(Nie)boska przygoda Bartusia i Michałka

Ilustracja: Anna Rezulak

Osoby:
BARTUŚ
MICHAŁEK
POSTACIE DRUGO- i TRZECIOPLANOWE

Prolog

Pomieszczenie pełne regałów z książkami. Tomów jest tyle, że nie mieszczą się na półkach, piętrzą się na podłodze, a także na biurku. Przy nim, na składanym krześle, siedzi Michałek. Nerwowo stuka palcami o blat. Na ścianie wisi zegar. Mężczyzna zerka na niego, po czym kieruje wzrok na drzwi wejściowe. Sytuacja powtarza się kilkakrotnie, wreszcie Michałek wstaje z krzesła. Zaczyna krążyć po pomieszczeniu, bezwiednie mijając stosy książek, wieże z tomów, pałace z woluminów. Rozlega się pukanie do drzwi.

MICHAŁEK
Wreszcie! Wejdź, proszę!
Wchodzi Bartuś

BARTUŚ
Przyszedłem tak szybko, jak mogłem. Co się stało?

MICHAŁEK
To dziś! (podbiega do Bartusia, rzuca mu się w ramiona) Dzisiaj! Już za chwilę!

BARTUŚ
Co dzisiaj?
Michałek odrywa się od Bartusia. Szybkim krokiem zmierza do biurka, otwiera szufladę zamaszystym ruchem ręki, wyjmuje rewolwer, macha nim. Bartuś zastyga z przerażenia.

BARTUŚ
Co to jest?

MICHAŁEK przestaje machać rewolwerem
Na pewno nie cep, mój drogi przyjacielu.

BARTUŚ
Skąd masz ten pistolet?

MICHAŁEK przygląda się rewolwerowi
Należał do mego dziadka. Przechodzi z ojca na syna. Nie jest zadbany, ale działa.

BARTUŚ
Nie wiedziałem, że jesteś miłośnikiem broni palnej. Ani że jesteś taki sentymentalny.

MICHAŁEK
I miałeś rację. Nie jestem. Po prostu trafił mi się jak ślepej kurze ziarno.

BARTUŚ
Po co ci on?

MICHAŁEK
To dzisiaj! (szczerzy zęby) Dzisiaj się zastrzelę!

BARTUŚ
Co ty gadasz?

MICHAŁEK
Och, tym razem mówię całkowicie poważnie. Po latach rozważań problemu samobójstwa nadszedł ten moment, w którym postanowiłem ostatecznie go rozwiązać.

BARTUŚ
Strzelając sobie w łeb?

MICHAŁEK
Otóż to! Doskonała dedukcja.

BARTUŚ
I chciałeś, żebym przyszedł, aby ci ten pomysł wyperswadować?

MICHAŁEK nie przestaje się uśmiechać
Akurat tutaj się mylisz. Jest jedna rzecz, na której mi zależy przed popełnieniem samobójstwa: chciałbym, żeby moje motywy zostały właściwie zrozumiane. Nie przepadam za niedomówieniami.

BARTUŚ prycha
Jestem bardzo ciekawy, co to są za powody.

MICHAŁEK
Właśnie o to chodzi, że nie ma żadnych motywów. Po prostu popełnię samobójstwo.

BARTUŚ
To najgłupsza rzecz, jaką słyszałem, a przyjaźnię się z tobą od lat.

MICHAŁEK
A jakże! Sedno istnienia, że tak powiem. Nagłe, świadome przerwanie życia bez ingerencji świata zewnętrznego. Obudziłem się i już wiedziałem. To dziś. Mogę jeszcze trochę pożyć, ale nie… To nawet nie tak, że mi bez różnicy. Po prostu wybieram samobójstwo. Jestem do tego przekonany i nic mnie nie odwiedzie od tego pomysłu. Nawet ty.

BARTUŚ
Jaja sobie robisz?

MICHAŁEK
Skądże!

BARTUŚ
I myślisz, że po prostu będę się przyglądał, jak pociągasz za spust?

MICHAŁEK
Mam nadzieję, że nie. To byłoby co najmniej sadystyczne. Możesz już iść. Nie mam nic więcej do dodania. Dziękuję ci, że przyszedłeś mnie wysłuchać. Jako że widzimy się po raz ostatni, czuję, że wypada mi także podziękować za lata naszej przyjaźni. Słowa nie oddadzą, jak bardzo jestem ci wdzięczny za wszystko, co dla mnie zrobiłeś. I (mruga porozumiewawczo) zrobisz.

BARTUŚ
Nic nie zrobię! Zgłupiałeś do reszty? Tyle masz mi do powiedzenia?

MICHAŁEK
Mam w sobie pewność, że nie będziesz chciał zawieść przyjaciela nawet po jego śmierci i jednak przekażesz, że zrobiłem to tak po prostu. Zresztą… Jeżeli okaże się, że trzymasz gębę na kłódkę lub dokładasz do mojego czynu wymyśloną narrację, nie będę o tym wiedział. Swoje życzenie przekazałem.
Michałek uśmiecha się i przystawia lufę do skroni.

BARTUŚ
Czekaj! Jezus Maria! Poczekaj!

MICHAŁEK
Daję ci dziesięć sekund na opuszczenie pomieszczenia. Gdy miną, będziesz zmuszony do bycia naocznym świadkiem mojej śmierci. Wolałbym, żeby do tego nie doszło.
Bartuś i Michałek mierzą się wzrokiem.

MICHAŁEK
Dziesięć.
Bartuś rusza w jego kierunku. Michałek reaguje na jego krok przesunięciem się w przeciwległą stronę. Zaczynają krążyć wokół biurka.

MICHAŁEK
Siedem.
Krążą.

MICHAŁEK
Pięć.

BARTUŚ
Ty idioto! Oddaj mi ten rewolwer!

MICHAŁEK
Dwa!

BARTUŚ
Boże, nie rób tego!

MICHAŁEK
Jeden.
Michałek obdarowuje Bartusia szerokim uśmiechem, następnie przyciska spust. Słychać wystrzał. Michałek pada za biurko. Bartuś wydaje z siebie zduszony krzyk. Następuje cisza. Po chwili Bartuś niepewnym krokiem zmierza w stronę ciała Michałka, ale nim dotrze do celu, Michałek wstaje z ziemi. Wygląda tak samo jak przed wystrzałem. Jest zaskoczony takim obrotem sprawy.

BARTUŚ
Debilu! (doskakuje do Michałka, uderza pięściami w jego klatkę piersiową) To był najchujowszy dowcip świata!

MICHAŁEK
Czekaj, kurwa, czekaj!
Odpycha Bartusia i zaczyna się przyglądać rewolwerowi. Wolną dłonią dotyka głowy w miejscu, przy którym trzymał rewolwer przed wystrzałem.

BARTUŚ
Nie udawaj!

MICHAŁEK z niedowierzaniem
Przecież działał! (otwiera rewolwer, zagląda do bębenka) Wystrzelił! Nie ma kuli.

BARTUŚ
I nigdy nie było! Nie przedłużaj tego żartu! Tym razem przeholowałeś, rozumiesz? To koniec! (wyrywa rewolwer Michałkowi, rusza do wyjścia) Dziękuję ci za przedstawienie. Do nigdy!

MICHAŁEK przygląda się swoim dłoniom
Dlaczego ja żyję?

BARTUŚ sięga do klamki u drzwi
A tego to nawet i sam Bóg nie wie.

GŁOS
Właściwie to wie.
Bartuś staje jak wryty. Michałkowi opada gęba. Pojawia się Syn Boży. Bartuś i Michałek milczą, obserwując Syna Bożego szeroko otwartymi oczyma. Nie mrugają.

SYN BOŻY
Nawet żadnego „szczęść Boże”? (patrzy na nich z nadzieją, ale nie doczekuje się jakiejkolwiek reakcji, wzrusza ramionami) Nie powiem, że jestem zdziwiony.

BARTUŚ zwraca się do Michałka
To część twojego żartu?
Michałek zerka na Bartusia. Nie odpowiada, ale widać po nim, że stara się opanować emocje. Bartuś podchodzi bliżej biurka. Michałek zezuje na niego, próbując równocześnie nie stracić z oczu Syna Bożego. Gdy Bartuś jest już kilkanaście centymetrów od biurka, czyli także od Michałka, ten jednym ruchem wyrywa mu rewolwer z dłoni. Rzuca się do biurka, zamaszyście wyrywa szufladę. Kilka naboi spada na blat, pozostałe lądują na ziemi. Michałek odrzuca szufladę, ładuje kilka naboi, po czym celuje w Syna Bożego.

MICHAŁEK
A masz, diable!
Wystrzeliwuje wszystkie kule, trafiając w Syna Bożego. Temu nie dzieje się żadna krzywda. Nawet szata, w którą jest odziany, nie zostaje podziurawiona.

SYN BOŻY
Co ty robisz?

BARTUŚ
Ty go pytasz, co on robi? Powinieneś to wiedzieć! Jesteś Bogiem!

SYN BOŻY
Poniekąd.

BARTUŚ
Poniekąd co?

SYN BOŻY
Poniekąd to i to.
Michałek widzi, że jego próba zabicia Syna Bożego nie przynosi żadnego skutku. Rzuca się na ziemię, tam znajduje kilka kolejnych naboi. Ładuje je do bębenka. Chwilę się zastanawia, co zrobić. Podnosi rewolwer na wysokość głowy, celuje w swoją skroń i patrząc w oczy Syna Bożego, pociąga za spust. Po wystrzale nic się nie zmienia.

SYN BOŻY z uśmiechem
Nie tym razem.

MICHAŁEK
Ale taka jest moja wola!

SYN BOŻY
Moja jest inna. Znaczy nasza… Że moja i taty… Moja i Boga… Że tylko Boga… Rozumiecie? Nie tylko ja jestem i tylko ja jestem. No, tyle powinno wam starczyć.

MICHAŁEK
A wolna wola?

SYN BOŻY
Jeszcze dzisiaj nie wierzyłeś w moje istnienie, a teraz chcesz się ze mną kłócić? Zresztą gdy już wiesz, że jestem, zapewne chciałbyś zmienić swoją decyzję o samobójstwie.

MICHAŁEK wstaje z posadzki
Za nic w świecie! Co mi za różnica?

SYN BOŻY
Dziwna decyzja, ale to twój wybór. Wolna wola.

MICHAŁEK
Jakoś nie działa.

SYN BOŻY
Wszystko w swoim czasie. Jeżeli zasłużysz! (macha po ojcowsku, karcąco, palcem w stronę Michałka)

BARTUŚ
Zaraz, chwileczkę… Pozwalasz mu się zabić?

SYN BOŻY
Niezbadane są wyroki boskie!

BARTUŚ
Czyli nie pozwalasz mu się zabić? Piętnaście osób dziennie zabija się w tym kraju, ale właśnie w jego wolną wolę ingerujesz? Po czym i tak mu na to pozwolisz?

MICHAŁEK
Piętnaście osób dziennie? Gdybym się zabił, uratowałbym komuś życie!

BARTUŚ
Nie rób kurwy z logiki.

SYN BOŻY
Dlaczego trapią cię moje powody? Nasze. Boskie.

BARTUŚ
Lubię, gdy wszystko się zgadza. A tutaj nic mi się nie zgadza. Chciał się zabić, a żyje. A zapewne w tym momencie ktoś się zabija. Dlaczego?

MICHAŁEK
O! Nagle mi kibicujesz?

BARTUŚ
Lubię, gdy wszystko się zgadza!

SYN BOŻY
Też to lubię. Myślę, że między innymi dlatego was wybrano.
Syn Boży rozpościera ręce w taki sposób, jak gdyby zamierzał przytulić Bartusia i Michałka.

BARTUŚ
Wybrano nas?

MICHAŁEK
Do czego?

SYN BOŻY
Jesteście potrzebni, moi synowie!

MICHAŁEK
No, może bez spoufalania.

BARTUŚ
Przestań narzekać! To Bóg!

MICHAŁEK
Ja ojca mam jednego. Dobrze go znam. Dał mi ten złom po dziadku. (macha rewolwerem)

SYN BOŻY
Uroczy jesteście. To kolejny powód. Na pewno.

MICHAŁEK
To jest powód? A co, mamy robić za maskotki? Zwierzątka? Chomiczki?

SYN BOŻY
Nie. Wasze zadanie jest o wiele trudniejsze. Musicie zmierzyć się z niewyobrażalnymi siłami zła.

BARTUŚ
Niewyobrażalnymi? To ty nie jesteś wszechmogący? Nawet ty nie możesz sobie ich wyobrazić?

SYN BOŻY
Akurat ja mogę.

MICHAŁEK
A sam poradzić sobie z tymi siłami zła nie możesz?

SYN BOŻY rozkłada ręce
Niezbadane są wyroki boskie.

MICHAŁEK
I dlaczego niby miałbym się ciebie słuchać? Ja po prostu chcę się zabić.

SYN BOŻY
Dopóki Bóg nie będzie zadowolony z waszej posługi, dopóty nie będziesz mógł się zabić.

MICHAŁEK
Uczynisz mnie nieśmiertelnym?

