Lepiej tego nie czytajcie

Recenzja książki Tymoteusza Skiby Worstseller (Słowa na Wybiegu, Gdańsk 2022).

Ta książka jest tak zła, że wydawca wcisnął mi ją przy okazji spotkania na inny temat i głupio mi było jej nie wziąć. Autor jest równie bezczelny. Napisał wstęp, w którym, podszywając się pod krytyka literackiego ze Związku Samych Radosnych Recenzentów, nie namawia do czytania własnej publikacji, wręcz odradza jej lekturę. Wskazuje na wszystkie niedociągnięcia i braki warsztatowe odkryte w czasie procesu twórczego, na który przez kilka miesięcy łożyło Miasto Gdańsk w ramach przyznanego autorowi Stypendium Kulturalnego. Jedyny pozytyw jest taki, że Skiba w tej quasi-przedmowie tłumaczy, o czym są jego opowiadania. I całe szczęście, bo z ich lektury nic nie wynika. Co gorsza, bez tych wskazówek mógłbym, niestety, niektóre z nich uznać za dobre. I tak: 

Na przykład pierwszy tekst to recenzja fikcyjnej książki o Schulzu, a właściwie cybernetycznych Schulzach. Pewnie mógłbym napisać, że to całkiem interesujący zabieg. Na szczęście autor sam się podkłada, tłumacząc, że to „zrzynka z Dukaja i Lema”. Niezależny schulzolog, na którego kreuje się w biogramie, choć jest członkiem Pracowni Schulzowskiej na Uniwersytecie Gdańskim, mógłby co najwyżej napisać recenzję nieistniejącej czwartej części trylogii Blanki Lipińskiej.  

Wyraźnie da się odczuć, że autor nie miał pomysłu na tę książkę (tym bardziej redaktorka i wydawnictwo, pewnie liczyli, że znane nazwisko chwyci). Skiba zebrał stare opowiadania, po części opublikowane na przestrzeni kilku lat w mało znaczących pismach i witrynach, jak „Bliza” (nieistniejąca już, co nie powinno dziwić, skoro przepuszczano tam takie teksty jak Skiby), „Czas Kultury”, „Bravo Girl” czy – o zgrozo – „Strona Czynna”. Jakości tomu nie podniosły, a wręcz jej zaszkodziły te, które zdobyły wyróżnienia w 2020 roku w II Ogólnopolskim Konkursie na Książkę Literacką „Nowy Dokument Tekstowy” w kategorii epika (czyli Kto napisał Brunona Schulza? oraz Rozmowy ze spamem). Dodatkowo autor powrzucał między opowiadania przypadkowe przerywniki, w których porównuje się do Chrystusa. Niby to żart, ale kto go tam wie, co on naprawdę o sobie myśli, skoro był w stanie na jednego z bohaterów wybrać Tęczowego Zbawiciela. Moim zdaniem to desperacka próba przypodobania się lewackim propagandystom. 

Zamieszczone w książce ilustracje miały, jak przypuszczam, zachęcać do jej zakupu. Na próżno jednak szukać pośród nich czegoś wybitnego. Ot, bohomazy kolegów z przedszkolnego podwórka, którzy dzięki tym pojedynczym rysunkom mogą sobie wpisać do cv „ilustrator”. Te i inne zabiegi nie przesłoniły również i tego, że data przydatności Worstsellera do czytania skończyła się, zanim zawarte w nim teksty zostały napisane. Ileż razy można pisać o politycznej polaryzacji, elgiebetach, uzależnieniach albo o mafijnych porachunkach, pożal się Boże, mafii herbacianej i kawowej? Nic oryginalnego. Niektóre historie, szumnie nazywane opowiadaniami, to jedynie zarysy, notatki, które mogłyby posłużyć do napisania czegoś lepszego. Oczywiście, gdyby autor, „doktor nauk humanistycznych, zakochany w science fiction, dwudziestoleciu międzywojennym i podwójnej hawajskiej”, cokolwiek na te tematy wiedział. 

Książka ma ode mnie 1 w skali Apgar, a fakt, że przeżyła, może zawdzięczać jedynie wydawcy, który podejmuje nieudolne próby jej reanimacji. Na targach książki powinna służyć za podstawkę pod gibający się stolik, okropną okładką do spodu, zamiast być wystawiana na jego przodzie, co zdarzyło się parę miesięcy temu, na ostatnim takim wydarzeniu w Gdańsku. 

Nie czytajcie tego zbioru herezji, pseudofantastyki opartej na alternatywnych rzeczywistościach zrozumiałych tylko dla autora. Oszczędźcie sobie czasu. Gdyby ktoś jednak usilnie chciał się przekonać, czym jest ta książka – to wystarczy, że przeczyta wspomniany kilkustronnicowy wstęp, po którym uzna, że podręcznik Historia i teraźniejszość to arcydzieło literatury. 

Blurb Lorda Sasina na okładce głosi, że zakup tej książki „to pieniądze wyrzucone w błoto”. Na szczęście ja nie wydałem na nią ani złotówki. Niemniej straconego czasu nikt mi nie zwróci. Chyba że udam się do Instytutu Patologii Czasu, wsiądę w chronochód z jednym z bohaterów Lechosławem Rzęsą, cofnę się w czasie i zostanę nowym… Lechem Wałęsą. Chociaż, jeśli miałbym wybór, to wolałbym cofnąć się do momentu, w którym ta książka została mi podstępnie wciśnięta do przeczytania i zrecenzowania. 

Dominik Kasicki

Dominik Kasicki

Obserwator rzeczywistości, pasjonat codzienności i uczuciowy meteopata. Pisze opowiadania oraz haiku. Aktualnie pracuje nad pierwszą powieścią. Współautor antologii opowiadań Cymelium i dumny członek grupy Mafia Literacka. Laureat kilku konkursów literackich. Jako uczestnik warsztatów pisarskich zjeździł kraj od morza po góry. Po drodze dorwał się do radiowego mikrofonu i od tamtej pory przepytuje twórców o kulisy powstania ich debiutanckich dzieł w podcaście „Pierwsza Książka”. Gdy nie tworzy memów lub wycinków z gazet, które serwuje na swoich profilach, poznaje tajniki kręcenia krótkich filmów w smartfonowym formacie.

udostępnij:

Przeczytaj także:

Gdańszczenie albo Gdańsk Z Gdańszczenie albo Gdańsk Z Gdańszczenie albo Gdańsk Z
Filip Szałasek

Gdańszczenie albo Gdańsk Z

Farmakopeja albo Hiller Farmakopeja albo Hiller Farmakopeja albo Hiller
Grażyna Świętochowska

Farmakopeja albo Hiller