Otwórz uszy

Projekt graficzny: Andrij Fil, ilustracje: Marta Dunder
Projekt graficzny: Andrij Fil, ilustracje: Marta Dunder

Rozmowa z Kingą Sygizman, Magdą Świerczyńską-Dolot, Katarzyną Michalak, autorkami książki Słuchaj, aby zrozumieć. Audioedukacja dla szkół (Fundacja Audionomia, Gdańsk 2024)

 

Kinga Sygizman – nauczycielka akademicka, wcześniej dziennikarka radiowa. Naukowe badania nad reportażem łączy z psychologią narracyjną. Prowadzi warsztaty audialne dla szkół, uczestniczy w projektach tworzenia audiodeskrypcji dla osób niewidomych i niedowidzących.

 

Magda Świerczyńska-Dolot – pracowała w Polskim Radiu i rozgłośniach prywatnych. Tworzy reportaże, audioprzewodniki i podcasty. W przedszkolach i szkołach prowadzi zajęcia z uważnego słuchania.

 

Katarzyna Michalak – od 1999 roku związana z Redakcją Reportażu Radia Lublin, którą kierowała w latach 2011–2018. Dwukrotna laureatka Prix Italia, na koncie ma także nagrody: Prix Europa, Grand Press, Prix Marulić, Złoty Mikrofon.

Aleksandra Kozłowska: Właśnie ukazała się wasza książka Słuchaj, aby zrozumieć. Audioedukacja dla szkół. Dlaczego ją napisałyście? 

Kinga Sygizman: Zaczęło się od obserwacji naszych dzieci. Są w podobnym wieku – przedszkole i początek podstawówki. Mojej Ninie nadmiar dźwięków w przedszkolu bardzo uprzykrzał życie. Na tyle, że nie chciała tam chodzić. Wracała z bólem głowy, rozbita, milcząca. Jak zaczęła się trochę bardziej komunikować – miała wtedy jakieś pięć lat – przyznała, że w przedszkolu jest po prostu za głośno.  

AK: Wyobrażam sobie – te wszystkie piski, wrzaski, przekrzykiwanie się… 

KS: Najpierw zaprowadzałam ją na ósmą, kiedy wszystkie dzieci są razem. I w tym właśnie krył się problem. Dopiero, gdy zaczęła przychodzić na dziewiątą, kiedy dzieci są już podzielone na mniejsze grupy, okazało się, że Nina funkcjonuje zupełnie inaczej. To uzmysłowiło mi, jakie znaczenie ma nadmiar bodźców. I to na każdym etapie rozwoju. W szkole mówi się trochę o dźwięku, czasami wprowadza się reportaż, ale to zajęcia na zasadzie jakiegoś bonusa, bez struktury, bez pogłębiania umiejętności uważnego słuchania. Stwierdziłyśmy więc, że trzeba coś z tym zrobić. 

Magdalena Świerczyńska-Dolot: Moja Kornelia chodzi teraz do trzeciej klasy. Ze szkoły wraca przebodźcowana, czasem agresywna – muszą minąć dwie godziny, żeby doszła do siebie. Wyobrażam sobie, że nie jest jedyna. W starszych klasach dochodzą telefony. W szkole mojej córki rada rodziców chce je wycofać, ale w wielu szkołach podstawowych przerwy to telefony komórkowe. A to nie wpływa dobrze na komunikację dziecięcą, na koncentrację. Dzieci przestają ze sobą rozmawiać. Siedzą obok siebie, ale funkcjonują w dwóch odległych światach. W szkole dzieciaki spędzają trzy czwarte czasu, dobrze, żeby były świadome ekologii akustycznej, tego, jak na nie działa otoczenie dźwiękowe szkoły – kiedy jest im dobrze, a kiedy czują się wkurzone. 

AK: A do tego potrzebna jest umiejętność uważnego słuchania. 

MŚD: Właśnie. Opracowując nasz poradnik, miałyśmy już za sobą trzy lata działań z audioedukacją. Pod szyldem naszej fundacji Audionomia przeprowadziłyśmy sporo warsztatów: w przedszkolach i podstawówkach (klasy 1–3, 4–8). Zajęcia te pomogły nam zrozumieć, jak dzieciaki odbierają dźwięki, na co powinnyśmy zwrócić uwagę, co im się podoba, co im się nie podoba. 