SYN BOŻY
Nie. Po prostu nie możesz sam się zabić.

MICHAŁEK
Ale ktoś lub coś już mnie zabić może?

SYN BOŻY
Tak.

MICHAŁEK
Wiele furtek pozostaje otwartych.

SYN BOŻY
Ale ty chcesz się zabić, nie zginąć, czyż nie?
Michałek się zastanawia.

BARTUŚ
Jest jakaś różnica?

MICHAŁEK zawiedziony
Niestety, ma rację. Widzę delikatną różnicę. Może bardziej czuję, niż widzę. Taka jest malutka.

SYN BOŻY
Ale jest.

MICHAŁEK
Sprytnie.

SYN BOŻY
Dziękuję.

BARTUŚ
A ja? Co ze mną?

SYN BOŻY

A ty co?
BARTUŚ
Dlaczego ja?

SYN BOŻY
On chce się zabić, a ty chcesz go uratować.

BARTUŚ
Czyli że co?

SYN BOŻY
Czyli że powodzenia.
Syn Boży klaszcze w dłonie. Bartuś, Michałek i Syn Boży znikają.

AKT I
Scena I

Podwórko przed drewnianą chałupką. Słońce zachodzi. Niebo czerwone, jak gdyby skąpane we krwi. Pojawiają się Bartuś i Michałek. Ubrani są w policyjne mundury.

MICHAŁEK
Co jest?

BARTUŚ
Gdzie jesteśmy?

MICHAŁEK
Nie wiem. (patrzy w stronę słońca) Chyba nie w Polsce, co? Ciepło jest, a przecież był październik. Tutaj lato.

BARTUŚ ogląda swój mundur
Cholera! I co mamy zrobić? Wlepić komuś mandat?

MICHAŁEK
Wątpię? Może skatować kogoś na komendzie?
Michałek przygląda się pistoletowi schowanemu w kaburze, przypiętej do jego paska. Sięga po służbową broń, odbezpiecza, przystawia sobie do głowy i strzela. Nie dzieje mu się krzywda.

BARTUŚ
Co ty robisz? Możesz przestać się wygłupiać? Przecież mówił, że…

MICHAŁEK
Może ty spróbujesz? (wyciąga w jego stronę rękę z pistoletem) Z twojej ręki byłoby to prawie jak samobójstwo. Taka tam forma eutanazji.

BARTUŚ
Uspokój się, dobrze? Pozwól mi pomyśleć.
Bartuś zaczyna grzebać po kieszeniach. W jednej z nich znajduje pękatą kopertę. Zagląda do niej.

MICHAŁEK
Co tam jest?

BARTUŚ wyjmuje zgiętą kartkę z koperty i się jej przygląda
Chyba wytyczne. Musimy kogoś powstrzymać.

MICHAŁEK
Kogo?

BARTUŚ
Jakiegoś faceta? Spójrz, jest zdjęcie. Za samą twarz dałbym mu z pięć lat.

MICHAŁEK
A co zrobił?

BARTUŚ zagląda do kartki
To pedofil! I morderca! (wyjmuje z koperty plik zdjęć) O, kurwa! Nagie dzieci!

MICHAŁEK
Bóg dał ci pedofilskie foty? (wyrywa mu z dłoni kilka zdjęć) Obrzydliwe! Kurwa, one są tutaj martwe! Pojebane! Po co nam te zdjęcia?

BARTUŚ
Może żeby nas zmotywować?

MICHAŁEK
Wolałem chyba tekścik o błogosławionych, którzy nie widzieli, a uwierzyli.

BARTUŚ
Najwyraźniej Bóg wie lepiej.

MICHAŁEK
Czy ja wiem? Gdy patrzę na te zdjęcia, mam większą ochotę się zabić.
Bartuś wyrywa mu zdjęcia z dłoni, po czym wskazuje na dom przed nimi.

BARTUŚ
Na jednym z tych zdjęć jest ten dom. To tutaj mieszka ten typ.

MICHAŁEK
Przynajmniej blisko.

BARTUŚ
Nie bądź taki niecierpliwy. Nie czujesz podniecenia, że walczymy ze złem jako wysłannicy samego Boga?

MICHAŁEK
Po zerknięciu na te zdjęcia nie jestem ani trochę podniecony. Czuję, jak gdybym nigdy już nie miał się podniecić. Zostaliśmy wrobieni w przykrą robotę.

BARTUŚ
Może, jeżeli się sprawdzimy, Bóg zaoferuje nam pracę na cały etat?

MICHAŁEK
Będę zmuszony odmówić. Jestem już umówiony na inne zakończenie współpracy.

BARTUŚ
Jeszcze wywietrzeje ci to bzdurne samobójstwo ze łba.

MICHAŁEK
Śmiem wątpić. Nie po to latami się do niego mentalnie przygotowywałem, żeby teraz jakiś tam Bóg zawrócił mi w głowie.
Bartuś i Michałek powoli zbliżają się do drewnianej chałupy.

BARTUŚ
Raczej nie warto wchodzić bez pukania. Myślę, że się nas nie spodziewa. Może sam nam się wystawi, udając niewiniątko.

MICHAŁEK
Pukaj. Nie mam ochoty tam wpadać, a potem go gonić przez pół wsi.
Bartuś podchodzi do drzwi i puka. Otwiera Mężczyzna.

MĘŻCZYZNA
Panowie oficerowie? Co za niespodzianka! W czym mogę pomóc?

MICHAŁEK zwraca się do Bartusia
To on?

BARTUŚ
Jak na zdjęciu. (zwraca się do mężczyzny) Dzień dobry! Mamy kilka pytań związanych z…
Michałek wyjmuje pistolet z kabury, odbezpiecza i wystrzeliwuje zawartość całego magazynku w stronę Mężczyzny. Ten pada na ziemię. Jest martwy.

BARTUŚ
Co ty, kurwa, robisz!? Dlaczego go zastrzeliłeś? Dlaczego? Nic ci nie groziło!

MICHAŁEK
Tego nie wiesz. Mieliśmy go powstrzymać i jestem przekonany, że to mi się udało.

BARTUŚ
Jak mogłeś go zabić? Po prostu go zastrzeliłeś jak myśliwy zająca!

MICHAŁEK
Bóg tak chciał! Nie powstrzymał mnie! Nie zapominaj, z czyjego polecenia się tutaj znaleźliśmy. Ja chciałem tylko się zabić, a jestem na jakimś wypizdowie, przebrany za policjanta i strzelam do pedofili! (wkłada rękę do kieszeni Bartusia, wyjmuje kopertę, z niej wyciąga kilka zdjęć i macha nimi przed nosem Bartusia) To są dowody! A my co? Mieliśmy zabrać go na komendę? Jako kto? Fałszywi policjanci? Siedzieć za niego nie będę!

BARTUŚ wyrywa Michałkowi kopertę z dłoni z pozostałymi zdjęciami i wkłada do kieszeni
Mogliśmy go obezwładnić i związać. Istniało dużo rozwiązań tej sytuacji. Nie tylko strzelanina.

MICHAŁEK
Widocznie Bóg miał inne plany!

BARTUŚ
Teraz ci nagle zależy na planach Boga?

MICHAŁEK
Chcę się tylko zabić!
Pojawia się Syn Boży, w rękach ma podkładkę pod kartki i długopis. Spogląda na Bartusia i Michałka, po czym przerzuca wzrok na ciało Mężczyzny. Odhacza coś długopisem na jednej z kartek. Bartuś przygląda się Synowi Bożemu z niedowierzeniem. Michałek przystawia sobie pistolet do głowy. Bartuś krzyczy. Syn Boży rzuca podkładkę z kartkami i długopis do góry. Klaszcze uwolnionymi dłońmi. Z pomieszczenia znikają Bartuś, Michałek, Syn Boży, a także długopis i podkładka z kartkami. Zdjęcia, które trzymał w dłoni Michałek, spadają na leżące na progu ciało mężczyzny. Słońce niespiesznie zachodzi.

Scena II

Salon w domu jednorodzinnym. Przez duże okna do środka wpada światło odbite przez księżyc. Dzięki temu z ciemności można wyłowić szczegóły pomieszczenia: kanapę, stolik, półkę z książkami, obraz na ścianie, kwiaty w doniczkach oraz schody, które prowadzą na piętro. Na środku salonu, między stolikiem a kanapą, pojawiają się Bartuś i Michałek. Ubrani są na czarno, jak włamywacze. Michałek trzyma dłoń przy głowie, jak gdyby miał w niej pistolet, jednak dłoń jest pusta. Wykonuje ruch palcem, chcąc pociągnąć za nieistniejący spust. Dopiero wtedy orientuje się, że jego broń zniknęła.

MICHAŁEK
Oszukał mnie!

BARTUŚ sycząc
Cicho! Nie wiesz, gdzie nas przetransportował.

MICHAŁEK
Mam to w dupie! Miałem być martwy po wykonaniu zadania!

BARTUŚ zakrywa mu usta dłonią
A skąd wiesz, że to był koniec zadania?

MICHAŁEK odrzuca rękę Bartusia i szepcze
Zabieraj ją. Niech ci będzie, ale nienawidzę takich manipulacji. Nic więcej robić nie będę. Żadnego pedofila więcej nie zabiję.

BARTUŚ
I bardzo dobrze.

MICHAŁEK mruczy pod nosem, siadając na kanapie
Dobrze srobrze.

BARTUŚ klepie się po kieszeniach spodni
Mam latarkę.
Włącza latarkę i kieruje jej światło w różne kąty salonu. Michałek też przeszukuje kieszenie. Z jednej wyciąga kopertę.

MICHAŁEK
O! Zaraz się dowiem, po jaką cholerę ja żyję.
Bartuś zbliża się do Michałka, nakierowując światło latarki na kopertę. Michałek wyjmuje z niej złożoną kartkę, wyprostowuje ją i się jej przygląda.

MICHAŁEK
Nie rozumiem.

BARTUŚ
Pokaż. (bierze kartkę od Michałka, czyta ją i streszcza nabyte informacje) Ten dom należy do działaczki politycznej. Kojarzę ją z telewizji. Po ostatnim wystąpieniu w Sejmie, podczas którego upominała się o powszechne prawo do aborcji, zaczęło rosnąć jej poparcie. I co my robimy w jej domu?
Michałek zagląda do koperty, którą ciągle trzyma w dłoni. Wyjmuje z niej plik zdjęć.

MICHAŁEK przygląda się zdjęciom
Co jest, kurwa mać! Dlaczego wciąż mamy te pedofilskie zdjęcia? Czy Bóg może sobie odpuścić rozprowadzanie pornografii z nieletnimi?

BARTUŚ przerażony
Przeczytaj do końca. (podaje kartkę Michałkowi) Na samym dole.

MICHAŁEK chwyta kartkę, po czym przerzuca wzrok na sam dół strony
O, nie! Mowy nie ma! Na to się nie piszę! Pierdolę tego oszusta. Miałem się zabić, a nie wrabiać polityków. Co to, kurwa, jest? Hollywood? Nie będę na niego głosował!

BARTUŚ próbuje szeptać, ale ze zdenerwowania podnosi głos
Uspokój się! Jesteśmy w jej domu!

MICHAŁEK
I bardzo dobrze! Niech wie! Musimy ją ostrzec!

BARTUŚ
Przed czym? Przed Bogiem? Weźmie nas za wariatów.

MICHAŁEK
On jest co najmniej psychopatą. Przecież nie zrobimy jej tego. Zresztą ja ją popieram! Mamy dwie opcje: albo ją ostrzeżemy, albo spierdalamy stąd w podskokach.

BARTUŚ
Nie wiem, czy to dobry pomysł, żeby nie wykonywać woli bożej.

MICHAŁEK
Liberum veto. Spierdalamy. Koniec misji. Au revoir, Panie Boże. Szukaj innych frajerów.
Michałek wstaje z kanapy i rusza do wyjścia. Po drodze jeszcze wpycha w ręce Bartusia kartkę i kopertę ze zdjęciami. Tuż przy drzwiach się zatrzymuje i odwraca w stronę przyjaciela.

MICHAŁEK
Idziesz?

BARTUŚ przygląda się zdjęciom
Myślisz, że tamten mężczyzna, którego zastrzeliłeś, był niewinny?

MICHAŁEK
Przecież jest na zdjęciach.

BARTUŚ przełyka głośno ślinę
Nie do końca. On jest na jednym i trzyma na kolanach dziecko. Na pozostałych zdjęciach są martwe dzieci, ale jego nie ma. Zdjęcie jego chałupy też jest właściwie tylko zdjęciem chałupy.

MICHAŁEK
Na tej twojej karteczce było napisane, że to pedofil!

BARTUŚ podnosi zdjęcia w górę, chcąc je wyeksponować
Ale, jak widać, Bóg lubi fabrykować dowody.

MICHAŁEK
Nigdy się nie dowiemy! Spierdalamy stąd! Chodź! Znajdę jakiś sposób, żeby się zabić.

