Za szlufkę

Drzeworyt Lucjana Kobierskiego, około 1927 (domena publiczna, źródło: Polona)
Drzeworyt Lucjana Kobierskiego, około 1927 (domena publiczna, źródło: Polona)

Recenzja książki Iwony Partyki Teodor Hoppe idzie do nieba (Amaltea, Wrocław 2020).

Zaczęło się od świni.

Do Teodora Hoppe przyszedł Dettlaff. Niemiec, z tej samej wioski, z zagrody obok. Nie widzieli się kilkanaście lat, ale Dettlaff przyszedł w ważnej sprawie. Najpierw pyta o swój pistolet, co jeszcze potem, w toku opowieści wypali, jak Czechowowska strzelba. A chwilę potem w rękę Teodorka wkłada konopny sznurek. Zdezorientowany Teodor patrzy na sznurek, biegnie wzrokiem na jego koniec i przeżywa szok. „Wiecie, co zobaczyłem?” – relacjonuje. „Świnię! Różową, szczeciniastą świnię!” (s. 11).

Teodor nie wierzy, że to przesyłka dla niego. No bo jak to? Świnia? Skąd? Od kogo? Dlaczego? Ale na świńskim boku wielkimi czerwonymi literami napisane jest jego imię i nazwisko. W pełnym brzemieniu: Teodor Hoppe. I nagle dociera do niego prawda: tylko ona jedna mówiła do niego Teodor. Nie „Teodorek” – jak inni; nie „Teodork” – jak Dettlaff. Tylko właśnie tak: „Teodor”. I już chce biec do niej, do tej jedynej, bo nagle uświadamia sobie, że coś jej obiecał, dawno temu, ale nie dotrzymał obietnicy, i że teraz ma szansę, by to naprawić. „To była miłość, o której niejeden z was, gdyby nie wiedział, pomyślałby, że niemożliwa, a jednak wydarzyła się ona naprawdę” (s. 15).

Bo jeszcze wcześniej zaczęło się od beczki. „I jak ja tam kiedyś przy drodze ujrzałem, a nie zapomnę tego nigdy, jak schylona marchew wyrywała, moje garbate serce w moim garbatym ciele od razu mi powiedziało, że to ta” (s. 24) – wspomina Teodor. Nie wierzył, że taka kobieta jak Betinka, może zwrócić uwagę na takiego mężczyznę jak on. Ale jej widok go koił, jej widok go elektryzował. Jego marzeniem było tylko na nią patrzeć, cały dzień, jak najdłużej. I patrzył na nią ze swojej beczki. Ta beczka służyła kiedyś babce Teodorka do kiszenia kapusty, ale zbyt mocno się rozlazła. Pewnego dnia Teodorek wlazł do niej i stwierdził, że pasuje do tej beczki jak ulał, że garb w beczce układa się, jak powinien, że on, Teodorek, widzi cały świat, ale świat nie widzi jego.

Bo już zupełnie na początku zaczęło się od garba. Garb Teodor miał od urodzenia. I cała wieś wołała za nim „garbaty Teodorek”, naśmiewali się z niego, posądzali, że nie tylko garb, ale i rogi mu jeszcze urosną, odmawiali rozumności, szydzili, bili. Raz nawet ktoś do Teodorkowego garba strzelił. Rodzice chodzili z synem do lekarza, dawali na tacę, ale garb nie znikał. Pogodzili się więc po części z tym garbem i prosili jedynie, żeby Teodorek ludziom pod oczy nie szedł.

Ale Betuśka zakochała się w Teodorze, w jego garbie, we wszystkim, czym był Teodor. A teraz wysłała do niego Dettlaffa z prezentem. I Hoppe wyruszył w drogę, do swojej ukochanej, bo była najważniejszą osobą w jego życiu, ale też dlatego, że kiedyś jej coś obiecał i teraz pragnął wreszcie spełnić obietnicę.

To powieść drogi. Są przygody, niespodziewane zwroty akcji, humor i groza. Jest tajemnica. Jak w większości tego typu historii wędrowcowi ktoś towarzyszy – z Teodorem idzie w świat świnia, którą ten ciągnie na sznurku przeplecionym przez szlufkę spodni. Świnia, której przecież nie mógł zostawić na środku drogi, która wkrótce będzie mu przyjaciółką i dostanie imię Rosa – na część porannej rosy, w której Teodor zobaczył swoje odbicie.

To powieść drogi, a droga jest do myślenia. I po to, żeby wspominać. Teodor idzie, by snuć swą opowieść. Bo historia musi zostać opowiedziana. Ta mała, osobna, prywatna – historia miłości dwojga ludzi: garbatego Teodorka i ogromnej jak góra Betinki. Ale musi też zostać opowiedziana historia wielka – dwie wojny światowe, źli Niemcy, okrutni Rosjanie, niszczeni Żydzi, podziały, które biegną przez kaszubską wieś. Samo się to nie opowie. Więc Teodor bierze na swój garb tę powinność i prowadzi nas przez czasy, gdy we wsi przez płot mieszkał Kaszub i Niemiec i dobrze im się obok siebie mieszkało, oraz przez czasy, gdy Niemiec zaczął szyć czarno-czerwone flagi i już nie było tak dobrze mieszkać obok siebie. Gdy z miasteczka, do którego Betinka i Teodorek pojechali po materiał na suknię ślubną, zginął nagle zegarmistrz o żydowskim wyglądzie i nazwisku.

