1
ktoś mówi niech świat będzie taki jakim go stworzył Bóg
i te słowa przeszywają mnie jak świetlisty miecz
ten cudowny świat byłby jeszcze cudowniejszy
gdyby pozostał taki jakim pomyślał go Pan
trzeba mi z tym pomilczeć i to przemyśleć
odczuć jak oto On jest tu ze mną
prawie namacalny tak bliski w moim domu
w moim pokoju koloru lawendy
oto On siedzi przy moim stole
oto On ogląda moje zdjęcia
bierze w ręce zdjęcie mamy
dotyka jej włosów mówi Ja dzisiaj
rozmawiałem z nią w Królestwie Niebieskim
trzeba mi pobyć z Tobą więc zamykam bramę
aby nikt nie wszedł ale otwieram okna
i słucham jak rośnie trawa tam w głębinach ziemi
pod śniegiem
w środku nocy widzę jak przepiękne jest światło
płynące strumieniem jak najsubtelniejsza muzyka
a ciemność przed nim ustępuje
szepczę ufam Tobie bardziej niż komukolwiek innemu
połóż dłoń na moim czole przygarnij mnie
i przemień aby moje ścieżki były światłymi
aby były jasnymi moje słowa moje myśli
Ty mówisz moje dziecko kwiecie błękitnego hiacyntu
w twych dłoniach cały mój świat jest dorodny-cudowny
w twym sercu cały wszechświat pocałuję twe czoło
a Mój pocałunek rozbłyśnie moją gwiazdą otoczę cię światłem
byś wiedziała że jesteś oblubioną królewną
przepiękna córuś moja
Pan przemawia i niechaj wszystko w tym czasie milczy
milczą gwiazdy drzewa i niebo śpią ludzie i ptaki
a On przytula mnie mocno do piersi wkłada w dłoń
maleńki szafir mówi że to mój królewski znak
czemu nie miałoby tak być w świecie stworzonym przez Pana
ktoś mówi niech świat będzie taki jakim został stworzony
i te słowa przeszywają mnie jak świetlisty miecz
wszystko drży i się trzęsie wybucha pod zalewem światła
nadchodzi cisza
2
przedwieczorną porą lubię patrzeć jak przepięknie
załamuje się światło
zastanawiam się ile jego może się zmieścić w jednej osobie
we mnie w tobie
ile go mogłoby zaistnieć w tej wiośnie a ile faktycznie było
i w co ono zamieniło się w nasz mroczny ból i rozpacz
muszę nazwać czarne czarnym białe białym i napisać
że tej wiosny wszystko przeoczyłam
nie widziałam ogrodu kwitniejącego nie widziałam lasu
słyszałam czyjś krzyk i wiedziałam że to nie krzyk zwierza ani ptaka ranionego
tak krzyczy tylko demon który przychodzi o północy
czarny demon wojny i sporów demon wściekłości
i kiedy słyszę krzyk i kiedy widzę ciemność
modlę się Światło Chrystusa ratuj mnie
…kiedyś byliśmy w ogrodzie gdzie śpiewały drozdy i kwitły wszystkie drzewa
a teraz jesteśmy wygnańcami
za naszymi plecami zamknęły się bramy raju a ogrody dalej kwitną
to wiedza wstrząsająca a żyć z tym powiem ci szczerze
jest nieznośnie kiedyś był kiedyś ujrzał i kiedy za nic nie wiesz
jak wejść znowu do tego ogrodu
3
wsłuchujemy się we wszystkie dźwięki
bacznie niemalże obwąchując je jak psy
nieostrożne trzaśnięcie drzwiami dźwięk silnika odbicie piłki
o asfalt a potem strzały w lesie jeden po drugim
a echo uderza tu jak wymierzony policzek
dziwnie o tym pisać kiedyś w moich wierszach nie było
ani wojny ani broni w nich grzmiał grzmot wściekłą
burzą biegły pantery i jelenie a dziś obwąchuję
czy stopniał wczorajszy poranny dym czarny jak smoła
i przysłuchuję się czy ktoś nie płacze
smutno i dziwne jak wszystko się przeobraziło
