Wyspę Sobieszewską stworzyła Wisła razem z Morzem Bałtyckim i człowiekiem. Gdyby nie ten ostatni, wyspy by nie było, a Wisła Śmiała, jak przystało na kogoś o takim przydomku, panoszyłaby się po żuławskich terenach, cyklicznie zalewając pola. Podporządkowanie się kaprysom wody było nie w smak mieszkańcom ziem na wschód od Gdańska i, zgodnie z nowoczesnym dążeniem do dyscyplinowania i kontrolowania żywiołów, zablokowali Wiśle drogę na zachód, tworząc dla niej nowe ujście – bezpośrednio na północ, prosto do Bałtyku. Zniknął meander, w którym zatrzymywały się kry, powodzie się skończyły, stworzono kanały irygacyjne, osuszono ziemie, a odcinek Wisły Śmiałej, od tamy aż do dawnego ujścia, stał się Wisłą Martwą.
Wyspę Sobieszewską definiuje spotkanie rzeki z morzem. Płynąc kutrem w dół Wisły, trudno zauważyć, w którym miejscu łączy się ona z Bałtykiem. To, co na mapie jest klarownie i jednoznacznie wyrysowane, w bezpośrednim doświadczeniu okazuje się rozmyte i zmienne. Łachy piasku przemieszczają się, woda nanosi muł, który osiada u ujścia, przesuwając na północ granicę między lądem a morzem. Obserwując to spotkanie z brzegu, trudno zidentyfikować miejsce, w którym ruch fal zaczyna dominować nad nurtem rzeki, a gdzie przewagę ma rzeka. Wody się mieszają, układają w warstwy. Im dalej w morze, tym woda jest coraz bardziej słona, lecz nigdy nie osiąga poziomu, który przystoi zbiornikom wody słonej z prawdziwego zdarzenia. Mówi się, że w Bałtyku woda jest słonawa. Nie nadaje się do picia, ale też z trudem sprawdza się jako środowisko życia gatunków słonowodnych, których – w konsekwencji – w Bałtyku jest coraz mniej.
Wokół granicy między rzeką a morzem spotykają się organizmy żywe, odpadki, pozostałości. Część z nich to gatunki dwuśrodowiskowe, odnajdujące się dobrze zarówno w wodzie słodkiej, jak i słonej. Większość jednak to przybysze z jednego lub drugiego świata. Mieszankę tę odzwierciedla kidzina Wyspy Sobieszewskiej, pas składający się ze szczątków wyrzuconych na plażę lub unoszących się tuż przy brzegu. Splatają się w niej i wchodzą we wzajemne relacje byty pochodzące z głębokiego czasu i organizmy żywe, pozostałości naniesione przez Wisłę i wyrzucone przez Bałtyk, resztki stołówki ptasiej, bobrzej i ludzkiej, elementy antropogeniczne, gatunki inwazyjne, muszle, kamyki, patyki i patyczki, pestki, nasiona, pancerzyki, kalosze i pantofelki.
Muszle mięczaków słodkowodnych, takich jak szczeżuje i skójki, zostały naniesione przez Wisłę. Te drugie, szczególnie wrażliwe na zanieczyszczenia środowiska, zatrudniane są w wodociągach do kontroli jakości wody. Muszle mięczaków słodko- i słonowodnych łatwo odróżnić. Mieszkańcy rzek chowają się w płaskich dwuczęściowych szkieletach, ci, którzy żyją w morzu – w spiralnych. W obu przypadkach muszle odnajdowane w kidzinie są w większości odpadkami z ptasich posiłków. Morze wyrzuca na plażę rozmaitość resztek roślinnych. Część z patyków, pozbawionych kory, to efekt działania bobrów, tłumnie zamieszkujących okolice wiślanego przekopu. Ten zwornikowy gatunek pełni kluczową funkcję w ekosystemach, wspomagając retencję wodną. Niektóre pozostałości roślinne pochodzą z morza, jeszcze inne – resztki drzew i krzewów – znalazły się w kidzinie w sposób tylko im znany.
