W trawie, która porosła przyczyny i skutki…

„Duch spichlerza”, il. Tomasz Prabucki | prabucki-art.pl
Ilustracja: Tomasz Prabucki

Latem 1940 roku do spichlerza Rote Maus przy Mausegasse na rozkaz nazistów wprowadziło się kilkuset gdańskich Żydów. Ilu dokładnie – nie wiadomo. Tak w dawnym magazynie wojskowym powstało getto. Dla większości mieszkańców było przystankiem w drodze do niemieckich obozów koncentracyjnych: Stutthof, Auschwitz, Terezin i Treblinka.
Po getcie nie ma dziś w Gdańsku żadnego śladu. Budynek zniknął, wraz z nim imiona i nazwiska tych, którzy w nim mieszkali – właściciela drogerii Juliusza Lachmanna, weterana wojennego Oskara Dawida, nauczycielki muzyki i miłośniczki teatru Doris Lencner. Pusty plac położony atrakcyjnie blisko centrum miasta czeka na zabudowę.

1

Dziesięciotysięczna społeczność żydowska mieszkająca w Gdańsku i Sopocie na początku lat trzydziestych XX wieku, po wygranych przez NSDAP wyborach, topniała z roku na rok. Albert Forster, powołany przez Hitlera partyjny gauleiter w Wolnym Mieście Gdańsku, zapowiedział całkowite „oczyszczenie” podległego mu terenu z ludności żydowskiej.

Latem 1935 roku, przed Jarmarkiem św. Dominika, żydowskim kupcom pozwolono na handel tylko w obrębie jednej ulicy. Gdańscy urzędnicy rozpoczęli weryfikację rasową mieszkańców zgodnie z ustawami uchwalonymi przez Reichstag i ogłoszonymi podczas zjazdu NSDAP w Norymberdze.

Podczas pogromu w październiku 1937 roku nazistowscy bojówkarze zaatakowali w Gdańsku sześćdziesiąt sklepów, splądrowali mieszkania, przegonili kramarzy handlujących na targowiskach we Wrzeszczu i Śródmieściu.

Noc kryształowa rozpoczęła się w Gdańsku dwa dni po wydarzeniach w Niemczech – 12 listopada 1938 roku. Spłonęła wówczas podpalana dwukrotnie synagoga w Sopocie. Ogień podłożono też pod bożnice we Wrzeszczu i na Dolnym Mieście. Ubrani po cywilnemu SA-mani, członkowie Hitlerjugend i NSDAP rozbijali okna wystawowe, bramy i drzwi w dziesiątkach żydowskich sklepów. Wielu mieszkańców zostało pobitych i okradzionych. Pod Konsulatem Generalnym RP gromadził się tłum ludzi oczekujących na wydanie polskiej wizy.

Lokalna wersja ustaw norymberskich, uchwalona w listopadzie 1938 roku, wprowadziła zakaz zawierania formalnych i nieformalnych związków między Żydami i nie-Żydami. W tym czasie pozbawiono prawa wykonywania zawodu większość lekarzy, dentystów i farmaceutów pochodzenia żydowskiego. Gdańskim Żydom zabroniono wstępu do teatrów, kin i hoteli.

W kwietniu 1939 roku na płocie otaczającym Wielką Synagogę w Gdańsku pojawił się napis: „Przybądź kochany maju i uwolnij nas od Żydów”. Na rozkaz nazistów świątynię niebawem rozebrano.

„Na Pomorzu – raportował 15 listopada 1939 roku SS-Sturmbannführer Franz Röder, dowódca 16. Komendy Operacyjnej Służby Bezpieczeństwa – kwestia żydowska została rozwiązana. W wyniku akcji oczyszczającej wszyscy Żydzi, którzy nie zdążyli zbiec, zostali zlikwidowani”. Röder nie był precyzyjny. W momencie wybuchu drugiej wojny światowej w Gdańsku nadal mieszkało około tysiąca czterystu Żydów.

W pierwszych miesiącach wojny gdańscy Żydzi – chronieni przez konstytucję Wolnego Miasta – mieli jeszcze szansę na opuszczenie miasta i emigrację. Do końca 1941 roku skorzystało z tej możliwości – mimo coraz większych przeszkód administracyjnych – około siedmiuset osób. Wyjazdy organizowała gdańska Gmina Synagogalna.