To książka o nieporozumieniach. O nie-miłości sąsiadów. O różnicach. I o wojnie, która wybucha i dzieli nagle ludziom świat na pół.

To książka o poniżaniu i o nieprzystawaniu. Ani Betinka, ani Teodor nie są wymiarowi, wpisani w ramy, docięci. Każde z nich wystaje, żadne nie mieści się na obrazku. Każde z nich cierpi. Teodor od najmłodszych lat wyzywany, wyśmiewany, owszem, kochany przez rodzinę, ale miłością trochę kaleką, ułomną, bo zanieczyszczoną wstydem i niezgodą. Nie biorą go takim, jaki jest. Gdyby tylko byli władni, zmieniliby Teodora od stóp do głów, naprostowali, wyprostowali, żeby był jak od linijki. Betka też, gdy tylko może, chowa się w domu. Albo w lesie, gdzie jej nie widać. Zawsze sama. Zawstydzona. Niedowierzająca, że komuś może się spodobać. Przeogromna. Betina Góra przezywana „górą”. Być może dlatego tych dwoje tak dobrze do siebie pasuje. Być może odnaleźli się, bo na tym polega miłość – znaleźć kogoś, kto zajrzy do twojego wnętrza i zobaczy, że w środku wszystko idealnie się mieści.

To książka o przeciwnościach losu. O tym, jak się piętrzą – jedna na drugiej narastają, jak grzyb jakiś, jak nowotwór, i trzeba je wycinać co i rusz na nowo. To nie takie proste – z ciążącym garbem na plecach, z nieustającym bólem, ale nieproste nie oznacza niemożliwe. Teodor to bohater nieustępliwy, silny i zdeterminowany. A do działania pcha go miłość.

Bo to książka o miłości. Takiej do pozazdroszczenia, jak z książek. Wielkiej, największej. To historia o pokrewieństwie dusz. O wyłuskiwaniu nawzajem nieba, łąki i kwiatów ze swoich oczu. O odsuwaniu na bok wszelkich „co ludzie powiedzą” i „nie wypada”, na rzecz „kocham cię” i „jesteśmy dla siebie stworzeni”. O całej tej banalności uczucia, którego w gruncie rzeczy wszyscy pragniemy. Ale podana niebanalnie, bo bohaterowie są zupełnie niecodzienni.

I tak kibicujemy temu swoistemu jurodiwemu, tak zaklinamy drogę, żeby mu się nie kręciła zanadto, żeby już do tej Betinki go doprowadziła, żeby już nic złego mu się nie przydarzyło.

No i trzyma nas przy nim tajemnica – bardzo chcemy się dowiedzieć, co niesie swojej Betince za pazuchą, co swojej Betince obiecał i co właściwie się stało, gdzie się zgubiła ta wielka miłość. Partyka przywiązuje nas do szlufki Teodorka zupełnie jak Rosę. Idziemy krok w krok za nimi. Dba o to, żebyśmy nie zboczyli z drogi, nie zawrócili, nawet jeśli się zmęczymy lub zgłodniejemy. Idziemy dalej, bo rzuca nam okruchy: jest mistrzynią odkrywania tajemnic po troszeczku, po kawałku. Już prawie widzimy, jaki kształt ma prezent dla Betinki, ale w ostatniej chwili Teodor wsuwa go głębiej do kieszeni. Już prawie wiadomo, co się między nimi wydarzyło, ale okazuje się, że to wcale nie tak, jak myśleliśmy. Albo nagle zdradza nam, że Teodor i Betka mieli córkę. I że do niej także spieszy się garbaty bohater. I chcemy szybciej już być na samym końcu tej drogi, zobaczyć ich przywitanie, sprawdzić, czy Betinka czeka, czy Ania czeka.
A potem jest koniec i niemiejemy, bo nie spodziewaliśmy się, że to będzie właśnie tak…

I siadamy zamyśleni na końcu tej drogi, na końcu tej książki, pewnie z niejednego oka leci łza.

A czy to łza radości, czy żalu, to już muszą sprawdzić ci, którzy jeszcze nie poszli za Teodorem Hoppe do nieba.

Marta Pilarska

Marta Pilarska

Nauczyła się czytać na szyldach reklamowych, oglądanych przez szybę autobusu w drodze do przedszkola. Miłośniczka poezji i literatury dla dzieci. Propagatorka komiksów. Hucznie świętowała przyznanie Oldze Tokarczuk literackiego Nobla. Blogerka i bookstagramerka. Nawet w hasztagach używa polskich znaków diakrytycznych. Szuka miejsc, gdzie pała dzięcielina, i nie omija opisów przyrody w powieściach. Na co dzień można ją znaleźć w księgarni i wydawnictwie Marpress. Lubi wegańskie jedzenie i biwaki w miejscach bez dostępu do prądu.

udostępnij:

Przeczytaj także:

Powtórka z patrzenia – wersja kaszubska Powtórka z patrzenia – wersja kaszubska Powtórka z patrzenia – wersja kaszubska
Helena Hejman

Powtórka z patrzenia – wersja kaszubska

Scyzoryk zgubiony przy rzece Brda Scyzoryk zgubiony przy rzece Brda Scyzoryk zgubiony przy rzece Brda
Marta Pilarska

Scyzoryk zgubiony przy rzece Brda