Był sobie w Gdańsku Lwi Zamek. Zburzyła go radziecka armia. Zbudowano nowy. Przez 60 lat Rosja, najpierw sowiecka, potem federacyjna, uczyła w nim rozumieć, za co kochamy Rosję. Teraz zaczyna się nowa historia Zamku. Ale o Rosji nie zapomnimy tu nigdy.
Na arenie historii politycznej miejsce zwane Lwim Zamkiem, współczesnym gdańszczanom znane także jako Dom Rosyjski, pojawia się w roku 1411, kiedy Krzyżacy mordują właściciela kamienicy, Bartela Grossa, a jego żona publicznie znieważa komtura, co w zamieszaniu po bitwie grunwaldzkiej i w konkurencji do naprawdę wielkiej polityki zadziwiająco skutecznie przebija się do miejskiej legendy. Wiele lat potem, w roku 1569 (Korona i Litwa zawierają właśnie Unię Lubelską – o tym kiedy indziej) na miejscu starej zostaje zbudowana nowa kamienica. Nastają lata największej świetności Lwiego Zamku, wizyty królewskie, przepych. Od lat trzydziestych do sześćdziesiątych XIX wieku mieści się tutaj księgarnia. A później też sklep spożywczy, kasyno dla oficerów, drukarnia, kantorek z towarem z lnu, wytwórnia parasoli, sklep konfekcji damsko-męskiej i owocowo-cytrusowy, salon samochodowy, bar szybkiej obsługi i restauracja. Słowem – dzieje się tutaj Gdańsk. Aż w końcu przychodzi Związek Radziecki.
28 marca 1945, po zdobyciu miasta, jak opisuje Mieczysław Abramowicz („30 Dni” 2000, nr 3), rozpoczyna się „planowa, dobrze zorganizowana sowiecka zagłada Gdańska. (…) Wiele osób zamordowano, w bestialski sposób gwałcono kobiety i dziewczęta. (…) śródmieście 28 marca było zniszczone w 50 procentach [po wcześniejszych bombardowaniach – MH], ale nadawało się do odbudowy. Po tygodniu było całkowicie zniszczone i splądrowane. (…) jeszcze przez długie miesiące wśród gruzów znajdowano setki trupów. Śródmieście Gdańska zostało zniszczone w 90 procentach, ponad sześć tysięcy domów przestało istnieć, około 1300 budynków bardzo poważnie ucierpiało. Według niepełnych danych z 15 lipca 1945 roku, w całym Gdańsku zniszczono 19 665 budynków (w tym mieszkalnych – 15 600, gospodarczych – 3160, przemysłowych – 535). Zniszczone były centra Wrzeszcza, Nowego Portu, Stogów. Spośród 17 zabytkowych kościołów Starówki bardzo poważnie ucierpiało 14. Sowieckie pożary strawiły zabytkowe budowle śródmieścia”. Wśród nich, oczywiście, także Lwi Zamek.
Zmielenie miasta takiego jak dawny Gdańsk, choć dla radzieckich generałów zabawa zapewne przednia, nie było jednak, jak wiemy, zadaniem stricte rozrywkowym. Cmentarna pustynia dymiącego gruzu była scenografią lepiej pasującą do bezsensownej rzezi i systemowych gwałtów niż perły gotyckiej i renesansowej architektury, strzeliste świątynie i dumne kupieckie aleje – miasta nie niszczyli przecież wyczuleni na takie detale esteci.
Tak wtedy, jak teraz żyjemy wewnątrz niebezpiecznych metafor. I Rosja, i Zamek – jako formuły terytorialnej przemocy, siłowy sposób na organizację zbiorowej wyobraźni – próbują mocą spektakularnych gestów wybić nam z głowy kwestionowanie Rosji (jako idei) na pokolenia. Działa to niemal zawsze tak samo: trzeba sprawić, by Gdańsk, Grozny, Aleppo, Mariupol uznały majestat, zbawienność Rosji. Bo przecież nie ma, nie może być miru lepszego. Jak mawiał Tom Shelby w przypływie szczerości: „bierzemy, bo możemy”. Popatrzcie na mapę – taki areał, od Królewca po Władywostok, nie urósł na seminarium z wątpliwości. Nie zajęli go obrońcy królestwa bez kresu i miasta popiołów, Hektorowie i Gilgamesze, autorzy Innego świata i Zniewolonego umysłu. Kartografem tego świata jest ruski gwałciciel, który uzurpuje sobie status najwyższego prawodawcy, źródła jedynie słusznych wartości.
W posłowiu do Zamku Franza Kafki Grzegorz Jankowicz, relacjonując antyczne postrzeganie pojęć potrzebnych mu (Jankowiczowi) do zbudowania kontekstu dla dzieła Kafki, przypomina, że „decyzja o osiedleniu się na danym terytorium (…) była jednym z najdonioślejszych wydarzeń w życiu wspólnoty (…) dopiero wtedy jednostki należące do owej wspólnoty nawiązywały ze sobą właściwą więź (…). Zajmując teren, wykreślano granicę, która nazywana była nomos. (…) Dziś rzeczownik ten tłumaczymy jako ‘prawo’ (…) prawo pojawiało się nie wtedy, gdy grupa ludzi umawiała się w sprawie reguł, które będą obowiązywać jej członków, lecz z chwilą gdy wytyczano granice terytorium. Linia ta miała charakter święty i nie można jej było ani bezkarnie przekroczyć (…) ani zacierać”.
