Co ty tak właściwie robisz?

Ilustracja: Bartek Brosz

Takie pytanie – czasem wypowiedziane wprost, a czasem zawarte w wymownym spojrzeniu – pada, gdy przedstawiam się jako redaktorka. Zwykle uściślam: zajmuję się redagowaniem książek. Polega to, mówiąc w największym skrócie, na ich czytaniu, sprawdzaniu i poprawianiu, zanim zostaną wydane. Ale jest w tym zawodzie jeszcze coś nieuchwytnego: opieka nad rodzącym się utworem, w moim przypadku – najczęściej literackim.

Poprawianie błędów to tylko część mojej pracy, ale to właśnie ten jej element sprawia, że czasami w moich rozmówcach i rozmówczyniach zaczyna kiełkować strach. Obawiają się, że będę poprawiać błędy w ich wypowiedziach, więc na chwilę milkną. Po krótkiej wymianie spojrzeń i półsłówek już wiem, że osobie, która miała nieszczęście zadać mi pytanie o zawód, właśnie wirują w głowie wszystkie przykre wspomnienia z lekcji języka polskiego. Czuję się wtedy jak klaun, który kiwa się ponad swoją ofiarą i z każdym ruchem robi się coraz większy, bo potężnieje dzięki jej rosnącemu strachowi. Postanowiłam przeciwdziałać tej pętli niedomówień – i tak narodził się ten felieton.

Zanim przejdę do sedna, napiszę, co wydarzy się, kiedy uznam, że tekst jest gotowy i wyślę go do redakcji „Miasta Literatury”. Otóż zostanie on zredagowany przez moją koleżankę po fachu i znawczynię tematu Małgorzatę Ogonowską. A dlaczego tak się stanie – czy jako redaktorka nie mogłabym sama sobie swojego tekstu zredagować? – to już wyjaśniam poniżej.

Błędy

Językiem pisanym posługujemy się na co dzień wszyscy w mniejszym lub większym stopniu, niektórzy tylko prywatnie, inni też zawodowo. Niezależnie od stopnia znajomości języka polskiego wszystkim nam zdarza się robić błędy. Również osobom, które z pisania żyją. Błędy są wynikiem pośpiechu, roztargnienia, wadliwej pamięci, czasem – nie ma się czego wstydzić – niewiedzy. Popełniane są nieświadomie, w chwili pisania ich nie dostrzegamy lub je ignorujemy, aby skupić się na sednie przekazu.

Czy zdarza się, że czytacie swoje SMS-y lub e-maile przed wysłaniem? To jest autoredakcja, którą stosują w pracy również pisarze i pisarki. Po niej przychodzi czas na redakcję, czyli na przeczytanie tekstu przeznaczonego do publikacji jeszcze przez kogoś z zewnątrz. Dzięki temu autor_ka otrzymuje informację zwrotną o swoim utworze i ma jeszcze szansę coś w nim zmienić. Im tych zewnętrznych czytelników jest więcej, tym większe prawdopodobieństwo, że efekt końcowy – opublikowana książka – będzie wysokiej jakości. Niezbędne minimum to dwie–trzy osoby, a w wypadku zaawansowanych tekstów naukowych czy fachowych może ich być jeszcze więcej.

W czasie pisania popełniamy różne rodzaje błędów: ortograficzne (*żadko) lub literowe (*milość), interpunkcyjne (*mimo, że), stylistyczne (*siedząc na łóżku, zerknęła za okno), logiczne (*Zgasiłam światło. Padłam na łóżko i nawet nie zgasiłam światła), rzeczowe (*film wyreżyserował Adam Wajda) i wiele innych. Wszystkie one, zwłaszcza jeśli jest ich dużo, nie tylko wpływają na jakość tekstu, ale także utrudniają lub wręcz uniemożliwiają jego czytanie. Chodzi więc o to, aby było ich jak najmniej. Z mojego doświadczenia wynika, że książek całkowicie bezbłędnych nie ma, ale na pewno są takie, w których przeciętny czytelnik żadnego błędu nie wyłapie.

Dobre oko i czujność to podstawy pracy redaktorskiej.