2

Zalążek przyszłego getta powstał w Gdańsku już we wrześniu 1939 roku. Około stu trzydziestu Żydów dostało nakaz przeprowadzenia się do domu opieki nad starcami przy Milchkannengasse 26 (dziś to Stągiewna), przecinającej Wyspę Spichrzów. Przytułek, ufundowany przez Michaelisa Goetza i Sarę Aschenheim, prowadziła gdańska Gmina Synagogalna. Znajdowały się w nim pokoje dla pensjonariuszy, spora jadalnia, sala modlitw i pomieszczenia gospodarcze. Wkrótce okazało się, że budynek nie jest w stanie pomieścić wszystkich Żydów, którzy pozostali w Gdańsku.

Siedemnastowieczny spichlerz Rote Maus, Czerwona Mysz, znajdował się kilkaset metrów stąd, przy Mausegasse (obecnie Owsiana). Przez jakiś czas służył jako skład wojskowy. Wiosną 1940 roku w budynku zaczął się remont. Zlecił go Rudolph Bittner, pełnomocnik władz Gdańska do spraw żydowskich. Koszt prac – 40 tysięcy marek – opłacono z pieniędzy zarekwirowanych Żydom.

W sierpniu 1940 spichlerz zaczął służyć jako getto. Budynek mógł pomieścić około sześciuset osób, ale liczba jego mieszkańców często się zmieniała. Umieszczano tu nie tylko gdańskich Żydów, ale też przywiezionych transportami z różnych części okupowanej Polski i Europy. Skierowania do getta mogli uniknąć gdańszczanie, którzy wcześniej, przed 1938 rokiem, poślubili czystej krwi – w rozumieniu ustaw rasowych – Niemca lub Niemkę (takich rodzin w Gdańsku było najprawdopodobniej około siedemdziesięciu).

Piwnice spichlerza mieściły kuchnię, spiżarnię i salę modlitw. Na parterze znajdowało się dwupokojowe biuro gminy żydowskiej. Na pozostałych pięciu piętrach wzdłuż wąskich, ciemnych korytarzy wydzielono cele, w których mogło mieszkać od trzech do ośmiu osób. W środku znajdowało się wąskie okienko, drzwi zbite z kilku desek i prymitywny piec. W grubych na metr murach przez cały rok panował chłód.

Przed napaściami z zewnątrz Żydów z getta chronił betonowy parkan i brama, zamykana od wewnątrz na żelazne sztaby.

– Mieszkańcy getta mogli wychodzić na zewnątrz, ale ich swoboda poruszania się była ograniczona – mówi Mieczysław Abramowicz, pisarz i historyk. – Zakupy robili na pobliskiej Wyspie Spichrzów. W jednym ze sklepów wisiała kartka: „Psów i Żydów nie wpuszczamy”. Obowiązywała też godzina policyjna.

W lutym 1941 wszyscy żydowscy mieszkańcy Gdańska – mieszkający w spichlerzu i poza nim – dostali rozkaz stawienia się na badanie lekarskie.

3

Jesienią 2023 roku sprawdzam historię edycji swojego tekstu o gdańskim getcie. Powstał dokładnie trzy lata temu. Przemysław Czarnek, mało znany poseł z Lublina, zostawał właśnie ministrem edukacji. Iga Świątek zaczynała zwycięski marsz przez światowe turnieje tenisowe. Premier Morawiecki przedstawił zrekonstruowany gabinet (czternaście ministerstw, jedna kobieta w rządzie). W odpowiedzi na orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji dziesiątki tysięcy kobiet wyszły na ulice w całej Polsce. Pandemia koronawirusa dopiero się rozkręcała, w Polsce notowano rekordy zakażeń drugiej fali. Wyspa Spichrzów, na której znajdowało się getto, stała opuszczona przez turystów, jak makieta w zamkniętym po sezonie parku rozrywki.

Tekst przeleżał swoje w skrzynkach mailowych redaktorów kilku ogólnopolskich pism. Z obietnicą publikacji: gdy uporamy się z kolejną falą pandemii, skończą się demonstracje, ujawnimy wszystkie polityczne afery, Ukraina wygra wojnę z Rosją, pokonamy PiS. Z niedopowiedzianymi uwagami: niewystarczająco klikalny albo za mało obudowany aparatem naukowym.

