Wyjazdowe zapuszczanie ucha w Wolnym Mieście

Gdańska ulica podczas wyborów do Volkstagu Wolnego Miasta Gdańska w 1933 roku (domena publiczna, źródło: NAC)
Gdańska ulica podczas wyborów do Volkstagu Wolnego Miasta Gdańska w 1933 roku (domena publiczna, źródło: NAC)

O audiosferze reportaży Ksawerego Pruszyńskiego

 

Brakuje mi słowa. Szukam usznego, słuchowego, audialnego odpowiednika spojrzenia. Potrzebuję słowa, które odpowiadałoby przeróbce prostej definicji SJP PWN-u. Brzmiałoby ona: ‘skierować słuch w stronę kogoś, czegoś; też o słuchu: skierować się na kogoś, na coś’. Szukam słowa, które by oddało to, co robił Ksawery Pruszyński, gdy w roku 1932 przyjechał na kilka dni do Wolnego Miasta Gdańska, by napisać cykl reportaży dla polskiej prasy konserwatywnej (tego samego roku wydany przez Dom Książki Polskiej jako osobna publikacja). Pruszyński w tych tekstach bowiem nie tyle spogląda na miasto, ile się mu przysłuchuje – wsłuchuje się w języki wypełniających ulice Wolnego Miasta, starając się usłyszeć ówczesne napięcia narodowościowe, a także wysłyszeć w rozmowach panujące w Gdańsku stosunki społeczne. Gdyby Pruszyński opisywał przede wszystkim wizualność miasta, należałoby powiedzieć na przykład o „spojrzeniu z zewnątrz”, ale ponieważ tak ważna jest dla niego audiosfera miasta – pojawia się problem.

We współczesnej humanistyce konteksty spojrzenia (gaze, regard, Blick) są tak silnie powiązane z władzą, psychoanalizą, teorią krytyczną i postkolonialną, że próby budowy krytycznych sound studies prowadzą do tworzenia pojęć takich jak „soniczne spojrzenie” (sonic gaze). W polszczyźnie styczny ze wszystkimi tymi kontekstami zdaje się być „nasłuch” – najbliższy sprawowaniu kontroli i zaprowadzaniu posłuchu. Można powiedzieć, że w reportażach z Wolnego Miasta Pruszyński przede wszystkim prowadzi nasłuch. W brzmieniach sfery publicznej Wolnego Miasta szuka odpowiedzi na pytania o przyszłość – na czele z bijącym z jego tekstów niepokojem, czy Gdańsk nie stanie się nowym Sarajewem. Za jego podejściem stoi założenie, że to życie codzienne w przestrzeniach publicznych miasta może zawierać najbardziej miarodajne dane na temat politycznej przyszłości, że należy „zasięgnąć języka” – czy może raczej nadstawić ucha – aby antycypować i zrozumieć bieg przyszłych wypadków.

Trwa wielki kryzys, narasta międzynarodowe napięcie i konflikt celny między Polską a Gdańskiem. Gdański magistrat oskarża władze sanacyjne o politykę antygdańską i ekonomiczne tłamszenie Wolnego Miasta rozwojem Gdyni. Z kolei polskie władze i media konsekwentnie mówią i piszą o rugowaniu Polaków z Gdańska i rozmywaniu zapisów traktatu wersalskiego. Ucho Pruszyńskiego nastrojone jest niczym odbiornik radiowy na przeczesywanie rzeczywistości społecznej Wolnego Miasta w poszukiwaniu przekazów, które wpasują się w tę tematykę.

Pruszyński ewidentnie operuje uchem tendencyjnym. Reportaże zdają się pisane pod tezę – że Polacy są po prostu w Gdańsku prześladowani i zdominowani. Ich autor nasłuchuje zaś Wolnego Miasta z wyraźnie narodowościowej, by nie rzec nacjonalistycznej, perspektywy. Swoistość „stosunków Gdańskich” ujmuje przez pryzmat „żywiołu niemieckiego” i „żywiołu polskiego” – w tej logice nie mieszczą się złożone, międzykulturowe tożsamości Wolnego Miasta i szerzej: Pomorza. Są przede wszystkim „swoi” oraz „obcy”, definiowani audialnie – poprzez język, słownictwo i akcenty. A jednak we wnioskach Pruszyński kreśli wizję kulturowej autonomii Gdańska – wręcz jako probierza siły polskiej państwowości, czerpiącej tę moc z otwartości na społeczno-kulturowe odrębności. W syntetycznym aneksie do cyklu, który ukazał się na łamach „Buntu Młodych”, pisał wprost, że endecka, polonizacyjna koncepcja – „polski szyld na straganach i wszędzie język polski. Choćby siłą, ale prędko” (s. 28) – była błędem, który zintegrował Gdańszczan wokół kultury niemieckiej.