Klasyfikacja składników sobieszewskiej kidziny jest niełatwym zadaniem. Odróżnienie resztek roślinnych od pozostałości zwierzęcych to ćwiczenie dla początkujących. Łatwo też wyodrębnić kamyki, chociaż nazwanie konkretnych skał wymaga już pewnych kompetencji. Zwieźć na manowce mogą skamieniałe gumy do żucia, przypominające otoczaki. Trudność pojawia się przy czarnych grudkach. To, co wydaje się kawałkiem węgla, który wypadł ze statku, przy bliższym poznaniu okazuje się w istocie węglem… albo czymś zupełnie innym. Do skały pochodzenia organicznego upodabnia się stopiona i opracowana przez fale smoła lub guma. Węgiel udają też inne materie, trudne do zidentyfikowania za pomocą wzroku, węchu i dotyku. Prawdziwą trudność nastręcza podział na naturalne i sztuczne, organiczne i nieorganiczne, antropogeniczne i powstałe bez udziału człowieka. Sploty są tak gęste, że uniemożliwiają postawienie granic, podając w wątpliwość zasadność utrzymywania jakichkolwiek dychotomii. Kidzina jest bowiem pełna naturokulturowych hybryd. Algi porastają resztki betonu komórkowego, za którego kształt odpowiedzialne są fale. Pąkle, przywleczone na burtach statków najprawdopodobniej z wybrzeży Ameryki Północnej, obficie porastają nie tylko muszle i patyki, lecz także gumowe rękawiczki, butelki PET, kalosze i resztki foliowych torebek.
W 1958 roku filmowiec Alain Resnais i pisarz Raymond Queneau stworzyli krótkometrażowy film o plastiku. Pieśń styrenu (Le Chant du styrène) powstała na zlecenie koncernu metalurgiczno-chemicznego Pechiney i miała sławić zalety tworzyw sztucznych. Przy okazji propagandy plastiku – często spotykanej po wojnie, kiedy trzeba było oswoić konsumentów z nowymi materiałami produkowanymi przez przestawione na rynek cywilny koncerny chemiczne – twórcy zaproponowali biografię plastiku. Podczas trzynastu minut odbywamy podróż od taśmy produkcyjnej wstecz, aż do prehistorii, kiedy szczątki organiczne zamieniły się w ropę naftową, z której powstaje tytułowy styren. Tworzywo sztuczne w filmie Resnaisa i Queneau przestaje być sztuczne, a staje się pełne życia. Uformowane na kształt roślin produkty rosną, poruszają się, zmieniają, są płynne i witalne. Opowieść o prapoczątkach plastiku wieńczy obraz oceanu, z którego my wszyscy: byty białkowe i syntetyki, człowiek i plastikowa miseczka. Ocean, źródło życia, na którego dnie, najprawdopodobniej w jednym z kominów termalnych, pojawiła się pierwsza komórka, w obrazie Resnaisa i Queneau jest też praźródłem plastiku. Odkrywamy zatem przedziwne pokrewieństwo, wspólnotę pochodzenia nas – tak zwanych organizmów żywych – i tego, co wydaje się najmniej ożywione i najmniej witalne ze wszystkich ziemskich bytów: kawałka plastiku, uparcie odmawiającego poddania się przynależnemu życiu cyklowi wzrastania i obumierania.
Pieśń styrenu przypomina o organicznych źródłach tworzyw sztucznych. Jednocześnie film, oglądany z perspektywy trzeciej dekady XXI wieku, kiedy plastik stał się niemal wszechobecny, przypomina, że to przede wszystkim w morzach i oceanach splatają się naturokulturowe hybrydy. To w słonej wodzie rodzi się plastiglomerat – skała zbudowana z plastiku, gruzu morskiego, bazaltu i drewna, razem tworzących substancję, w której oddzielenie poszczególnych składowych staje się niemożliwe. To morze miesza ze sobą i zaplata plastikowe liny, sznurki i trawę morską, pokryte algami kawałki styropianu, odpadki medyczne, resztki cegieł, obumarły plankton i bursztyny. Z perspektywy kidziny nie ma bytów antropogenicznych i naturalnych, lecz jedynie opracowana przez fale hybryda.
