Pełnowymiarowy atak na Ukrainę, rozpoczęty 24 lutego 2022 roku, Rosji nie wyszedł. „Operacja specjalna” – w założeniu parodniowa – spotkała się z oporem, który trwa do dziś. Już pierwszego dnia ukraińscy cywile tysiącami zaciągali się do wojska, prezydent ogłosił, że zostaje w stolicy, a państwo będzie walczyło, armia podjęła heroiczną obronę, a potem walkę o odzyskanie okupowanej części kraju, społeczeństwo zaś bez namysłu ją poparło.
Ukraina postawiła się agresorom nie tylko na polu walki. Inaczej niż w 2014 roku, gdy Rosja zaczęła tę wojnę, Ukraińcy już w pierwszych miesiącach zwyciężyli w przestrzeni informacyjnej. Dokumentując rosyjskie zbrodnie, publikując filmy, zdjęcia czy reportaże, które ukazywały straszną twarz wojny, Ukraińcy jednocześnie przebili się z przekazem, który mobilizował ducha walki, drwiąc z przeciwnika. Chyba każdy wie, gdzie pogranicznicy z Wyspy Węży odesłali „russkij wojennyj korabl”, wzywający ich do poddania się. Mało kto nie słyszał piosenki o bayraktarach, tureckich bezzałogowcach, i pieśni Ой у лузі червона калина (Tam na łące czerwona kalina) w wykonaniu Andrija Chływniuka z zespołu BoomBox. Pracujący przy rozminowaniu odzyskanych terenów piesek Patron z czasem trafił na koszulki, znaczki pocztowe i do książeczek dla dzieci.
Zakwestionowanie rosyjskiej narracji na temat „operacji specjalnej” było wyzwaniem równie trudnym jak odpędzenie spod Kijowa i Charkowa „drugiej armii świata” (kolejne przechwycone hasło powtarzane drwiąco w ukraińskiej opowieści o wojnie) – nie tylko ze względu na skuteczność rosyjskich trolli internetowych oraz popierających inwazję dziennikarzy na całym świecie, jak Patrick Lancaster czy Graham Phillips. Także dlatego, że Rosja do perfekcji opanowała sztukę dominowania dyskursu na temat Ukrainy oraz wykorzystywania kultury do celów politycznych.
Kłopotliwi patroni
Dzisiaj trudno to zrozumieć, ale przed wojną w niemal każdym ukraińskim mieście były parki, place, ulice imienia rosyjskich bolszewików, komunistów, kagebistów i twórców kultury różnej rangi. Większości tych nazw po uzyskaniu niepodległości w 1991 roku dano spokój, mimo że z Ukrainą – mam na myśli wschodnią i zachodnią, południową i północną cześć kraju – centralne władze Rosji, a potem ZSRR, zawsze obchodziły się okrutnie. To tu najmocniej uderzył Wielki Głód (Ukraińcy nie bez racji mówią o trzech głodach), stąd pochodziły miliony żołnierzy poległych w drugiej wojnie światowej, w której zwycięstwo zawłaszczyła sobie Rosja (nawet Donald Trump uważa, że Stany wygrały tę wojnę do spółki z Rosją, a nie większym państwem, którego była częścią), to stąd na Syberię, Daleki Wschód, do Kazachstanu i w inne miejsca deportowano tych, którym nie po drodze było z nową władzą.
Gdy w latach dwudziestych XX wieku władze ZSRR prowadziły politykę „korienizacji” (powrotu do korzeni), czyli pozwoliły mniejszościom narodowym na rozwój ich kultur i oficjalne używanie języka, to w Ukrainie działo się najwięcej i najbardziej awangardowo – tworzyli moderniści, futuryści, neoklasycy, przekładano najnowszą literaturę światową. W kolejnej dekadzie nastąpiła nie tylko rusyfikacja Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej, ale też fizyczna eksterminacja elit i najwybitniejszych twórców kultury. To tych międzywojennych pisarzy i pisarki Jerzy Giedroyc nazwał „rozstrzelanym odrodzeniem”. Dziś Ukraina mocno wspiera przekłady i wydawanie ich książek na Zachodzie.