Co kilka miesięcy otwierałam plik, robiłam kosmetyczne poprawki, wysyłałam w kolejne miejsce. Czekałam.

Razem ze mną czekał Grzegorz Kwiatkowski, poeta, wokalista grupy Trupa Trupa, który zaraził mnie tematem gdańskiego getta.

– Prawie nikt o nim nie wie, moi znajomi są zdumieni, gdy opowiadam im, że na Wyspie Spichrzów stało getto – namawiał do zajęcia się tematem. – Tam żyli i umierali ludzie, w spichlerzu mieszkały całe rodziny z dziećmi. Tuż obok powstaje ekskluzywna dzielnica. Musimy dbać o przeszłość, żeby nie powielać jej błędów. Dziwi mnie, że miasto jeszcze nic w tej sprawie nie zrobiło.

W 2022 roku Kwiatkowski zaapelował o pamięć o gdańskim getcie w osobistym tekście opublikowanym na internetowej stronie „Times of Israel”. „Sednem nie jest wytykanie błędów, przepychanka z urzędnikami, udowadnianie swojej moralnej wyższości, rzucanie oskarżeń o brak wrażliwości czy obojętność. Chodzi o sprawy elementarne – pamięć i przestrogę. Pamięć o zamordowanych, poniżanych i zgładzonych ludziach. Większość z nich była mieszkańcami Gdańska, które jest także naszym miastem” – napisał.

4

Zimą 1941 roku wszyscy gdańscy Żydzi poddali się badaniu, które odbywało się w domu starców na ulicy Stągiewnej.

Mieczysław Abramowicz: – W komisji zasiadał gestapowiec, przedstawiciel gminy żydowskiej w Gdańsku oraz strażnik ze Stutthofu. Po kilku dniach osoby uznane za zdolne do transportu otrzymały listę przedmiotów, które mogły ze sobą zabrać.

Na pytania Żydów, dokąd wyjeżdżają, Niemcy odpowiadali: „Do Palestyny”. Mieszkańcy getta zaczęli się przygotowywać do podróży, pakować, prać dziecięce ubrania, kupować żywność na kartki. Gestapo weszło do spichlerza nad ranem. Niemcy wyczytali z listy nazwiska osób, które miały natychmiast szykować się do wyjazdu. Zarekwirowali biżuterię, zegarki, klucze do dawnych mieszkań, bieliznę i dokumenty.

„Wszyscy wstaliśmy – panna Wolfheim prosiła, czy panowie nie mogliby wyjść na chwilkę, dopóki się nie ubierzemy. Na to jeden z nich się roześmiał: «No nie – przecież na to właśnie chcemy sobie popatrzeć!» Musiałyśmy się ubrać, obydwaj faceci chodzili po pokoju w tę i z powrotem” – wspominała Else Pintus, która mieszkała w getcie na Mysiej.

W ciągu dwóch dni spichlerz Czerwona Mysz opuściło trzystu dziewięćdziesięciu pięciu mieszkańców. Zostali wpakowani do bydlęcych wagonów, które odjechały w kierunku Warszawy. Przesiedlono ich do tamtejszego getta. Do połowy 1943 roku pozostałych przy życiu gdańskich Żydów wywożono też do obozu Theresienstadt w Czechach i do miejsc zagłady w Generalnym Gubernatorstwie.

5

Próbuję odtworzyć historię zapominania o gdańskim getcie.

W czasie PRL miejsce po spichlerzu Czerwona Mysz zarosło trawą i chwastami. Rok 1945 stał się cezurą, nowi mieszkańcy nie czuli żadnej ciągłości z historią gdańskich Żydów. Jeden z ostatnich śladów tej społeczności, cmentarz na Chełmie, był regularnie dewastowany. Na fali antysemickich nastrojów w roku 1968 rozgrabiono i porozbijano pozostałe macewy, rozkopano groby w poszukiwaniu złota.

Kilkanaście lat temu o upamiętnienie miejsca po getcie zaczęła zabiegać gmina żydowska w Gdańsku. Jej przedstawiciele zwrócili się w tej sprawie do prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza.