AK: Czym właściwie jest audioedukacja? 

MŚD: Wiele osób myli ją z edukacją muzyczną – z nauką czytania nut, rytmu, znajomości kompozytorów. Audioedukacja zaś skupia się na akustycznym otoczeniu człowieka, na budzeniu wrażliwości na audiosferę codzienności: domu, szkoły, podwórka… 

AK: Żeby świadomie rejestrować te dźwięki? Słyszeć ich źródła? 

MŚD: Tak. Żeby otworzyć uszy. W Słuchaj, aby zrozumieć dajemy solidną porcję teorii: czym jest zmysł słuchu, czym jest dźwięk, w jaki sposób i od kiedy go rejestrujemy, czym jest ekologia akustyczna… 

AK: Czym? 

MŚD: Środowisko, w którym żyjemy, staje się coraz głośniejsze, coraz bardziej zanieczyszczone hałasem. Ekologia akustyczna (termin stworzony przez Raymonda Murraya Schafera) – lub inaczej: ekologia dźwiękowa – dąży do eliminowania nadmiaru męczących bodźców słuchowych, stara się też chronić ciszę, jednocześnie stawiając na uważne, świadome słuchanie. „Słuchanie jest ważniejsze niż wydawanie dźwięków” – stwierdził kanadyjski kompozytor muzyki eksperymentalnej i performer Alvin Lucier. 

AK: Trudno się z nim nie zgodzić. 

MŚD: Dlatego oprócz dawki teorii proponujemy konkretne scenariusze lekcji: dziewięć godzin dla przedszkola, dwadzieścia pięć dla klas 1–3, dwadzieścia trzy dla 4–8. Ideałem byłoby, gdyby nauczyciel wyruszył z nami w dźwiękową podróż na poziomie zerówki i sukcesywnie przeprowadzał swoją klasę przez całą audioedukację. Naszym marzeniem jest też wejście tego przedmiotu do podstawy programowej. Bo audioedukacja idealnie się w tę podstawę wpisuje – udowadniamy to także w książce. Lekcje z audioedukacji można prowadzić na zajęciach z muzyki, na godzinie wychowawczej, przyrodzie. Dobrą przestrzenią jest też etyka, kiedy porusza się temat wartości moralnych, granic wolności, oazy ciszy, prawa do ciszy.  

AK: Potrzeba takich oaz musi być dziś naprawdę dojmująca. Marcin Dymiter, muzyk i producent muzyczny, zajmujący się między innymi field recordingiem, opublikował niedawno książkę Maszyny do ciszy [Wydawnictwo Części Proste, Gdańsk 2023]. Na stronie Audionomii polecacie też nagrania terenowe Izabeli Dłużyk i Marcina właśnie. Można posłuchać burzy, deszczu, dźwięków z rezerwatu Beka, ale i… berlińskiego metra. To prawdziwe odkrycia dla osób odbierających świat głównie wzrokiem. 

MŚD: Tak. Dlatego moim ulubionym scenariuszem zajęć z audioedukacji są spacery dźwiękowe, wyjście z nauczycielem poza teren szkoły. Jeżeli szkoła mieści się w otoczeniu drobnego lasku, to super, ale idealny jest też park czy skwer. W klasach 4–8 proponujemy aplikację – decybelomierz. Dzieciaki mogą same w różnych miejscach zmierzyć poziom hałasu, przekroczenie norm i ich konsekwencje dla zdrowia. Ale spacery dźwiękowe służą także relaksacji, której w szkole jest bardzo mało. To czyszczenie uszu z tego całego harmidru. Spacerujemy w ciszy, nastawiamy uszy, a po dziesięciu minutach dzieciaki mają wskazać pięć dźwięków, które usłyszały i zapamiętały. Chodzi o to, by uruchomić uważność, skupienie się na słuchaniu. Dwa dni temu byłam z moim reportażem o Elżbiecie Else Pintus [Śladami Else] – okey, nie jest ani łatwy, ani krótki – w pierwszej i drugiej klasie liceum. Przed emisją poprosiłam o odłożenie telefonów. Wytrzymali, ale było im bardzo trudno. Wiercili się, kręcili… a to przecież już młodzież. 