Ten krótki wywód miał wyjaśnić, że dzieła i nazwiska rosyjskich twórców nie są w Ukrainie „neutralne” czy „niezależne” od sfery polityki – nie znalazły się tu bez kontekstu. W przestrzeni publicznej punktem odniesienia dla nich nie są takie nazwy ulic jak Lipowa, Szkolna czy Stadionowa, lecz miejsca nienazwane imionami tych, których Rosjanie zamordowali. W kulturze weszli nie między artystów ukraińskich, lecz w ziejącą dziurę, puste miejsce po nich. Są symbolem dominacji Rosji nad krajem o bogatej i oryginalnej kulturze, którą tyrania od kilkuset lat niszczy, by zastępować własną. Tą „największą”, o czym za chwilę.
Nawet dziś ulice ukraińskich miast i miasteczek noszą imiona Czechowa, Gorkiego, Tołstoja, Lermontowa, czasem pisarzy otwarcie antyukraińskich, jak Puszkin, Bułhakow, Paustowski, Sołżenicyn czy Brodski (proszę znaleźć kapitalny esej o nim autorstwa Oksany Zabużko: Pożegnanie z imperium. Szkic do pewnego portretu, przeł. Joanna Majewska, w: Planeta Piołun, Wydawnictwo Agora, Warszawa 2023, s. 142–207). W rosyjskiej kulturze Ukraińców na ogół ukazywano jako głupich, śmiesznych, leniwych, chciwych, fałszywych, złych, no i brzydkich. Taki kanon piłował w szkole każdy żołnierz imperium, ale w ukraińskim programie też nie brakowało „wielkich Rosjan”. Bardzo trafnie opisał to artysta Andrij Dostliew w eseju opublikowanym przez „Miasto Literatury”.
Nazwy związane z czasami ZSRR ustawowo zdekomunizowano rok po zwycięstwie Majdanu w 2014 roku. Znane z doniesień o bombardowaniach nazwy dzielnic Charkowa, drugiego największego miasta kraju, nie mają jeszcze dziesięciu lat – to wtedy dzielnicę (rajon) Dzierżyńską zastąpiono Szewczenkowską, Leninowska ustąpiła Chołodnogórskiej, a Ordżonikidzowska – Industrialnej. Liczba zmienionych nazw ulic przekroczyła wtedy dwieście. Mimo to jeszcze wiosną 2024 roku, dwa lata po kolejnej ustawie, tym razem o derusyfikacji toponimów, władze Charkowa zmieniły aż 367 kolejnych nazw, w tym Dostojewskiego, Gorkiego, Kutuzowa czy Magadańską. Na przykład Lermontowa zastąpił Mike Johannsen, związany z Charkowem wybitny ukraiński modernista (w Polsce w 2023 roku ukazała się jego powieść Podróż uczonego doktora Leonarda i jego przyszłej kochanki, przepięknej Alcesty, do Szwajcarii Słobodzkiej, w przekładzie Macieja Piotrowskiego), w 1937 jak wielu innych artystów oskarżony o udział w „burżuazyjno-nacjonalistycznej ukraińskiej organizacji terrorystycznej” i rozstrzelany.
Dzisiaj w większości miast o rosyjskich nazwach można już mówić w czasie przeszłym, nadal jednak zdarzają się w Ukrainie osiedla i ulice Pierwszomajowe, Pionierskie, Magnitogorskie, a z carskich nazw choćby bulwary czy aleje Aleksandrowskie.
