Kogo by tu zakochać?

Magdalena Witkiewicz, fot. Archiwum autorki
Magdalena Witkiewicz, fot. Archiwum autorki

Z Magdaleną Witkiewicz rozmawia Krystyna Romanowska

 

Magdalena Witkiewicz – absolwentka Uniwersytetu Gdańskiego, Gdańskiego Studium Bankowości oraz Gdańskiej Fundacji Kształcenia Menadżerów i studiów MBA. Z zawodu analityczka marketingowa, specjalistka od modeli ekonometrycznych, z pasji pisarka. Autorka ponad trzydziestu książek dla dorosłych i dla dzieci, w tym wielu bestsellerów. Jej powieści zostały przetłumaczone na angielski, litewski i wietnamski.
W 2014 roku reprezentowała Polskę na Międzynarodowym Festiwalu Literatury Europejskiej w Hanoi. Powieść Czereśnie zawsze muszą być dwie została najlepszą książką roku 2017 portalu Lubimyczytac.pl.

Krystyna Romanowska: Jesteś specjalistką od romantycznej miłości, ale konstruowanie postaci w „trybie romansowym” musi być szalenie trudne, zwłaszcza jeśli nie chce się przy tym popaść w banał.

Magdalena Witkiewicz: Książka bez wątku miłosnego – według mnie – kompletnie się nie liczy. Zawsze będę o miłości pisać. A że po Biblii i Szekspirze literatura może być tylko wariacją na temat miłości, nie śmiem uważać się za kogoś, kto konstruuje nowatorskie czy bardzo oryginalne wątki miłosne. Ale lubię je budować i trochę mnie denerwuje, że miłość jest tak bardzo deprecjonowana w literaturze, uważana za nudną, oklepaną, nieważną.

Miłość – oczywiście – jest banalna, a uświadomił mi to ostatnio mój przyjaciel, który zakochany na zabój, zaczął robić wszystkie te rzeczy, z których wcześniej zawsze się śmiał. Pił kawę z ukochaną, trzymał ją za rękę i patrzyli sobie w oczy! Banał? Banał! Nie mam jednak nic przeciwko cukierkowej miłości, która jest i trwa całe życie. W moich książkach zawsze się staram, aby każdy bohater dostał coś dobrego. A miłość jest wśród tych najlepszych rzeczy.

KR: To miło z twojej strony.

MW: Ktoś zwrócił mi uwagę, że w mojej – niedokończonej jeszcze – książce występuje osiemdziesięcioletnia samotna pani i może bym ją w kimś zakochała? Dlaczego by tego nie zrobić? Pomyślałam sobie więc, że i ją zakocham. Każdemu daję szansę na miłość. Ale zakocham ją niekonwencjonalnie, bo pomoże jej w tym mała dziewczynka i pewna aplikacja randkowa.

Jak ten proces mojego autorskiego zakochiwania wygląda? Od początku pisania książki mam swoje typy, to znaczy wiem, kto będzie się miał ku sobie, a kto nie. Bohaterką mojej ostatniej książki Zielarnia pod starym dębem jest prawie pięćdziesięciolatka po rozwodzie, która nie szuka stałych związków, raczej przelotnych romansów, ale zakochałam ją na przekór moim pierwszym planom. Miała pozostać nieczuła na męskie wdzięki, lecz… zrobiło mi się żal tego młodziaka, który się w niej zakochał. Więc zakochałam go w kimś innym, a dla niej przyszykowałam niespodziankę. I tak powstała ta para – mam po prostu za miękkie serce dla moich bohaterów. Często patrzę na nich, jak mają ciężko w życiu, i funduję im zawsze szczęśliwe zakończenia. Taką mam naturę. Ale mam ją już od dzieciństwa, bo kiedy byłam małą dziewczynką, leżąc w łóżku, wymyślałam romantyczne historie – już wtedy zakochiwałam w sobie ludzi. Widać do tej pory mi zostało. Dzisiaj przyjmuje to absolutnie świadomą metodę obdarowywania moich czytelniczek miłosnymi czekoladkami do poduszki, po których ma się słodkie sny.

KR: Przy konstruowaniu wątków miłosnych i relacyjnych posiłkujesz się wiedzą psychologiczną ze specjalistycznych książek?

MW: Tak, jestem obłożona książkami, ale zdarza mi się także, że dzwonię do zaprzyjaźnionych psychologów po „konsultacje wiarygodności” dla moich postaci. Kiedyś jedna z czytelniczek powiedziała mi: „Musi pani to zmienić, bo to nie możliwe, że w życiu tych ludzi coś takiego się wydarzyło”. Tymczasem ja opisałam w książce realne wydarzenia, z życia wzięte. Dlatego często moje czytelniczki piszą do mnie: „Pani Magdo, skąd pani to wszystko wie, ja mam dokładnie tak samo!”. No bo po prostu tak się w życiu dzieje. I widzę to, ponieważ bywa, że opisuję w książce intuicyjnie jakiś proces dziejący się w relacji: rozpad bądź tzw. toksyczną miłość, a potem zaglądam do książki psychologicznej i okazuje się, że specjaliści już to nazwali i że te etapy przebiegają dokładnie tak, jak opisałam.

