nic nie jest piękne, godne miłości,
nic nie jest polityczne prócz podziemnych pędów
i korzeni powietrznych,
oprócz kłącza i dziko żyjących roślin (2, 17)*
Kłącze jest antygenealogią.
Jest pamięcią krótkotrwałą lub też antypamięcią. (2, 25)
Kłącze jest systemem acentrycznym, niehierarchicznym i nie-znaczącym,
pozbawionym Generała. (2, 25)
Kłącze nie zaczyna się i nie kończy, jest zawsze pośrodku,
pomiędzy rzeczami, między-bycie. (2, 29)
Lokalna ludność ukochała torfowiska.
Lokalna ludność z ziemi pozyskiwała żwir.
Tutejsza ziemia do dzisiaj od niechcenia rodzi kamienie.
Są tu i maszyny rolnicze
i nie ma w nich piękna.
Ich cielsko obco odcina się od ściany lasu.
Rolnicy regularnie odmawiają
dwuskibowe, trzyskibowe i czteroskibowe litanie.
Konsumpcja maszyn trwa bez opamiętania.
Rynek wtórny więcej nie przyjmuje.
Rynek wtórny nie istnieje.
Nieużywane maszyny rolnicze
pochowane w niby-trumiennych gospodarstwach
zawsze skrywają uśpione możliwości
(pierwszej kości czy ociosanego kamienia).
Niszczeją więc te sztuczne ciała
i tylko koparki jeszcze spotykają się na drogach
(a ich miejsca postojowe uchodzą za przetarcia i siniaki ziemi)
tworząc tymczasowe sytuacje komunikacyjne.
Wszystko się tu wydarzyło i wciąż wydarza
na kamieniu pozwól zakwitnąć łące.
Miejcie krótkotrwałe idee.
Twórzcie mapy, a nie zdjęcia i rysunki. (2, 29)
W hołdzie ziemi tworzę jej przedstawienia
nanoszę znamię obok znamienia
pole przy jeziorze, zalesieniu i terenach podmokłych
na oczach kopisty obraz zmienia się w warstwy, układy, sprzężenia.
Nocne mgły w świetle przejeżdżających samochodów
fałdują fałszywe krajobrazy.
Reflektor za płotem przywołuje dawno przeoczone kadry filmowe
zaczynam podróż w labirynt bulw, kolb
menhiry, monolity powinny gdzieś tu mieć swoje miejsce.
Odmieniam w głowie imiona niepospolite
trwa we mnie przemienienie antropogenicznego łucznika.
Mapa jest otwarta, daje się łączyć we wszystkich wymiarach,
demontować, odwracać, jest podatna na ciągłe modyfikacje.
Autoryzowany przekład obiektów matematycznych z przyrody
Przebiega bez mojego udziału.
Harmonijny pokłon trzech drzew w jednym kierunku
Kończy się tam, gdzie do kolan upada sucha brzoza.
Chmury niesione dumą
Nad zbiornikiem pełnym odbić i wody
Wydają się naciągać świat
Na sprężystość.
Przetoczyły się przez moją głowę sprzeczne wektory siły odśrodkowej.
Mapa może zostać rozdarta, odwrócona, nalepiona na każdą powierzchnię,
przerobiona przez jednostkę, grupę, formację społeczną.
Można ją narysować na ścianie, uznać za dzieło sztuki,
skonstruować jako działanie polityczne albo jako medytację. (2, 14)
Iluminacja chłopskości, twarzy ciosanych, podobnych, czerwonych
w trzypokoleniowej ofercie pochodu życia i ciała
przemówili zjadający ziemniaki na obrazie van Gogha w Kröller-Möller
można przeżyć, nie mówiąc wiele, albo pytać o czas, który biegnie.
Kwadranse odliczane zwierzętami do nakarmienia
w zegarach kobiet wiecznych nianiek
dzieci w pierwszym i kolejnym pokoleniu
psów, kotów, czterokopytnych towarzyszy na ubój.
Wyjść z tego kręgu to niebywała odwaga
przemówić innymi językami to skazać się na obcość
wyjść od tego stołu to odmówić zjedzenia mięsa.