Czy Odessa wyklucza Odesę
Po zwycięstwie Rewolucji Godności z lat 2013–2014, gdy zdekomunizowano wiele nazw z czasów ZSRR, spontanicznie nastał w Ukrainie leninopad – sezon na obalanie pomników wodza bolszewickiej rewolucji. Z kolei w 2022 zaczął się puszkinopad. Tym razem obywatelski ruch wyprzedził ustawodawstwo – wprowadzono je dopiero latem 2023 roku – zwane „dekolonizacyjnym”, a więc dotyczące już nie tylko okresu istnienia ZSRR. Od początku kolejnego roku zaczęło się czyszczenie toponimów: na przykład w Krzywym Rogu, przemysłowym mieście na południu Ukrainy, skąd pochodzi prezydent Zełenski, zmieniły się nazwy 260 ulic, a później radni obwodu dołożyli jeszcze 130, w tym Braterstwa i 50-lecia Zwycięstwa. W listopadzie z postumentów oficjalnie strącono Puszkina i Lermontowa, czemu sprzeciwiał się mer Borys Fiłatow.
Na szczególną uwagę zasługuje Odesa. Wprawdzie w końcu 2022 roku udało się pozbyć pomnika Katarzyny II, ale od początku pełnowymiarowej wojny trwają kłótnie o Puszkina. W lipcu 2024 rada miejska zmieniła 85 toponimów, na czele z ulicami Puszkina i Czajkowskiego. Wtedy „dekolonizacji miasta” sprzeciwił się mer Hennadij Truchanow, twierdząc, że decyzję powinna podjąć Wojskowa Administracja Obwodowa (WAO), a Puszkin (ten większy, bo w Odesie ma dwa pomniki) stoi w historycznej części miasta objętej ochroną UNESCO. Według Truchanowa usunięcie pomnika naruszyłoby „integralność i autentyczność dziedzictwa”, a dekolonizacją nazw „odcięlibyśmy się od tego wszystko, co uczyniło Odesę światową marką”.
Innego zdania byli mieszkańcy, którzy włożyli poecie na głowę różową torbę symbolizującą prezerwatywę i urządzili protest niedaleko siedziby władz obwodu. „Wykonujemy ustawę o dekolonizacji, ale robimy to w formie dialogu. Nikt nie wykreśla tych osób z historii, działają biblioteki, księgarnie, można poznawać ich twórczość” – wyjaśniała wtedy Jarosława Reznikowa, dyrektorka departamentu kultury, narodowości, wyznań i ochrony zabytków w WAO. Wczesną jesienią WAO zdecydowała o rozbiórce dziewiętnastu pomników, oprócz Puszkina między innymi zamordowanego przez NKWD Izaaka Babla, noblisty i porewolucyjnego emigranta Iwana Bunina oraz wychowanego w Kijowie ukrainożercy Konstantyna Paustowskiego, a także o zaprzestaniu ochrony wielu innych pomników przed rosyjskimi bombami.
Dwa tygodnie później do akcji wkroczyło 115 twórców kultury, naukowczyń i dziennikarzy z państw Zachodu, ale też z Ukrainy, którzy za pośrednictwem włoskiej gazety „Il Foglio” zaapelowali do UNESCO, by skłoniło prezydenta Zełenskiego do odłożenia dekolonizacji Odessy (to rosyjska wersja nazwy, ukraińska nazwa brzmi Odesa) na czas po zakończeniu wojny. UNESCO objęło centrum miasta ochroną niedawno, w styczniu 2023 roku – pół roku później rosyjskie rakiety uszkodziły ponad dwadzieścia pomników architektury w tej części miasta, wśród nich prawosławną katedrę Przemienienia. Zbudowana w końcu XVIII wieku, zniszczona przez ateistyczny sowiecki reżim w 1936 roku, została odbudowana z pomocą włoskich funduszy dopiero na początku XXI wieku i ponownie zniszczona przez Rosjan w lipcu 2023.