AK: Na stronie waszej fundacji mówi o tym Hubert Wińczyk. Opowiada o warsztatach nagrań terenowych, które prowadzi. Jego zdaniem pięć–siedem minut to minimum, żeby postać w jednym miejscu – zarejestrować śpiew ptaków albo jadący pociąg. A jednak uczestnicy często już po dwóch–trzech minutach są znudzeni, tracą potrzebę nagrania. „Współczesne społeczeństwo ma problem z koncentracją i skupieniem na jakichkolwiek treściach” – mówi Wińczyk. „I to dotyczy nie tylko dźwięku. To się tyczy też klipów. Jak się robi relacje wideo z jakichś wydarzeń, to coraz krótsze są standardy. Mówi się – rób krócej, bo ludzie nie obejrzą, dziesięciu minut nawet nie obejrzą”. A jeszcze niedawno słuchało się takich Floydów, którzy tworzyli utwory trwające ponad dwadzieścia minut. 

KS: Dlatego zależy nam na tym, żeby pojedyncze zajęcia wprowadzać już w przedszkolu, przyzwyczajać dzieci do słuchania. Zmysł słuchu jest przecież naszym pierwszym zmysłem. Co się dzieje, że go zatracamy? Wczoraj nagrywałam słuchowisko z klasą Niny, to pierwszaki. Nieustannie gadają, w autokarze rzucają kanapkami, „Proszę pani, bo Ania”… „Proszę pani, to czy tamto…” Wychowawczyni wypowiada tysiąc słów na minutę, cały czas musi je uspokajać, bo dzieci nie potrafią się skoncentrować. Potem przyznała: „Zrozumiałam, że trzeba nauczyć je słuchać. Im będzie łatwiej uczestniczyć w pracy w szkole, a mnie prowadzić lekcje”. 

AK: W waszym kompendium stawiacie też na kreatywność. 

KS: Tak, dzieci mogą przygotować słuchowisko albo pocztówkę dźwiękową. Na zajęciach w klasie pani Oli wzięłam Kubusia Puchatka. Podzieliłam kwestie na wszystkie dzieciaki, żeby każdy coś powiedział. W pewnym momencie pani Ola mówi: „Nie chcę, żeby pani nagrywała, te dźwięki takie jakieś suche, pójdziemy do lasu czy na plac zabaw, będziemy kopać jak królik w ogródku – i to będziemy nagrywać”. I o to właśnie chodzi! Bo dodatkowo mamy obserwacje przyrodnicze, potem montaż (a więc podstawową lekcję informatyki)… Ile dziedzin łączymy w jednych zajęciach. 

Katarzyna Michalak: Zaraz po studiach przez trzy lata byłam nauczycielką. Miałam wychowawstwo w klasach 4–8, robiłam z dziećmi słuchowiska, na przykład Powrót taty Mickiewicza. Fantastyczna zabawa! Konie, kopyta, zbójcy, wymyślaliśmy, jak oddać tętent… Teraz w pracy nad Słuchaj, aby zrozumieć najważniejsze były dla mnie sprawy, które prowadzą do namysłu nad relacjami, nad tym, jak ważne jest słuchanie w budowaniu porozumienia i bliskości między ludźmi. Wspomniałaś o Pink Floyd i długich utworach. Parę lat temu mieliśmy takie wydarzenie w Radiu Lublin: w zaciemnionym studiu, przez kolumny specjalnie sprowadzone z Londynu, szef muzyczny stacji Witek Jachacz odtwarzał Dark Side of The Moon. Przyszło kilkadziesiąt osób i leżąc w ciemnościach, słuchaliśmy tej analogowej płyty. Dla nas reportaż dźwiękowy jest właśnie takim zniuansowanym przekazem muzyczno-słownym. Głębokie słuchanie czyni nas lepszymi ludźmi. Wiem to, bo przez kilkanaście lat prowadziłam audycje z reportażem. Słuchacze dzwonili, żeby podzielić się uwagami. Zawsze wiedziałam, kiedy będą telefony, a kiedy nie. 

AK: Kiedy były?  

KM: Gdy głos został nagrany z bardzo bliska i gdy poprzez ten głos czytamy, co czuje bohater. Nagranie ludzkiego głosu buduje przepiękny most emocjonalny, który się tworzy między słuchającym i mówiącym.  