nie zmieniają się tylko jerzyki nadal swobodnie sobie lecą
krążąc po niebie na jego wysokościach wygwizdując i śpiewając
jeden mówi będzie deszcz drugi śmieje się deszczu nie będzie
spada z drzewa jeszcze niedojrzała morela
znów słychać wystrzał po trosze zapominam jak brzmi spokój
i jak między palcami miętą pachnie cisza
4
przebiegamy tej wiosny pomiędzy kropelkami deszczu
nie potrafimy ani rozmawiać ani milczeć
tyle tego wypalonego w każdym z nas w środku
ile łez wypłakanych ile słów ugrzęzło w gardle
wybuchy znów słychać wybuchy jeden za drugim
czy istnieje jeszcze świat gdzie ich nie ma? trudno w to uwierzyć
czy jeszcze gdzieś ostał się skrawek świata gdzie jest pokój
gdzie pluszcze woda gdzie pływają łabędzie
gdzie wierzchołki gór błyszczą śniegiem
gdzie ci których kochamy są w pobliżu
gdzie imienne listy zabitych nie dudnią jak uderzenie młotka
o trumnę
imię za imieniem dziesiątek za dziesiątkiem setka za setką
czy jest jeszcze gdzieś świat w którym nikt nie ucieka ze swojej ojczyzny
ma zaszczyt w niej żyć kochać ją ochraniać swoje dzieci i kobiety
świat bez młodych wdów czasem takich delikatnych i młodych
zupełnie dziewczynek świat bez sierot świat bez wojny i bólu
nie wierzę wcale nie wierzę że on jeszcze gdzieś istnieje
może tylko w snach może w marzeniach
nawet nie w wierszach
wiersze zbutwiały zbutwiały wszystkie słowa jakimi mówisz
jakimi milczysz uzdrawia myśl że wszystko przemija i to minie
uzdrawiają ciche objęcia uzdrawia czyjś delikatny dotyk
ramion dłoni
uzdrawia deszcz uzdrawia kwiat rozkwitnięty po deszczu
uzdrawia cisza
5
bowiem napisano: łagodność wasza niech będzie wiadoma wszystkim ludziom
straciliśmy łagodność czyli powiedzmy inaczej wciąż jesteśmy łagodni każdy z nas gdzieś w głębi
swojego serca a codziennie źli przynajmniej smutni lub zwyczajnie bezsilni
o piątej nad ranem czyjaś lekka dusza tak niełatwo opuszczała ciało
nad ranem przylecieli anieli powiedzieli nie bój się zabierzemy cię tam
gdzie ani bólu ani smutku nad ranem te dzieci nawet nie zdążyły zapłakać
żadne z nich bo wszystko stało się tak szybko zanim się spostrzegły
przed chwilą byłeś tu i tu był twój dom i były twoje rzeczy zabawki łóżko
i w mgnieniu podtrzymują cię anioły mówią lecimy
a ty rozpytujesz gdzie moja mama? mówisz chcę do mamy
leć swobodnie dziecko leć aż do Pana Boga usiądź mu na kolanach
i o wszystkim opowiedz o zniszczonym domu o pogrążonej w rozpaczy mamie
o naszych miastach w żałobie o łzach co nas dławią każdego dnia każdej godziny
wyciekających z kącików naszych oczu ich całe rzeki ich jeziora całe ich morza
wypłakaliśmy a nad te morza które tak kochamy teraz nie wolno pójść
zapytaj dziecko czy jeszcze długo pisane boleści jak długo męczarnie każdemu
stworzeniu na tej ziemi bo cierpią ludzie oraz zwierzęta
bo ból wzbiera jak mleko gęsto oblepia każdą szczelinę i zakamarki
są tacy którzy z nawyku próbują go wyprzeć ale jak naprawdę można się przed nim schować
czy naprawdę można się przed nim ukryć
nasza niegodziwość jest wiadoma ludziom ludziom również wiadomy nasz ból
nasze cierpienie nasze ofiary i nasza miłość ci którzy żyją i ci