Rosjanie nie próżnują także na terytoriach okupowanych. Jeszcze w 2016 roku postawili w Symferopolu na Krymie dwa charakterystyczne pomniki: Katarzyny II oraz „zielonych ludzików” (uzbrojony po zęby mężczyzna, dziewczynka z kwiatami i ocierający się o jego nogi kot – czy to nie słodkie?). W Mariupolu w 2022 roku zniszczyli pomnik ofiar Wielkiego Głodu z lat 1932–1933, a wznieśli między innymi pomnik „wsparcia dla Rosji” z figurą babci, która na początku pełnowymiarowej inwazji wyszła na ulice miasta z flagą Związku Sowieckiego.
Półtora miesiąca po publikacji wspomnianego apelu do UNESCO, w grudniu 2024, odeska rada miejska przeznaczyła budżet na demontaż trzynastu imperialnych i sowieckich pomników. Ocaleli Bunin i Paustowski, ale nie Babel. Po 20 tysięcy hrywien „dostali” między innymi car Aleksander II, sowiecka partyzantka i zwiadowczyni Zoja Kosmodemianska i czerwonoarmiejcy zabici w walce o ustanowienie sowieckiej władzy nad miastem w styczniu 1918 roku. Dwa razy mniejsze kwoty: Babel; dwóch Puszkinów; Aleksandr Marinesko, dowódca okrętu, który zatopił między innymi „Gustloffa”; czekiści, w wielu miejscach ich upamiętnienia; komsomolcy obwodu odeskiego.
Z jednej strony nasuwa się pytanie, ile razy w ciągu niemal trzech lat pełnowymiarowej wojny zachodni przyjaciele Odesy zwrócili się do Putina, by przestał obracać w gruz tak cenne dla nich miasto? Z drugiej – czy rzeczywiście pomnik Puszkina, a z nim rosyjska narracja na temat Odesy i jej kultury, w warunkach ludobójczej wojny zagrażają bezpieczeństwu Ukrainy? Czy Ukraińcy uwzięli się na poetę wolności?
Wielki rosyjski poeta
To żadna tajemnica, że w swojej poezji i listach rosyjski pisarz, za młodu sympatyk antycarskich dekabrystów, dzielnie wspierał imperialne ambicje Rosji. O powstaniu listopadowym pisał w 1831 roku: „Należy ich [Polaków] zdusić, powolność nasza jest męcząca”. Nienawidził „niszczyciela Mazepy” (ukraińskiego hetmana), o Gruzinach pisał z sentymentem jako o carskich poddanych, pochwalał brutalną wojnę przeciw Czeczenom (ich punkt widzenia prezentował zaś, bez niespodzianek, ukraiński wieszcz Taras Szewczenko). Opiewał Rosję od Uralu po Krym i od Finlandii po Gruzję. Słowa Puszkina: „Czy strumienie słowiańskie rozpłyną się w morzu rosyjskim, czy też wyschną, w tym pytanie?”, cytował niedawno szef MSZ Rosji Siergiej Ławrow.
Jednak nie chodzi ani o tematy, ani o skalę talentu dziewiętnastowiecznego poety, któremu ukraińskie badaczki, jak prof. Wira Ahejewa, zarzucają bycie kopistą Byrona, a polskie, jak prof. Marta Zielińska, że na przykład przypisywany mu gatunek literacki, „tekst petersburski”, zawdzięcza swój kształt Mickiewiczowi. Sprawa jest poważniejsza niż to, co pisał Puszkin, i dotyczy tego, w jaki sposób Rosja wykorzystuje go obecnie w polityce zagranicznej.
Gdy spojrzeć na mapę pomników Puszkina na świecie, jasne się staje, że rzadko stanowią one hołd dla poety. Przede wszystkim pełnią dwie inne funkcje: są symbolem władzy Rosji nad danym obszarem lub sygnałem jej roszczeń do terenów, na których stoi pomnik czy popiersie. Największe zagęszczenie Puszkinów na świecie znajduje się w Ukrainie i na Kaukazie. Jak to ujął ukraiński pisarz, obecnie żołnierz Ołeksandr Myched: „Stawianie pomników Puszkina to dla Rosjan zawsze oznaczanie terenu. Podobnie jak na przykład nazywanie parków jego imieniem”.