AK: Wśród dźwiękowych plików na stronie Audionomii bardzo mi się podobają te z emocjami zapisanymi w głosie, to, w jak różny sposób dziewczynka mówi, że lubi czarne koty. Z radością, smutkiem, złością… 

KS: To właśnie Nina! 

KM: Emocje słychać też w reportażach artystycznych. Nie zadomowiło się u nas w języku pojęcie „dokument dźwiękowy” czy „dokument artystyczny”. A my, jak mówimy o reportażu, to właśnie o takich Floydach. Jest jakiś temat, opowieść, ale bardzo świadomie opracowana, jeśli chodzi o użycie dźwięku. Dzięki temu tworzą się pewne warstwy meta. 

AK: Mamy dziś nadpodaż nadawców i komunikatów. Dominuje potrzeba: „Patrzcie na mnie, słuchajcie mnie”. Nadawania, nie odbioru. 

KM: Jakiś czas temu na TEDx obejrzałam wystąpienie Juliana Treasure’a, który zajmuje się dźwiękiem, w tym także dźwiękiem w biznesie. Jest też pasjonatem uważnego słuchania. W swych miniwykładach poleca między innymi pięć sposobów na to, jak lepiej słuchać. Kiedyś słuchanie było wspólnototwórcze. Gromadzono się przy ogniu czy stole biesiadnym i słuchano godzinami opowieści. Takie praktyki zostały wyparte przez „tyranię oka”, kulturę obrazkową. Treasure powiedział, że na Zachodzie właśnie tworzą się stowarzyszenia nauczycieli, pedagogów, którzy chcą przeforsować ideę włączenia audioedukacji do programów szkolnych. Widzą w tym ratunek dla cywilizacji, bo jak podkreśla Treasure: „Bez słuchania – nie ma zrozumienia. Bez zrozumienia – nie zbudujemy więzi”. 

MŚD: Nie zatrzymamy rozwoju technologicznego, nie jesteśmy też dziwnymi mamami, które chcą dzieciom zabrać telefony komórkowe. Namawiamy jednak do tego, aby w dobry sposób te telefony wykorzystać. W książce proponujemy wiele ćwiczeń z użyciem komórek i aplikacji, jak choćby wspomniany już decybelomierz czy dyktafon. Możesz nagrywać otoczenie, odsłuchiwać, porównywać – bo każde miasto, każda dzielnica brzmi inaczej – a następnie stworzyć własną playlistę, przeznaczoną dla siebie, relaksującą… Nie trzeba do tego nie wiadomo jakich sprzętów. 

AK: Czy zwracacie też uwagę na potrzebę ciszy? Czas najwyższy mówić – nomen omen – głośno o ekologii akustycznej. O ekologicznej segregacji i recyklingu odpadów wszyscy słyszeli, o zaśmiecaniu wspólnej audiosfery pewnie nie. Hałas przytłacza nas nie tylko w mieście, gdzie można go jeszcze uznać za część krajobrazu, ale i w terenie. Te sobotnie poranki na działkach na Kaszubach, kiedy zamiast rudzików i kosów słychać kosiarki, te dni nad jeziorem dudniące muzyką… Tęsknotę za ciszą, a właściwie samą ciszę, mogłoby w waszej książce oddać kilka stron zupełnie pustych, białych.  

MŚD: Fajnie! Tylko czy nie zostałoby to odebrane jako błąd w druku? 

AK: Jeśli nawet, byłoby intrygujące. Z takim zabiegiem spotkałam się w przepięknej książce Lew i ptak  Marianne Dubuc. Kiedy Ptak na zimę odlatuje, Lew zostaje sam. Jest mu pusto, smutno, samotnie. I są dwie puste kartki.  

KM: À propos tych białych kartek – w Audionomii forsujemy twierdzenie, że dobry reportaż dźwiękowy jest nieprzetłumaczalny na inne medium. Bardzo trudno jest pisać o dźwięku, jak on zespala nas ze światem, czym się różni słuchanie z otwartymi oczami od słuchania z zamkniętymi, na ulicy albo w pogrążonym w ciemnościach pokoju. 

AK: I jakim dźwięk jest włącznikiem pamięci, wehikułem czasu.  