którzy opuścili swoje ciała o nich zaświadczają
6
mówią lato Pańskie nie mówią o jesieni o wiośnie
przemilczają Pańską zimę
tylko ciepło i łagodnie mówią o Bożym lateńku
lato Pańskie już tu nadeszło po cichu gdy zapadła noc
i zanim zaświtało rozpłakało się
to jego pierwsza rana rozdarta i głęboka
a ile ich jeszcze będzie póki będzie trwać
ile ich będzie póki lato Pańskie dobiegnie końca
cisza nazajutrz była skuloną ciszą
nikt nie śmiał się wszystko porażająco umilkło
tylko piwonie bujnie rozkwitły i dziwiły się
gdzie zniknęła radość a irysy i jaśmin najpierw pachniały słodko
jak zawsze a potem zlęknione przestały pachnieć
spójrzcie na wszystko spójrzcie śpiewały ptaki
wokół tyle piękna może to ono was uleczy
dzień był przejrzysty i długi
więcej milczeliśmy niż cokolwiek rozmawiali
aż pod wieczór dzieci wyszły zagrać w piłkę
o czymś gadały czasem śmiejąc się
aż pod wieczór znowu zaczęły szczekać psy
wieczorem nieśmiało zaczęły pachnieć kwiaty
lato Pańskie ciche i powolne pachnące i senne
ulecz nas zabliźnij nasze rany wyprowadź nas ze smutku
niechaj radują się ludzie i zwierzęta wśród kwiatów drzew
i wysokich traw niech ni zło ni trwoga nie znajdują tu miejsca
unoszę powieki jakby po głębokim całodziennym śnieniu
nastało lateńko
7
nadal nie mogę ochłonąć
natłok myśli natłok emocji w moim wnętrzu
siadam je wypisać aby nie zacząć krzyczeć
przez cały dzień powstrzymywałam siebie jak gospodarz wstrzymujący
narowistego konia
cały ogrom niewypłakanego
zdawałoby się całe morza
tyleż nowych sensów nabiera woda
to co było życiodajne przyniosło śmierć
to co gasiło pragnienie stało się pułapką
nagrobkiem
czyż można powiedzieć: bryła wody?
od teraz można
szukam pomiędzy tym wszystkim uśmiechu
szukam ratunku
piwonie niemalże zwiędły a róże zaledwie radują
spada na plecy troska ciężka jak brokatowa szata
lub jak fala
nadchodzą wieści o przyjaciołach:
poległ
zaginiony bez wieści
różne wieści przychodzą i brakuje tych co cieszą
przez ramiona przechodzą mnie dreszcze
tylko wiatr szepcze: nie płacz nie płacz
8
chcę znowu pisać tak jak kiedyś do wojny
z sercem pełnym miłości i radości
pełna wiary pełna światła
o dziewczynce ze złotym ziarnem w dłoniach
ona wyszła sobie z domu karmi ptaki
o rybakach nad rzeczką… stoją trzymając wędki
milczą a za plecami szumi trzcina
wąż pełznie brzegiem rechoczą żaby
niby o czymś swoim rozprawiają
jeszcze pamiętasz jak to kiedyś było?
naszą ekscytującą młodość lekkość i beztroskę…
czasem wierzę że to jeszcze możliwe –
być takim jak dawniej
szczególnie wtedy gdy zanurzamy się w lato
w ukochany sosnowy las
w aromat dziurawca i zapach poziomek
ukośne światło załamuje się
rozsiewa się między gałęziami i pozostaje tym
czym jest – tylko światłem
a nie poświatą wybuchu nie rozbłyskiem
co spopiela i niszczy
twój świat Boże miejscami jeszcze taki podobny
do tego wcześniejszego kwiaty i drzewa dokładnie są takie same
ale stąpam po trawie ostrożniej niż kiedyś
wśród jaszczurek i dzikich kwiatów
różnie teraz bywa
ja nie wiem jak pisać jak żyć tak jak kiedyś
przecież wiesz że przyjść do wody teraz nie wolno
a rybacy łowią ryby chyba tylko w moim wierszu
(przełożyła Aleksandra Zińczuk)