Gdańskie widmo

Gdańsk 1945 (autor nieznany, źródło Wikimedia Commons)
Gdańsk 1945 (autor nieznany, źródło Wikimedia Commons)

Kiedy mijam dwustuletnie kamienice Amsterdamu albo wspaniałości architektury Nowej Szkoły Amsterdamskiej, prócz podziwu majaczy gdzieś uczucie zazdrości, że tutaj, choć i to miasto dotknęła wojna, kamienice naprawdę są stare, a nie sztuczne – jak w Warszawie czy w Gdańsku. Ruiny nigdy tu nie straszyły przez kilkadziesiąt lat jak na Wyspie Spichrzów, nie dymiły kikuty aż tylu domów jak w świeżo zburzonym Mariupolu.

To, że Gdańsk to odbudowujące się cmentarzysko, bardziej niż seria wydawnicza „Był sobie Gdańsk” uświadamia mi wojna w Ukrainie i dymy – również nadmorskiego, również obróconego w gruz – Mariupola. Jesteśmy jedynie kilkadziesiąt lat później, to sekunda w historii. Wszystko inne jest powtarzalne.

Byli ludzie, którzy nie tylko nie wierzyli, że Gdańsk z gruzów kiedykolwiek się podniesie, ale też uważali, że na nie zasłużył. Pomyślałem o tym, czytając miesiąc temu interesujący artykuł Antoniego Michnika Wyjazdowe zapuszczanie ucha w Wolnym Mieście o przedwojennych reportażach Ksawerego Pruszyńskiego, którego polskie gazety wysłały w lipcu 1932 roku do Wolnego Miasta Gdańska, by opisał panujące w nim nastroje. Te były oczywiście antypolskie, a pronazistowskie.

Michnik zajmuje się audiosferą miasta uchwyconą w tekstach Pruszyńskiego – opublikowanych później w zbiorze o kasandrycznym tytule Sarajewo 1914, Szanghaj 1932, Gdańsk 193? – wyczulonym słuchem autora, który przewidział miejsce wybuchu wojny na siedem lat przed strzałami na Westerplatte i który krytykuje podejście ówczesnej Polski do Gdańska i gdańszczan, w przeważającej masie niemieckojęzycznych. Ale jest też inny tekst Pruszyńskiego, bezwzględny wobec przedwojennego Gdańska, w którego prochach tak się lubimy czasem pławić, który tak lubimy opisywać, idealizować, oglądać w albumach i na pocztówkach. Tekst dziś może ważniejszy niż reportaże z 1932 roku.

Ukazał się po wojnie w tygodniku „Odrodzenie” (1946, nr 45, s. 1–2; przedruk: Ksawery Pruszyński, Nasi nad Tamizą, Kraków 1966, s. 601–610), a nosi znamienny tytuł Gdańskie dziś widmo. Trzeba go czytać przy uwzględnieniu kontekstu historycznego, ale uświadamia, jak kruche było i jest istnienie miasta. Po serii reportaży z 1932 roku Pruszyński był w Gdańsku jeszcze raz, latem 1939, by napisać artykuł do specjalnego gdańskiego numeru „Wiadomości Literackich”. Teraz, w 1946 roku, siedzi w niezniszczonym wojną Krakowie, wspominając przedednie wojny:

Rozmawiałem z szynkarzami, właścicielem mojej, wcale nie nowoczesnej, jakże gdańskiej, oberży, z ludźmi na ulicach, w starym porcie, na Zeugnissplatz, An dem Tor, na Rybnym Targu. Patrzyłem w twarze rozjaśnionych bydlęcym szczęściem jasnowłosych, długonogich, rozmaszerowanych młokosów w brunatnych koszulach czy czarnych mundurach. Widziałem przepiękne, szczęśliwe, możne i spokojne miasto – które z całych sił, do ostatniego człowieka, chciało właśnie tylko jednej rzeczy: wojny. Ach, jakże bardzo chcieli tej wojny mieszkańcy miasta Gdańska, latem owego 1939 roku!

[…] Czyż nie podejrzewali ani na moment, że burza, jaka się rozpęta, przejdzie zniszczeniem po tym wszystkim, co tu kochają? Otóż w tym właśnie rzecz cała, że tego jednego nie przewidywali.

