(Nie)wolne miasto gdańszczanek

Fragment muralu „Ciałopozytywność” w przejściu przy kamienicy Rynek 20 w Mikołowie, fot. Greta Wiczkowska
Fragment muralu „Ciałopozytywność” w przejściu przy kamienicy Rynek 20 w Mikołowie, fot. Greta Wiczkowska

Recenzja książki Agnieszki Gładzik Buntowniczki (Szara Godzina, Katowice 2023).

Gdańsk – niezależnie od czasów – to miasto uznawane za ponadprzeciętnie tolerancyjne i wielokulturowe. Jednak kobiety nawet tu nie mogły się cieszyć pełnią wolności. Temu poświęcona jest powieść Agnieszki Gładzik Buntowniczki – historia o kobietach mierzących się z patriarchatem, z tradycjami i niepisanymi zasadami życia w społeczeństwie. Jest to opowieść wielowątkowa, osnuta wokół losów różnych ludzi, pochodzących z różnych sfer społecznych. To, co jednak łączy wszystkich bohaterów książki, to dojmujący brak wolności i dojrzewanie do buntu przeciwko temu.

Autorka stawia przed czytelnikami kilkoro bohaterów, z początku sugerując, że poszczególne bohaterki znajdą przeznaczonych sobie kawalerów, a potem wszyscy będą żyli długo i szczęśliwe. Jednak jest to bardzo mylne pierwsze wrażenie, szybko rozwiane przez relacje pomiędzy postaciami oraz ich historiami, zgrabnie rzuconymi na tło dziewiętnastowiecznego Gdańska. Miasto jawi się czytelnikowi w nowej odsłonie – nie tak kolorowe, nieco staromodne, trochę obłudne, czasami niebezpieczne. Mimo otwarcia na świat – wszak to miasto portowe, przyciągające ludzi z wielu kręgów – nie chroni swych mieszkańców przed skutkami pokutujących w społeczeństwie poglądów i zasad. Dobitnie zostało pokazane, że w owym czasie kobiety stanowiły niemal jeden z towarów, który można przehandlować dla dobra rodziny i powodzenia interesów, nie dbając o to, w jakich warunkach znajdzie się „ukochana” córka, wnuczka czy siostra.

Przedstawiony świat jest szorstki, przygnębiający i pozbawiony uczuć, a zaludniające go postacie wydają się raczej uczestniczyć w jakiejś bardzo skomplikowanej i bezwzględnej grze, niż zwyczajnie żyć. Szczególnie ostrożne muszą tu być kobiety – i to bez względu na to, czy noszą ozdobne krynoliny czy prostą bawełnianą sukienkę. Pomimo zróżnicowanego pochodzenia mają podobne problemy i spotykają je podobne przeciwności losu. Tym bardziej bolesne jest to, że główne bohaterki najokrutniej traktowane są właśnie przez kobiety, które zdają się już całkowicie skostniałe w osobistym cierpieniu i uwięzione we własnych, ciasnych umysłach.

Ale Eliza i jej towarzyszki z pewnością nie należą do kobiet, które łatwo zniewolić. Są kobietami światłymi i odważnymi; nie ma w nich ani trochę brutalności, zasklepienia w sobie, egoizmu, pomimo otaczającego je bezwzględnego świata. Każda jest inna, każda pochodzi z innego środowiska (w książce są bohaterki pochodzące z nizin czy nawet z marginesu społecznego, ale też panny z dobrych, bogatych domów, autorka zaś pokazuje, że inteligencja i dobroć nie są równoznaczne z pozycją społeczną) i każda mierzy się z patriarchalnym światem, a w walce tej nie ma sprawiedliwości i równego rozłożenia sił. Opowieść wciąga czytelnika coraz bardziej, zmuszając do zastanowienia się, jak inaczej wyglądało życie kobiet i jak niewiele z niego miały, nawet gdy były obsypywane kosztownościami.