Łączenia rodzinne zastępują tu państwa i całe narody
budowanie kręgów powinowatych, dodawanie do krewnych
jest zbożnym celem córek i synów, brzdąców na polnej drodze
uciekających przed motorem dziadka w pole kukurydzy
zwierzątko w dziecku prze bez oglądania się za siebie
biec to znaczy przedłużyć rodzinę o jeszcze jeden krąg.
Rytm tego języka przy stole trudno odtworzyć
garnki głośno toczą się z szafek kuchennych.
Gdzie była kuchnia jest otchłań okruchów i życiodajnych przypraw
historie spływają długo i leniwie, rytm czepia się długości ulic
skrapla się w procesję nazwisk tych samych, ale obcych, nie swoich
mięso i chleb podawane nad stołem wiążą ręce z ziemią
uchodźcom trudno byłoby zrozumieć rytuał powolności
celebrować trzeba pustkę z ustami otwartymi na kolejne warstwy pokarmów
przyjąć nic za coś, rozgościć się w przerwie czasu.
I kochać tych ludzi uczę się od poniedziałku do niedzieli
piję z nimi kawę, pijemy kawę, piliśmy kawę wielokrotnie
zapominam o sobie w dialogu żurawiego krzyku z psem sąsiada
przypominam sama sobie las, bo kwitną na mnie liście.
Drzewo narzuca czasownik „być”. (2, 29)
Zachód ma szczególną relację z lasem,
podobnie jak z wylesianiem:
pola wydarte lasom są porośnięte roślinami nasiennymi. (2, 21)
Jak podejść do ziemi
w której cmentarzysko koni
kawałek łąki między łanem zboża i polem kukurydzy pastewnej
może uchodzić za miejsce pamięci
Ziemia „dąbrowska”, na której nie rosną dęby
pustka po drzewach
upomina się o ciche kroki w alei wiązów
a widmo pałacyku
w cegłach spoczywa w okolicznych domach
kamień węgielny pod cielska maszyn rolniczych
Żeby stworzyć wiązania logiczne
powtarzasz głośno kolokację wyrazów:
Manteufel, Mandywel, furman diabła.
Zerwane kłącze – pęknięty łańcuch afektów. (2, 10)
Ciało ziemi
Jest bliskie i dalekie jednocześnie
Troszczysz się o drzewo zamiast o matkę
Łatwiej zorganizować przestrzeń wokół stołu i za oknem
Niż podwórko dzieciństwa i balię z żalem za czymś niekonkretnym
Kobieta we mnie woła do kobiety
Dźwięki nie przechodzą przez ścianę
Szklanka do podsłuchu nie pomaga
Chcę przysiąść blisko twoich kolan i poczekać na cud.
Przesyłka z bliskością skóry matki przychodzi nocą
Nie otwieram jej od razu
Spadam zazwyczaj kilka pięter w dół
Gdy podchodzę do niej ponownie za każdym razem dzień się zaczyna.
nie zgiełku książek, ale dźwięku przyległej przyszłości,
pomruku nowych układów, które są układami pragnienia,
układami maszyn i układami wypowiedzi (1, 302)
Dwa rodzaje trzasku u schyłku dnia
Rozumiane też jako dźwiękowe zaplecza przejścia
Z czasu pracy w czas wolny
Pierwszy puszkowy, głuchy, zwieńczony akordem wężowej skóry na s
Drugi wbija się w głowę jak kląskanie
– Ileż niepowagi jest w tym rzeczowniku dzierżawionym przez niewidomych –
jak wyciskane z dziecięcym uporem bąble powietrza
Obydwa łaszą się w łanie zboża, a może tylko w źdźbłach skoszonej trawy
Tu i teraz rozgrywa się teatr ptasich nawyków fonicznych
Poszło, otworzyło się, jest z hałasu nic.