Wtóruje mu Serhij Żadan, pisarz i poeta, współtwórca 13 Brygady Gwardii Narodowej „Chartija”, również walczący obecnie na froncie: „Stąd już blisko do hasła «wewnętrzne sprawy Rosji». Skoro na miejscu są pomniki Puszkina, ludzie mówią po rosyjsku, a w księgarniach są książki w tym języku”. Żadan od początku pełnowymiarowej wojny zrobił sobie wiele zdjęć przy ukraińskich Puszkinach – w ten sposób sugerował lokalnym władzom, czy raczej mieszkańcom, usuwanie pomników. W Charkowie, z którym Żadan jest związany, Puszkin miał dwie ulice, mimo że nigdy tam nie zawitał, a jego jedynym związkiem z miastem było nazwanie tutejszego uniwersytetu „gorszym niż gospoda w Kursku”. Miał także stację metra i teatr (obecnie Akademicki Teatr Dramatyczny). Nazwę większej z ulic zmieniono na Hryhorija Skoworody (filozofa i teologa związanego z Charkowszczyzną i Ukrainą Słobodzką), którego muzeum Rosjanie spalili w artyleryjskim ostrzale jeszcze w roku 2022 (Żadan zrelacjonował to w książce W mieście wojna (przekład Michał Petryk, Czarne, Wołowiec 2024).
Z kolei w Kijowie dochodząca do Majdanu Niepodległości dawna ulica Puszkina nosi dziś imię Jewhena Czykalenki, mecenasa kultury i patriotycznego działacza XIX i XX wieku. Podobnie jak w Charkowie, w stolicy trzyma się jeszcze przycmentarna uliczka na opłotkach miasta, ale duży park Puszkina mocą głosowania mieszkańców zamienił się w park Iwana Bahrianego. Najlepsze książki tego pisarza, a po wojnie działacza emigracyjnego, dotyczą zesłania na Daleki Wschód (Tyhrołowy, czyli „Polowanie na tygrysy”) oraz pobytu w więzieniu w latach trzydziestych, z torturami fizycznymi i psychicznymi stosowanymi przez pracowników NKWD (Sad Hetsemanskyj, czyli „Ogród Getsemani”). Uwadze Żadana nie uszło to, że kijowska Akademia Muzyczna wciąż nosi imię Piotra Czajkowskiego (kolejne selfie), „narodowego kompozytora” Rosji, który kilka dzieł Puszkina przekształcił w opery.
Myched nie żartuje, gdy podkreśla, że w 2019 roku pomnik Puszkina wzniesiono w… Damaszku. Dzięki temu żaden Syryjczyk nie miał zapomnieć o tym, że władza Asadów utrzymuje się na rosyjskich bagnetach. W miejscach takich jak Seul – gdzie pomnik Puszkina odsłonięto w 2013 roku – nie chodzi o terytorialne apetyty Rosjan, ale o unaocznienie ich stałej obecności i znaczenia. Od takich Puszkinów promieniuje „russkij mir” (rosyjski świat), o którym za chwilę. (Ciekawostka: fundator koreańskiego pomnika, firma Lotte, był sponsorem reprezentacji olimpijskiej Związku Sowieckiego już na igrzyskach w Seulu 25 lat wcześniej, czyli w 1988 roku). Inaugurację nie na darmo uświetnił przemówieniem Władimir Putin, bardzo w tamtych dniach aktywny w relacjach z Ukrainą, która osiem dni później ogłosiła, że zawiesza swoje przygotowania do podpisania umowy o stowarzyszeniu z Unią Europejską. To tamtego wieczoru zaczęły się protesty na Majdanie Niepodległości.
Kulturalna soft power
Zajmijmy się rosyjską dyplomacją kulturalną. Ręka w górę, kto słyszał o „wielkiej literaturze włoskiej” czy „wielkiej literaturze brytyjskiej” częściej niż o „wielkiej literaturze rosyjskiej”.