BARTUŚ
Może my czegoś nie rozumiemy? Nie chce mi się wierzyć, że Bóg jest… eee…

MICHAŁEK
Pojebany? Chłopie! On jest jakimś czarnoksiężnikiem z formularzem w rękach. Widziałeś go przecież! Popatrzył na trupa, odhaczył coś i nagle znaleźliśmy się tutaj, żeby udupić posłankę. Wolałbym wierzyć, że go nie ma, niż że jest nieobliczalny. Ale, jak już jest, ręki przykładać do jego planu nie muszę.

BARTUŚ zastanawia się, po czym kiwa głową
Nienawidzę, gdy masz rację. Spierdalamy.
Bartuś rusza do drzwi. Słychać skrzypnięcie schodów. Zapala się światło. Z piętra schodzi Kobieta ubrana w szlafrok. W ręku trzyma pistolet. Celuje w Bartusia.

KOBIETA
Ani kroku dalej! Co robicie w moim domu?

BARTUŚ
Czy wszyscy obywatele tego kraju mają pistolety pochowane po szafkach? Coś mnie ominęło?

MICHAŁEK
Szanowna pani się uspokoi. Zaszła pomyłka. Właśnie wychodziliśmy.

KOBIETA
Nigdzie nie pójdziecie! Policja już jedzie.

BARTUŚ
Sytuacja, w której się znajdujemy, nie odpowiada faktycznemu stanowi rzeczy. Jesteśmy po pani stronie.

MICHAŁEK
Tak jest! Niech się Bóg wali na ryj! Będę na panią głosował!

KOBIETA ręka jej drży
Wytłumaczycie się policji. Pod ścianę!

MICHAŁEK
Niestety, nie zamierzam tego zrobić. Jednak, jeżeli pani użyczy mi swojego pistoletu, z chęcią spróbuję się zabić.
Kobieta powoli schodzi po stopniach. Ciągle celuje w Bartusia, który jest bliżej.

BARTUŚ
Jest pani w niebezpieczeństwie. Bóg się na panią uwziął.

KOBIETA
Uciekliście ze szpitala psychiatrycznego?

BARTUŚ do Michałka
A nie mówiłem?

MICHAŁEK
Kolega mówi prawdę. Chcemy panią ostrzec.

KOBIETA
Stańcie pod ścianą!

MICHAŁEK rusza w stronę Kobiety
Proszę nas wysłuchać.

KOBIETA
Stój!
Reakcja Kobiety na ruch Michałka jest bardzo energiczna. Próbuje szybko w niego wycelować, nie przerywając schodzenia. Traci równowagę, przewraca się i stacza po stopniach na sam dół. Przestaje się ruszać.

BARTUŚ
Jezus Maria! Nie żyje?
Michałek podbiega do Kobiety. Kuca i mierzy jej puls.

MICHAŁEK
Straciła przytomność, ale żyje.

BARTUŚ
Połóżmy ją na kanapie.
Bartuś odkłada kartkę i kopertę na stolik i podchodzi do Kobiety. Bierze ją za nogi, Michałek za ręce i niosą ją przez salon na kanapę.

BARTUŚ
No, to idziemy.

MICHAŁEK
Weź zdjęcia i uciekamy.
Bartuś chwyta kartkę z wytycznymi, a kiedy sięga po kopertę, pojawia się Syn Boży. Klaszcze w dłonie z uśmiechem na twarzy. Bartuś, Michałek i Syn Boży znikają z pomieszczenia. W salonie leży nieprzytomna Kobieta, na stoliku została koperta z plikiem zdjęć. Z oddali słychać policyjne syreny.

Scena III

Las. Gęsto od zieleni. Świta. Między gałęziami pojawiają się Bartuś i Michałek, ubrani w stroje myśliwskie. W dłoniach mają strzelby.

MICHAŁEK
Skurwysyn!

BARTUŚ
Nie zdążyłem zabrać zdjęć! Przecież…

MICHAŁEK
Zadanie wykonane, co? Kurwa mać! (orientuje się, że trzyma strzelbę, bez wahania umieszcza lufę w ustach i naciska spust, słychać wystrzał)

BARTUŚ
Co ty wyprawiasz?
Michałek stoi, jak stał wcześniej. Lufę ciągle ma w ustach. Nic się nie stało.

BARTUŚ
Po co on nas tutaj wysłał? Chyba zrozumiał, że nie jesteśmy po jego stronie?

MICHAŁEK wyjmuje lufę z ust
Wyglądał na zadowolonego. Gdzie nas wysłał tym razem?

BARTUŚ
Do lasu. (klepie się po kieszeniach) Za chwilę się dowiemy. (wyjmuje z kieszeni kopertę)

MICHAŁEK
Znowu pedofilia?

BARTUŚ czyta
Nie mam pojęcia, co mamy zrobić. Jest napisane tylko „polowanie”.

MICHAŁEK
Co?

BARTUŚ
Sam chciałbym wiedzieć.

MICHAŁEK sprawdzając strzelbę
Mam nadzieję, że polujemy na ślimaki, bo został mi jeden nabój.
Słychać trzask gałęzi. Zapada całkowita ciemność. Nic nie widać.

MICHAŁEK
Oślepłem! Jak Boga kocham!

BARTUŚ
Też nic nie widzę! Masz latarkę?

MICHAŁEK
Nie!

BARTUŚ
Więc cicho! Nie ma co się bać ciemności.
Milczą. Trwa to kilkanaście sekund. Przy okazji słychać odgłosy przyrody: pohukiwanie sowy, szelest liści, stukanie dzięcioła.

BARTUŚ
Nie bój się.

MICHAŁEK
Nie boję się.

BARTUŚ
Przecież czuję, że chwyciłeś mnie za rękę.

MICHAŁEK
Ale ja nie chwyciłem.
Bartuś głośno przełyka ślinę.

MICHAŁEK
Poczekaj, strzelę w powietrze, iskra da nam trochę światła.

BARTUŚ
Prędko! Tylko mnie nie traf.
Michałek strzela. Przez sekundę widać, że przy Bartusiu stoi postać ubrana na biało.

BARTUŚ
Jezu Maria!
Słychać szamotaninę.

BARTUŚ
To coś nie chce mnie puścić! Chyba mnie ugryzło!

MICHAŁEK
Daj mi strzelbę!
Słychać męski głos.

GŁOS śpiewa
Nie boję się, gdy ciemno jest,
Ojciec za rękę prowadzi mnie!

MICHAŁEK
Gdzie jesteś? Nie chcę cię trafić!

BARTUŚ
Strzelaj, kurwa, błagam!

GŁOS
Deus Zeus Kosmateus.
Słychać strzał, potem jęk. Światło wraca. Michałek stoi ze strzelbą w rękach, z lufy unosi się smuga dymu. Bartuś jest przerażony. Przygląda się swojej dłoni, po czym patrzy na ciało w białej sutannie, leżące nieruchomo na ściółce leśnej.

BARTUŚ
Ugryzł mnie! (podchodzi do ciała) Zabiłeś papieża!

MICHAŁEK
Leona?

BARTUŚ
Nie.

MICHAŁEK
Franciszka? On już i tak nie żył.

BARTUŚ
To nie jest Franciszek.

MICHAŁEK
Czekaj, czekaj… Zabiłem papieża Polaka? To teraz chyba Bóg pozwoli mi strzelić samobója, co? I tak mnie rodacy rozerwą na strzępy. Zostałem wrogiem narodu. Zjednoczę ich bardziej niż Wałęsa za Solidarności.

BARTUŚ
Nie, ten człowiek to nie Polak. Znaczy może i Polak, ale, szczerze mówiąc, nie wiem, kto to jest.
Michałek spogląda przez ramię Bartusia na ciało w białej sutannie.

MICHAŁEK
Z mordy podobny do nikogo.

BARTUŚ
No, to jakiś nieznajomy papież.
Michałek wkłada lufę do ust. Strzela. Nic się nie dzieje.

BARTUŚ
Możesz przestać?

MICHAŁEK
Myślałem, że tym razem podziała.

BARTUŚ
Zmarnowałeś wszystkie naboje! A jeżeli nie na niego polowaliśmy?

MICHAŁEK
Oj tam, zmarnowałem. Zastrzeliłem papieża ze wścieklizną!

BARTUŚ spogląda ze zdenerwowaniem na swoją mokrą dłoń
Połowę amunicji wystrzeliłeś sobie do ust!

MICHAŁEK
W normalnej sytuacji musiałbym skorzystać tylko z jednej czwartej tych marnych zapasów! Niezwykle irytujące!
Pojawia się Syn Boży. Podchodzi do ciała w białej sutannie, trąca je nogą.

SYN BOŻY do siebie
Ostatnio stają się coraz bardziej uciążliwi. Na szczęście mam takich na pęczki.

MICHAŁEK
O, kto się pojawił! Posłuchaj mnie, tfu, Boże! Nie podoba mi się to, co wyczyniasz! Po pierwsze, powinienem być martwy! Po drugie, robisz nas i niewinnych ludzi w chuja! Niczego nie podpisywałem, chcę się wycofać! Teraz!

SYN BOŻY uśmiecha się
Niezbadane są wyroki boskie.
Klaszcze w dłonie. Bartuś, Michałek i Syn Boży znikają. Sutanna papieża odbija promienie słoneczne, przebijające się przez leśną gęstwinę. Co chwilę podwiewają ją lekkie podmuchy wiatru.

Scena IV

Sala szpitalna. Blade światło żarówek. Na środku pomieszczenia stoi łóżko, na którym leży człowiek. Jest podłączony do kilku urządzeń medycznych, podtrzymujących życie. Na końcu sali, z przeciwległej strony od drzwi, stoi parawan. Po jednej stronie łóżka, tej bliżej parawanu, pojawiają się Bartuś i Michałek. Mają na sobie lekarskie kitle.

MICHAŁEK
Zabiję go! Zabiję Boga!

BARTUŚ
Już próbowałeś – z marnym skutkiem. Ale przyznam, że przynajmniej mu ładnie wygarnąłeś.

MICHAŁEK
Miał szczęście, że potrafi klaskać. (przedrzeźnia Syna Bożego, klaszcząc) Klasku, klasku, kurwa mać, i znikam.

BARTUŚ patrzy na człowieka w łóżku
Kto to jest?

MICHAŁEK
Gówno mnie to obchodzi. Znając zachcianki Boga: pewnie musimy go zabić.
Bartuś grzebie w kieszeniach kitla. Wyciąga kopertę, a z niej kartkę. Rozkłada ją i czyta.

MICHAŁEK
Miałem rację?

BARTUŚ
Nie, akurat zupełnie się pomyliłeś. Mamy uratować temu człowiekowi życie.

MICHAŁEK
Ja mam go zoperować? Chirurdzy strajkują?

BARTUŚ
Nie bądź śmieszny. Mamy kogoś powstrzymać przed zabiciem go.

MICHAŁEK
Gdzie jest haczyk?
Słychać kroki dochodzące ze szpitalnego korytarza. Bartuś i Michałek uciekają za parawan. Drzwi się otwierają. Wchodzą Doktor i Brat.

DOKTOR
Ile razy mogę panu powtarzać? Nie widzę szans na poprawę. Gdyby nie ta cała aparatura, pana brat byłby martwy jak Lenin.

BRAT
Rozumiem to, panie doktorze. Ale wie pan, że on mnie prosił, że jeżeli spotka go taka sytuacja jak ta, w której się znajdujemy, to…

DOKTOR
Powtarza pan to od dawna, a ja panu zawsze odpowiadam to samo.

BRAT
Ale…

DOKTOR
Nie ma mowy. Nie w tym kraju, nie w tych czasach.

BRAT
Przecież to jest barbarzyństwo!

DOKTOR
Zgadzam się z panem. Też wolałbym umrzeć, niż tak wegetować.

BRAT
I mój brat także. Jasno się zdeklarował.

DOKTOR
Koniec tematu. Swojego stanowiska nie zmienię, póki nie zmienią się przepisy. Ma pan jeszcze kilka minut odwiedzin, potem będziemy musieli się na dziś pożegnać. I proszę mnie już więcej o to nie męczyć. Gdybym mógł, osobiście odłączyłbym pana brata.

Doktor wychodzi. Brat podchodzi do człowieka leżącego na łóżku. Zaczyna głaskać go po głowie. Bartuś wskazuje palcem za parawan, pytająco patrząc na Michałka. Michałek kręci przecząco głową, dając do zrozumienia, że nie zamierza się stąd ruszać. Bartuś zastanawia się, co zrobić. Michałek macha rękoma, próbując przekazać, że Bartuś ma się stąd nie ruszać. Bartuś i Michałek wyglądają zza parawanu. Brat wyciąga poduszkę spod głowy człowieka na łóżku, przykłada mu ją do twarzy i zaczyna go dusić. Człowiek bezwładnie leży. Bartuś i Michałek chowają się z powrotem za parawan. Żywo gestykulują. Po chwili Bartuś unosi kciuk do góry, dając tym do zrozumienia, że nie zamierza podejmować żadnych działań. Michałek z radością klepie Bartusia w plecy. Odgłos uderzenia roznosi się po sali. Bartuś i Michałek wytrzeszczają oczy, zastygając w bezruchu.