Paplanina moja nie jest ważniejsza
Mówicie do siebie o pogodzie, leniwie odliczacie czas i to już życie całe
Dzieci rosną, wnuki przechodzą z rąk do rąk
Duma bierze się z kolejnego powołanego człowieka na ten świat
„Wiesz, ludzie tutaj, oni mówią tak niedbale, od tyłu jakby, składnia zupełnie połamana,
Językowo to fascynujące jest”
Język jak osiadłe zwyczaje czy muzyka atonalna
Przyspieszenia i spowolnienia mowy
Słuchasz dźwięków opowieści o wczoraj, jutro
Jakiś Emil Lange zaczyna opadać w słowach na trawnik w pobliskim parku
Klechda domowa „o piekarzu, który awansował na właściciela majątku
I który stracił go za niepłacenie podatków”.
Ściana lasu jest pudłem rezonansowym
Odbija szczekanie psów, podmuchy uciekających zająców
Są w niej ujścia dla dźwięków ścinanych drzew
Nieme transporty ruszają w jasny, biały dzień
Wylesianie, IKEA, minimalizm, slow life, Ukraina, Białoruś, Polska
Polityka wizerunkowa schyłkowego kapitalizmu
Estetyka życia prywatnego
Mikropolityka pola społecznych przepływów.
Mapa intensywności przeklejona ze ściany muzeum
Na tylną ścianę mojego domu.
Źródło lądów fantastycznych.
Mapa jest kwestią działania
Może płynąć przez Ciebie rzeka intensywności
Już brzmią w niej/nim nieznane dotąd dźwięki niedalekiej przyszłości
Śmierci się nie pragnie,
pragnie się tego, co nie żyje,
co jest już martwe: obrazów. (1, 392)
W nieświadomości nie przeprowadza się prac archeologicznych,
nie ma w niej wykopalisk, nie ma w niej posągów. (1, 392)
Zmieniam świat dobrym słowem powiedział
Wokoło cisza i wykopaliska otoczone murem
Wszedł w ciąg pomników i trofeów
Spotkał Edypa psychoanalizującego św. Sebastiana
Wszystko to pozory sceny i teatrów dawno przebyłych
Podczas gdy on pragnie, nie poszukując na siłę obiektu
Wytycza szlak maszynom pragnącym
Czy wystarczy miejsca na nas dwóch
Naszą sforę i cały wachlarz płci?
Jego podróże nie są podróżami mieszczanina (3, 261)
Jego podróż to linia ujścia
Linia ujścia stanowi część maszyny (3, 261)
To, co może być wypowiedziane w jednym języku,
wcale nie musi być możliwe do wypowiedzenia w innym. (3, 112–113)
Jego literatura nie jest podróżą przez przeszłość,
jest raczej literaturą naszej przyszłości. (3, 301)
Mówić, a zwłaszcza pisać, to pościć. (3, 98)
Pisarz nie jest wyłącznie człowiekiem piszącym,
to człowiek polityki, „człowiek maszyna”, człowiek eksperymentujący,
który przestaje być człowiekiem,
by stać się małpą albo chrząszczem, albo psem, albo myszą. (3, 54–55)
Pisanie nie ma nic wspólnego z nadawaniem znaczenia,
dotyczy miernictwa, kartografii,
nawet jeśli jest to kartografia okolic mających dopiero nadejść. (2, 5)
Uczyłam się mówić trzy razy.
Dziecku wystarczy, że patrzy
Rozumie bez słowa obieg rzeczy i dorosły wzór życia.
Dziewczynce każą wkupić się w losy innych
W uspołecznionej grze chybocze między silną i słabszą stroną.
Czyta słowa z najlepszym czasem w klasie
A po lekcjach zaczyna „umierać i umierać i umierać”.
Język nie nadąża, za każdym razem chce dłuższych postojów
A potem pokojów i poczekalni tylko dla siebie.
Kiedy w mieszkaniu nocą trudno przejść między rozłożonymi łóżkami
Dryfuje na fantomowej tratwie
Bo wszystko, czego potrzebuje, jest z matki i ojca.
Rankiem odpada ciało wiśni.
Język w splątaniu przekracza kolejne progi
Nocą na powrót rozsypuje się w litery.
Przewraca się z boku na bok ciało nabrzmiałe mową.
Dorosła kobieta wyrusza po języki innych
podróżuje w polu dźwięku.
Kolekcjonuje odchylenia od normy.