Logika

Zdarza się, że błąd kryje się w nieoczywistym miejscu. Proszę wyobrazić sobie scenę zaręczyn w restauracji opisaną takim zdaniem: „Chwila grzebania w torebce i oto jest, zamszowe pudełeczko z pierścionkiem”.

Na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że wszystko jest w porządku. Gdy w następnym rozdziale okazuje się, że oświadczał się mężczyzna, który przyszedł do restauracji ubrany w garnitur i nie miał ze sobą żadnych dodatków, torebka wzbudzi wątpliwości. Ta drobna nielogiczność okazała się efektem kalki językowej, którą tłumacz przeoczył w procesie autoredakcji: w języku oryginału kieszeń i torebkę określa się tym samym wyrazem.

Dobre oko i czujność to podstawy pracy redaktorskiej. Przydaje się też dobra pamięć.

Estetyka

W redagowaniu tekstu chodzi nie tylko o poprawność. Dobrze, jeśli przekaz jest też dopracowany stylistycznie. Redaktorka wygładza tekst naukowca, który posługuje się naturalnym dla siebie żargonem i czasami zapomina, że akurat ten artykuł pisze dla zwykłych ludzi; usuwa ze zdań zbyt liczne ozdobniki, które bywają zmorą początkujących pisarzy i pisarek; szuka zamienników dla powtarzających się wyrazów i niemiłych dla ucha aliteracji czy niezamierzonych rymów (*Tańczyła walca w spektaklu, który miał premierę pod koniec marca).

Styl – nie tylko w beletrystyce – powinien pasować do opowiadanej historii. Jeżeli w utworze najważniejsza jest treść, jak chociażby w publikacjach non-fiction, to w takim wypadku zwykle lepiej sprawdza się język neutralny, dążący do precyzji. W więzieniu sprawdzi się gwara więzienna, a na balu u hrabiego w dziewiętnastowiecznej Anglii powinno być wytwornie. Pisarz czy pisarka tworzą język, jakim posługują się ich postaci, a redaktorka przeradza się w stylistkę: uzupełnia strój o brakujące dodatki i czuwa nad tym, aby stylizacja nie była przesadzona.

Dobre oko i czujność to podstawy pracy redaktorskiej. Przydaje się też dobra pamięć i wyczucie językowe.

Dystans

Pojęciem, które spaja wszystkie elementy pracy redaktorskiej, jest dystans. Autor czy autorka mają do swojego tekstu osobisty stosunek: na jego napisanie poświęcili dużo czasu, niekiedy zamieścili w nim jakieś prywatne historie, przeczytali go już mnóstwo razy. Zdarza się, że mówią o swoich książkach jak o dzieciach. Nie widzą błędów, potknięć czy niedociągnięć, bo zdążyli się z nimi oswoić. Aby jednak usterki te nie raziły czytelnika, potrzebna jest redakcja tekstu.

Czasem redaktorka porusza się między zdaniami stępa: elegancko dostawia przecinek tu czy tam, przestawia szyk wyrazów w zdaniu niczym figury na szachownicy. Czasem cwałuje przez tekst, zostawiając za sobą czerwoną smugę trybu śledzenia zmian. Ani pierwszy, ani drugi przypadek nie świadczą o jakości pisarstwa, z jakim ma się do czynienia: autor czy autorka pierwszego tekstu może pisać równie słabe lub równie wybitne utwory jak ktoś, kto stworzył drugi z tych tekstów.

Redagowanie opiera się w dużej mierze na wykreślaniu powtarzających się treści i zbędnych akapitów oraz na skracaniu przegadanych zdań. Osoby autorskie nie zawsze dostrzegają potrzebę wprowadzenia w tekście zmian, ale doceniają wkład, jaki wnosi do niego redaktorka, nawet jeśli ten wkład polega głównie na uszczuplaniu.

Dobre oko i czujność to podstawy pracy redaktorskiej. Przydaje się też dobra pamięć, wyczucie językowe i umiejętność negocjacji.

Uwierz w ducha

Prawdopodobnie nigdy się nie dowiecie, jaki był wkład pracy redaktorki w wasze ulubione książki. Żadna autorka ani żaden autor się do tego nie przyznają, a szanująca się redaktorka nie zdradzi, co u kogo poprawiała i w jakiej ilości. Jedyny sposób docenienia naszej pracy to zauważenie, czego nie ma, a mogłoby być. Jeśli nie widać błędów, tym lepszą pracę wykonałyśmy.