BRAT luzuje poduszkę
Ktoś tu jest?
Przygląda się parawanowi, oczekując jakiejś odpowiedzi. Nie dzieje się nic. Chwilę się waha, następnie spogląda na brata. Jego reakcja na usłyszany odgłos klepnięcia trwa kilkanaście sekund. Drzwi się otwierają. Wchodzi Doktor.

DOKTOR
Koniec odwiedzin. Czas się zbierać. Może pan przyjść jutro.
Brat, który plecami zasłania Doktorowi widok, odkłada poduszkę z powrotem pod głowę człowieka na łóżku. Odwraca się, mierzy się wzrokiem z Doktorem, po czym mija go bez słowa i wychodzi. Doktor idzie za Bratem. Zamyka drzwi.

MICHAŁEK wybiega zza parawanu
Kurwa mać! (podbiega do człowieka) Ledwo, ale dyszy.

BARTUŚ podchodzi do łóżka
Znowu wypełniliśmy zadanie! Co za głupota!

Michałek rzuca w kierunku Bartusia zdeterminowane spojrzenie, po czym wyciąga poduszkę spod głowy człowieka, przykłada mu ją do twarzy i zaczyna go dusić. Pojawia się Syn Boży. Z uśmiechem przygotowuje się do klaśnięcia. Bartuś szybkim ruchem wkłada kopertę między dłonie Syna Bożego. Klaśnięcie zostaje wygłuszone. Syn Boży odrywa dłonie od koperty, która upada na posadzkę. Powtarza próbę klaśnięcie i tym razem w pełni mu się udaje. Bartuś, Michałek, Syn Boży oraz koperta znikają. Aparatura medyczna wskazuje, że człowiek, teraz leżący na łóżku z poduszką na twarzy, nie żyje.

AKT II
Scena I

Cela w lochu. Odrapane ściany, w jednej małe, kwadratowe okienko. Niewielka, zapalona pochodnia wisi kilka metrów dalej. Nie ma nic więcej. Pojawiają się Bartuś i Michałek. Ubrani są w brudne, podarte szmaty.

MICHAŁEK
Przechytrzyliśmy go?

BARTUŚ
Przechytrzyliśmy go! Przechytrzyliśmy Boga!
Bartuś i Michałek rzucają się sobie w ramiona. Wiwatują. Odrywają się od siebie i rozglądają po pomieszczeniu. Uśmiech znika im z twarzy.

MICHAŁEK
Gdzie jesteśmy?

BARTUŚ klepie się po ubraniu
Nie ma kieszeni. Nie ma koperty.

MICHAŁEK
Wtrącił nas do lochu?

BARTUŚ
Bóg ma więzienie? Przygotował się na buntowników? Myślisz, że od początku o to mu chodziło?

MICHAŁEK
Na pewno tak twierdzi.

BARTUŚ
Myślisz, że spędzimy tu całą wieczność?

MICHAŁEK przygląda się swoim łachmanom
Może się powiesimy na tych szmatach? Chociaż nie wiem, na czym byśmy je zawiesili. Pochodnia raczej nie wytrzyma.

BARTUŚ
Hola, hola! Ja nie chciałem się zabijać.

MICHAŁEK
No cóż… Bóg miał inne plany. Zresztą jeżeli mamy tutaj spędzić wieczność, to prędzej czy później zrozumiesz moje pragnienia.

BARTUŚ rozgląda się w poszukiwaniu ratunku
Zaczynam żałować, że przechytrzyliśmy Boga.

MICHAŁEK
Tak prędko? Ja to się zastanawiam, czy moglibyśmy z czegoś zrobić talię kart. Przynajmniej byłoby jakieś zajęcie.
Drzwi do celi się otwierają. Wchodzi Minotaur.

MINOTAUR patrzy groźnie
Przechytrzyliście Boga?
Bartuś i Michałek uciekają pod ścianę. Minotaur zatrzymuje się na środku celi.

MINOTAUR
Dobrze słyszałem?

BARTUŚ
W pewnym sensie tak. Nie wypełniliśmy jego woli.

MINOTAUR
No tak, z jakiegoś powodu musieliście tutaj trafić… Bóg jest mściwy. Ale – na nasze szczęście – jest też pyszny. Więc nigdy się tutaj nie pojawił, by sprawdzić, czy nie udało nam się otworzyć cel.

MICHAŁEK
Nam?

MINOTAUR
Tak. Nam, czyli wszystkim więźniom. Każdy, kto tutaj trafił, coś przewinił. Według Boga, oczywiście.

MICHAŁEK
A ty co zrobiłeś?

MINOTAUR zdziwiony
Spójrz na mnie.

MICHAŁEK
Chcesz mi powiedzieć, że… (Minotaur bacznie mu się przysłuchuje, ale już się przygotowuje do skinienia głową, żeby potwierdzić) twój ojciec dymał krowę? (Minotaur gwałtownie i gniewnie zaprzecza, potrząsając głową) Przepraszam. Matka byka dymała, tak?
Z nozdrzy Minotaura buchają kłęby dymu.

MINOTAUR wzdychając
Eksperymenty biologiczne. Za to tutaj trafiłem.

MICHAŁEK starając się zabrzmieć niewinnie
Kto by pomyślał…

MINOTAUR
Bogu się nie spodobało, że odnoszę sukcesy naukowe. Twierdził, że bawię się w niego samego. Najpierw zaproponował mi współpracę, ale gdy nie wykonywałem ślepo jego rozkazów, klasnął w dłonie i…

BARTUŚ
I oto jesteś. Tak, my mieliśmy podobnie. Długo tutaj siedzisz?

MINOTAUR zamyślony
Nie wiem. Nie to, że zapomniałem. Wszystko pamiętam. Odtrącenie pamiętam. Ból też. Jednak nie wiem. Możliwe, że nikt nie może się dowiedzieć, ile tutaj tkwi. Jestem już stary i tylko tyle wiem.

MICHAŁEK
Dużo was… znaczy nas… tutaj siedzi?

MINOTAUR
Tego też nie wiem. Kilkaset osób, może kilka tysięcy. Wydostaliśmy się z cel, ale dalej tkwimy w niekończącym się labiryncie. Korytarze ciągną się kilometrami i nie poznałem nikogo, kto mógłby powiedzieć, że poznał je wszystkie. Nie sprzyja nam i to, że każdy, kto tutaj jest, jest dumny prawie jak sam Bóg. Trudno się rozmawia. Wybuchają konflikty. Czasami krwawe.

MICHAŁEK
Więc można tutaj umrzeć, tak?

MINOTAUR
Tak myśleliśmy. Ale ci, którzy tutaj giną, pojawiają się w kolejnej celi. Nic nie pamiętają z tego, co wcześniej przeżyli w tych lochach. Muszą liczyć na to, że ktoś do nich dotrze, jak ja do was.

BARTUŚ przerażony
Czyli nie ma ucieczki?

MINOTAUR mierząc wzrokiem Bartusia
Jest jeden sposób. Ja i ludzie, z którymi się tutaj zjednoczyłem, stworzyliśmy pewne urządzenie. Jednak nie do końca rozumiemy, jak działa. Możliwe, że jego użycie kończy się śmiercią.

MICHAŁEK
Chętnie je wypróbuję nawet za cenę własnego życia. Zaprowadź nas do swoich koleżków!

MINOTAUR z odrazą
Próbujesz mi rozkazywać? Musisz nauczyć się panujących tutaj zasad. Wiem, kim jesteś. Gdy przychodzi wieczór, słyszę takich jak ty. Siedzą w sąsiednich pomieszczeniach i rozmawiają. W ciemnych celach prowadzą dyskusje. Wszystko błahe, wtórne, ale mam świadomość, że tak musi się dziać. Takie rozmowy muszą zaistnieć. Oni między sobą przyrzekają wierność, którą złamią, i uczciwość, którą porzucą. Bunt dla buntu. Oto zastali porządek i chcą go zburzyć, żeby zbudować świat od nowa. Jednakże stają się coraz starsi i pokornie zaczynają uczestniczyć w kiedyś znienawidzonym, zastanym świecie. Godzą się na niego. Jeszcze bardziej się starzeją i w marzeniach sennych wracają do tych piwnic. Poznają po raz wtóry rodziców świata: chaos i harmonię. Kiedy mnie spotykają – nieważne, po raz pierwszy czy po raz enty – przestraszeni podają mi dłoń. A ja na dłoniach tych ludzi widzę linie papilarne, z których czytam całe ich życie.

MICHAŁEK
Przepraszam. (szepcze do Bartusia) Pojebany, no, pojebany jest.

MINOTAUR coraz bardziej zamyślony
Niekiedy wydaje mi się, że moja przeszłość sprzed wtrącenia do tego lochu traci swoją realność. Rozmazują mi się wspomnienia. Jednak sny, coraz bardziej wyraziste, kolorowe, wracają do utraconego czasu – a ja z nimi. Spotykam w podświadomości ludzi i zdarzenia. Śnię, gdy jestem sam. Czyli codziennie. Zawsze jestem sam. Od narodzin do śmierci. Umysł potrafi to zamaskować. Żeby było łatwiej. Jak dobrze, gdy jest łatwiej.

BARTUŚ szepcze do Michałka
Rzeczywiście ma coś z głową.

MINOTAUR nagle z rozpaczą
Bo ja wszystko trzymam w sobie! Trzymam to, co niedopowiedziane. Trzymam to, co skończone. Pojawia się pytanie, czy mam miejsce na to, co nadchodzi? Czy może nic nie nadchodzi? Wszystko już było, tylko jeszcze nie wiemy, że to znamy. Czemu przeżywamy wszystko od początku, ponownie i zawsze? Czemu to tak cieszy, to tak boli? Może nie należy pytać: po co? Tylko patrzeć na deszcz. Na usta wypowiadające słowa. Słuchać bicia serca, aż do jego zatrzymania. Nie oceniać, nie wartościować. Leżeć w celi. Czekać. Nie żałować. Przepraszać za błędy. Dziękować za pomoc. Chwalić to na lirze. Na cytrze. Ale nie wiem. Naprawdę nie wiem. Tak sobie dywaguję. A wy jak sądzicie?

MICHAŁEK
Eee… obecnie nie sądzę.

BARTUŚ
Bardzo przepraszamy. Wszystko, co mówisz, jest interesujące, ale… Czy mógłbyś nas zaprowadzić tam, gdzie jest możliwość wyjścia?

MINOTAUR ignoruje ich odpowiedzi
Doskwiera mi jakaś samotność. Niepokój. Muszę nauczyć się być sam na sam ze sobą. Pałętam się bez celu, uwięziony w pułapce, w labiryncie bez wyjścia. Nawet ostatecznego. Przede mną jeszcze trochę, jeszcze kilka poranków. Z blatem stołu. Z zamkniętymi drzwiami.

MICHAŁEK
Może powinieneś spróbować uciec z nami?

MINOTAUR zaintrygowany
Niekiedy wydaje mi się, że mógłbym stąd uciec. Jak gdyby ten labirynt był zrobiony z nadpalonej zapałki. Ale nie potrafię. Nie mam siły. I tak zawsze. Z łatwością się przyzwyczajamy, to istny paradoks. Tak trudno się dziwić w ciągłym zaskoczeniu istnienia. Jednak największe zaskoczenie przychodzi w niespodziewanej godzinie. Rozdziawione usta, jak gdyby pytały: już? A może pytają: a jednak? Przyszła? Tak naprawdę zawsze jesteśmy zaskoczeni. Ciągle na nowo. Gdy się rodzimy i gdy umieramy. A jednak trudno się dziwić.

MICHAŁEK szepcze do Bartusia
Myślę, że musimy stąd jak najszybciej spierdalać.

BARTUŚ odpowiada Michałkowi
Muszę się z tobą zgodzić. Nie chcę skończyć jak on.

MINOTAUR
Bez jakiejś sytości poszedłem spać. Z pustką marzeń. Z niewiarą. Ani w życie, ani w śmierć. A poranek nadszedł, nadszedł, jak gdyby chciał oznajmić: jeszcze tu jestem. I zawsze będę. Nawet wtedy, gdy już nie będziecie mogli mnie spotkać. Za pierwsze promienie słońca potrzymać. Bo ta przemijalność, która wisi nad nami, w gruncie rzeczy ustawia życie. Żyję ze świadomością, że to, co teraz, zniknie. Nie będzie się liczyć. I to, co złe, i to, co dobre. Nawet tutaj, gdy śmierć jest tylko powrotem do celi bez kawałka własnego istnienia. Ale jeżeli każde życie to osobny świat – to może póki czujemy, liczy się wszystko. I płacz dziecka, i rzucony kamień w wodę, i to spojrzenie zdziwionego więźnia, który nie wie, że znalazł się tutaj po raz kolejny. To jedno spojrzenie, które odkrywa moje jestestwo. Wyciąga mnie z mojego więzienia, po czym naświetla, naznacza, jak gdybym to teraz ja miał swoją partię dialogową. Ale milczę. Nigdy się nie dowiem, czy to było przelotne spojrzenie, chichot umysłu, zabawa zmysłów. Nigdy się nie dowiem, czy warto w te oczy patrzeć. A i tak patrzę. Jak gdybym spodziewał się w nich Boga zobaczyć, który powrócił tutaj, żeby mnie uwolnić. A tam czeka życie, którego nie rozumiem, którego nigdy do końca nie poznam.