W artykule Gdy stawka jest większa niż życie. Sztuka wobec mineralno-biologicznych wspólnot filozofka Monika Bakke proponuje, by do opisywanych przez Donnę Haraway „gatunków stowarzyszonych” „włączyć gatunki mineralne, które koewoluują przecież z gatunkami biologicznymi”, tym samym zasypując przepaść między uważanymi za prymitywne i bierne minerałami a cieszącym się wyższym statusem życiem biologicznym. Czy plastik, opornie i powoli poddający się procesom metabolicznym rozumianym przez Bakke szeroko: jako „chemiczna samo-organizacja”, można uznać za nasz kolejny gatunek stowarzyszony, z którym jesteśmy spleceni na dobre i na złe? My – ludzie, którzy produkujemy plastik, lecz także my, zwierzęta, które ten plastik użytkują i przetwarzają, wchłaniają i włączają we własne tkanki, czy jeszcze szerzej: my jako byty biologiczne – stwarzamy plastik. Ale plastik konstytuuje też nas, dla wielu zwierząt stwarzając śmiertelne zagrożenie, wielu innym oferując środowisko i narzędzia, które modyfikują to, jak żyjemy.
Spotkanie tego, co antropogeniczne, z tajemniczym światem witalnej materii odbywa się też kilkadziesiąt metrów od brzegu Wyspy Sobieszewskiej, a niepokojącą strefą liminalną staje się kolektor, nieczynna od lat dziewięćdziesiątych rura, która przez dwie dekady odprowadzała ścieki z oczyszczalni Wschód i zrzucała je do przekopu wiślanego, niedaleko ujścia. Próbki ziemi pobrane przy ujściu kolektora i przebadane w laboratorium na Wydziale Biologii Uniwersytetu Gdańskiego (UG) ujawniają ogromną witalność charakteryzującą to miejsce. Wprawdzie ludzkie ścieki komunalne od trzech dekad już nie płyną przez Wyspę Sobieszewską, lecz dno kolektora wciąż wypełnione jest rozmaitością drobnoustrojów. Pozostałości kolektora opowiadają o ambiwalencji międzygatunkowych spotkań. To, co niekiedy najbardziej toksyczne dla człowieka – w tym przypadku ścieki, które przez dwie dekady powodowały, że linia brzegowa Wyspy Sobieszewskiej nie spełniała wymogów siedliska ludzkiego – jest też nam najbliższe, niepokojąco z nami zespolone i jednocześnie wyrzucane poza margines. Jak pisze filozof Andrzej Marzec w odniesieniu do „ciemnej ekologii” Timothy’ego Mortona, „skażenie […] staje się niezwykle interesującym tematem, gdyż funkcjonuje jako istotny składnik kolektywnego życia na Ziemi, którego po prostu nie jesteśmy w stanie nigdy całkowicie usunąć”.
Witalność dna kolektora zdumiewa bogactwem życia, zwłaszcza jeśli się ją zestawi z jałowością ziemi pobranej we wrześniu 2022 roku z pobliskiego pola kukurydzy i także przeanalizowanej za pomocą hodowli bakteryjnych w szalkach Petriego w laboratorium UG. Ziemia poddawana zabiegom rolniczym okazuje się niemal pozbawiona życia. Odwołując się znowu do „ciemnej ekologii” Mortona: zestawienie ziemi z kolektora z glebą z pola ilustruje różnicę między „agrologistyką” a „arche-litem”. „Agrologistyka – jak pisze Andrzej Marzec – nie jest myśleniem, lecz konkretnym sposobem uprawiania myśli (algorytmem), który pozwala na oddzielanie od siebie tego, co naturalne i kulturalne, który umożliwia współczesne rolnictwo, normalizuje krzywdzące, oparte na wyzysku oraz eksterminacji stosunki pomiędzy ludźmi oraz światem pozaludzkim”. W szczelinach agrologistyki, tam, gdzie nie dotarły porządkujące, oddzielające, aseptyczne i higieniczne praktyki człowieka, czai się arche-lit. Są nim kłęby kurzu pod kanapą, kołtuny wyciągane z odpływu prysznicowego i witalna rozmaitość żywiąca się pozostałościami po ludzkich ściekach. Rosnące wzdłuż kolektora, karmiące ludzi i ptaki jarzębiny pokazują, jak żyznym miejscem jest obszar jednocześnie zanieczyszczony i toksyczny. Arche-litem jest też kidzina, niepoddająca się reżimom klasyfikacji i porządkowania, witalna i dająca życie, żyzna i wystawiona na działanie sił, na które człowiek ma niewielki wpływ.
