez mieszkańców Kaszub ze względu na podobieństwa do ich ojczystych języków (polskiego i kaszubskiego).

Prawdziwy wysyp tłumaczeń na kaszubszczyznę nastąpił dopiero w trzecim milenium, które – paradoksalnie – jest jednocześnie okresem dynamicznie postępującego procesu wymierania rodzimego języka Kaszubów. Ta ekspansja kaszubskiej działalności tłumaczeniowej w XXI wieku nie ma tylko jednego spiritus movens.

Z jednej strony zaważyły na tym zjawisku – trawione i wciąż przeżuwane przez lokalną społeczność – niesprzyjające dla kaszubszczyzny w okresie niemal całego XX wieku uwarunkowania polityczne. W czasie drugiej wojny światowej kaszubskie publikacje, w tym przekłady, wychodziły jedynie w ramach kaszubskiego ruchu oporu, a w okresie komunistycznym – zasadniczo wyłącznie w warunkach konspiracyjnych. Można powiedzieć, że Kaszubi – po okresach politycznej dyskryminacji – chcieli uzupełnić zaległości, nadgonić co najmniej kilka nieproduktywnych dziesięcioleci. Co istotne, owa nieproduktywność miałaby tu być pojmowana (przynajmniej w założeniu) w kategoriach ideowych raczej niż ekonomicznych.

Z drugiej strony należy położyć nacisk na najbardziej przełomowy rok 2005, kiedy weszła w życie wspomniana już Ustawa o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz o języku regionalnym, na mocy której kaszubszczyzna zyskała w Polsce status języka regionalnego. Co znaczące, nagle w tym oto momencie dziejowym wśród Kaszubów, władających w ubiegłych wiekach może niemieckim czy rosyjskim, ewentualnie z rzadka językami starożytnymi, znaleźli się dość liczni przedstawiciele multilingualnych tłumaczy, specjalizujący się w przekładach z kilku języków obcych, nieraz zresztą nie tylko europejskich.

Gdyby zestawić ze sobą wszystkie dokonane kiedykolwiek w historii translacje na kaszubszczyznę, okazałoby się, że po 2005 roku liczba tekstów i ich obszerność są nieporównywalnie większe niż całokształt dokonań tłumaczy przed tą cezurą. Należałoby w tym miejscu zapytać, czy tłumaczenia na nieopłacalny mikrojęzyk – poważnie zagrożony wymarciem – zaczęły się nieoczekiwanie opłacać. Jeśli tak, to w jakim wymiarze? A poza tym pozostaje wątpliwość: co właściwie mają wytłumaczyć dokonywane obecnie kaszubskie tłumaczenia? I komu?

Dane liczbowe poświadczają, że jak grzyby po deszczu zaczęły się ukazywać przede wszystkim przekłady na kaszubski z języka polskiego. Tu rodzą się kolejne wątpliwości. Skoro polszczyzna jest obecnie niemal zawsze pierwszym językiem młodego pokolenia Kaszubów (czego dowodzi Narodowy Spis Powszechny Ludności i Mieszkań z 2021 roku), a receptywna nieznajomość tego języka jest właściwie niespotykana wśród współczesnych mieszkańców regionu, mogłoby się wydać paradoksem wkładanie ogromu energii w działalność translatorską mającą na celu upowszechnianie literatury polskiej po kaszubsku. Równie dobrze Kaszubi mogliby przeczytać – lub już pewnie przeczytali – polskie oryginały…

Brak odbiorców tego typu tłumaczeń okazuje się jednak sprawą drugorzędną. Oprócz drobnych tekstów przełożone zostały nawet bardzo obszerne i trudne dzieła, takie jak Pan Tadeusz Adama Mickiewicza. W efekcie kilku lat żmudnej pracy Stanisław Janke w sposób mistrzowski przełożył na język kaszubski tekst polskiej epopei narodowej, konsekwentnie utrzymując wers trzynastozgłoskowy. Interesującym zjawiskiem wydaje się ponadto pisanie utworów w języku polskim, a następnie zlecanie tłumaczom ich przekładów na język kaszubski, po czym publikowanie jedynie kaszubskojęzycznej książkowej wersji, jak w przypadku opowiadania Danuty Stanulewicz Balbina z IVB, przełożonego przez Bożenę Ugowską, którego polski oryginał nie ujrzał dotychczas światła dziennego.