W przeciwieństwie do osób, które utwór napisały lub przetłumaczyły, redaktorzy nie są współautorami książki, a ich praca nie jest objęta prawem autorskim. Wraz z korektorkami stanowią jednak niezbędne wsparcie dla autora lub tłumacza, a ich nazwiska znajdziecie w stopce redakcyjnej. Te osoby to część całej machiny wydawniczej, dzięki której powstaje książka.

Przez ogromną część wydawnictw redakcja i korekta są coraz bardziej ograniczane (z jakiego powodu, to już zupełnie inna historia). Niegdyś książkę przed publikacją czytało kilka osób po kilka razy, dziś często dzieje się to zaledwie raz lub dwa. W dodatku redaktorki i korektorki bardzo rzadko pracują w wydawnictwach na etacie, dominują inne formy zatrudnienia, a związane z tym niedogodności sprawiają, że z rynku znikają cenne dla branży osoby. Tracą na tym czytelnicy i czytelniczki, którzy dostają książki gorszej jakości, niż mogłoby to być (przy czym gorszej nie zawsze oznacza złej).

Zbiór zasad rządzących językiem polskim, wraz z wyjątkami, jest bardzo pojemny, ale można się go nauczyć. Gdyby redagowanie ograniczało się tylko do tych prostych reguł, zapewne mogłaby nas zastąpić sztuczna inteligencja. Nie sądzę, że dojdzie do tego w nieodległej przyszłości, bo to praca na żywym organizmie, na który składają się tekst, autor lub autorka i czytelnicy.

Trudno postulować o widzialność, kiedy nie można się publicznie pochwalić efektami swojej pracy. Musicie nam jednak uwierzyć na słowo: bez nas wasze czytanie nie będzie takie samo.

*
PS 1: Redagowanie tekstów to zajęcie wyraźnie sfeminizowane, dlatego posługuję się w tym tekście formami „redaktorka” i „korektorka”, choć mam na myśli również redaktorów i korektorów.

PS 2: Wszystkie przykłady błędów użyte w tekście są autentyczne. Niektóre zostały lekko zmodyfikowane, aby uniemożliwić ich wytropienie w wersjach już opublikowanych.

Urszula Obara

Urszula Obara

Czytelniczka i redaktorka, w obu dziedzinach szczególnie oddana prozie feministycznej. Mieszkanka wielu miast, z których tylko Gdańsk podbił jej serce. 

Bartek Brosz

Bartek Brosz

Ilustrator, autor rysunków prasowych, komiksów, grafiki do gier komputerowych, mobilnych i planszowych.

Urodził się w 1974 roku w Gdańsku. Rysunku uczył się na zajęciach plastycznych pod okiem olsztyńskich artystów Mirosławy Smerek Bieleckiej i Tadeusza Piotrowskiego. Edukację rysunkową kontynuował, studiując architekturę na Politechnice Gdańskiej. Jako rysownik debiutował jeszcze w liceum, w 1991 roku na łamach „Gazety Olsztyńskiej”. Współpracuje z oficynami: Adamada, Gdańskie Wydawnictwo Oświatowe, Presscom, Literatura, Nasza Księgarnia.

Jest autorem książek dla dzieci oraz ilustracji do kilkudziesięciu książek i podręczników szkolnych. Jego książki zostały wydane w Polsce, Turcji, Chinach, Rosji i Zjednoczonych Emiratach Arabskich.

Poza rysowaniem jego pasją jest muzyka. Komponuje i pisze teksty piosenek. Jest autorem muzyki ilustracyjnej do gier komputerowych. Jego pierwszy zespoł to trójmiejska formacja Pomidory. Obecnie gra w zespołach The Paperbags, The Waterforge oraz Kretti & the Little Moles.

Wraz z rodziną i kotem mieszka w Gdańsku-Wrzeszczu.

udostępnij:

Przeczytaj także:

Co kot naczytał… Co kot naczytał… Co kot naczytał…
Marta Pilarska

Co kot naczytał…

Świadomość sztucznej inteligencji Świadomość sztucznej inteligencji Świadomość sztucznej inteligencji
Aleksandra Kozłowska

Świadomość sztucznej inteligencji