Imperium od wieków snuje wizje „wielkiej literatury rosyjskiej”, „wielkiego baletu rosyjskiego” i całej serii bliźniaczych tworów. W wersji dla Zachodu dodaje się do tych wizji okrągłe zdania o tajemniczej rosyjskiej duszy i wielkim kraju, których nie sposób zgłębić. Własne przekonanie Rosjan o wielkości Puszkina i Czajkowskiego, Giergijewa i Netrebko to za mało, cały świat musi śnić o potędze ich kraju, kulturalnej na równi z militarną (słynna „druga armia świata”) czy surowcową (niemający ekonomicznego sensu rurociąg Nord Stream, sprezentowane Rosji narzędzie nacisku na Unię Europejską). Znów odwołam się do tekstu Andrija Dostliewa – tym razem tego, w którym chłodząc felietonowy zapał Jonathana Littella, opisał praktykę oddziaływania „wielkiej kultury rosyjskiej”, rzekomo zupełnie niezwiązanej z działaniami „oficjalnej Rosji”. Ukraiński artysta przypomniał, że dyrektor Ermitażu wprost powiedział, iż rosyjskie wystawy na Zachodzie to „rodzaj operacji specjalnej”, a także opisał wysyp „byłych Rosjan” z „babcią w Żytomierzu” wśród artystów z kraju-agresora.
Mogą się zmieniać ustroje i władcy, ale rosyjskie narracje są niezmienne i stanowią wygodne narzędzie polityczne tam, gdzie do osiągnięcia celów imperium konieczne jest zastosowanie tzw. soft power lub pokazanie jego cywilizowanego oblicza. I to działa, skoro kilka tygodni po pełnowymiarowym ataku Rosji na Ukrainę tak szacowna instytucja jak nowojorska Metropolitan Opera przez wiele dni pokazywała Eugeniusza Oniegina według Puszkina, a do tego zaczęła sprzedawać magnesy z napisem „Cancel Putin, not Pushkin”.
To nie są domysły, lecz oficjalna polityka Federacji Rosyjskiej (FR) zapisana w strategicznych dokumentach. W mediach wiele powiedziano o tym, że niedawno Rosja wpisała do swoich doktryn wojskowych „symetryczne i niesymetryczne środki” reakcji na możliwe „zagrożenie bezpieczeństwa narodowego lub suwerenności FR”, czyli de facto rozszerzyła warunki użycia broni atomowej. Zmiany wprowadzono w wielu dokumentach: od konstytucji przez wojskowe doktryny i strategie bezpieczeństwa po polityki kulturalną i humanitarną federacji.
Badanie strategii i mechanizmów rosyjskiej soft power zamówił i przedstawił jesienią Ukrainian Institute (podlegająca ukraińskiemu MSZ jednostka zajmująca się dyplomacją kulturalną). Przeprowadziła je ekipa Liubow Cybulskiej, byłej szefowej Centrum Komunikacji Strategicznej i Bezpieczeństwa Informacyjnego. Zajęła się ona między innymi kulturą i językiem, ideą „russkiego miru” oraz funkcją społeczności rosyjskojęzycznych za granicą w polityce Rosji. Zdaniem Cybulskiej ponad połowa zmian w rosyjskich dokumentach strategicznych obejmuje dziedzinę kultury.
Według „Koncepcji polityki zagranicznej RF” po zmianach z 2023 roku Rosja zajmuje „wyjątkową pozycję jako oryginalna cywilizacja-państwo, potęga euroazjatycka i euro-pacyficzna, jednocząca naród rosyjski i inne narody, które tworzą kulturalno-cywilizacyjną wspólnotę «Russkiego Miru»”. Koncepcje podboju terytoriów innych państw Rosji czy rusyfikacji całych narodów nie są nowe, ale za ideą „russkiego miru”, ogłoszoną przez Putina w 2006 roku, szybko poszła zmiana polityki państwa. W 2013 roku do jej założeń pierwszy raz weszła soft power. „«Russki mir» jednoczy wszystkich czujących duchową więź z naszą ojczyzną” – twierdził Putin w 2023 roku. „Wszystkich, którzy uważają za swój nasz język, historię i kulturę, bez względu na narodowość czy wyznanie”.