MICHAŁEK szeptem do Bartusia
Właściwie to ma teraz swoją partię dialogową. Nawet dostał dość długi monolog.

BARTUŚ szeptem do Michałka
Trudno nie zauważyć. Może pora mu przerwać?
Minotaur nagle zaczyna wpatrywać się w okienko. Powoli podchodzi do niego, nie zwracając uwagi na Michałka i Bartusia.

MINOTAUR patrzy przez okienko
Dzisiaj o poranku widziałem wschód z okna swojej celi. Ukryty, mizdrzący się do świata, łaszący się jak kot do nogi człowieka. Ach, czyż był głodny? Czego? Obdarowywania światłem. Boję się poranków pustych, ciemnych… A wszystkie poranki, których w życiu wiele widziałem, miały w sobie coś niezwykłego. Nadzieję, oczywiście. (parska śmiechem, jak gdyby opowiedział dobry dowcip) Ale może i w niektórych jest rezygnacja oraz zgoda na zwyczajność. Na szarość kolejnego dnia. Bo ci, co po przygodach nocy odnajdują w dniu spokój, mogą przeoczyć, że świat nie uległ zmianie. Trwa nieruszony przez nich. Codziennie rodzi się i umiera.
Bartuś i Michałek skradają się do wyjścia. Minotaur odrywa się od patrzenia w dal i rusza w ich kierunku. Chwyta Bartusia i Michałka swoimi ogromnymi rękoma i przyciąga do siebie.

MINOTAUR
A jaką ciszę niesie wiatr z miejsc, w których rozmawiałem z tymi, którzy zniknęli na zawsze. Czasami powieje od okna i wszystko sobie przypominam. Szum lasów, tupot kroków, długie spojrzenia. Ach… Rozpamiętywanie… Czy mówicie na kogoś słońce? Czy wędrujecie ciepłym krajem? Nigdy nie będziecie pewni. Tak samo jak nigdy nie będziecie pewni, czy wszystko wiecie o sobie. Czy naprawdę kochaliśmy tam, gdzie widzieliśmy miłość?

Minotaur przytula Bartusia i Michałka. Zza okna słychać plusk wody, jak gdyby coś ciężkiego do niej wpadło.

MINOTAUR puszcza Bartusia i Michałka
O, spadł!

MICHAŁEK
Kto?

MINOTAUR
Ikar!

BARTUŚ
Nie wierzę!

MINOTAUR
Tak nazywamy tych, którzy próbują uciec stąd przez wyrwę w murze. Najczęściej chcą polecieć na skonstruowanych przez siebie maszynach. Jeszcze nie było takiego, co nie wpadł do morza, które nas otacza.

MICHAŁEK
I tacy też pojawiają się w celach ponownie?

MINOTAUR
Tak.

BARTUŚ
A nie możecie wyciągać ich z wody, zanim się utopią?

MINOTAUR
Nic im już nie pomoże. Zresztą ci, którzy starają się stąd uciec w ten sposób, po cichu liczą, że się utopią i powrócą bez pamięci. Przemijamy w natłoku. Przemijamy zmiażdżeni czasem, w masie ludzkiej, po cichu, coraz mniej zauważalni. Hieny śmieją się z kogoś innego. Sępy krążą i wyrywają samozwańczym Prometeuszom wątroby. My, którzy nie uciekaliśmy od wielu lat, boimy się więzienia i zniewolenia. Labiryntu. Po czym sami decydujemy się wejść do niego od początku, bez pamięci. Żeby znowu poczuć energię w sercu, myśl, że jestem tym, któremu uda się stąd uciec. Znowu liczyć, że jest się kimś wyjątkowym i ten jeden raz, nieoczekiwanie, odnaleźć drogę powrotną. Zapewne też myślicie, że uciekniecie?

MICHAŁEK
Mnie wystarczy, jeżeli naprawdę umrę.

BARTUŚ
Warto spróbować, jeżeli jest jakieś wyjście. Przechytrzyłem Boga! Chyba i tak w życiu więcej nie osiągnę, co?

Minotaur mierzy wzrokiem Bartusia i Michałka. Odwraca się od nich, idzie w kierunku drzwi. Zatrzymuje się na progu.

MINOTAUR
Powolutku w cieniu historii świata tworzymy swoją historię. Nieopowiedzianą. Niezrozumiałą. Niewiadomą. Obcą. Nie muszę wszystkiego rozumieć z waszych decyzji. Na razie się prześpijcie. Jutro przyjdę do was z wiadomością, czy moi pobratymcy udzielą wam zgody na skorzystanie z drogi, którą odkryliśmy.
Minotaur wychodzi i zamyka za sobą drzwi celi.

BARTUŚ
Dziwny typ.

MICHAŁEK
No cóż, jeżeli Bóg istnieje, to czy Minotaur nie może pierdolić od rzeczy?

BARTUŚ
Chyba możemy poczekać do rana i sprawdzić, co nam zaproponuje?

MICHAŁEK kładzie się na ziemi
Zachowywał się zbyt podejrzanie, żeby naprawdę być groźnym. Zresztą musimy odpocząć. Za dużo się dzisiaj działo.

BARTUŚ
Właściwie – ile to wszystko trwa?
Michałek śmieje się, zamyka oczy i zasypia. Bartuś kładzie się obok niego, po czym idzie w jego ślady.

Scena II

Cela. Przez okienko dostaje się światło wczesnego poranka. Bartuś i Michałek śpią na gołej posadzce, przytulając się. Otwierają się drzwi i wchodzi Minotaur z ogromnym, płóciennym workiem na plecach. Za nim idzie Dante Alighieri, ubrany w długą szatę, bardzo zadbaną, jak na warunki, w których się znajdują.

MINOTAUR ryczy
Pobudka!
Bartuś i Michałek zrywają się na równe nogi.

MICHAŁEK
A miałem nadzieję, że to wszystko było dziwnym snem!

BARTUŚ
Zazdroszczę ci. Mnie się śnił tylko papież liżący moją rękę.

DANTE ALIGHIERI
Spotkaliście papieża?

BARTUŚ pokazuje dłoń
Ugryzł mnie!
Dante Alighieri wyciąga z kieszeni szaty pojemniczek z maścią. Nakłada ją palcami na dłoń Bartusia.

DANTE ALIGHIERI
Rozprowadź po skórze. Może złagodzić skutki. Niestety, nigdy nie wiadomo, w jakim stopniu.

BARTUŚ przerażony
Skutki? Miałeś styczność ze wściekłym papieżem?

DANTE ALIGHIERI
Z niejednym. Niektórzy są bardzo jadowici. Jeżeli ślina dostała się do krwioobiegu, to może się to okazać problematyczne. Depresja, koszmary, biegunki. I masa innych przypadłości, każdy taki papież ma jad o innych właściwościach. Zdarza się, że konsekwencje są bardzo interesujące, ale nie spotkałem się jeszcze z kimś, kto byłby wyłącznie szczęśliwy z powodu ukąszenia przez papieża.
Bartuś głośno przełyka ślinę. Ze strachem w oczach przygląda się swojej dłoni, starannie wsmarowując krem w skórę.

MICHAŁEK z dumą
Ja jednego zastrzeliłem.

DANTE ALIGHIERI ściska dłoń Michałka, następnie Bartusia
Bardzo miło mi poznać dzielnych jegomości. Zwą mnie Dante Alighieri. Dla przyjaciół Dante.

MINOTAUR
Albo Dantoś.
Dante Alighieri ścina Minotaura wzrokiem.

BARTUŚ
Ten Dante?

MINOTAUR
Jeżeli masz na myśli poetę i filozofa, to zapewne ten.

MICHAŁEK do Dantego
Jestem zaskoczony, że mówisz tak zgrabnie po polsku.

DANTE ALIGHIERI
A to, że John mówi w waszym ojczystym języku, cię nie zdziwiło?

MICHAŁEK
Kim jest John?
Minotaur się kłania.

BARTUŚ
Minotaur?

JOHN
Myśleliście, że mam na imię Minotaur?
Michałek potwierdza skinieniem głowy. Bartuś się zawstydza.

DANTE ALIGHIERI
Miałem dużo czasu, by nauczyć się wielu różnych języków. Tutaj przydaje się ich znajomość. Ostatni raz ścięto mnie z siedemdziesiąt lat temu. Chociaż trudno być pewnym, ile czasu upłynęło.

MICHAŁEK
Za co siedzisz?

DANTE ALIGHIERI
Chyba za dużo osób uwierzyło w mój sławny poemacik, żeby Bóg puścił mi płazem jego napisanie. Nie spodobała mu się moja wizja. Nie zna się na sztuce, a dystansu nie ma w sobie nawet grama. Mniejsza z tym… Pewnie jesteście głodni? Przynieśliśmy wam trochę szczurzego mięsa.
John wyjmuje z płóciennego worka dwa upieczone szczury.

BARTUŚ
Chyba straciłem apetyt.

MICHAŁEK
Nie marudź. (bierze jednego szczura i wgryza się w niego, po czym mówi z pełnymi ustami) Smakuje jak kurczak.
Bartuś niechętnie sięga po drugiego szczura, wącha, smakuje końcówką języka, krzywi się, ale zaczyna jeść.

DANTE ALIGHIERI
Kiedy skończycie jeść, ruszymy do Fryderyka. Szkoda czasu. Wieść o waszym przybyciu rozeszła się już po labiryncie. Tutaj ściany mają uszy.

BARTUŚ
Fryderyka?

DANTE ALIGHIERI
O, tak. Fryderyk jest niezbędny, jeżeli chcecie spróbować stąd uciec.

MICHAŁEK
A ty próbowałeś?

DANTE ALIGHIERI
Uciec? Tak. Tym sposobem? Nie. Każdy, kto spróbował, już więcej się tutaj nie pojawił. Ale czy to znaczy, że uciekł?

MICHAŁEK
Nawet jeżeli śmierć spotkamy, będzie lepsza niż więzienie.

DANTE ALIGHIERI
Rozumiem was.

BARTUŚ
Dlaczego więc sam nie spróbujesz?

DANTE ALIGHIERI
Bardziej przydam się żywy. Bóg zawsze będzie wtrącać tutaj nowych więźniów. Nie chciałbym, żeby wszyscy wpadli w ręce Tezeusza.

JOHN prycha
Tezeusz jest idiotą.

DANTE ALIGHIERI
Zgadza się. Jednak dobrze wiesz, że taki idiota może być bardzo niebezpieczny.

MICHAŁEK
A co robi?

DANTE ALIGHIERI
Tezeusz był wielkim wojownikiem. Tak silnym i potężnym, że nikt ze świata żywych nie mógł mu się postawić. Jednak zgubiła go pycha. Próbował wyzwać na pojedynek samego Boga. Ten rzeczywiście mu się objawił, lecz powiedział, że póki nie pokona bestii ukrytej w korytarzach tego labiryntu, nie jest godzien stoczyć z nim pojedynku. Tezeusz poprosił go o możliwość stawienia czoła bestii. I tak się tu znalazł. (śmieje się) Oczywiście żadna bestia nie istniała. Tezeusz przez pewien czas jej szukał, potem zrezygnował i wtedy okazał się całkiem przyzwoitym towarzyszem.  Jednak w końcu coś w nim pękło… No cóż, obecnie już od lat tworzy własną armię. A gdy pojawił się John (kłania się Johnowi), zupełnie mu odbiło.

JOHN
Ten głupiec myśli, że jestem bestią, której tyle lat szukał. A ja tego człowieka nie znam. Jestem naukowcem, nie potworem!

DANTE ALIGHIERI
Spokojnie, John, my dobrze to wiemy.
Bartuś i Michałek klepią przyjacielsko Johna po plecach.

DANTE ALIGHIERI zwraca się do Bartusia i Michałka
Jedzcie czym prędzej, zaraz ruszamy.
Bartuś ciska na posadzkę niedokończonego szczura, Michałek wysysa szpik z ostatnich kosteczek, po czym także rzuca je na ziemię.

MICHAŁEK
Dobry, chociaż dodałbym więcej soli.
John patrzy na niego lodowatym wzrokiem, Dante Alighieri uśmiecha się ciepło.

DANTE ALIGHIERI zwraca się do Bartusia
Mam nadzieję, że i tobie smakowało. Pieczony szczur jest najwykwintniejszym daniem, na jakie możemy sobie tutaj pozwolić.

BARTUŚ
Więc na pewno muszę spróbować się stąd wydostać.
Dante Alighieri śmieje się, chwyta go za ramię, po czym rusza do wyjścia. Michałek pewnym krokiem idzie za nimi. John zamyka pochód. Znikają w korytarzu, z którego jeszcze przez chwilę słychać ich rozmowę.

DANTE ALIGHIERI
Po żółtym sznurku, potem niebieskim, znowu żółtym, następnie białym i czerwonym, i jesteśmy u Fryderyka, tak?