Audialny wymiar tych napięć wiąże się bezpośrednio z aktami mowy – w tekstach wielokrotnie powraca motyw obawy przed używaniem polszczyzny w przestrzeni publicznej, rezonujący nie tylko z długą tradycją germanizacji i szykanowania języka polskiego na terenach Cesarstwa Wilhelmińskiego, lecz również choćby z pamięcią ograniczeń w posługiwaniu się językiem francuskim przed pierwszą wojną światową na terenach Alzacji i Lotaryngii. Pruszyński opisuje obrzucanie kamieniami wagonów szkolnej wycieczki śpiewającej polskie pieśni czy też przymuszanie w pociągach do śpiewania pieśni niemieckich, a także pobicia na ulicy za mówienie po polsku. Tymi zdarzeniami żyła wówczas cała polska prasa – szykany wobec Polaków oraz konflikt gospodarczy z Wolnym Miastem stanowiły jednak nie tylko regularny temat polskich gazet, lecz również codzienną gdańską rzeczywistość. Pruszyński sugeruje, że sam doświadczał podobnego napięcia językowego w różnych codziennych sytuacjach, choćby rozmawiając w knajpie. Badając „stosunki Gdańskie”, jest zainteresowany w pierwszej kolejności właśnie nakreśleniem szerszego zakresu i kontekstu funkcjonowania polszczyzny w Wolnym Mieście.

Nasłuchiwanie Wolnego Miasta przez Pruszyńskiego ociera się wielokrotnie o podsłuchiwanie – można powiedzieć, że cała jego wyprawa to rodzaj reportersko-szpiegowskiego podsłuchactwa, wieloaspektowego „zapuszczania ucha” (tak jak „zapuszczanie żurawia” wiąże się z podglądactwem) na wielokulturowy obszar zawieszony pomiędzy dwoma nacjonalizmami. Gdańsk przez całe wieki rozbrzmiewał bogatą mieszanką języków, gwar i lokalnych słów oraz fraz. Cykl Pruszyńskiego stanowi również sprawozdanie z procesów wtłaczania tego różnorodnego językowego potpourri (rodzaj mieszanki, na początku XX wieku słowo często wykorzystywane jako nazwa kompozycji ówczesnej muzyki popularnej) w znacznie sztywniejsze ramy.

Szykany wobec polszczyzny – które możemy uznać za walkę niemieckiego nacjonalizmu o przestrzeń audialną miasta złożonych, hybrydowych tożsamości – Pruszyński wpisuje w szerszą społeczno-polityczną radykalizację Gdańska. Równolegle dokumentuje bowiem brunatnienie i zeswastyszczanie przestrzeni publicznych Wolnego Miasta. Pisze o kulturowej dominacji instytucji niemieckiej młodej radykalnej prawicy (używając konsekwentnie słowa „hitlerowcy”) w kulturze Gdańska – w ulicznych festynach i w codziennych interakcjach na ulicach czy w tramwajach.

Cały młody Gdańsk jest na paradach, uczęszcza na zabawy publiczne oddziałów dzielnicowych partii, na wspólne wycieczki morzem lub w lasy pod Oliwą. Ten tłum sympatyków – miałem sposobność się o tym na własnej skórze przekonać – jest bardziej agresywny niż umundurowana „regularna bojówka”. (s. 8)

Pruszyński przygląda się bojówkom i przysłuchuje bojówkarzom, starając się wywnioskować, czy pochodzą z Gdańska, czy przyjechali z różnych części Niemiec. Zdarzyło mu się być zwłaszcza „na paru zabawach ludowych, gdzie roiło się od «brązowych koszul» niczym od krokodyli w Ugandzie” (s. 8). Wyjeżdża z Wolnego Miasta z przekonaniem o rosnącym znaczeniu politycznym, społecznym oraz kulturowym faszyzmu dla życia Gdańska – znaczeniu odkładającym się również w jego audiosferze.

Brunatniejącą brutalizację życia publicznego tworzą w ujęciu późniejszego autora W czerwonej Hiszpanii także choćby kazania (niemieckojęzyczne) ulicznych kaznodziejów – przeradzające się w uliczne zamieszki, rozruchy, czy też zagęszczenie atmosfery pogromowej. Do najbardziej wyrazistych fragmentów jego cyklu należy epizod, w którym opisuje przemówienie tego typu w przestrzeni Starego Miasta – prawdopodobnie obok Hali Targowej („przechodząc ulicą Altstädtischer Graben, która w tym miejscu rozwidla się w niewielki targowy placyk”).

