Środa tygodnia. Wszystko pięknęło.
Mamy po sobie plamki na rękach, których już
zmyć nie sposób. Pod powiekami fragmenty
martwych natur, wykradzione wprost ze
stołów Amsterdamu, uwiły sobie wizje.
W sercach cudze krwinki mieszają się
z naszymi oczekiwaniami.
Jest jak w maju, gdy pada śnieg.
Pozostaje głośno mówić: To anomalia,
licząc na sobotę.