Agnieszka Gładzik nadaje powieści ciekawą i dość trudną formę, przedstawiając bieg wypadków nie z jednej, lecz z kilku perspektyw. Wszystkie postaci zyskały też oryginalny, własny głos i wszystkie mają znaczący udział w całości historii. Z początku można by pomyśleć, że utrudni to zrozumienie książki, że łatwo będzie się w tym gąszczu pogubić. Nic takiego jednak się nie dzieje – autorka od początku do końca utrzymuje narracyjną dyscyplinę i precyzję, zgrabnie lawirując pomiędzy bohaterami książki. Z jednej strony historia każdej osoby biegnie swoim rytmem, z drugiej zaś losy postaci łączą się, wynikają z siebie nawzajem, toczą się obok siebie.

Buntowniczki, choć poświęcone kobietom, są czymś na kształt panoramy dziewiętnastowiecznego gdańskiego społeczeństwa, panoramy niepozbawionej krytycznej oceny. Autorka jednak nie skupia się wyłącznie na kobiecym punkcie widzenia. Również męscy główni bohaterowie próbują się odnaleźć w tym wymagającym świecie, chcąc pogodzić to, co „wypada”, ze zdrowym rozsądkiem i z dobrocią. Im także nie jest łatwo, choć – co zostaje podkreślone – w ich wypadku społeczeństwo o wiele więcej puszcza w niepamięć. Wykorzystanie w opowieści i takiej perspektywy przydaje książce realizmu i obiektywizmu.

Biorąc do ręki Buntowniczki, byłam przekonana, że mam przed sobą dość typowy romans, który przeczytam z przyjemnością, ale bez większego zaangażowania. Pomyliłam się jednak, a powieść ta przypomina, aby nie oceniać książki po okładce czy po zaledwie kilku stronach. Kiedy zagłębiałam się coraz bardziej w losy jej bohaterek i bohaterów, coraz trudniej było mi się od nich oderwać, aż w końcu książka pochłonęła mnie całkowicie, wraz z ostatnią stroną pozostawiając we mnie niedosyt.

Przyznaję, że podczas lektury czułam ogromną wdzięczność za to, jak moje kobiece życie wygląda teraz, bo Buntowniczki ukazują, jak niewyobrażalnie źle wyglądało kiedyś, wcale nie tak dawno temu. Ale jednocześnie nie opuszczała mnie świadomość wspólnoty kobiecych losów. Bez względu na status społeczny kobiet i miejsce życia w wielu aspektach ich problemy są takie same. Przywodzi to na myśl motyw danse macabre, który mówi co prawda o tym, że każdy, biedny czy bogaty, w końcu umrze, ale oddaje w moim odczuciu fatalizm bycia kobietą. Pewne sytuacje i pewne rzeczy spotykają nas lub mogą nas spotkać bez względu na czas i miejsce. Bycie kobietą nigdy i nigdzie nie jest proste, choć każdy ciężar jest inny. Buntowniczki o tym przypominają, ale nie pozostawiają bez nadziei. Bohaterki, jednocząc się, powoli brną do przodu i przezwyciężają przeciwności losu – a siła kobiet tkwi właśnie w jedności. Książka jednak ostrzega, że bardzo wiele krzywd potrafimy wyrządzić sobie same nawzajem.

Ania Kiedrowicz

Ania Kiedrowicz

Absolwentka Uniwersytetu Gdańskiego. Miłośniczka książek, muzyki i kawy. Poza sztuką interesuje się zrównoważonym rozwojem i ochroną środowiska. Na co dzień jej ulubionym zajęciem jest spędzenie czasu z psem i długie spacery. Najchętniej przeszłaby przez starą szafę lub przebiegła przez barierkę na peronie i znalazłaby się w baśniowym świecie pełnym magii.

udostępnij:

Przeczytaj także:

Za mało herstorii w herstoriach? Za mało herstorii w herstoriach? Za mało herstorii w herstoriach?
Klaudia Golon

Za mało herstorii w herstoriach?

Herstoria i pochwała wolnej woli Herstoria i pochwała wolnej woli Herstoria i pochwała wolnej woli
Izabela Morska

Herstoria i pochwała wolnej woli