Pola na Wyspie Sobieszewskiej zależne są od zabiegów melioracyjnych. Przecięcie lądu kanałami umożliwiło osuszenie gliniastych gleb i ludzką kontrolę nad nawodnieniem upraw. Ściąganie wody z gleby i wpuszczanie jej do kanałów eliminuje życie i daje pozory nadzoru, który kończy się wtedy, gdy tereny uprawne nawiedzają coraz częstsze susze. Woda, wyprowadzona z gleby i spuszczona do morza, nie zatrzymuje się, by żywić rośliny i zwierzęta, lecz wpada w szaleńczy cykl parowania i skraplania. Dlatego tak kluczową rolę w ekosystemach odgrywają bobry, których konstrukcje zatrzymują wodę na powierzchni. Małej retencji sprzyja też podłoże gliniaste, powszechne na Wyspie Sobieszewskiej. Wystarczy niewielka gliniasta kałuża, by zatrzymać deszczówkę i pozwolić jej powoli wsiąkać w ziemię. Roślinność Wyspy Sobieszewskiej oferuje też wskazówkę, co robić, kiedy z powrotem uwolnimy Wisłę Śmiałą i pozwolimy jej zalewać Żuławy, gdy zlikwidujemy opryskiwane herbicydami i pestycydami pola uprawne, kiedy zrobimy miejsce dla arche-litu, który pod postacią wody, błota, wycieków, zalań, grzęzawisk, uroczysk, strumieni, kałuż, stawów, bajorek i rzeczek smródek przejmie z ponownie kontrolę nad terenem na wschód od Gdańska. Ta wskazówka to pałka wodna, materiał budowlany, pokarm, biopaliwo i filtrator postrolniczej i postmelioracyjnej przyszłości.
*
Esej powstał na podstawie badań artystycznych realizowanych na Wyspie Sobieszewskiej w latach 2022–2023 w ramach projektu „ZOEpolis / Woda” i zaprezentowanego w Art Lab Fundacji Wyspa Progress oraz innych lokalizacjach na Wyspie we wrześniu 2023 roku.
Osoby uczestniczące: Morze Bałtyckie, Bentos, Beton Komórkowy, Bez Czarny, Piotr Blajerski, Błoto, Bóbr Europejski, Bursztyn, Cegła Pełna, Centrala (Małgorzata Kuciewicz, Simone de Iacobis), Chruścik Polski, Dąb Szypułkowy, Edafon, Euglena Zielona, Foka Szara, Glina, Małgorzata Gurowska, Ewa Hiller, Marcin Hiller, Jabłoń Domowa, Jarząb Pospolity, Jesiotr Bałtycki, Krystyna Jędrzejewska-Szmek, Kidzina, Kleszcz Pospolity, Kolektor Ściekowy, Księżyc, Martyna Kuczyńska, Kukurydza Zwyczajna, Łabędź Niemy, Makrobiom Wody, Małgiew Płaskołaz, Mewa Siwa, Mezoplastik, Mrówka Hurtnica, Mrówkolew Pospolity, Muł, Jesiotr Bałtycki, Jowita Nowakowska-Gołacka, Omułek Jadalny, Pałka Szerokolistna, Alicja Patanowska, Pąkla, Piasek, Plankton, Plastik, Pleuston, Pszczoła Miodna, Pszenica Zwyczajna, Rogowiec Bałtycki, Katarzyna Roj, Róża Pomarszczona, Sarna Europejska, Sercówka Pospolita, Anna Siekiera, Sieweczka Obrożna, Sosna Zwyczajna, Sól, Szczeżuja Pospolita, Agata Szydłowska, Śliwa Domowa Mirabelka, Trzcina Pospolita, Robinia Akacjowa, Turzyca Piaskowa, Węgiel Drzewny, Węgiel Kamienny, Wierzba Biała, Wisła, Martwa Wisła, Wydma Biała, Wydma Szara, Szymon Zakrzewski, Żuk Gnojarz, Żyworódka Rzeczna i inne.