– Prezydent ideę podchwycił jako ważną dla budowania gdańskiej świadomości – mówiła mi w 2020 roku Anna Czekanowicz, poetka, była dyrektorka biura prezydenta Gdańska ds. kultury. –  W trakcie wizji lokalnych udało się ustalić, że dokładne miejsce, w którym stał spichlerz, to obecnie nasyp Podwala Przedmiejskiego, drogi szybkiego ruchu. Pojawił się pomysł, by właśnie w ten nasyp wbudować wielki głaz i w ten sposób upamiętnić getto. Wkrótce jednak okazało się, że cały teren Wyspy Spichrzów przewiduje realizację jakiejś wielkiej inwestycji i ze strony ówczesnego inwestora pojawiły się deklaracje, iż sam zrealizuje upamiętnienie po zakończeniu budowy.

Historyk Mieczysław Abramowicz przedstawił w tym czasie prezydentowi Gdańska Franka Meislera, izraelskiego rzeźbiarza, którego rodzice zginęli w Auschwitz. Meisler uratował się, bo kilka dni przed wybuchem wojny wyjechał z Gdańska jednym z kindertransportów. Dzięki tej akcji ratunkowej dziesięć tysięcy żydowskich dzieci w 1939 roku opuściło niemieckie miasta i zamieszkało w Wielkiej Brytanii. A dzięki temu spotkaniu w maju 2009 roku przed dworcem w Gdańsku stanął pomnik kindertransportów autorstwa Meislera – grupka dzieci z walizkami, tobołkami i zabawkami czeka na odjazd pociągu. Takie same pomniki znajdują się w Londynie, Berlinie, Rotterdamie i Hamburgu.

W Gdańsku zaczęto przywracać pamięć o Żydach, którzy żyli w mieście przed wojną. W miejscu, gdzie stała Wielka Synagoga, z inicjatywy Abramowicza powstał częściowy obrys świątyni. Bazaltowy ślad w kostce brukowej ciągnie się u zbiegu ulic Ogarnej i Bogusławskiego, kilkadziesiąt metrów od reprezentacyjnej ulicy Długiej. (Gdański nadburmistrz Leopold von Winter, który zatwierdzał budowę synagogi pod koniec XIX wieku, odrzucił projekt, w którym synagoga miała być zasłonięta budynkiem administracyjnym. Winter stwierdził, że „Żydzi nie muszą ukrywać swojej świątyni”).

W osiemdziesiątą rocznicę rozebrania przez nazistów Wielkiej Synagogi prezydent Gdańska Paweł Adamowicz odsłonił makietę jej budynku przed Teatrem Szekspirowskim, przypominając o tym, do czego prowadzi pogarda i umiejętnie podsycany lęk. Trudny do pojęcia zbieg okoliczności sprawił, że niecały rok później, dwieście metrów stąd, prezydent otrzymał śmiertelne ciosy nożem od człowieka, który kierował się nienawiścią.

W roku 2023 działka, na której stał spichlerz Czerwona Mysz, zarasta trawą i nadal czeka na inwestora. W okolicy do dziś nie ma żadnej wzmianki o historii miejsca. Jesienią tego roku – siedemdziesiąt osiem lat po zakończeniu drugiej wojny – Urząd Miejski w Gdańsku poinformował, że na terenie powstającego zieleńca znajdzie się tablica upamiętniająca getto.

6

Po pierwszym dużym transporcie gdańskich Żydów do Warszawy do getta w spichlerzu Czerwona Mysz zaczęły przychodzić listy z prośbą o pomoc. Wywiezieni błagali o przysłanie żywności. Else Pintus zapamiętała: „Wszyscy wysłaliśmy, co tylko byliśmy w stanie zdobyć. Ale co też można wysłać w liście o wadze do pół funta? […] Nawet jeśli nie mogliśmy dużo pomóc, zawsze to było coś. Każdy wysyłał przecież, co mógł. Kilka kostek zupy, trochę cukru, słodycze dla dzieci”. Pomoc skończyła się, gdy Gestapo w Gdańsku zabroniło wysyłania paczek do Warszawy. Żydzi z getta musieli zapłacić ryczałtem karę za udzielone wsparcie.