Żeby nie zgubić wątku – Zamek jest zasadą, zmaterializowanym nomos, jak Rosja (idea Rosji). Rosja jest prawem, więc wszystko musi być Rosją: powinien być jeden naród, jedna myśl, wspólne, powszechnie zgwałcone terytorium. Nic nie jest prawdziwe, nic nie jest lepsze. Święte są tylko granice Rosji, ale ponieważ Rosja nie ma, nie może mieć granic, święta jest tylko idea Rosji. Gdyby się z tym pogodzić, albo przynajmniej to uznać (jak K. uznaje istnienie sądu czy urzędników zamku), można by przestać się miotać, prawda? Skoro Rosja już tu jest, siedzi głęboko w nas, to czemu nie przyznać jej racji. Skoro Rosja to sprawiedliwa przemoc, która porządkuje nam świat, to po co się bawić w wolność – bez prądu po nalocie, bez węgla w piwnicy. Czemu nie uznać w nas Rosji? Czemu nie odnieść nad sobą zwycięstwa ostatecznego, które podpowiadają choćby autorzy Nienasycenia czy Uległości?
Wróćmy do wiosny 1945 roku i do relacji Mieczysława Abramowicza: „Już w pierwszych dniach po «wyzwoleniu» Gdańska zaczęło się, zrazu «spontaniczne» i chaotyczne, wypędzanie dotychczasowych mieszkańców miasta. (…) pierwsze indywidualne wyjazdy Niemców gdańskich z ich rodzinnego miasta miały miejsce już w kwietniu. Jednak na początku maja sprawa przesiedlenia ludności niemieckiej nabrała rozpędu. Bezwzględną walkę z «germańskim żywiołem» zapowiadali w oficjalnych wystąpieniach wysocy urzędnicy państwowi: «Oświadczam, że w najbliższym czasie niemcy [wówczas to słowo pisano małą literą! – Mieczysław Abramowicz] będą wysiedleni z naszych ziem. Wszyscy niemcy! (…) Brzydzimy się tych ludzi, którzy wykazali tak straszny upadek etyki. (…) Przez niemców nasze miasta przybrzeża cierpią głód. Żywność musimy mieć przede wszystkim dla osiedleńców i dla nas» – tak w wywiadzie dla «Dziennika Bałtyckiego» z 16 maja tłumaczył konieczność wysiedlenia Niemców wojewoda gdański Anatol, a minister administracji publicznej pułkownik Edward Ochab doprecyzował kilka dni później (25 maja) również na łamach «Dziennika»: «Polska po raz pierwszy w dziejach zostanie całkowicie uwolniona od destrukcyjnego elementu germańskiego»”. Tak, Polska tylko dla Polaków.
Jakie to powtarzalne. Wystarczy odczłowieczyć dowolnie wybraną grupę – tym razem na przykład wybrać Niemców na Żydów – żeby myśleć dokładnie tak samo jak ci, których właśnie pokonaliśmy. To ten sposób myślenia jest Rosją (faszyzmem, raszyzmem), nosimy tę Rosję w sobie i wyjdzie nam ona bokami, jeśli nie będziemy umieli się jej przeciwstawić. Te oczywistości muszą powrócić do naszej rozmowy. Musimy to zagrożenie dostrzec, dobrze je rozumieć. Musimy się przygotować na etap następny, bez tego tej większej wojny nie da się wygrać. Tak, oczywiście, najpierw musimy wygrać tę mniejszą. Jeśli wspólnie nie obronimy teraz Ukrainy, w ogóle nie będzie o czym mówić.
W jednym ze swoich esejów (Nadzieja i absurd w twórczości Franza Kafki, przeł. Joanna Guze) Albert Camus zauważa: „Wielką nadzieją K. jest, że Zamek go przyjmie. Ponieważ nie może tego osiągnąć sam, wszystkie jego starania, których celem jest zasłużenie na tę łaskę, zmierzają do tego, by (…) przestał być obcym (…) Chce pracy, domu, życia normalnego człowieka. (…) Chce uwolnić się od klątwy obcości”. Rewersem tej klątwy jest oczywiście opium przynależności. Napięcie między nimi wyzwala demony rzezi, nad którymi ludzkość nie panuje. Teraz trzeba zatrzymać Rosję, ale nie dajmy tymczasem urosnąć jej w nas za bardzo. Żebyśmy po wojnie nie rozplenili tu własnej Rosji.
Lwi Zamek, zniszczoną przez Rosjan kamienicę przy ulicy Długiej 35 w Gdańsku, częściowo zrekonstruowano w 1953 roku. Od lat sześćdziesiątych działały tam jednostki realizujące indoktrynację i kolonialną politykę sowieckiej, a następnie federacyjnej Rosji. Gdańsk wyprosił Rosjan z Długiej 35 w marcu 2022 roku. Pomieszczenia na parterze i pierwszym piętrze przeznaczono na działalność literacką oraz na projekty artystycznej współpracy międzynarodowej. Do symbolicznego przejęcia tej przestrzeni jesienią 2022 zaprosiliśmy artystów z Ukrainy. Tymczasem nie mamy w planach powrotu do sklepu owocowo-cytrusowego, manufaktury parasoli, tudzież kasyna dla oficerów – chociaż społecznej potrzeby żadnej z tych działalności podważyć nie sposób. Mamy tu swoją wojnę do wygrania, mamy wspaniałych Ukraińców, najlepszych na świecie specjalistów od Rosji, którzy nam pomogą rozmawiać o jej podstępnych wcieleniach, mamy całe to nasze zmęczenie i obojętność do odwrócenia. Łatwo nie będzie.
Będziemy tu pisać o tym, jak nam idzie budowa nowego Zamku. Dziś zaczynamy.