JOHN
Żółty, zielony, niebieski, a potem już tak, jak mówiłeś.

DANTE ALIGHIERI
Och, dziękuję ci, John. Zawsze miałem trudność z tymi kolorami. Jednak sznurki to dobry system oznaczeń.
Odgłos oddalających się kroków. Gdy cichnie zupełnie, słychać kroki z drugiej strony. Coraz bardziej zbliżają się do miejsca, ku któremu poszli Dante Alighieri, Bartuś, Michałek i John.

GŁOS Z KORYTARZA I
Zielony, tak?

GŁOS Z KORYTARZA II
Najpierw żółty.

GŁOS Z KORYTARZA I
Przecież trzymasz zielony.

GŁOS Z KORYTARZA III
Dajcie mi ten sznurek. Musimy się spieszyć.

GŁOS Z KORYTARZA I i II
Tak jest, Tezeuszu. Przepraszamy, Tezeuszu.
Kroki oddalają się od celi Bartusia i Michałka. Światło przedostaje się przez okienko. W pomieszczeniu leżą kosteczki jednego szczura i pół drugiego.

Scena III

Cela bliźniaczo podobna do tej, w której noc spędzili Bartuś i Michałek. Jedyną różnicą jest to, że na środku stoi fortepian. Przy nim siedzi Fryderyk Chopin. Znudzony, naciska od czasu do czasu jakiś klawisz. Dźwięk rozchodzi się równomiernie po całym pomieszczeniu. Drzwi się otwierają. Wchodzi Dante Alighieri, Bartuś, Michałek i John. Fryderyk Chopin nie wygląda na zaskoczonego. Wstaje zza fortepianu i wita ich z otwartymi ramionami.

FRYDERYK CHOPIN
Nareszcie jesteście, moi przyjaciele!

DANTE ALIGHIERI
Cieszy mnie twój widok, Fryderyku. (ściska się z Fryderykiem) Musisz być ostrożniejszy. Twoje pojedyncze nuty słychać już w pobliskich korytarzach.

FRYDERYK CHOPIN
Zawsze mnie zdumiewa akustyka tego miejsca.

BARTUŚ
Zaraz, zaraz. Czy pan jest Chopinem?

DANTE ALIGHIERI ściska ramię Fryderyka
We własnej osobie. Rozumiem, że się znacie?

BARTUŚ
Tak! Oczywiście! Znaczy – ja pana znam. Potrafię zagrać z pamięci pana utwory.

FRYDERYK CHOPIN zaintrygowany
Ha! Pan jest muzykiem?

BARTUŚ zawstydzony
Uczyłem się grać na różnych instrumentach, w tym na fortepianie.

MICHAŁEK
Nie bądź taki! (zwraca się do Fryderyka) On jest niesamowicie utalentowany, niestety – jeszcze bardziej niesamowicie skromny. Pianista!

FRYDERYK CHOPIN
Skromność w niczym nie wadzi, jeżeli bronisz się talentem. Przy fortepianie liczy się nie to, co twierdzisz, ale to, co robisz.

MICHAŁEK
Od lat powtarzam mu dokładnie te same słowa. No, może prawie te same.
Bartuś zawstydza się i kręci głową.

FRYDERYK CHOPIN
Jakże się cieszę, że nie trafili do nas ignoranci. John miał rację, że warto wam się przyjrzeć. (zwraca się do Bartusia) Pan także trafił tutaj za swoją orientację?

BARTUŚ
Słucham?

FRYDERYK CHOPIN
Tak na pana spojrzałem i pomyślałem, że mamy podobną historię. Bóg ma prawdziwą obsesję na punkcie homoseksualistów. A tym utalentowanym nie odpuści na pewno. Nie jest pan gejem?

BARTUŚ
Niestety nie. Za to… eee… (spogląda na Michałka)

MICHAŁEK
Ja jestem homoseksualistą. (ściska dłoń Fryderykowi Chopinowi) Nie ukrywam tego. Rozumiem, że gramy w jednej drużynie?

FRYDERYK CHOPIN
Ależ oczywiście! Tutaj przynajmniej nie muszę tego ukrywać. Bóg też panu nie może wybaczyć, że pana utwory grane są w kościołach?

MICHAŁEK
Niestety, nie mam talentu muzycznego. Dobrze, że pan nie słyszał, jak śpiewam. Koszmar.

JOHN
Dosyć tych pogaduszek, Fryderyku.

FRYDERYK CHOPIN
Och, przecież nie ma powodu się spieszyć. Mamy całą wieczność.

DANTE ALIGHIERI
Zgadzam się z Johnem. Najpierw powinniśmy wytłumaczyć nowo przybyłym panom, na co w ogóle się piszą.

FRYDERYK CHOPIN
Ależ to bardzo proste! (podbiega do fortepianu i prezentuje go) Zbudowaliśmy ten piękny instrument po wielu latach zbierania materiałów. Nie zamierzaliśmy używać go do niczego innego niż do gry umilającej nam wieczność.

DANTE ALIGHIERI
Fryderyk bardzo rozpaczał, że nie może nam zaprezentować swoich utworów. A że zbliżały się jego urodziny… Przynajmniej tak myśleliśmy, że się zbliżają. Na pewno czasami następują, nawet jeżeli nie wiemy, kiedy dokładnie… (szczerzy zęby w uśmiechu) To był pomysł Johna! (kłania się Johnowi)

FRYDERYK CHOPIN
Jeszcze raz wam dziękuję, panowie. (klaszcze w dłonie) Jednak nie spodziewaliśmy się, że podczas gry…
Słychać kroki na korytarzu. Dante Alighieri i John zwracają się ku drzwiom. Są zdziwieni, ale w gotowości. Bartuś i Michałek obserwują drzwi, idąc tyłem w kierunku fortepianu, przy którym stoi Fryderyk Chopin. Drzwi otwierają się na oścież. Do celi wpada Tezeusz, trzymający czerwony sznurek, za pasem ma miecz, schowany w pochwie. Za nim wbiega kilku żołnierzy z mieczami w dłoniach.

TEZEUSZ patrzy na Johna
Nareszcie! Tym razem zginiesz, bestio!

DANTE ALIGHIERI
Tez… Jakże miło! Widzę, że znalazłeś odpowiedni sznurek.

TEZEUSZ odrzuca czerwony sznurek, po czym wyjmuje miecz z pochwy
Dante Alighieri! Ciebie także ochoczo przebiję mym mieczem.

JOHN
Mówiłem, że jest idiotą.

TEZEUSZ
Zamilcz, makabro! Chowałeś się latami przede mną. Nie doceniłem cię. Nie sądziłem, że jesteś w stanie używać mózgu i tak dobrze się ukrywać.

DANTE ALIGHIERI
Bawi mnie to, że przerósł cię system sznurków, Tez. Zwłaszcza że wymyśliliśmy go dzięki tobie. Pamiętasz, jak popruł ci się sweter przy ognisku?

TEZEUSZ
Łżesz!

DANTE ALIGHIERI
Oczywiście, że nie pamiętasz, ponieważ zginąłeś jakiś czas potem. Wiesz dobrze, co się dzieje z tymi, co tutaj umierają.

TEZEUSZ
Nie omamisz mnie swoją gadaniną, Dante! Nigdy nikt by mnie nie pokonał!

DANTE ALIGHIERI
Ależ nikt cię nie pokonał, Tez. Sam sobie odebrałeś życie, gdy straciłeś nadzieję. Po kilkuset latach istnienia byłeś nawet do zniesienia, tylko strasznie zrobiłeś się… Nie wiem. Można powiedzieć, że melancholijny.

TEZEUSZ do żołnierzy
Otoczyć ich! (do Dantego) Po prostu się poddacie czy chcecie się zmachać przed śmiercią?

DANTE ALIGHIERI
Jesteś śmieszny, Tez. Tyle lat i niczego się nie nauczyłeś. (odwraca się do Michałka i Bartusia) Biorę panów na świadków, że Tezeusz nie przejdzie, pókim żyw. Boga na świadka wziąć nie mogę, gdyż Bóg tutaj nie zagląda. (Dante wyjmuje miecz spod swoich długich szat) Graj, Fryderyku! Nie ma czasu na więcej wyjaśnień. Powodzenia, nowo przybyli!
Dante Alighieri staje w gotowości do odparcia ataku.

TEZEUSZ
Najpierw zabiję ciebie, na końcu tę (wskazuje na Minotaura) poczwarę!

JOHN
Ileż razy mam powtarzać… (ze swojego płóciennego worka wyjmuje sporych rozmiarów urządzenie, do którego są przypięte ramiączka; nakłada je sobie na plecy, w ręce bierze grubą rurę wychodzącą z urządzenia) że jestem naukowcem!
Fryderyk Chopin biegnie do fortepianu. Zaczyna grać „Etiudę rewolucyjną” (c-moll op. 10 nr 12). Żołnierze reagują na ruch Chopina i rzucają się w kierunku Bartusia i Michałka. John zagradza im drogę, włącza swoje urządzenie. Okazuje się, że trzyma w rękach miotacz płomieni. Fala ognia roznosi się po pomieszczeniu. Żołnierze odskakują na boki, ale po chwili wstają i próbują walczyć z Johnem. Tezeusz wściekle wrzeszczy i z połyskującym od ognia mieczem rusza na Dantego. Klingi ich mieczy się ścierają. Cela staje się polem bitwy.

FRYDERYK CHOPIN grając
Szybko, panowie muzycy! Do mnie!
Bartuś i Michałek podbiegają do Fryderyka Chopina.

MICHAŁEK
Co mamy robić?

BARTUŚ
Gdzie jest to sekretne wyjście?

FRYDERYK CHOPIN nie przestając grać
Gdy fortepian rozgrzeje się do czerwoności, musicie do niego wskoczyć.

MICHAŁEK
Co?

FRYDERYK CHOPIN
Nie ma czasu na wyjaśnienia. Przygotujcie się do skoku.

BARTUŚ
Szaleństwo!

FRYDERYK CHOPIN
W tym wszystkim to właśnie przejście w fortepianie wydaje ci się szalone?

MICHAŁEK
Co jest po drugiej stronie?

FRYDERYK CHOPIN
Nikt tego nie wie. Sam chętnie bym sprawdził, ale tylko ja dysponuję tutaj wystarczającym talentem, żeby otworzyć przejście.

BARTUŚ
Jeżeli nam się uda, wrócimy po ciebie.

FRYDERYK CHOPIN
Zacni z was towarzysze. Szkoda, żeśmy mieli tak mało czasu. Już za chwilę powinno się otworzyć przejście. Stańcie tak, żeby wskoczyć jak najszybciej.
Słychać triumfalny śmiech Tezeusza. Bartuś, Michałek i Fryderyk Chopin spoglądają tam, gdzie przed chwilą pojedynek toczyli Tezeusz i Dante Alighieri. Tezeusz właśnie wyjmuje klingę miecza z klatki piersiowej Dantego. Ten ostatkiem sił chwyta za ostrze, ale to jego ostatni ruch. Gdy Tezeusz oswobadza ją do końca, Dante pada na posadzkę z otwartymi oczyma i nieobecnym wzrokiem. Po chwili jego ciało znika. John, który wciąż pryska ogniem na żołnierzy, ryczy, jak gdyby to on został przebity żelazem. Taranuje żołnierzy swym ogromnym ciałem, chwyta ich dłońmi o wielkości bochnów chleba, rzuca nimi o ściany celi. Gdy wszyscy żołnierze bezwładnie osuwają się na posadzkę, John staje oko w oko z Tezeuszem. Po chwili ciała niektórych żołnierzy znikają.

TEZEUSZ
Nie mogę się doczekać, żeby obciąć ci ten rogaty łeb. Tylko ty dzielisz mnie od Boga. Naszym przeznaczeniem było się spotkać. Wiedziałem, że to nastąpi.

JOHN
Większego głupca od ciebie nie spotkałem. A możesz mi wierzyć, że to ogromna obelga.
Tezeusz z krzykiem rusza na Johna, John także zaczyna iść w jego kierunku.

MICHAŁEK zwraca się do Bartusia
Dlaczego oni mówią po polsku nawet do siebie?

BARTUŚ
Może chcą, żeby ich ewentualne ostatnie słowa zostały zrozumiałe.

MICHAŁEK
Trochę pyszne.

BARTUŚ
Czy ty nie postąpiłeś tak samo przed swoim nieudanym samobójstwem?
Michałek otwiera usta, żeby mu odpowiedzieć, ale zastygają w kształcie litery „o”.

FRYDERYK CHOPIN namiętnie grając
Panowie! Teraz!
Z fortepianu wydobywa się światło. Jasne, oślepiające.

BARTUŚ
Do widzenia, Fryderyku!

MICHAŁEK
Tak, jeszcze się zobaczymy!

FRYDERYK CHOPIN uśmiecha się
Jesteście niebywale uroczy! Au revoir, dzielni panowie!
Nie czekając na koniec walki Tezeusza i Johna, Bartuś i Michałek wskakują do fortepianu. Znikają. Fryderyk Chopin przestaje grać. Wstaje od fortepianu. Biegnie po miecz, należący wcześniej do Dantego, podnosi go, po czym rusza na pomoc Johnowi.