Często sięgam po lektury psychologiczne, kiedy sprawdzam na przykład, jak można postrzegać drugą osobę, jakie są najczęstsze błędy poznawcze czy komunikacyjne oraz z czego wynika fakt, że ludzie nie potrafią rozwiązywać konfliktów.

Wracając do sposobu na konstruowanie postaci w moich książkach – często mają one swoje pierwowzory w realnym życiu: mojej sąsiadki, kuzynki, znajomej. Z reguły wiem, jak postać zachowa się w danej sytuacji oraz – co najważniejsze – w kim się zakocha, kto mógłby ją zauroczyć. Oczywiście, po napisaniu tylu książek wiem doskonale, czego się moje czytelniczki spodziewają, czego muszę im dostarczyć, żeby czuły: „tak, to jest prawdziwe”. Często – pisząc jakąś scenę – myślę sobie: „tutaj będą płakać, a tutaj się bardzo zdenerwują”. I okazuje się, że dokładnie takie były ich reakcje. Czytam maile: „Pani Magdo, kocham panią, całą noc przez panią płakałam”.

KR: Zakochiwanie zakochiwaniem, a ognisty seks – ognistym seksem…

MW: Tak! Mam ochotę napisać ognisty romans, który nie będzie ani trochę grzeczny i to zakochanie będzie początkiem, a nie końcem zmysłowej przygody miłosnej. Jedna z moich pierwszych książek (a dokładnie piąta), Szkoła żon, była w założeniu książką erotyczną. Wszyscy mieli tam uprawiać seks ze wszystkimi – wtem pomyślałam sobie: „Hej, ale przecież ktoś się musi w kimś zakochać, to nie może być tylko seks dla seksu”. A że była tam bardzo urocza bohaterka, więc pozwoliłam się jej zakochać i uprawiać seks z miłości. Wszyscy się w końcu w tej książce w sobie pozakochiwali. Wyszło więc na to, że… żadna ze mnie entuzjastka seksu dla seksu i zawsze gdzieś uczucie muszę wetknąć.

KR: W jakie miejsce w Gdańsku wysyłałabyś swoich bohaterów na randki?

MW: Na plażę, ale po sezonie, w środku nocy, najchętniej na klif w Orłowie albo do Sobieszewa czy na Górki Zachodnie. A na jedzenie do restauracji Perła Bałtyku, obok jest przecież piękna latarnia w Nowym Porcie z ciekawą historią i przemiłym latarnikiem.

KR: Kobiety zakochać łatwo, gorzej – z mężczyznami. Jak to robisz?

MW: Kilku mężczyzn było we mnie zakochanych, więc mogę sobie wyobrazić, jak to u nich przebiegało. Bywa, że pytam męża, choć on nie jest najlepszym konsultantem w takich sprawach. Aby sobie ułatwić, po prostu zakochuję mężczyzn w taki sposób, w jaki wyobrażają to sobie kobiety, tak jak kobiety chciałyby proces zakochania widzieć. Udaje się. Pokazuję w książce czułych mężczyzn, którzy mówią kobietom to, co one pragną usłyszeć. Gdzieś bowiem na pewno tacy mężczyźni istnieją. Choć łatwiej ich spotkać w książkach niż w rzeczywistości. W ogóle zaobserwowałam u siebie zmianę. Kiedyś naprawdę w moich książkach najważniejsza była miłość, teraz staje się ona bardziej ciepłym kocem, a ja stawiam w większym stopniu na relacje rodzinne. Zwłaszcza te między rodzicami a dziećmi. Teraz, kiedy jestem mamą dwojga nastolatków, mam spory kłopot z tym, żeby ich puścić świat bez obaw i dać się pozostawić. Choć ciągle – jako mama – nie mam czasu. Pamiętam, że jako młoda dorosła namiętnie grałam w The Sims. I zawsze się zastanawiałam nad tym, jak bardzo oni w tych Simach nie mają na nic czasu. Rzecz jasna, jako Sim też się z niczym nie wyrabiałam, z opieką nad dziećmi, zakupami itd. Na końcu przychodziła opieka społeczna i zabierała mi dzieci, bo sobie z niczym nie dawałam rady!

Krystyna Romanowska

Krystyna Romanowska

Dziennikarka, autorka książek, współpracuje z „Wprost”, „Rzeczpospolitą” i „Wysokimi Obcasami”. Na co dzień w Warszawie, nostalgicznie związana z Gdańskiem, gdzie studiowała i zaczęła karierę dziennikarską. Profesora Chwina obserwowała przez wiele lat w bibliotece PAN, ale nigdy nie miała śmiałości zagadać.

udostępnij:

Przeczytaj także:

Dobre słowa. Jak pisać świetne teksty o szczęściu Dobre słowa. Jak pisać świetne teksty o szczęściu Dobre słowa. Jak pisać świetne teksty o szczęściu
Barbara Piórkowska

Dobre słowa. Jak pisać świetne teksty o szczęściu

Zabili go… w Trójmieście Zabili go… w Trójmieście Zabili go… w Trójmieście
Aleksandra Lamek

Zabili go… w Trójmieście