Else Pintus: „Teraz dostawaliśmy codziennie zawiadomienia o śmierci”. Śmiertelność w getcie w Warszawie była olbrzymia, sytuacja w Gdańsku również się pogarszała. Po ulicach Żydzi mogli chodzić już tylko pieszo. Nie wolno im było jeździć pociągami, autobusami i tramwajami. Starsi przestali brać udział w pogrzebach, bo droga na cmentarz żydowski, położony na wzgórzu na Chełmie, była zbyt wyczerpująca. Niektóre piekarnie odmawiały sprzedaży pieczywa osobom z naszytą na ubraniu gwiazdą Dawida.

Latem 1941 roku Gestapo wezwało na przesłuchanie 64-letniego Juliusza Lachmanna, który przed wojną prowadził drogerię we Wrzeszczu. Lachmann został oskarżony o to, że stanął w kolejce po cukierki. Z getta na ulicy Mausegasse pojechał do obozu Stutthof. Przeżył tam osiem dni. Po jego aresztowaniu Niemcy wprowadzili zakaz kupowania słodyczy przez Żydów.

Tyle samo dni żył w Stutthofie 69-letni Oskar Dawid z Gdańska. Aresztowano go, gdy kobiecie, która odmówiła mu sprzedaży warzyw, odpowiedział: „Jestem takim samym Niemcem jak i pani. Walczyłem cztery lata na froncie”.

Sara Doris Lencner, nauczycielka muzyki mieszkająca w getcie na Wyspie Spichrzów, została uśmiercona w szpitalu obozowym. Błagała o zastrzyk, bo przed śmiercią była męczona i bita. Musiała tańczyć przed więźniami z koszem kartofli na głowie. Oficjalna przyczyna śmierci Sary Lencner: osłabienie mięśnia sercowego i flegmona podudzia.

Else Pintus pełniła w getcie funkcję pielęgniarki. Przeżyła wojnę, bo udało jej się uciec z Gdańska. Przez dwa i pół roku ukrywała się w Chmielnie na Kaszubach, na poddaszu domu swoich sąsiadów sprzed wojny.

W 1944 roku w spichlerzu Czerwona Mysz Niemcy na krótki czas umieścili Żydówki, które przyjechały do Gdańska z Budapesztu. Wkrótce wysłano je do Stutthofu.

7

Rozmowy, które przeprowadziłam w 2020 roku, wciąż są aktualne.

Mieczysław Abramowicz: – Getto trzeba upamiętnić dla tych, którzy w nim cierpieli. Ale także dla nas: dzisiejszych i jutrzejszych gdańszczan.

– Historią gdańskich Żydów zajmują się historycy, specjaliści, ale to wciąż niszowy temat, który wymaga przywoływania – tłumaczy mi dr hab. Miłosława Borzyszkowska, germanistka, która przetłumaczyła na polski wspomnienia Elsy Pintus i zredagowała przewodnik historyczno-literacki Śladami żydowskimi po Kaszubach.

Profesor Cezary Obracht-Prondzyński, historyk i socjolog: – Nasza pamięć jest dziurawa, selektywna, a miejsce po getcie jest trudne, bo to przestrzenna dziura. Brakuje biografii osoby, czytelnego nazwiska, które łączyłoby się z historią tego miejsca, tak jak nazwisko Grassa łączy się w Gdańsku z Wrzeszczem. Inna sprawa, że w sprawie upamiętnienia getta od wielu lat niewiele się wydarzyło. Gdańsk nie identyfikuje się z historią żydowską.

Poeta Grzegorz Kwiatkowski uważa, że na działce przy ulicy Owsianej mogłoby powstać muzeum gdańskich Żydów. – Powinno uwzględniać również historię Żydów ze Stutthofu, ponieważ w muzeum obozowym tej tragicznej historii poświęcone jest niewiele miejsca – mówi. – Muzeum nie trzeba zbudować w rok czy dwa. To może być proces nawet dziesięcio- lub dwudziestoletni. Ważne, by już teraz zacząć o tym myśleć i żeby w miejscu getta nie powstał kolejny parking lub apartamentowiec.

8

Dziewiętnastu, dwudziestu lub dwudziestu dwóch – tylu Żydów z gdańskiego getta przetrwało wojnę (liczba ocalałych zmienia się w zależności od źródeł). W ciągu kilku miesięcy wszyscy wyjechali z Gdańska.

– Większość z nich do Niemiec – mówi Mieczysław Abramowicz. – Pomimo tego, co przeszli w trakcie wojny, uznali, że z tym krajem łączy ich kultura i język.