AKT III
Scena I

Sala muzealna. Najbardziej wyeksponowanym przedmiotem jest fortepian. Wokół niego stoi wycieczka z Przewodnikiem.

PRZEWODNIK
Mają państwo przed sobą ostatni fortepian naszego wielkiego kompozytora Fryderyka Chopina. Instrument powstał w Paryżu pod koniec lat czterdziestych XIX wieku. Chopin grał i tworzył na tym fortepianie od 1848 roku aż do swojej śmierci rok później. Po jego śmierci trafił on do…
Z fortepianu zaczyna wydobywać się jasne światło. Wycieczka szepcze i wskazuje na fortepian palcami.

PRZEWODNIK patrząc na instrument
Co jest?
Z fortepianu wychodzą Bartuś i Michałek.

BARTUŚ
Gdzie jesteśmy?

PRZEWODNIK
Co robicie!? Ten fortepian jest bezcennym eksponatem! (zaczyna się wydzierać) Ochrona! Ochrona!

MICHAŁEK
Polska! Udało się nam! Udało! (uderza z radością w fortepian) Fryderyku, jesteś wielki!

BARTUŚ uderza się w czoło
Fryderyk! (zwraca się do Michałka) Myślisz, że żyje? I John?

MICHAŁEK
Żyją na pewno, ale czy nas pamiętają?

BARTUŚ
Musimy ich uratować! (zasiada do fortepianu, ale się waha)

MICHAŁEK
Graj, mój drogi!

PRZEWODNIK
Co wy wyprawiacie? (rusza w ich kierunku, chwyta Michałka za ramię)
Michałek wyrywa się Przewodnikowi. Rozgląda się po pomieszczeniu. Patrzy na wycieczkę. Przewodnik ponownie chwyta jego ramię i próbuje odciągnąć go od fortepianu. Michałek znowu się wyrywa, bierze zamach i uderza Przewodnika pięścią w twarz. Przewodnik upada z łoskotem na podłogę. Wycieczka krzyczy.

MICHAŁEK woła w stronę Bartusia
Graj!
Bartuś bierze głęboki oddech, macha chwilę palcami w powietrzu, po czym uderza w klawisze. Najpierw myli się kilka razy.

MICHAŁEK
Nie przejmuj się! Graj! Przecież grałeś Chopina latami! Jesteś wielki! Potrafisz to! Jesteś najlepszy! Jesteś Fryderyk Junior!
Bartuś ponownie próbuje grać, lecz znowu się myli. Drzwi się otwierają i do sali wbiega Ochroniarz.

MICHAŁEK
Chcesz, żeby nigdy nie wyszli z labiryntu? Jesteś ich jedyną nadzieją!

BARTUŚ
Nawet nie wiemy, czy to zadziała. Może tutaj nie można otworzyć przejścia.
Ochroniarz biegnie w stronę Bartusia. Michałek zatarasowuje mu drogę i zaczyna się z nim siłować.

MICHAŁEK
Do diabła! Graj, kurwa, bo nigdy się nie dowiemy!
Bartuś zamyka oczy. Bierze głęboki oddech. Michałek siłuje się z Ochroniarzem. Wycieczka w napięciu przygląda się niecodziennej sytuacji. Przewodnik leży na posadzce, niedowierzająco obserwując Bartusia. Palce Bartusia zbliżają się do klawiszy, wiszą nad nimi, delikatnie muskając niektóre z nich opuszkami. Siła nacisku staje się coraz większa. Rozbrzmiewa muzyka. Piękna i czysta. Przez salę zaczyna płynąć „Etiuda rewolucyjna” (c-moll op. 10 nr 12). Przez kilkanaście sekund sytuacja po prostu trwa. Nagle dłoń Bartusia, ta ugryziona przez papieża, zaczyna świecić jasnym, oślepiającym światłem. Na twarzy Bartusia pojawia się grymas bólu, ale mężczyzna nie przestaje grać. Nie otwiera oczu. Światło staje się coraz mocniejsze, spływa na klawisze fortepianu. Michałek spogląda na Bartusia, otwiera usta ze zdumienia, przestaje się skupiać na powstrzymywaniu Ochroniarza. Z fortepianu powoli wydobywa się światło. Na razie są to słabe mrugnięcia. Ochroniarz wykorzystuje sytuację i przewraca Michałka na posadzkę. Rusza w stronę Bartusia. Skacze na niego, przewalając go wraz z krzesełkiem. Muzyka się urywa. Bartuś minę ma zdumioną. Fortepian, klawisze i dłoń Bartusia gasną.

OCHRONIARZ
Mam cię!

MICHAŁEK z podłogi, uderzając z radością pięściami o posadzkę
Geniusz! Diament! Artysta! Jesteś wielki, mój drogi!

BARTUŚ z podłogi, trzymany przez Ochroniarza
Co się stało?

MICHAŁEK
Podziałało! Możemy ich uwolnić! Możemy po nich wrócić! Dzięki tobie!

BARTUŚ
Dzięki mnie!

MICHAŁEK pieje z zachwytu
Tak jest!
Michałek wstaje z podłogi. Drzwi się otwierają. Wchodzą Policjant I i Policjant II. Policjant I podbiega do Michałka, ale zanim podejmie jakieś działania, Michałek podnosi ręce.

MICHAŁEK
Spokojnie, panie władzo! Jestem pokojowo nastawiony!
Policjant I bacznie mu się przygląda. Chwyta go za ramię.

MICHAŁEK
Obiecuję, że tyle wystarczy. Nie zamierzam uciekać.

POLICJANT I
Tylko spróbuj.
Ochroniarz podnosi z podłogi Bartusia. Prowadzi go do Policjanta II.

OCHRONIARZ
Jeszcze ten! Występów im się zachciało.

BARTUŚ uśmiechnięty
Musimy jeszcze zagrać! Musimy to powtórzyć!

POLICJANT II chwyta Bartusia za ramię
Wątpię, żebyś w areszcie znalazł fortepian.

POLICJANT I zwraca się do Ochroniarza
Pan pójdzie z nami do radiowozu. Spiszemy zeznania.
Policjant I prowadzi Michałka do drzwi. Policjant II robi to samo z Bartusiem. Ochroniarz podąża za nimi. Wychodzą. Na posadzce leży Przewodnik z wyrazem twarzy wskazującym na próbę zebrania myśli. Podchodzi do niego człowiek z wycieczki.

CZŁOWIEK Z WYCIECZKI
Mam nadzieję, że ten performance jest w cenie biletu. Aż tak dobry nie był, żebym miał dopłacić.
Przewodnik przygląda się wycieczce. Milczy. Mruga.

Scena II

Wnętrze policyjnego radiowozu. Z przodu siedzą Policjant I i Policjant II. Policjant I kieruje. Na tylnych siedzeniach usadzono Bartusia i Michałka. Radiowóz jedzie.

BARTUŚ
Musimy tam wrócić jak najszybciej.

MICHAŁEK
Myślisz, że na innym fortepianie nie zadziała?

BARTUŚ
Wątpię. Oczywiście możemy spróbować.

MICHAŁEK
Spróbujemy. A jeżeli nie zadziała, wrócimy do muzeum.

BARTUŚ przygląda się swojej dłoni, która świeciła podczas grania
Gdy grałem, zaczęła mnie boleć. Najpierw szczypała, lecz pod koniec paliła, jak gdybym dotykał rozgrzanego żelaza.

MICHAŁEK
Człowieku! Ona świeciła jak psu jajca! Wszystko świeciło! Ona, klawisze, fortepian.

BARTUŚ
W tę dłoń ugryzł mnie papież.

MICHAŁEK
Błogosławiona, kurwa mać! Diabelska!

BARTUŚ
Myślisz, że dzięki niej przejście może się otworzyć?

MICHAŁEK
Nie wiem, Fryderyk chyba takiej nie ma. Z drugiej strony nigdy nie słyszałem, żeby ktoś kiedyś, grając na fortepianie, otwierał portale do labiryntu, w którym Bóg trzyma swoich więźniów.

POLICJANT II
Zamknąć mordy! (zwraca się do Policjanta I) Sami wariaci ostatnio.

POLICJANT I
Ta… Co suka za pierdoły opowiadała. Zero śladów włamania, a ta pierdoli farmazony o dwóch takich, co ją Bogiem straszyli. Dobrze, żeś zauważył te zdjęcia na stole. Jebana świruska.

POLICJANT II
Wciąż jej dom przeszukują. Skąd ona miała zdjęcia ofiar ze sprawy sprzed dziesięciu lat? Musi w tym bagnie siedzieć od dawna.

POLICJANT I
Tamta sprawa też była pojebana. Tylko podziurawiony trup na progu.

POLICJANT II
Byłeś tam?

POLICJANT I
Dopiero zaczynałem służbę. Wysłali mnie do jakiejś wiochy. Sąsiedzi zgłosili, że ktoś leży na progu rudery, w której mieszkał były dziennikarz śledczy. Kilka lat wcześniej publikował artykuły o machlojkach biskupa. Gdy powołano jakąś tam komisję, biskup wybronił się bez żadnego problemu, a dziennikarza wyrzucono na zbity pysk.

POLICJANT II
I co?

POLCJANT I
I gówno! Mówię ci. Przyjeżdżam do tej rudery. Śmierdzi trupem już od bramki. Leży w drzwiach podziurawiony jak sito. Dzwonię po posiłki, rozglądam się. Przy ciele kilka zdjęć. Na nich jego chałupa, martwe dzieci, nekrofilia. Jakiś mężczyzna.

POLICJANT II
Pojeb.

POLICJANT I
Oficjalnie pojeb. Ale widziałem te zdjęcia. Kurwa… Wszystkie razem zebrane dają prostą sprawę. Ktoś zajebał psychola i zniknął. Jednak nie znaleźliśmy żadnego dzieciaka. Zero krwi w domu. Pod podłogą nawet. Jak zaczynam o tym myśleć, to mi dreszcz po plecach przebiega. Bo, powiem ci szczerze, chuja pamiętam, czy na tych zdjęciach był na pewno on. Na innych tak, on leży martwy obok, wszystko się układało. Ale…

POLICJANT II
Sprawa zamknięta. Nie ma co drążyć, pamięć zawodzi. Miałeś wtedy wątpliwości?

POLICJANT I
Żadnych.

POLICJANT II
Tego się trzymaj. Inaczej zwariujesz.
Bartuś patrzy przerażony na Michałka, który głośno przełyka ślinę. Radiowóz podjeżdża pod schody komendy. Tłum dziennikarzy. Radiowóz nie może przejechać. Schody znajdują się od strony drzwi kierowcy oraz Michałka.

POLICJANT I
Co jest? Znowu jakiś celebryta jechał po pijaku?

POLICJANT II wskazuje na szczyt schodów
Patrz! Wypuszczają tę pedofilkę.

POLICJANT I uderza w kierownicę
Pierdolona! Układy, kurwa. Pewnie kaucję wpłaciła. A, kurwa, nie mogę! Człowiek zapierdala po nocach, a i tak tylko przygląda się, jak psychole po ulicach chodzą.
Michałek przylega do szyby. Bartuś także próbuje zobaczyć jak najwięcej.

MICHAŁEK
To ona! To ta kobieta, w której salonie byliśmy!
Kobieta schodzi ze schodów. Obok niej idzie Adwokat. Dziennikarze zatarasowują przejście Kobiecie.

DZIENNIKARZE
Czy to prawda, że w pani domu znaleziono treści pedofilskie?

ADWOKAT
Śmieszna prowokacja.

DZIENNIKARZE
Czy pani wiedziała o zamiarze brata? Czy pani maczała w tym palce?

ADWOKAT
Mamy do czynienia z bezpardonowym atakiem na moją klientkę oraz jej rodzinę. Jej brat, podobnie jak ona, zostali niesłusznie oskarżeni o czyny, których nie popełnili.

DZIENNIKARZE
Pani brat odpiera zarzut zamordowania w szpitalu waszego brata, obarczając winą ludzi, których nikt nie słyszał ani nikt nie widział. Dlaczego trzymacie się tak śmiesznej linii obrony?

ADWOKAT
Nie odpowiemy teraz na więcej pytań.

DZIENNIKARZE
Jak pani skomentuje tak ogromny spadek poparcia dla pani partii?

ADWOKAT
Proszę nas przepuścić.
Dziennikarze nie ustępują. Trwa przepychanka.

BARTUŚ
Trochę namieszaliśmy.

MICHAŁEK
Wrobiono nas, wrobiono ich.

BARTUŚ
Tak… Chociaż wygląda na to, że będziesz mógł się zabić. Zdaje się, że wykonaliśmy zadanie perfekcyjnie. Przegraliśmy. Totalnie.

MICHAŁEK
Wątpię, żeby pozwolił mi się teraz zabić. Zresztą nieśpieszno mi. Wiesz… (waha się) Tak sobie myślę, że nie mogłem przegrać. Ani wygrać. Chciałem tylko się zabić. Nie miałem… Nie mam! Nie mam nic do stracenia. Nie zależało mi na niczym. Nie zależy, ale… Teraz mam kilka rzeczy do zrobienia. Rzeczywiście, jedną z nich jest samobójstwo, jednak najpierw muszę zająć się czymś innym. Tak po prostu. Po prostu to zrobić.

BARTUŚ
Tak po prostu?
Michałek promiennie się uśmiecha. Otwiera drzwi samochodu i wychodzi, machając rękoma.

POLICJANT I
Co jest, kurwa?! Wracaj tutaj!

POLICJANT II
Nie zamknąłeś drzwi?
Policjant I i Policjant II wyskakują z radiowozu.

Scena III

Michałek macha rękoma, wspinając się powoli po schodach. Za nim pędzą Policjant I i Policjant II. Gdy już do niego dopadają, Michałka zauważa Kobieta.

KOBIETA wskazuje palcem na Michałka
On! To on był w moim domu! Tamtej nocy! To on był w moim domu! On!
Dziennikarze zwracają się w stronę Michałka.

MICHAŁEK
To ja! To ja podrzuciłem tej kobiecie pedofilskie zdjęcia! To ja zabiłem człowieka na progu jego domu dziesięć lat temu! To ja udusiłem człowieka poduszką w szpitalu!
Policjant I chwyta Michałka za ramię. Jednak dziennikarze zbiegają ze schodów, otaczając Michałka i Policjanta.

MICHAŁEK
Oprócz tego zastrzeliłem papieża!

POLICJANT II zwraca się do dziennikarzy
Proszę się rozejść. On jest tylko niegroźnym wariatem zatrzymanym za dewastację wystawy w muzeum.

MICHAŁEK nie przejmuje się uwagami Policjanta II
Robiłem to wszystko na zlecenie Boga. Manipulowano mną. Mało rozumiałem. Przyznaję się. Bóg przenosił mnie z miejsca na miejsce, także do domu tej kobiety. Gdy mnie zauważyła, spadła ze schodów. Położyłem ją na kanapie. Nie zdążyłem zabrać koperty ze zdjęciami ze stolika. Ja naprawdę chciałem tylko się zabić.

POLICJANT II
Sami państwo słyszą. Ten człowiek jest wariatem!

ADWOKAT przeciska się przez tłum dziennikarzy
Niby skąd wie, że zdjęcia były w kopercie?

DZIENNIKARZE
A więc potwierdza pan, że w domu pana klientki znaleziono treści pedofilskie?

ADWOKAT zmieszany
Nie potwierdzam! Tylko skąd ten pomysł z kopertą?

POLICJANT II
Musiał to gdzieś usłyszeć.

DZIENNIKARZE
Do tej pory oficjalnie nie podano takiej informacji.

POLICJANT I luzuje chwyt na ramieniu Michałka
Do cholery jasnej! Może usłyszał, jak rozmawialiśmy w samochodzie, dobrze? Zatarasowaliście całe schody. Człowiek czasami plecie, co mu ślina na język przyniesie.

BARTUŚ krzyczy przez otwarte drzwi radiowozu
Nic nie mówili o kopercie!
Adwokat, dziennikarze, Policjant I, Policjant II i Kobieta kierują wzrok w stronę Bartusia.

KOBIETA
To ten drugi! On też był w moim domu!
Policjant I puszcza Michałka i zaczyna odpychać napierających dziennikarzy. Policjant II próbuje przecisnąć się do radiowozu.

POLICJANT I
Oni są wariatami! Proszę się rozejść!
Policjant I przepycha się z dziennikarzami. Michałek wykorzystuje tę sytuację, otwiera kaburę wiszącą przy pasku policjanta i wyjmuje jego pistolet. Odbezpiecza broń, po czym przykłada ją sobie do skroni.

POLICJANT I
Kurwa mać!

MICHAŁEK
Udowodnię państwu, że Bóg istnieje i jest niezłym pojebem.
Michałek ogarnia wszystkich wzrokiem, podnosi wysoko brodę, staje wyprostowany. Wciąga świeże powietrze do płuc. Zapada cisza. Michałek rzuca spojrzenie w stronę Bartusia, mruga porozumiewawczo. Uśmiecha się. Pociąga za spust. Strzał. Krew rozbryzguje się na kilka stron. Ciało Michałka upada bezwładnie na schody. Z jego czaszki niewiele zostało. Krew spływa po stopniach schodów.

BARTUŚ krzyczy
Nie!
Policjant I dopada do ciała Michałka. Sprawdza, czy ten żyje, ale po sekundzie zdaje sobie sprawę, że nie ma na to szans. Bierze pistolet, który leży obok. Przygląda mu się, jak gdyby nie wiedząc, co ma z nim zrobić. Z komendy wybiegają policjanci. Dziennikarze stoją zszokowani. Ktoś robi zdjęcie. Adwokat bierze Kobietę za ramię i odchodzą jak najszybciej, jak najdalej. Policjant II podbiega do radiowozu, wpycha zrozpaczonego Bartusia do środka, po czym zatrzaskuje drzwi. Gwar. Chaos. Słychać sygnał karetki.

Epilog

Cela w areszcie. Bartuś siedzi na prostym, niewygodnym łóżku. Twarz trzyma w dłoniach. Pojawia się Syn Boży.

BARTUŚ podnosi głowę
Ty!
Bartuś rzuca się na Syna Bożego, jednak przelatuje przez jego ciało i traci równowagę. Upada na podłogę. Nie wstaje, ale kieruje wzrok w stronę Syna Bożego.

SYN BOŻY
Niezbadane są wyroki boskie! Mówiłem wam przecież.

BARTUŚ
Jesteś chory.

SYN BOŻY
Nie do końca odpowiadam za to wszystko. Znaczy… Ja i nie ja. Jest nas trochę więcej, chociaż jesteśmy tym samym.

BARTUŚ
Zamknij się! Zabawiłeś się nami jak szmacianymi lalkami.

SYN BOŻY
Oj, nie! Wolna wola, pamiętasz? Nikt mu się zabijać nie kazał.

BARTUŚ
Sprowokowałeś go! Wiedziałeś, że tak się stanie.

SYN BOŻY
Ach, Bartusiu! To był zupełny przypadek. Brakowało nam dzisiaj piętnastego! Chyba rozumiesz, że lubię, gdy w statystykach wszystko się zgadza! (uśmiecha się) Możesz mi wierzyć, że ogromnie się zdziwiłem, gdy na liście dzisiejszych samobójców z Polski znalazłem jego nazwisko. Przecież jestem miłosierny. Pozwoliłem wam gnić w więzieniu z myślą, że mnie oszukaliście. Czyż nie pięknie czuć się tak potężnym, że można przechytrzyć Boga? Wystarczyło, żebyście tam tkwili. Lecz wy nie tylko się wydostaliście z lochów, ale też po powrocie postanowiliście namieszać.

BARTUŚ
Łaskawca, kurwa mać! Popierdoleńcu, ja…
Syn Boży pstryka palcami. Bartek rusza ustami, ale nie wydobywa z siebie żadnego dźwięku.

SYN BOŻY
Nie przyszedłem się tutaj tłumaczyć. Nigdy byś mnie więcej nie spotkał, gdyby nie ta ucieczka. Jestem zaniepokojony, że jest możliwa. Przyszedłem się dowiedzieć, jak tego dokonaliście.
Syn Boży pstryka palcami.

BARTUŚ podnosi się z podłogi
O, tak! (klaszcze w dłonie, naśladując Syna Bożego)

SYN BOŻY uśmiecha się
Czułem, że nie zdradzisz mi tego tak łatwo. Przynajmniej wiem, że muszę zaglądać tam częściej. Tezeusz wciąż szuka bestii?

BARTUŚ
Szuka.

SYN BOŻY
Idiota! I on chciał się ze mną mierzyć?

BARTUŚ
Przynajmniej raz mogę się z tobą zgodzić.

SYN BOŻY
Widzisz, jakich kretynów umieściłem w labiryncie! I chcesz, żeby wydostali się na wolność?

BARTUŚ
Mnie też tam wrzuciłeś.

SYN BOŻY
Prawda… Nie był to wybitnie przekonujący argument.

BARTUŚ
Nie był.

SYN BOŻY
No cóż. (pstryka palcami, Bartuś łapie się za krtań) Póki nie zdecydujesz się powiedzieć, jak się wydostaliście, będziesz musiał trochę pomilczeć. A gdy już wybierzesz mądrze i zdradzisz sposób ucieczki, może nawet zastanowię się nad tym, czy nie zrobić ci miejsca w zaświatach. (w dłoniach Syna Bożego pojawia się teczka, otwiera ją) Niech spojrzę w twoją kartotekę. Pianista, kawaler. Znałem kiedyś takiego jednego. Ale ty nie jesteś gejem, co? Nie, w kartotece nic o tym nie ma. Zaraz, zaraz… No, jednak ciężko będzie. Łączyły cię bliskie stosunki z Michałkiem, zdeklarowanym gejem. W dodatku samobójcą. Ach, trzeba uważać, z kim się wódkę pije, Bartusiu! Obecnie nie masz szans na miejsce, jeśli jednak twoja informacja, a na pewno mi ją kiedyś zdradzisz, okaże się przydatna, to się zastanowię tak przynajmniej z… minutkę. (mruga do Bartusia) Żartuję! Jesteś jakiś przystojniejszy, gdy się gniewasz! Uroczy! Tak, z dwie minutki ci poświęcę! Na razie daję ci czas, żebyś mógł dojść do wniosku, że sam zdecydowałeś o tym, że ujawnisz mi tę informację.

Bartuś zakłada rękę na rękę i siada na łóżku. Nie patrzy na Syna Bożego, który zamyka teczkę, po czym zmierza do drzwi celi. Podśpiewuje „Pan jest pasterzem moim”. Nagle uderza się w czoło.

SYN BOŻY
Głuptasek ze mnie! (zerka na Bartusia) Przecież potrafię się teleportować! Tak mi się dobrze gawędziło, że się zapomniałem! Oj, ty gaduło! (karci Bartusia, machając palcem w jego stronę po ojcowsku) Takie zabieranie czasu Bogu też powinno się znaleźć w kartotece.
Bartuś przygląda się Synowi Bożemu z niedowierzeniem. Syn Boży klaszcze w dłonie i znika. Bartuś zostaje sam w celi. Opiera się o nagą ścianę. Zamyka oczy. Podnosi dłoń ugryzioną przez papieża, wysuwa ją lekko przed siebie. Przebiera palcami, imitując granie na klawiszach fortepianu. Głęboko oddycha. Na jego twarzy pojawia się nieśmiały uśmiech.

Michał Fałtynowicz

Michał Fałtynowicz

Urodził się 22 października 1996 roku w Suwałkach. Wiersze i prozę zamieszczał w ogólnopolskich czasopismach literackich. Opublikował zbiór czterech sztuk scenicznych zatytułowany Ciemność (Oficyna Signi, Warszawa 2019), a także tom wierszy Witajcie w moim Betlejem! (Towarzystwo Przyjaciół Sopotu, Sopot 2020). W 2021 roku ukazał się jego tom poetycki Traktat barbarzyńcy (Książnica Podlaska im. Łukasza Górnickiego, Białystok 2021), za który otrzymał Nagrodę Poetycką im. Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego „Orfeusz Mazurski”. W „Almanachu” 2023/2024 olsztyńskiego oddziału Stowarzyszenia Pisarzy Polskich zamieszczono jego sztukę teatralną pt. Dziecko. Najnowszy tom poetycki pt. Kołysanka (Sejny 2024) w serii Inicjał opublikowało wydawnictwo Pogranicze. Mieszka w Gdańsku.

Anna Rezulak

Anna Rezulak

Ukończyła Uniwersytet Gdański, a sztuki fotografii uczyła się w Trójmiejskiej Szkole Fotograficznej. Zawodowo związana jest z Agencją Fotograficzną Kosycarz Foto Press, gdzie zajmuje się fotografią reportażową. Od kilku lat stale dokumentuje między innymi Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, festiwal kina dokumentalnego Millennium Docs Against Gravity czy branżową konferencję Forum Wokół Kina. Fotografuje także kolejne edycje Nagrody Literackiej Gdynia. Bardzo często jest obecna na koncertach, na przykład podczas Festiwalu Jazz Jantar w Klubie Żak. Jej zdjęcia publikują „Polityka”, „Wprost”, „Newsweek Polska”, „Zwierciadło”, „Jazz Forum”. Osiągnięcia w zakresie fotografii koncertowej doceniono w prestiżowym międzynarodowym konkursie Jazz World Photo, w którym w 2018 roku zdobyła trzecie miejsce, a w 2015 i 2016 roku była finalistką. W 2023 roku otrzymała Grand Prix XXVII Konkursu Gdańsk Press Photo za zdjęcie Wyrok.

udostępnij:

Przeczytaj także:

Zmęczone (fragment) Zmęczone (fragment) Zmęczone (fragment)
Daria Sobik

Zmęczone (fragment)

Uryna Uryna Uryna
Rita Jankowska

Uryna