KM: To prawda – przenosi nas w inne miejsca i czas. A wracając do twojego pytania: nie ma osobnego rozdziału o ciszy, ale podkreślamy, że jest niezbędna, żeby proponowane ćwiczenia wykonać. Zresztą mówi się, że nie ma absolutnej ciszy, cisza też jest dźwiękiem. Zawsze coś wibruje, to nie jest zero, biała kartka.  

MŚD: Minutę ciszy mamy w ćwiczeniach. Marcin Dymiter w „Przewodniku dla audiokulturalnych” [Adamada i Wydawnictwo Części Proste, Gdańsk 2021] pisze o oazach ciszy. My też o nich wspominamy. U mojej córki w szkole jest fantastyczna biblioteka, dzieci tam bardzo często uciekają. Nie po książki. Uciekają, bo jest fotel, miękki dywan, cisza i spokój. Takich miejsc dzieci same poszukują, to taka ich samoregulacja. W książce piszemy też o kodeksie ciszy – żeby dzieciaki ustaliły, jakich zasad chcą przestrzegać, spisały je, oprawiły i powiesiły w klasie.  

AK: Czy można szkolną przestrzeń zaadaptować do wytycznych z kodeksu ciszy?  

MŚD: Tak, są sposoby. W naszej książce pisze o tym Mikołaj Jarosz ze stowarzyszenia Komfort Ciszy. Można wygłuszyć budynek specjalnymi panelami. Są drogie, ale skuteczne. Można też zastosować farby dźwiękochłonne, to tańsze rozwiązanie. Można usunąć źródła nieprzyjemnych dźwięków: naoliwić skrzypiące drzwi, zmienić to, co leci w szkolnych radiowęzłach. W szkole Kornelii na przerwach, o zgrozo, puszczana jest głośna dyskotekowa muzyka. A można pójść z dziećmi na spacer dźwiękowy, niech nagrają szum morza, pisk mew, ćwierkanie wiosennych wróbli, niech te brzmienia towarzyszą im podczas przerw. Pewnie nie wszędzie te pomysły się sprawdzą, ale warto je sugerować. Nasza książka to potężna walizka inspiracji dla nauczyciela świadomego, uważnego, wrażliwego. Jeśli pracuje on z dziećmi w spektrum autyzmu, one są pierwsze w kolejce tych, które mogą na tym skorzystać. 

AK: Powiedzcie jeszcze o Audionomii, dlaczego powstała?  

KM: Od dłuższego czasu w środowisku myśleliśmy o tym, żeby pokazać światu reportaż dźwiękowy, przypomnieć o tym pięknym gatunku. Przez długi czas istniał on wyłącznie w Polskim Radiu. Instytucja potrzebowała go, by wykazać się misją, jednocześnie spychała go na najpóźniejsze godziny emisji. W ostatnich latach nastąpił wielki kryzys Polskiego Radia – wielu autorów odeszło albo zostało do tego zmuszonych. Pojawiło się zagrożenie, że ambitny, jakościowy reportaż zniknie, bo nie będzie komu się nim zajmować, albo utonie w zalewie form podcastowych. I to nas zmobilizowało do założenia fundacji. Poszło za tym całe spektrum zagadnień związanych z dźwiękiem, ze zmysłem słuchu. Chcieliśmy pokazać, że myślenie o opowieściach dźwiękowych to cały przeciekawy kosmos. Założyliśmy portal Audionomia.pl, gdzie pokazujemy, co się dzieje w reportażu, kim są jego autorzy, a mamy wybitnych, nagradzanych w świecie twórców. Pokazujemy, że to dyscyplina warta studiowania, recenzowania. Piszemy o ekologii akustycznej i edukacji.  

MŚD: Raz w roku organizujemy Ogólnopolską Konferencję Reportażu Dźwiękowego, która gromadzi 120 osób z całej Polski, zakochanych w opowieści dźwiękowej – w tym roku konferencja odbędzie się w Łodzi (3–5 października), realizujemy spotkania z reportażem (Gdańsk, Łódź, Kazimierz Dolny, Warszawa), podczas których zapraszamy ludzi do wspólnego słuchania. Organizujemy konkurs na najlepszy reportaż dźwiękowy w Polsce – Audionomia Awards – i wiele innych. Współpracujemy z ekologami akustycznymi, osobami zajmującymi się nagraniami terenowymi i sound studies. Nasza fundacja łączy praktyków i badaczy gatunku reportażu. 

