Fragment powieści dla dzieci Dwa skarby. Jej akcja rozgrywa się w małej pomorskiej wsi, a bohaterami jest grupka mieszkających tam dzieci i ich kolega z miasta. Wspólnie rozpoczynają poszukiwania skarbu, który według lokalnych opowieści pozostawili w tej okolicy żyjący tu kiedyś – do końca drugiej wojny światowej – Niemcy. Na początku znajdują pamiątki ukryte w tunelu pod ulicą, które ukryła tam mała niemiecka dziewczynka. Tak się składa, że ona nadal mieszka w ich wsi, tyle że się postarzała. Dzieci mają chrapkę na jakiś bardziej wartościowy skarb…
Lato jest upalne, więc dzieci całymi dniami moczą się w jeziorze. Gdy wychodzą z wody, mają brązowe kreseczki na nogach. Któregoś dnia kąpią się aż sześć razy. Potem, od długiego przebywania na słońcu, dostają gorączki. Truskawki w ogrodzie dojrzały i zielony groszek u sąsiadów też.
Do Marty przyjeżdżają letnicy. Mają zielonego busa i mówią o nim Lalunia. Szukają grzybów, ale nie za bardzo im to idzie, bo to mieszczuchy. Przynoszą kilka kurek i borowików, a Marta cały koszyk. Zna miejsca, gdzie rosną grzyby. Wieczorami wszyscy śpiewają piosenki przy ognisku i pieką kiełbaski. I pomagają rodzicom Marty się dogadać. Ich ciche dni minęły. Na pewno razem zostaną w wiosce.
Pewnego dnia dzieci postanawiają zanocować w namiocie pod lasem. Dobrze się bawią, nie chce się im jeszcze spać, więc ociągają się z pójściem do zimnych śpiworów. I dobrze, bo akurat wtedy byki wybierają się na spacer. Przechodzą po namiocie, depcząc śpiwory i brezent. Tata Marty musi zaganiać zwierzęta do zagrody.
– Ale numer! Mało brakowało, a rozgniotłyby nas jak dojrzałe pomidory – mówi Marta.
– Wolałbym nie zostać przecierem pomidorowym – dodaje Kropek.
Wreszcie zjawia się Julek.
– Hej! Jak dobrze znowu was widzieć! Kropek, poprawiłeś oceny z matmy?
– Tak. Tata mi pomógł. Choć uczył mnie trochę inaczej niż nasza pani. Mówiłem mu, że chyba wcale nie chodził do szkoły.
– Cha, cha! Skoro został nauczycielem, to chyba chodził. Widziałeś kiedyś belfra, który by wagarował?
– Racja, to raczej niemożliwe.
– No! Ale cieszę się z twoich sukcesów! Skoro kłopoty za tobą, to możemy od nowa rozpocząć poszukiwania. Zarządzam zebranie jutro u mnie na drzewie.
– Zgoda! – krzyczą uradowane dzieci.
*
– Już pół godziny gapimy się na te mapy i nic.
– Może w prawdziwym życiu nikt nie zaznaczyłby na mapie skarbu? To zbyt oczywiste… – zastanawia się Kropek.
– A pani Krauze? – pyta Julek.
– Ona była mała, kiedy schowała swój kubek – mówi Kropek. – Pomyślcie, gdzie Niemcy mogli go ukryć. Musieli wszystko zostawić w czasie wojny i wyjechać. Szukajmy blisko leśniczówki. Jeśli to jakieś ciężkie rzeczy, to na pewno nie nosili ich daleko.
– A kto mieszka teraz w leśniczówce? – pyta Julek.
– Adam i Ewa.
– Kto?
– No Ewa, ta Ewa – mówi Marta, wskazując na koleżankę – i jej brat Adam.
– Mieszkacie w raju? Śmiejecie się z mojej mamy, a wasza co, w Boga Ojca się bawiła? – Julek ciągle jeszcze pamięta, jak przyjaciele sobie z niego żartowali, dopytując, czy przypadkiem nie ma sióstr Aliny i Balladyny.
– Tak wyszło, stary. I co ma dziewczyna zrobić? – rzuca współczująco Kropek.
– Pośmiali się? To wracamy do roboty – mówi rozzłoszczona Ewa. – Mój tata jest w pracy, a mama pieli grządki w ogrodzie. Adam pojechał na tydzień do swojego ojca chrzestnego. Idziemy poszukać tego skarbu. Tylko zachowujcie się, jak gdyby nigdy nic.
– Dobrze, ruszajmy.
Leśniczówka leży na lekkim wzniesieniu. Otacza ją rozległy trawnik z wysokim świerkiem pośrodku. Z tyłu jest stary sad, dalej park z altaną, w której czasem nocują bliźniaki. Oczywiście tylko latem. Za parkiem jest ogródek, gdzie pracuje teraz mama Ewy. Potem wzniesienie opada, chyląc się ku białym budynkom. W jednym stoi traktor, a drugi to stodoła. Fajnie poskakać z góry na miękkie siano, ale teraz nikomu taka zabawa w głowie.
– Ewo, od czego zacząć?
– Najpierw poszukajmy pod schodami. We wszystkich bajkach skarb jest ukryty właśnie tam.