I dalej dokumenty: „prawa, wolności i interesy obywateli Rosji i organizacji za granicą” mają być chronione „kompleksowo i efektywnie”. Z „Narodowej strategii bezpieczeństwa RF” z 2021 roku wynika wprost, że strategicznym narodowym priorytetem jest „ochrona wartości duchowych i moralnych, kultury oraz pamięci historycznej”, które stanowią „fundament państwowości i służą jako baza dla dalszego rozwoju państwa”.
W innych dokumentach wymieniających strategiczne cele FR można znaleźć przekonanie, że rosyjska diaspora ma służyć „jako partner w poszerzaniu i wzmacnianiu przestrzeni rosyjskiego języka i kultury”. W połączeniu z uznaniem rodaków za granicą za „nosicieli nie tylko rosyjskiego języka, kultury i tradycji, ale też tych należących do narodów Rosji”, brzmi to po prostu groźnie. Tym bardziej że na przykład wśród celów „wielostronnej humanitarnej współpracy z krajami Wspólnoty Niepodległych Państw” znalazło się „wzmacnianie historycznie osiągniętej pozycji języka rosyjskiego w tych krajach”.
„Jednym z najważniejszych zadań jest integracja nowych podmiotów Federacji Rosyjskiej – Donieckiej Republiki Ludowej, Ługańskiej Republiki Ludowej, obwodu zaporoskiego i obwodu chersońskiego – z rosyjską przestrzenią kulturalną i humanitarną”, głosi „Państwowa polityka kulturalna RF”, zaktualizowana we wrześniu 2024 roku, podkreślająca też konieczność wzmocnienia „suwerenności rosyjskiej kultury” jako czynnika zapewniającego między innymi „integralność terytorialną i narodowe bezpieczeństwo”.
Cybulska w wywiadzie dla strony detector.media podsumowała raport słowami, że Rosja najpierw podbija serca, a później zagarnia terytorium – i że nawet najbardziej wyjątkowa sztuka jest w tym przypadku tylko pięknym opakowaniem dla wojny. Inicjatywy kulturalne agresora dobrze się sprawdzają jako sposób na wybielanie jego wizerunku.
Niemiecka wycieczka na Kreml
Ukraińcy badacze prześledzili działalność trzech instytucji zajmujących się promocją rosyjskiej kultury. Pierwsza to Rossotrudniczestwo, które od 2008 roku kontynuuje tradycje sowieckiego Wszechzwiązkowego Towarzystwa Związków Kulturalnych z Innymi Państwami, powołanego w 1925 roku do budowania pozytywnego wizerunku ZSRR i bolszewickiej władzy. Środki czerpie z budżetu państwa oraz przychodów z działań statutowych. Organizacji podlegają Rosyjskie Domy (Russkij Dom) na całym świecie.
Druga to Fundacja „Russkij Mir”, instytucja kulturalnej dyplomacji rosyjskiej założona w 2007 roku jako organizacja pozarządowa finansowana niemal wyłącznie z budżetu państwowego. W świecie są 82 centra prowadzone przez fundację: najwięcej jest ich w Europie (33), krajach Wspólnoty Niepodległych Państw (25) oraz Azji (19). Z kolei Rosyjskich Domów (87 na świecie) jest w tych miejscach po dwadzieścia. W obu Amerykach, krajach Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej, a także w Afryce Subsaharyjskiej jest ich po kilka – więcej niż centrów Russkiego Miru.
Trzecia instytucja powstała w 2010 roku jako pozarządowa, ale podlega MSZ Rosji – to Fundusz Publicznej Dyplomacji Gorczakowa. Prezesem rady powierniczej funduszu od 2010 jest Ławrow. Jedna trzecia budżetu pochodzi od państwa, reszta od nieznanych osób prywatnych. Wszystkie trzy instytucje od połowy 2022 roku są objęte sankcjami w Unii Europejskiej, Stanach Zjednoczonych, Kanadzie i Szwajcarii za szerzenie propagandy kremlowskiej i antyukraińskiej.
Zanim to nastąpiło, już w trakcie pełnowymiarowej wojny Rosyjski Dom w Weronie zorganizował konferencję „Rosja–Ukraina. Przyczyny konfliktu”, a ten w Belgradzie – koncert na rzecz „Dzieci Donbasu”. Turcja nie należy do Unii Europejskiej, więc Rosyjski Dom w Ankarze w 2024 roku zorganizował tam wydarzenie „10 lat trwającej tragedii”, poświęcone dziesiątej rocznicy „zamachu stanu” w Ukrainie i drugiej rocznicy „specjalnej operacji wojskowej”. Jego częścią była wystawa fotografii „Zbrodnie wojenne reżimu kijowskiego” oraz pokazy propagandowych filmów Majdan: droga do wojny i Solntsepyok.
Nie przypadkiem rosyjskie manifestacje na początku pełnowymiarowej wojny odbywały się w Niemczech. Berlin zajmuje w rosyjskiej polityce miejsce szczególne – zdobycie go w 1945 roku nie tylko budzi dumę z militarnego triumfu, ale też dowodzi skuteczności rosyjskiego sposobu toczenia wojny. Parcie naprzód za wszelką cenę, nieliczenie się ze stratami, oddziały zaporowe strzelające do żołnierzy, którzy próbują się wycofać – wszystko to nie jest wynalazkiem z roku 2022. Odpowiadali za to rosyjscy marszałkowie Żukow i Koniew, którzy posyłali ludzi tysiącami na śmierć. A udany „marsz Rosjan na Berlin” był zwycięstwem także Polaków, Ukraińców, Białorusinów, Kazachów, Gruzinów i innych nacji. Przed nimi jednak Niemcy nie czują takiego respektu jak przed Rosjanami i ich kulturą.
Wymienione rosyjskie instytucje finansują w Niemczech około setki organizacji, za których pośrednictwem promują kulturę i język rosyjski. Choć ich wpływy po pełnowymiarowej inwazji się zmniejszyły, to kontakty nie ustały – działają choćby programy stypendialne dla studentów z Rosji. Co dziwniejsze, w lutym 2023 roku niemieccy uczniowie wznowili wizyty w Rosji w ramach wymian uczniów. O tym, że rok po inwazji dwa tygodnie w Moskwie spędziło osiemnaścioro uczniów z Erfurtu i Weimaru, doniósł kanał „«Bild» po rosyjsku”. Dzieci wybrały się między innymi na wycieczkę na Kreml, a dzięki ulicznym spotkaniom – jak wyjaśniły w serwisie berlińskiej organizacji pozarządowej Forum Niemiecko-Rosyjskie (FNR) – zrozumiały, iż „wydaje się słuszne, że wyruszyliśmy w tę podróż właśnie teraz!”.
Nietrudno zgadnąć, że FNR „zależy na podtrzymaniu dialogu w dziedzinach takich jak sztuka i kultura, nauka, religia i edukacja”, a jego „polityczne interesy” „ograniczają się do pragnienia, by łączyć członków obu społeczeństw [niemieckiego i rosyjskiego] dążących do pokojowej koegzystencji”.
*
Materiał powstał dzięki wizycie studyjnej zorganizowanej przez Centrum Mieroszewskiego i Ukrainian Institute. Przy pisaniu korzystałem z raportu „Shots of Love” zespołu Liubow Cybulskiej i części filmów z cyklu „Big Russian Lies” w kanale Suspilne Kultura na YouTube.