Jeśli zaś chodzi o tłumaczenia na kaszubszczyznę dokonywane z innych języków niż polski, które również po 2005 roku zaczęły zalewać regionalny rynek wydawniczy, to dość rzadko są one wykonywane przez osoby profesjonalnie znające języki pierwowzorów. Prowadzone przeze mnie przez wiele lat badania porównawcze oryginałów i przekładów, które częściowo przedstawiłam w książce Problemy przekładu na język zdominowany (wydanej w 2019 roku), wykazały, że znaczna część tłumaczeń na kaszubski z języków obcych, na przykład angielskiego, rosyjskiego, ukraińskiego, japońskiego, jest wykonywana „z drugiej ręki”, czyli z polszczyzny. Oznacza to, że kaszubscy tłumacze mogli nigdy nawet nie trzymać w ręku oryginału książki, którą przełożyli, opierając się wyłącznie na pracy polskich tłumaczy, którzy już dawno tę samą książkę przetłumaczyli na polszczyznę i opublikowali. Przykładem może być wykonane przez Magdalenę Bobkowską tłumaczenie Ani z Zielonego Wzgórza. Skopiowane niemal kropka w kropkę struktury zdań, a także wynikające z retranslacji bardzo liczne pomyłki translatorskie pozwalają stwierdzić, że nie jest to przekład angielskiej powieści Anne of Green Gables autorstwa Lucy Maud Montgomery, ale „tłumaczenie tłumaczenia”, czyli odwzorowanie przez Bobkowską pracy polskiej tłumaczki Rozalii Bernsteinowej.

Amatorskie przekłady na kaszubszczyznę są zasadniczo normą, a odstępstwem od niej – sporadycznie pojawiające się profesjonalne przekłady. Motywacja Kaszubów, by podjąć aktywność translatorską, nie mając do tego warsztatowego przygotowania, może być bardzo różna. Z perspektywy autorów łatwiej pewnie być tłumaczem niż pisarzem i w ten sposób opublikować coś niejako pod własnym nazwiskiem.

Wracając do kwestii opłacalności: nie bez znaczenia pozostaje fakt, że publikacje w języku kaszubskim, w tym także tłumaczenia, wpisują się w krąg działań mających na celu wspieranie języka regionalnego zagrożonego wymarciem i objętego ochroną na mocy ustawy z 6 stycznia 2005 roku. Przedsięwzięcia ukierunkowane na ocalenie języka kaszubskiego mogą być z kolei finansowane z budżetu państwa. W tym kontekście nikt już nie stawia pytania, czy dany przekład jest komuś potrzebny i czy będzie miał czytelników. Kluczowy pozostaje fakt opublikowania go w języku kaszubskim. Nie porusza się się również kwestii jakości samej pracy tłumaczeniowej, która zasadniczo rzadko bywa weryfikowana na etapie prac wydawniczych. Bez większego znaczenia pozostają też realne kompetencje translatorskie autorów, nie mówiąc już o znajomości przez nich języków oryginałów. Dopiero po opublikowaniu dzieła czytelnik czy badacz zajmujący się translatologią są w stanie zauważyć, że dany przekład to w istocie „tłumaczenie tłumaczenia”, wykonane nie z języka oryginału, lecz z wcześniej opublikowanego polskiego tłumaczenia tego samego dzieła.

Paradoksalnie, w obecnej sytuacji prawnej publikowanie po kaszubsku – czyli na pierwszy rzut oka w nieopłacalnym mikrojęzyku – w istocie się opłaca. Zarówno z perspektywy ekonomicznej, jak i w kontekście osobistego sukcesu. Amatorscy autorzy kaszubskich tłumaczeń, podobnie zresztą też twórcy literatury, mają szansę w dość łatwy sposób zaistnieć w świecie literackim i obracać się w towarzystwie artystów i twórców kojarzonych z kulturą wysoką.