Pruszyński nie tylko słucha wystąpienia, ale też przygląda się praktykom słuchania. Interesuje go społeczny skład publiczności – początkowo określona mianem „miejskiego proletariatu”, zostaje później opisana precyzyjniej – a także społeczny wymiar zaangażowanego, uważnego słuchania przez zbiorowość:

Co było naprawdę niesamowite, to zasłuchanie tłumu. Przekupki i straganiarze, bezrobotni i urzędnicy pocztowi, inteligenci w schludnych ubraniach, młody człowiek z partnerką od tenisa – wszyscy słuchali tych słów tak, jak słucha się tylko rzeczy, których się jest pewnym, że nastąpią. (s. 13)

Wtem zasłuchana publiczność przeistacza się w aktywne źródło dźwięku. Pruszyński pisze o „rumorze” wokół przedstawiciela miejscowej ludności żydowskiej, który przerywa apokaliptyczne kazanie ulicznego anabaptysty, krzycząc o prześladowaniach żydów w Gdańsku – prześladowaniach, które autora reportaży interesują przede wszystkim wtedy, gdy szykanowanych można zaklasyfikować jako „polskich obywateli mojżeszowego wyznania”. Uliczny tłum reaguje na te słowa początkowo „śmiechami”, lecz szybko dochodzi do przemocy. Wtargnięcie w przestrzeń kolektywnej audialnej uważności rozjusza zbiorowość. Żyd zostaje pobity – nie tylko przez tłum, ale również przez policję, która okłada go pałkami.

Czy w tych fragmentach przebijają narodowościowe stereotypy? Wizje Niemców i Niemek karnie słuchających poleceń, przemówień i apeli? Zdyscyplinowanego, przepełnionego możliwością przemocy uczestnictwa w politycznych spektaklach faszyzmu oraz innych nurtów radykalnej prawicy? Wszak efemeryczna wspólnota oparta na głosie kaznodziei sugeruje czar przemówień politycznych aktorów – na czele z Hitlerem. Wszystko to jednak przecież rodzaje stereotypów dotyczących danej kultury audialnej oraz norm społecznych praktyk kolektywnego słuchania. Z pewnością w tym epizodzie wyraz znalazły także niepokoje i desperacja epoki wielkiego kryzysu, a także szerszy kryzys związany z przemianami społecznymi lat dwudziestych.

Cykl Pruszyńskiego wpisuje się w szerszy nurt reportaży pisanych z Wolnego Miasta dla polskiej prasy – choćby przez Adama Czartkowskiego (Arski) dla „Kuriera Warszawskiego”. Czartkowski, którego zebrane teksty parę lat temu wydało słowo/obraz terytoria, również był przybyszem z zewnątrz, w roku 1928 przyjechał z Warszawy i zaczął pracę w gimnazjum Polskiej Macierzy Szkolnej w Gdańsku. Został jednak w Wolnym Mieście niemal do jego końca, wyjechał 31 sierpnia 1939, podczas gdy Pruszyński pozostał w Gdańsku publicystyczno-audialnym turystą.

Co ważne, cykl Pruszyńskiego wpisuje się jednak również znakomicie w szerszy „zwrot dźwiękowy” w kulturze międzywojnia – w dobie ekspansji fonografii, boomu radia oraz długotrwałych sonicznych konsekwencji Wielkiej Wojny. A przecież także mowa i same języki narodowe podlegały wówczas na całym świecie procesom złożonych nowoczesnych przemian – fascynujących także literatów: od Manna i Joyce’a po Musila i Queneau. Nowe media audialne stały się też narzędziami kodyfikacji norm dwudziestowiecznych kultur oralnych – dominujące języki literackie otrzymały narzędzia do rozpowszechniania norm wokalnych: brzmień, akcentów, dykcji. Wszystko to służyło procesom dalszej konsolidacji wspólnot narodowych, często pod nacjonalistycznymi lub klasowo/kolonialno-cywilizacyjnymi sztandarami. Reportaże z międzywojennego Gdańska, nie tylko te autorstwa Pruszyńskiego, to także zapis tych procesów.

Antoni Michnik

Antoni Michnik

Historyk kultury, performer, kurator. Doktor nauk humanistycznych (doktorat w Instytucie Sztuki PAN).  Członek założyciel researchersko-performatywnej Grupy ETC, współpracownik Stowarzyszenia im. Stanisława Brzozowskiego. Od jesieni 2013 w redakcji magazynu „Glissando”. Publikował między innymi w „Dialogu”, „Dwutygodniku”, „Kontekstach”, „Kwartalniku Filmowym”, „Roczniku Historii Sztuki”, „Ruchu Muzycznym”, „Szumie”, „Zeszytach Literackich”. Współredaktor książek Fluxus w trzech aktach. Narracje – estetyki – geografie Grupy ETC (Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2014) oraz Poza Rejestrem. Rozmowy o muzyce i prawie autorskim (Fundacja Nowoczesna Polska, 2015). Obecnie zajmuje się przede wszystkim tematyką sound studies (zwłaszcza historycznych), z performatyką dźwięku na czele.

udostępnij: