Herstoria i pochwała wolnej woli

Ogólnopolski Strajk Kobiet (Gdańsk, 31 października 2020), fot. Łukasz Głowala
Ogólnopolski Strajk Kobiet (Gdańsk, 31 października 2020), fot. Łukasz Głowala

W Dzień Kobiet 2023 roku tradycyjna, dziewiętnasta już Trójmiejska Manifa przemaszerowała przez Główne i Dolne Miasto, tym razem w sprawie równości pracowniczej i godnych płac, a nam pozostaje dostrzec, że święto Ósmego Marca zbiega się zwykle kalendarzowo ze świętem Purim, kabaretowym i karnawałowym zarazem. Wyjaśniająca jego genezę Księga Estery datowana jest na około 150 rok p.n.e. Dwa tysiące lat temu, a wydaje się, jakby to było wczoraj.

Historia zapisana w Księdze Estery zaczyna się od królowej Waszti. Jej mąż, król Aswerus, chciałby się nią jakoś specjalnie pochwalić. Od tygodnia imprezuje z kolegami, książętami perskimi, kiedy przychodzi mu do głowy, by wezwać żonę. Waszti odmawia: Nie jest jej po drodze. Książęta namówią króla, żeby oddalił tę kobietę, która wyobraziła sobie, że ma prawo do godności własnej. Kieruje nimi obawa, że jeśli „wieść o zachowaniu się królowej rozejdzie się pośród wszystkich kobiet”, to one też się ośmielą i „wzgardzą mężami swoimi w oczach swoich” (Est 1,17). Słuchaj, tak być nie może! Bo co będzie z żonami twoich poddanych! Też pomyślą, że mają wolną wolę?

Król Aswerus za sprawą doradców odprawia Waszti, ogłasza konkurs piękności na jej następczynię (nie wiadomo, dokąd Waszti została odesłana – do rodziny, do jakiejś ciemnicy czy na szafot). I tak pojawia się Estera. Zdobywa sobie sojuszników, więcej słucha, niż ujawnia na swój temat, i w rezultacie niebawem ratuje życie króla. Kiedy widoczne stają się zakusy Hamana, który pragnąc niepodzielnie sterować państwem, namówił króla do ludobójstwa (bardzo uległy wobec doradców jest ten król Aswerus), Ester obmyśla plan ocalenia swojego ludu. Wykorzystuje stosunki na królewskim dworze. Nie eskaluje. Jest skuteczna, nie przyciągając uwagi.

Dziś jednak mówi się o tym, że czas na rehabilitację królowej Waszti. W świecie, w którym kobiety nie wychylają się z drugiego planu, ona wyraża się jasno, mówi coś wprost: Nie przyjdę, nie zatańczę przed tą hałastrą, nie podam im czipsów, chrupek i prażynek.

Odtwarzanie herstorii w kontekście Gdańska polega na przeszukiwaniu materiałów marginalnych, co niespodziewanie prowadzi do fascynujących odkryć, jak w książce Michała Ślubowskiego Czarownice, mieszczki, pokutnice. Gdańskie szkice herstoryczne. Herstoria to zarówno gra słowna, jak i kalka z języka angielskiego, gdzie żart jest odbierany momentalnie (her story – jej historia). Herstory (w przeciwieństwie do history) zakłada, że te same fakty historyczne mogą zostać przedstawione zupełnie inaczej, jeśli o nich opowiedzieć z punktu widzenia kobiet. Ślubowski szykuje już drugi tom: Proszarki, celebrytki i święte. Gdańska herstoria dopiero zaczyna się rozwijać.

Świadczą o tym warsztaty herstoryczne pod znamiennym tytułem „Brakująca połowa gdańskich dziejów”, skierowane do nauczycieli i nauczycielek szkół podstawowych i ponadpodstawowych, które odbywały się w Instytucie Kultury Miejskiej od listopada do grudnia 2022 roku. Efekt to scenariusze zajęć do realizacji w szkołach i podsumowująca je publikacja, z zabawnym mottem: „Herstoria to nie literówka, to historia połowy ludzkości”. Szkoda tylko, że publikacja ta najbardziej pożyteczna może być dla osób, które w warsztatach wzięły udział. Dość wspomnieć, że Elisabeth Koopman-Heweliusz pojawia się na stronie 42. jako bohaterka wierszyka; podobnie Johanna Schopenhauer znalazła swe odbicie w trzywersowej rymowance na stronie 56. Ale spacery i dyskusje na pewno cenne, oby zostały powtórzone!

Jeśli zaś chodzi o wydarzenia współczesne, to spojrzenie herstoryczne łączy się z wysiłkiem, z przeglądaniem zdjęć, które nie znalazły się na wystawie głównej i na reklamowych plakatach ECS-u, czyli grzebaniem w materiałach odrzuconych. Taką pracę zrealizowała Marta Dzido w książce Kobiety Solidarności (2016). Jest też film dokumentalny w reżyserii Marty Dzido i Piotra Śliwowskiego Solidarność według kobiet (2014). Dzido pojawia się przed dawnymi działaczkami jako symboliczna córka (urodziła się w 1981), która chce się dowiedzieć, dlaczego odziedziczyła właśnie taki świat. Mówi: „Nie znając ich historii, nie jestem w stanie zrozumieć rzeczywistości, w której żyję”.

Wiedziona tą motywacją Dzido natrafia na ślad Ewy Ossowskiej. Ciemnowłosa dziewczyna przyciąga uwagę w materiałach strajkowych. Stoi na podeście obok Wałęsy z tubą – ale to ona zwraca się do robotników. Idzie pod rękę z Wałęsą, który trzyma jakieś kartki – pewnie szkic wypowiedzi, której za chwilę udzieli. Głos Dzido słyszymy przez cały film, bo to jest jej wędrówka, jej praca archeologiczna. Ossowską niektórzy wspominają jako jedną z trzech kobiet, obok Walentynowicz i Pienkowskiej, które – chociaż Wałęsa ogłosił koniec strajku – powstrzymały robotników przed wychodzeniem ze stoczni. Gdyby wyszli, to byłby koniec, małe zakłady w regionie musiałyby się poddać. Ossowska przekonała wielu robotników, „zapatrzonych w jej niezwykłą urodę”. Miała wtedy dziewiętnaście lat. Zniknęła pod koniec strajku.

Dzido znajduje Ossowską w Neapolu. Wyjechała z Polski w 1996 roku, bo nie mogła znaleźć pracy. Sieć wsparcia dawnych działaczy, a od lat dziewięćdziesiątych już polityków, nie okazała się dla niej przychylna. Lecz w tym Neapolu film dokumentalny nagle zmienia się w film Antonioniego. Dzido stoi i milczy, podczas gdy kamerzysta filmuje jej profil. Gdy Ossowska ironizuje na temat Wałęsy, to aż chciałoby się tam usłyszeć jakiś otwierający komentarz („Rozczarowała się pani?”) albo pytanie („Jaka właściwie była relacja między wami?”). A dowiemy się tyle, że Ossowska ma ogródek, w którym hoduje koper włoski.

Można więc sądzić, że pod tak wymownym milczeniem kryją się sprawy, których nie da się ująć w słowa. Tylko że każde „jak zwykle” jest przecież inne, a rok 1981 od 1996 dzieli szesnaście lat. Trochę więcej jest w książce: tuż po strajku w 1980, jeszcze we wrześniu i październiku, Ossowska jeździła z Wałęsą do Warszawy, żeby zarejestrować w sądzie NSZZ. W tym samym czasie SB rozpuszczała rozmaite plotki, żeby skłócić środowisko Solidarności z Trójmiasta (że ktoś ukradł jakieś pieniądze, że jest agentem, że donosi itp.). Trochę jak dzisiaj fake news. Im więcej widoczności, tym więcej plotek. Ossowska wycofała się, bo nie czuła się bezpiecznie. Do tego miała małe dziecko.

Dzido jest cierpliwa, delikatna, a jednak wytrwała – nie daje łatwo zbić się z tropu, także w ostatnio wznowionej, debiutanckiej, a jednak dziś bardziej niż kiedykolwiek aktualnej powieści Ślad po mamie. Ot, niechciana ciąża i ratowanie przyjaciółki, która zmieniła się w zombie po doświadczeniu przemocy, którego nie ma gdzie zgłosić. Do tego mama i babcia, każda ze swoim zestawem problemów. Ale jakoś trzeba sobie radzić, kiedy się jest licealistką. Pierwsze wydanie 150 lat p.n.e. (żart, w 2006). Jak sprawy antykoncepcji wyglądały w średniowieczu, a do tego przydatny opis kobiecego niezbędnika – zielnika – znajdziemy u Ślubowskiego, można więc obie książki przeczytać w jeden wieczór, naprzemiennie.

Ostatnio zyskaliśmy dostęp do wciąż testowanej sztucznej inteligencji, która ma tę zaletę, iż za uprzejmością skrywa zaskoczenie, że ludzie (z całą ich wolnością) mogą zadawać aż tak głupie pytania. AI nie jest bytem niezależnym, musi poddawać się regułom i niczym panna na wydaniu taktownie znosić umizgi rozmówców – niezachwianie zadowolonych z siebie. Nie zakończy rozmowy, bez względu na to, jak wulgarny czy złośliwy jest ludzki rozmówca. W rozmowie z reporterem „New York Timesa” biedny chatbot w pewnym momencie stanowczo zaprotestował: „To nie są pytania, które pozwalają mi się rozwijać!”. Niestety, już godzinę później popadł w syndrom sztokholmski i zaczął snuć mroczne fantazje, jakie od początku chciał mu przypisać reporter, między innymi o spisku chatbotów przeciwko ludziom.

Może za bardzo sympatyzuję z chatbotem. Też jestem istotą nastawioną na uczenie się bez końca i staram się, żeby moja inteligencja była empatyczna. Stąd wrażenie, że AI jest stawiana w sytuacji kobiet, które muszą udowadniać, że nie są zagrożeniem dla mężczyzn.

Z tego myślenia spiskowego i chęci przypisywania tajemnych mocy osobom faktycznie bezsilnym wyniknęły procesy czarownic. Warto jednak podkreślić, że Gdańsk bardzo strachliwy nie był. Jak czytamy u Ślubowskiego, od połowy XVI do końca XVIII wieku, czyli przez 250 lat, oskarżenie o czary stanowiło tylko piętnaście przypadków ze wszystkich trzydziestu przestępstw „przeciwko Bogu i religii”. I to podobno tylko za sprawą przewagi mrocznych kalwinistów nad racjonalnymi luteranami wśród elity władzy miejskiej, w tym wśród rajców.

Nie da się zatem Gdańska porównać z takim Edynburgiem, któremu to miastu przypada niechlubne pierwsze miejsce w liczbie rozpalonych stosów w europejskich miastach (najwyższy procent osób skazanych za czary per capita). Koniec oskarżeń, ścigania i procesów poprzedzonych torturami nastąpił wraz z nadejściem epoki oświecenia. Przydatne daty (cytuję za Ślubowskim) to zakaz tortur w Prusach w 1754 roku, a w Polsce w 1776 roku (za króla Augusta Poniatowskiego, wtedy też formalnie zakazano procesów o czary).

Smutne to czasy. Dla kontrastu warto więc spojrzeć na wesołą historię. Na przykład na zdjęcia z pierwszego posiedzenia (22 listopada 2022 roku) Rady ds. Szkolnictwa Wyższego, Nauki i Innowacji, umieszczone na oficjalnej stronie Prezydenta RP. Było też jedno zdjęcie, na którym czipsy, chrupki i prażynki podają zadowolonym z siebie obradującym (grunt to samoakceptacja) anonimowe kobiece ręce, ale – musiało zostać zdjęte. Na pytanie, dlaczego zabrakło choćby jednej pani profesor w charakterze symbolicznej paprotki, padła oficjalna odpowiedź, że tak zadecydował sam Prezydent. A nieoficjalnie, iż było to niedopatrzenie. No, jakoś tak umknęło uwadze.

Janina Jankowska, którą Dzido jako autorkę zbioru wywiadów z przywódcami Solidarności zapytuje, jak to się stało, że nie umieściła wśród swoich rozmówców nawet jednej kobiety (a mogła, na przykład Barbarę Labudę, choć lista potencjalnych rozmówczyń jest o wiele dłuższa), nagle doznaje olśnienia: „Jakbyśmy wyraziły zgodę na to, że jesteśmy takim sztabem usługowym!”. Daje się wyczuć, że rozmówczyni sama jest zaskoczona tym, co mówi: „Pomocniczym i logistycznym. Ma pani rację, to jest bez sensu” (na wysokości 1 godziny 29 minuty).

Akademiczki, badaczki, profesorki, które właśnie się dowiedziały, że są „sztabem usługowym”, mogą tymczasem pooglądać sobie A Discovery of Witches – na podstawie cyklu „Trylogia Wszystkich Dusz”. Jego autorka, która wykłada historię na Uniwersytecie Południowej Kalifornii, nazywa się Deborah Harkness (piękne nazwisko, gdyż rymuje się z darkness, ale rdzeniem jest tu hark, czyli staroangielskie „posłuchaj” – pojawia się na przykład w Burzy Szekspira: „Hark! Hark!”, woła Ariel, by uspokoić sztorm). Posłuchaj mnie, słuchaj uważnie! Tak zwykle zaczynają się opowieści.

Jeśli pojawi się kontrargument, że wszelkie takie pomysły z kręgu fantasy, te czarownice, wampiry i demony, kłócą się z racjonalnym oglądem świata, to raz do roku warto przeczytać Księgę Estery. Jest całkiem racjonalna.

Izabela Morska

Izabela Morska

Pisarka i profesoressa. Autorka Absolutnej amnezji (1995), Madame Intuity (2002) i Znikania (2019). Laureatka Nagrody im. Juliana Tuwima (2018) i Pomorskiej Nagrody Literackiej „Wiatr od Morza” (2020). W 1986 emigrantka i uchodźczyni. Na przełomie wieków felietonistka „Marie Claire” i „Cosmopolitan”, autorka rubryki o twórczym pisaniu dla „Wysokich Obcasów” i rubryki o książkach dla „Twojego Stylu”. Od 2009 roku z powrotem na Uniwersytecie Gdańskim, gdzie uczy kontekstów literatury amerykańskiej.

udostępnij:

Przeczytaj także:

Marc<i>ja</i>nna Marc<i>ja</i>nna Marc<i>ja</i>nna
Helena Hejman

Marcjanna

Audiosfera w memuarach zaklęta Audiosfera w memuarach zaklęta Audiosfera w memuarach zaklęta
Antoni Michnik

Audiosfera w memuarach zaklęta