Oprócz korzyści osobistych i ekonomicznych nie można pominąć wartości ideowych, które w przypadku niektórych autorów tłumaczeń nadal przebijają się na pierwszy plan. Przed 2005 rokiem tłumaczenia przede wszystkim miały funkcję symboliczną i służyły zamanifestowaniu przywiązania do rodzimej mowy. Po 2005 roku pobudki ideowe nie wygasły, choć obok nich zaczęły się pojawiać – a nieraz wysuwać na pierwszy plan – opisane wyżej inne typy motywacji, których nie należałoby tu poddawać ani ocenie, ani osądowi. W rzeczywistości prawdopodobnie autorzy kaszubskich tłumaczeń kierują się zazwyczaj kilkoma czynnikami mobilizującymi ich do podjęcia pracy przekładowej na język regionalny.

Warto też dodać, że we współczesnej zglobalizowanej rzeczywistości tłumaczenia na język kaszubski – i analogicznie: na inne mało- lub nieopłacalne mikrojęzyki – stały się wyraźną formą stawiania oporu wobec kultur i języków silniejszych. Tym samym kaszubska działalność tłumaczeniowa wpisuje się postulaty podwyższenia prestiżu dość nisko postawionego w hierarchii lingwistycznej języka regionalnego, zdominowanego przez języki bardziej liczące się na światowej arenie. Trzeba zauważyć, że w obecnych realiach nawet twórczość amatorska jest w stanie przynajmniej w jakimś zakresie odegrać tę rolę, przyczyniając się do wzmocnienia statusu kaszubszczyzny.

Kiedy rozpatruje się sprawę wielowątkowo, staje się oczywiste, że tłumaczenia na języki nieopłacalne mogą tylko pozornie przechylać szalę strat. W rzeczywistości najmniej opłacalnym aspektem kaszubskiej działalności tłumaczeniowej okazuje się to, że tworzy się przekład mimo – dającego się z dużym prawdopodobieństwem przewidzieć – braku czytelnika. I ostatecznie w całym ogromnym nakładzie wysiłku tłumaczowi może się nie opłacić właściwie tylko to, że tworzy tłumaczenie już z założenia opatrzone statusem „nieczytane”…

Hanna Makurat-Snuzik

Hanna Makurat-Snuzik

Profesor Uniwersytetu Gdańskiego i wykładowca Uniwersytetu WSB Merito, doktor habilitowana nauk humanistycznych z zakresu językoznawstwa. Absolwentka czterech filologii (polonistyki, anglistyki, rusycystyki, slawistyki) i filozofii. Z wyróżnieniem obroniła pierwszy doktorat napisany w języku kaszubskim. Autorka kilku książek, między innymi monografii Problemy przekładu na język zdominowany i podręcznika Gramatika kaszëbsczégò jãzëka. Naukowo zajmuje się przekładem, komparatystyką lingwistyczną, dydaktyką i językami regionalnymi, zwłaszcza językiem kaszubskim. Realizuje też pasje artystyczne, jest laureatką konkursów i stypendiów literackich, wydała trzy tomiki wierszy: Intimné mònolodżi. Monologi intymne, Testameńtë jimaginacji, Chléw. Ponadto tłumaczyła teksty z języka polskiego, serbskiego, rosyjskiego i słoweńskiego.

udostępnij:

Przeczytaj także:

Powtórka z patrzenia – wersja kaszubska Powtórka z patrzenia – wersja kaszubska Powtórka z patrzenia – wersja kaszubska
Helena Hejman

Powtórka z patrzenia – wersja kaszubska

Nie ten las, w który chciałbym iść Nie ten las, w który chciałbym iść Nie ten las, w który chciałbym iść
Marta Pilarska

Nie ten las, w który chciałbym iść