Ich ocalenie jest dla historyków zagadką. Dlaczego niemiecka administracja pozwoliła na to, by garstka Żydów mieszkała do końca wojny w spichlerzu? Jedną z hipotez przedstawił dr Jan Daniluk, historyk: mogło chodzić o obawę funkcjonariuszy Gestapo, odpowiedzialnych za dozór nad społecznością żydowską, by nie zostać wysłanymi na front wschodni. Gdyby w getcie nie pozostał żaden Żyd, ich przydatność na miejscu byłaby wątpliwa.

Wojnę przeżył również Arnold Fürstenberg, przewodniczący gminy żydowskiej w Gdańsku, która istniała do końca wojny. Swoje ocalenie zawdzięczał żonie Niemce. Fürstenberg opuścił miasto w październiku 1945 roku. Sam, bo żona zmarła niedługo po wkroczeniu do miasta Armii Czerwonej. Fürstenberg zamieszkał w Hamburgu i pracował jako sędzia.

W marcu 1945 na centrum Gdańska spadły radzieckie bomby. Od pocisków spłonęły bogato zdobione kamienice, kilkusetletnie kościoły, zabytkowy ratusz z koronkowo zdobionym hełmem na wieży i spichlerze o grubych murach. Po budynku getta zostały wypalone ruiny. Nie stały długo, wkrótce je rozebrano. Cegły – po wojnie cenny materiał – zostały wykorzystane do odbudowy zniszczonych domów i zabytków Głównego Miasta Gdańska.

9

Nie wiadomo, w jakiej formie zostanie upamiętnione gdańskie getto. Gdybym mogła o tym decydować, umieściłabym w tym miejscu wiersz Koniec i początek Wisławy Szymborskiej.

Ci, co wiedzieli,
o co tutaj szło,
muszą ustąpić miejsca tym,
co wiedzą mało.
I mniej niż mało.
I wreszcie tyle co nic.

W trawie, która porosła
przyczyny i skutki,
musi ktoś sobie leżeć
z kłosem w zębach
i gapić się na chmury.

*

Korzystałam z książek: Grzegorz Berendt, Żydzi na terenie Wolnego Miasta Gdańska w latach 1920–1945 (działalność kulturalna, polityczna i socjalna), Gdańsk 1997; Elżbieta Pintus, Moje prawdziwe przeżycia = Else Pintus, Meine wahren Erlebnisse, przekład Miłosława Borzyszkowska-Szewczyk, przygotował do druku, wstępem i ilustracjami opatrzył Józef Borzyszkowski, Gdańsk–Lübeck 2005; Danuta Drywa, Zagłada Żydów w obozie koncentracyjnym Stutthof (wrzesień 1939 – maj 1945), Gdańsk–Sztutowo 2001; Śladami żydowskimi po Kaszubach. Przewodnik = Jüdische Spuren in der Kaschubei. Ein Reisehandbuch, pod redakcją Miłosławy Borzyszkowskiej-Szewczyk, Christiana Pletzinga, Lübeck 2010. W artykule przywołuję też wiersz Wisławy Szymborskiej Koniec i początek z tomu pod tym samym tytułem (Wydawnictwo a5, Poznań 1993).

Dorota Karaś

Dorota Karaś

Dziennikarka „Gazety Wyborczej”. Autorka książek Szafa, czajnik, obwodnica. Rozmowy z obcokrajowcami (2013), biografii Cybulski. Podwójne salto (2016) oraz Walentynowicz. Anna szuka raju i Urban (napisanych wspólnie z Markiem Sterlingowem). Szczecinianka z urodzenia, gdańszczanka z wyboru.

Tomasz Prabucki

Tomasz Prabucki

Projektant graficzny z Gdańska. Ukończył z wyróżnieniem Polsko-Japońską Akademię Technik Komputerowych (wydział Sztuki Nowych Mediów) w Gdańsku w 2018 roku. Inspiracją do jego ilustracji jest twórczość Giovanniego Battisty Piranesiego.

udostępnij:

Przeczytaj także:

Czarne źródła Czarne źródła Czarne źródła
Jakub Orzeszek

Czarne źródła

Musimy podejmować trud odbudowy z niczego Musimy podejmować trud odbudowy z niczego Musimy podejmować trud odbudowy z niczego
Anna Łazar

Musimy podejmować trud odbudowy z niczego