O reportażu Welewetka. Jak znikają Kaszuby Stasi Budzisz (Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2023)
Gdybym, rozpoczynając lekturę, nie wiedziała, że Welewetka to reportaż, być może nie od razu rozpoznałabym ten gatunek. Książka rozpoczyna się spisem treści, który czyta się jak wiersz:
zôczõtk
Rosalie i Max
myśmy tu Polskę dostali
sąsiedzi
wyzwolenie
jeszcze nie dziś
szczątki
trumna owinięta flagą
dziadek z Wehrmachtu
odłam narodu
w szkole mówi się po polsku
społeczność bez nazwy
milczeć po kaszubsku
piękna wdówka
na klęczkach
diabeł tkwi w Kaszubach
erzac
po wszystkim
Pod każdym z tych haseł kryją się jednak rozdziały, co do których nie ma już żadnych wątpliwości: mamy do czynienia z reportażem z prawdziwego zdarzenia. Ostre pióro Stasi Budzisz wkracza na własny teren – Kaszuby. W tekście nie brakuje wielu krytycznych uwag i surowych ocen dotyczących rodzimej społeczności, co od reporterki wymagało nie lada odwagi. Są to słowa, które mają swoje uzasadnienie, autorką kieruje bowiem troska o dalszy los hermetycznej i stale zmniejszającej się grupy etnicznej. Budzisz mierzy się również z historią swojej rodziny, bardzo trudną, ale też reprezentacyjną dla wielu Kaszubów i Kaszubek.
Smutna jest to książka i smutno w niej wybrzmiewają Kaszuby. Przez lata nagromadziły się w tym miejscu historie, których nikt nie opowiedział, i traumy, których nie przepracowano. Oprócz spraw wewnętrznych pozostaje niedookreślona, skomplikowana relacja polsko-kaszubska. To sprawia, że Welewetka jest jak informacja lekarza o stanie zdrowia chorego. Jeszcze nie wiemy, czy pacjent przeżyje, a liczne przypadłości sprawiają, że ze smutkiem kiwamy nad nim głowami.
Przypadłość pierwsza – historia. My, w Polsce, dobrze wiemy, jak potrafi dać w kość, szczególnie ta przez duże H. Kaszubi i Kaszubki też to wiedzą. Wiek XX nie sprzyjał niuansom tożsamościowym. Kaszubi jako grupa narodowa bez własnego państwa i zamieszkująca teren przechodzący co rusz z rąk polskich w niemieckie i na odwrót zawsze była albo zagarniana przez jednych i drugich jako „swoi”, albo odpychana jako wróg. Wrzuceni w ten wir ludzie musieli się mierzyć ze zmieniającą się co chwilę przynależnością państwową i prawem (a często i bezprawiem). Kaszubi nie do końca uporali się z własną pamięcią o drugiej wojnie światowej i o PRL-u, nie uporano się z tym także w kaszubsko-polskich relacjach. Ten brak nazwania pewnych zjawisk i wzajemnego zrozumienia odbija się czkawką do dziś, a najbardziej jaskrawym jej przykładem była sprawa dziadka z Wehrmachtu w czasie kampanii prezydenckiej w 2005 roku.
Przypadłość druga – waśnie. Chyba żadna grupa, bez względu na to, co ją łączy, nie jest jednolitym organizmem i Kaszubi nie są tutaj wyjątkiem. Smutne jednak jest to, że Kaszubi nie potrafią porozumieć się nawet w tych kwestiach, od których zależy ich los jako wspólnoty, a i Polacy nie zawsze wykazują się odpowiednią dozą empatii. Znamienny jest w tym kontekście spór z początku XXI wieku o to, kim są Kaszubi: grupą etniczną czy mniejszością etniczną? A może jeszcze kimś innym? W Welewetce widzimy tylko wycinek kaszubskiego świata, bo reportaż dotyczy głównie Nordy, skąd wywodzi się autorka. Południowe Kaszuby pojawiają się sporadycznie, co jest bardziej niż symboliczne dla wewnętrznych podziałów w całym regionie.