[…] Dość właśnie, że marzyli o wojnie, a jednocześnie wyrażali przekonanie, że będzie ona wszędzie, tylko akurat nie w Gdańsku.

To słowa bezwzględne, ale czasem dzisiaj wśród komentujących wojnę w Ukrainie można spotkać podobny pogląd, że wojna jest daleko i nas ominie. Bo daleko, bo NATO…

Trzeba pamiętać, że gdy artykuł powstaje, jest rok 1946 – od pierwszej wizyty Pruszyńskiego w Gdańsku minęło czternaście lat, pisarz ma za sobą pracę korespondenta w czasie wojny domowej w Hiszpanii, walkę w bitwie o Narwik w 1940, Krzyż Walecznych, bardzo poważną, niemal śmiertelną ranę odniesioną w czołgu w bitwie o Falaise w 1944. Nie ma dla zniszczonego miasta i gdańszczan litości. Tłumaczy nawet bezwzględność Armii Czerwone… Trudno się to – zwłaszcza dzisiaj – czyta, ale czytać warto, mieszkając w Gdańsku w 2023 roku.

Armie, które w 1945 roku doszły do Gdańska, nic nie wiedziały o jego pięknie, historii czy przeszłości. Pamiętały to tylko, i to jedno, że o to właśnie miasto zahaczyło się tragicznie ich życie, spokojne, powolne życie ludzi gdzieś nad Odrą czy Donem, w wąwozach Kaukazu czy lasach za Wiaźmą, że przez to miasto i o to miasto musieli gnić w jamach, zaznać wszy, głodu, mrozu, śmierci, ran, obcości – i, rychtując działa na wieże tego miasta, pamiętali o tym. Pamiętali o tym, że najokrutniejsze dywizje prujące rosyjski step miały nazwę dywizji gdańskich – i znowu pamiętali to tylko tutaj.

Czy możemy się im dziwić? Nie. Możemy tylko rozumieć, że Gdańsk swymi nastrojami wytworzył wokoło siebie takie na świecie odium, że ta wojna nie mogła się skończyć bez zniszczenia Gdańska, jak nie mogła się skończyć bez szubienic norymberskich. Gdańsk zbyt skwapliwie i entuzjastycznie wybiegł ku najstraszniejszej w historii wojnie. Jego ludność w tych kościołach modliła się o tę wojnę.

Powrót Pruszyńskiego do Gdańska po wojnie jest naznaczony czymś w rodzaju bezsilnej złości nad brakiem wyobraźni gdańszczan, ale jeszcze ważniejsza jest przestroga. W 1946 wielu ludzi na emigracji, skąd powrócił, a i w Polsce, liczyło na trzecią wojnę światową. Ruiny Gdańska mają być dla nich przestrogą:

I Gdańsk, z którego nigdy już nie zadymią pogodne dymy starych domów, którego niebo przestały przecinać ciemne głowice wieżyc, powinien być dzisiaj memento […].

Dymów z kominów starych domów w Gdańsku nie uznalibyśmy dzisiaj za pogodne, ale co do memento, to sprawa jest aktualna jak nigdy przez ostatnie 78 lat.

Marek Górlikowski

Marek Górlikowski

Reporter, redaktor (ur. 1968), przez 25 lat związany z „Gazetą Wyborczą”, obecnie freelancer. Czterokrotnie nominowany do nagrody Grand Press w kategoriach dziennikarstwo śledcze, wywiad i publicystyka. Laureat Nagrody im. Jana Jędrzejewicza dla najlepszej polskiej książki poświęconej historii nauki za biografię Noblista z Nowolipek. Józefa Rotblata wojna o pokój (2018), nominowaną również do finałów Górnośląskiej Nagrody Literackiej Juliusz i Pomorskiej Nagrody Literackiej „Wiatr od morza”. W czerwcu 2021 w wydawnictwie Znak ukazała się książka Państwo Gucwińscy. Zwierzęta i ich ludzie, w portalu lubimyczytac.pl nominowana do tytułu najlepszej książki roku 2021.

udostępnij:

Przeczytaj także:

Musimy podejmować trud odbudowy z niczego Musimy podejmować trud odbudowy z niczego Musimy podejmować trud odbudowy z niczego
Anna Łazar

Musimy podejmować trud odbudowy z niczego

Trauma i literatura Trauma i literatura Trauma i literatura
Izabela Morska

Trauma i literatura