Zanim sama wyda z siebie głos
Upłynie zima, wiosna, lato.
Jesienią wreszcie przyciągnie do siebie ptaki
W zaroślach utkają gniazda
Stroić się będą w próbnych zalotach
Aż zacznie i ona.
Ilu ludzi żyje obecnie w języku, który nie należy do nich? (3, 97)
Czy był jakiś początek? Albo co było na początku? Piętrząca się forma notatek na marginesie lektury, która nie chce się wchłonąć w całości. Quasi-poetycki zapis jest już w tekście-matce albo maszynie tekstów Gilles’a Deleuze’a i Felixa Guattariego, filozofa i psychoanalityka. Dyskursywny eksperyment został już kiedyś powołany przez nich do życia: językowy mechanizm demaskacji – na pewnym etapie identycznych „produktów” – kapitalizmu i schizofrenii (Anty-Edyp). Mogę go powielać, mogę się do niego podłączać. Mierzą się z nim tłumacze i wynoszą z tej próby język czasem zraniony, posiniaczony. Język-medium opowieści o niedoskonałym świecie. Komentarze do komentarzy, puchnące i pulsujące glosarium, kłącze myśli, które – przecięte – niezrażone rośnie dalej w kilku kierunkach jednocześnie. Stwarzam mu egzystencję poza „tekstem głównym”. Daję nowe życie. Nie ma w tym działaniu pychy. Jestem jak średniowieczny skryba, przepisujący woluminy, który nieświadomie zaczyna tworzyć fałszywe, nieistniejące wcześniej teksty. Ale po nim przyjdzie kolejny: „do swojej sztuki włączy obiekty zużyte, spalone, stłuczone, aby poddać je reżimowi maszyn pragnących”.
Tak więc wrastanie i kompensacja, repetycja i refren są częścią „oryginału”, atlasu myśli Deleuze’a i Guattariego. Fenomen „dwugłowej” maszyny autorskiej obrósł w niezależną bibliotekę, której początek dało chyba to zdanie: „Napisaliśmy Anty-Edypa we dwójkę. Ale każdy z nas był wieloma, zrobiło się nas całkiem sporo”. Schemat podłączania się pod myślenie innego jest już częścią strategii myślenia u Deleuze’a. To w niej tkwi, być może, przyczyna powodzenia jego pism wśród nie-filozofów. Według skrzętnie powielanej anegdoty deleuzjańska fałda wzniesiona na pismach Leibniza porwała za sobą surferów. Nie mam ambicji dopisywania kolejnych stron. Zapisuję osadzający się we mnie niepokój. Kolejne wersy są jego aktualizacją i eksplikacją.
Widzę możliwość wypowiedzi w innych mediach. To mogłaby być powieść graficzna (ale gdzie właściwie jest intryga?). To mógłby być wideoesej. Ale zaczynam od tej próby. Nadal nie wiem, czy to poezja. To forma ekspresji w jakimś sensie koniecznej do życia. Na początku był więc autorytarny wybór cytatów, z pominięciem intertekstualnych miejsc, na których opiera się pisanie D&G, eliminacja tego, co dla mnie samej jest ważne. Nie ma już Prousta, Kafki, kina obraz-czas. Zostawiam struktury, które oderwane od kontekstu demonstrują zaskakującą poetyckość. Dodaję do nich intymną lekturę wycinka Kaszub.
*Indeksacja cytatów za numeracją podaną w bibliografii.
- Gilles Deleuze, Félix Guattari, Anty-Edyp. Kapitalizm i schizofrenia, przełożył Tomasz Kaszubski, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2017.
- Gilles Deleuze, Félix Guattari, Tysiąc plateau, [tłumacza nie podano], Fundacja Nowej Kultury Bęc Zmiana, Warszawa 2016.
- Gilles Deleuze, Félix Guattari, Kafka. Ku literaturze mniejszej, tłumaczenie Anna Zofia Jaksender, Kajetan Maria Jaksender, wstęp, redakcja naukowa, sprawdzenie zgodności z oryginałem Cezary Rudnicki, posłowie Kajetan Maria Jaksender, Wydawnictwo Eperons-Ostrogi, Kraków 2016.