AK: Audionomia narodziła się w trudnym momencie, bo w czasie pandemii. 

MŚD: To prawda. Pandemia nas zbliżyła. Kiedy się zaczęła, zniknął nagle cały sens pracy reportażysty dźwiękowego: spotkanie z człowiekiem nie online, lecz na żywo, w cztery oczy. Nagle musieliśmy się izolować. To był bardzo dziwny czas, także z perspektywy dźwięku i dokumentalisty dźwiękowego. Obie z Kasią zgodziłyśmy się, że musimy go zatrzymać dla pokoleń. Zaczęłyśmy się zastanawiać, czego w audiosferze najbardziej nam brakuje. Okazało się, że tych niuansów, które są w głosie bohatera. Zniknęły, bo nagle nastał zoom albo inny komunikator, który zabiera wszystko, a jeśli nie zabiera, to zniekształca. I wymyśliłyśmy projekt „Nie słyszę”. Za pośrednictwem mediów społecznościowych namówiłyśmy ludzi, żeby w kilkuminutowych opowieściach dźwiękowych powiedzieli nam, za jakimi dźwiękami tęsknią, jakie stracili przez pandemię. Dostałyśmy 27 wypowiedzi z różnych miejsc w Polsce. Zebrane razem złożyły się na mocną historię o tym, że tęsknimy za głosem bliskiego człowieka, za przyjaciółmi, momentami, w których się spotykaliśmy, szumu kawiarni. Inni uświadomili sobie, jak ważne jest ich środowisko dźwiękowe – żyjesz przy lotnisku, przyzwyczajasz się do samolotów, które cały czas fruwają nad tobą, a gdy ich zabraknie, czujesz się nieswojo, niepewnie. Projekt wygrał Prix Bohemia. Jury postawiło na coś bardzo osobistego.  

KS: Bo taki właśnie jest dźwięk i jego odbiór. Każdy słyszy dźwięki inaczej, na swój sposób. O tym też piszemy w naszym opracowaniu. Uświadamiamy, jak dźwięki tworzą naszą codzienność, sprawiają, że czujemy się w niej zadomowieni, że staje się ona częścią naszej tożsamości. Na zajęciach ze studentami robię takie ćwiczenie: Niech każdy przygotuje minutowy obrazek złożony z ważnych dla was dźwięków, takich, bez których nie wyobrażacie sobie dnia. Nie możecie jednak nagrać własnego głosu. Potem słuchamy i zgadujemy, kto z grupy kryje się za danym obrazkiem. Ja też biorę w tym udział. Dla mnie nie ma dnia bez miauczenia mojego kota, włączenia ekspresu do kawy, krojenia chleba. Gdyby to znikło, czułabym się nagle zubożona, jakby mój ulubiony zespół się rozpadł! Dźwięk jest ulotny, musimy bardzo się skupiać, by go wyłapać. Ale gdy nauczymy się znów uważnie słuchać, świat będzie lepszy. 

Aleksandra Kozłowska

Aleksandra Kozłowska

Dziennikarka freelancerka, współpracuje z „Przekrojem”, „Polityką”, „Tygodnikiem Powszechnym”, portalem ngo.pl. W lipcu 2023 roku ukazał się reportaż Nowi wikingowie. Polacy na Islandii (Znak Literanova), napisany wspólnie z Mirellą Wąsiewicz. Na początku 2024 roku w wydawnictwie Znak wyszła jej książka Objazdowe rwanie zębów. Wędrowni dentyści czasów PRL. Lubi głuszę, wiatr i zimno, biwaki i rower o każdej porze.

udostępnij:

Przeczytaj także:

Otwórzmy uszy i chodźmy na spacer Otwórzmy uszy i chodźmy na spacer Otwórzmy uszy i chodźmy na spacer
Natalia Glinka-Hebel

Otwórzmy uszy i chodźmy na spacer

Dwie pieczenie na jednym uchu Dwie pieczenie na jednym uchu Dwie pieczenie na jednym uchu
Antoni Michnik

Dwie pieczenie na jednym uchu