Dzieci zbliżają się do schodów. Opukują stare deski, ale żadna nie odskakuje od ramy.
– Tu chyba nic nie ma. Gdzie teraz możemy szukać?
– Podzielmy się. Marta z Kropkiem niech idą do stajni, a my z Markiem i Julkiem pójdziemy do parku – mówi Ewa.
Po godzinie szperania w każdym kącie leśniczówki i gospodarstwa dzieci spotykają się w altanie.
– I co?
– Nigdzie nic nie ma.
– Szkoda…
– Chyba historia o skarbie to tylko legenda. Zgadza się miejsce, ale reszta to bujda.
Przyjaciele patrzą na siebie zrezygnowani.
– Dzieci! – nagle woła mama Ewy. – Podejdźcie do mnie.
Wloką się niechętnie w stronę ogrodu. Spodziewają, się, że leśniczyna zagoni je do pielenia chwastów.
– Tak, mamo?
– Słyszałam, że szukacie skarbu.
– Tak??? Nieee… – mówi bez przekonania Ewa.
– Nie wygłupiajcie się. Widziałam, jak biegacie po całej okolicy i myszkujecie po kątach. Czasami szuka się daleko, a skarb jest blisko.
– Chyba nie tym razem, mamo.
– Tak? No to spójrzcie w dół! Tu coś wystaje.
– Ale mamo… jak to znalazłaś?!
– Przygotowywałam miejsce pod nową grządkę i przekopałam trochę ziemi.
– Naprawdę? A co to jest?
– Sami sprawdźcie.
Julek chwyta widły i wykopuje z ziemi małe metalowe pudełko. Marta oczyszcza je chusteczką. Dzieci uroczyście zanoszą pudełko do altany. Kiedy je otwierają, ukazują im się porcelanowe figurki zwierząt i list napisany po niemiecku. List jest na pięknej papeterii w róże, trochę poplamiony i wystrzępiony. Treść można jednak odczytać, tyle że dzieci nic z tego nie rozumieją.
– Znowu musimy się wybrać do pani Krauze – mówi Ewa.
*
Pani Krauze serdecznie wita swoich gości:
– Co tam, kochani, u was słychać?
– Znowu znaleźliśmy skarb! – chwali się Mareczek.
– Co dwa miesiące skarb? Brawo! Dobrzy jesteście! Mnie się to nigdy nie udało, ja swój tylko schowałam. A co to za skarb?
Julek wyciąga zza pazuchy pudełko, figurki i list.
– To! I znowu nie wiemy, co to znaczy.
– Chodźcie do kuchni, mam tam okulary. I dobre ciasto – śmieje się pani Krauze.
Dzieci sadowią się w kuchni, każde z kawałkiem szarlotki i kubkiem herbaty. Kubkiem ze starych czasów. Pani Krauze czyta:
Kochana Elso!
Pracuję u nadleśniczego. Spotkaliśmy się tutaj, na grobli. Przyjechałaś tego lata malować obrazy do leśniczówki. Twoje płótna są przepiękne. Mają kolor błękitu, który chwilami zmienia się w fiolet. A chmurki są tak drobne, jak kluseczki mojej mamy. Tylko ona robi takie pyszne i wrzuca do rosołu.
Ale nie chcę pisać o obrazach. Chcę pisać o Tobie! Masz miedziane włosy, połyskujące jak płomienie w kominku. Przepiękne! Zwykle rude osoby mają niebieskie oczy, a Ty masz brązowe, głębokie jak nasze jezioro. Twoją alabastrową cerę, prawie przezroczystą, niczym krople wody, zdobią złote piegi.
Nie mam odwagi Ci tego powiedzieć, więc wyślę list. Kupiłem Ci figurki w sklepie z pamiątkami. Mam nadzieję, że Cię ucieszą. Chciałbym się z Tobą znowu spotkać. Może przy grobli dwa dni po pełni księżyca?
Gerard
– No, nieźle. Tylko czemu zakopał te figurki i list, zamiast je wręczyć? – zastanawia się Kropek. – Pamięta pani jakiegoś Gerarda?
– Tak, pamiętam. Pracował z moim mężem, ale wyjechał tuż przez końcem wojny.
– To bardzo ciekawe. Ale co było z nimi dalej? – dopytuje Ewa.
– Nie wiem. Elsa nigdy już tu nie przyjechała. Mój mąż był Polakiem, dlatego tu zostałam. A oni i wszyscy inni wyjechali. Nie mam pojęcia, co się z nimi stało.
– Szkoda, że nie poznamy tej zagadki. Bardzo, bardzo pani dziękujemy za ciasto, a przede wszystkim za tłumaczenie. Do widzenia – mówi w imieniu wszystkich Julek.
– Do widzenia, kochani.
Dzieci wloką się domu.
– Dziwne te nasze skarby. Jakby cudze.
– Znalezione, nie kradzione – mówi Marek.
– Tak, znalezione. Co zrobimy z figurkami? – pyta Kropek.
– A ile ich jest?
– Pięć. Dwie sarenki, wiewiórka, zając i dzięcioł.
– Podzielimy je między siebie – mówi Marta. – Będą nam przypominać lato i nasze poszukiwania skarbu. Teraz każdy z nas będzie miał jego cząstkę.
– Zgoda! – wołają wszyscy.