Przypadłość trzecia – jarmark. Budzisz bez litości obnaża utarty powszechnie wizerunek kaszubskości jako wydmuszkę. To, co turyści dostają z etykietką „kaszubskie”, jest sztucznie wytworzonym produktem, którego celem w PRL-u było kreowanie i podbijanie „mody na cepelię”, a dziś wpisuje się w spełnianie konsumpcjonistycznych pragnień. Wisienką na tym jarmarcznym torcie jest Centrum Edukacji i Promocji Regionu w Szymbarku, który kaszubską i polską martyrologię mieli w pophistoryczną papkę o wartości merytorycznej zbliżonej do tej w Tatuażyście z Auschwitz czy innych podobnych publikacjach, ostatnio produkowanych masowo. Dlaczego Kaszubi to sobie robią? – pada w książce pytanie, na które chyba nie ma właściwej odpowiedzi.
Przypadłość czwarta – Kościół katolicki. Relacja kaszubsko-katolicka bywa toksyczna i przyznają to nawet niektórzy Kaszubi. Odstąpienie od wiary czy rytuałów religijnych grozi społecznym ostracyzmem. W ostatnich latach doszło do konfliktu przedstawicieli Kościoła z kaszubską demonologią prezentowaną w przestrzeni publicznej. Tożsamość kaszubska, bardzo silnie związana z tożsamością katolicką, może zostać przez tę drugą wchłonięta lub co najmniej zdominowana, co byłoby niepowetowaną stratą nie tylko dla samych Kaszub, ale i dla Polski, która w XXI wieku potrzebuje w końcu widocznej różnorodności, bo zbyt długo próbowano z niej zrobić jednolity kraj.
*
Kaszubka Stasia Budzisz, jak sama przyznaje, przeszła długą drogę, aby swój naród zrozumieć, poznać i opisać. Jest świadoma, że kaszubskość może nie przetrwać, ale też daje wyraz swojemu żalowi z powodu takiego stanu rzeczy. W Welewetce stawia diagnozę, dzięki której Kaszubi mają szansę podjąć dyskusję o sobie samych. Na konieczność tego procesu nieubłaganie wskazują liczby – osób deklarujących swoją narodowość jako kaszubską jest coraz mniej i coraz rzadziej mówi się po kaszubsku. Im więcej osób zdecyduje się przejść podobną drogę jak Budzisz i krytycznie spojrzeć na siebie samych, tym większa szansa na kaszubskie odrodzenie.
My, polscy czytelnicy i czytelniczki, możemy zajrzeć za kulisy tamtego świata, gdzie oprócz bogactwa kulturowego dostrzeżemy też pęknięcia i usterki. Bliższe poznanie się sprzyja wzajemnemu zrozumieniu, może więc następnym razem podczas wakacyjnych i majówkowych eskapad bardziej świadomie podejdziemy do tego regionu i jego historii.
Bardzo doceniam, że autorka i wydawnictwo nie skazali nas na domyślanie się znaczenia kaszubskich słów i każde jest od razu tłumaczone w tekście. Dzięki temu można mieć czasem wrażenie prowadzenia żywej rozmowy, w której naturalne jest objaśnianie jednej rzeczy kilkoma wyrazami albo – w przypadku osób dwujęzycznych – używanie na przemian słów z różnych języków. Brakuje niestety podpisów pod większością ilustracji i jest to w ostatnim czasie bardzo niepokojący trend wśród wielu wydawców.
Na Kaszubach Welewetka to bardzo popularna piosenka, wiele osób pamięta ją z dzieciństwa i do dziś potrafi zaśpiewać na zawołanie. Choć jest to pogodny utwór, który opowiada o uczcie ofiarnej i następującej po niej zabawie, to jednak w tytule czuwa bóg śmierci Weles, przez co jej dźwięki unoszą się nad książką jak ostatni walc na pokładzie Titanica. Dziś Welewetka piosenka jest symbolem kulturowego dziedzictwa Kaszub, utworem wykonywanym niezależnie od swojego pierwotnego znaczenia. Welewetka książka może stać się podobnym reliktem przeszłości. Oby tak się nie stało – tego życzę i Kaszubom, i Polsce.