Kąpiel

Fotografia: Małgorzata Szymańska
Fotografia: Małgorzata Szymańska

Od rana chodzili po śmietnikach i zbierali puszki. Z ich sprzedaży starczyło na piwo. Romek miał już swoje lata, ale Lidka dopiero dobiegała trzydziestki. Dobrze się czuli. Noc mieli spokojną. Wyspaną. A teraz zaczynał się nowy dzień. Byli już trochę wstawieni, ale mieli jeszcze po niedokończonym piwie, trochę zaskórniaków w kieszeni, no i słońce na niebie. Nic nie musieli, czuli się, jakby wszystko mogli.

– Ładny dzień – powiedziała Lidka.

– Jak na czerwiec przystało – Romek wyciągnął z dworcowego śmietnika kolejną puszkę po piwie.

Stacje kolejki miejskiej były raczej puste. W sobotę o ósmej rano większość ludzi siedziała jeszcze w domach. Romek i Lidka domu nie mieli. Ulice i klatki schodowe były ich domem. Noclegownie zimą. Plaża w ciepłe noce.

– Pójdziemy nad morze? – spytała Lidka.

– Jak zwykle.

– Popatrzymy na fale.

– Dziś pewnie ich nie będzie, bo spokojnie.

– Ale będzie morze.

– Zawsze jest.

– Lubię morze.

– Ja też.

Przeszli ulice miasta, jeszcze co nieco znaleźli w śmietnikach. Kupili trochę piwa i stanęli przed morzem. Lubili takie miejsce na plaży, gdzie sosny z wydm rzucały trochę cienia. Położyli się w tym cieniu.

– Czasami dobrze jest, gdy nic się nie dzieje.

– Tak myślisz?

– Człowiek odpocznie od straży miejskiej – westchnął Romek i zamknął oczy. Było mu dobrze.

– Muszę się wykąpać. Nie czuję, ale wiem, że śmierdzę – usłyszał Lidkę. – Nie chcę śmierdzieć.

– To wykąp się w ubraniach.

– Myślisz, że pomoże?

– Myślę, że nie, ale może warto spróbować.

Otworzył oczy. Lidka nachylała się nad nim. Miała twarz napuchniętą od nieprzerwanego picia, ale wciąż była to twarz młodej kobiety. Choć dużo przeszła w życiu, to życie oszczędzało jej twarz. No, może poza tą blizną pod lewym okiem, gdy jej były uderzył ją rozbitą butelką.

–  Zastanawiam się, dlaczego wciąż z tobą jestem – powiedziała do Romka. – Niewiele z ciebie mam pożytku.

– Ale nie masz też utrapienia.

– Utrapienia? Co to za słowo?

– Stare.

– Tak stare jak ty.

– Nie mam jeszcze pięćdziesiątki.

– Może i nie masz, ale wyglądasz na starszego.

– To znajdź sobie młodszego.

– Z nimi same kłopoty. Picie robi z nich głupców, którzy tylko chcą, żebym im obciągała. Jeszcze żeby się myli, ale nie – same brudasy.

– No i widzisz. Sama sobie odpowiedziałaś, dlaczego jesteś ze mną.

Uśmiechnęła się i pocałowała go. Takie lekkie muśnięcie, jakie lubił. Zresztą na więcej mu nie pozwalała, a on więcej nie pragnął. Wystarczyła mu jej obecność.

– Pójdę się wykąpać. A w poniedziałek wezmę nowe ciuchy z opieki – powiedziała z lekkim westchnieniem i zaczęła się rozbierać.

To jej rozbieranie nie mogło nikomu przeszkadzać, bo plaża była pusta. W tym miejscu często było pusto. Poza tym została w staniku i majteczkach. Tak, majteczkach, nie majtkach. Zawsze mówiła: „Potrzebuję nowych majteczek”. Bo Lidka nie była brudaską, o nie, dbała o siebie, oczywiście na tyle, na ile była trzeźwa albo pijana.

Raz w tygodniu brała ciuchy z opieki, a stare wymieniała, czyli to tygodniowe, którego przez tydzień nie zmieniała, wyrzucała. To też przepłucze w morzu i w poniedziałek wyrzuci. Bo ten ostatni tydzień trochę był szalony i przesadzili z piciem. Wszystko przez słońce, które nasycało każdą chwilę dodatkowym znaczeniem. Choćby takim, że każdego ranka mieli przed sobą cały wolny dzień, podczas gdy inni szli do pracy. A oni mogli robić, na co mieli ochotę, podczas gdy tamci robili to, co musieli robić.

A teraz Lidka szła ku morzu. Jej ciało zniszczyła ciągła zabawa, która nie zawsze była taka zabawna, szczególnie gdy za skoki radosnej ekstazy trzeba było płacić koszmarnymi delirkami, bólem, drgawkami i upodleniem. A jednak Lidka wciąż była młodą kobietą. I ta jej młodość jaśniała w słońcu. Kąpała się w morzu.

– Chodź! Ciepła woda – machała w jego stronę. Ale on tylko jej odmachnął.

– Nie, nie, dobrze mi tu – mruknął pod nosem.

Wolał leżeć w tym cieniu, sączyć piwo, wiedząc, że w plecaku ma kolejne dwie puszki mocnego. I że upije się nimi. I jeśli szlag go nie trafi, przeżyje kolejny dzień, który wybrał dla siebie, a nie jakiś napięty harmonogram zadań, który ktoś wybrał dla niego.

Gdyby tylko jeszcze człowiek miał więcej pieniędzy. Ale co by z tego wynikło? Dobrze wiedział co. Więcej picia i krótsze życie. Dlatego cieszyło go to, co miał. I to, że od kilku tygodni szedł przez życie z tą roześmianą szczeniarą, która właśnie wchodziła w morze rozświetlone słońcem.

Tak, ta chwila miała rozpiętość radosnej swobody, sprawiała, że czuł się szczęśliwy. Ilu zaznaje takich chwil? Nie interesowało go to. Przymknął oczy, a pod powiekami zamajaczyła mu ciemna sylwetka Lidki na tle jasnej i ruchomej materii wody. W sumie nie miałby nic przeciwko temu, gdyby przyszło mu teraz umrzeć. Zamiast tego zasnął.

Daniel Odija

Daniel Odija

Prozaik, scenarzysta komiksowy, autor słuchowisk, sztuk teatralnych, animator kultury. Autor zbiorów opowiadań Szklana huta (2005), Przezroczyste głowy (2018) oraz powieści Ulica (2001), Tartak (2005), Niech to nie będzie sen (2008), Kronika umarłych (2010) oraz Pusty przelot (2021). Razem z rysownikiem Wojciechem Stefańcem tworzy komiksową tetralogię pod tytułem Bardo. W 2024 opublikował pierwszą książkę poetycką ale. Za swoją twórczość wielokrotnie nagradzany, dwukrotnie nominowany do Nagrody Literackiej Nike. Jego proza została przetłumaczona na kilkanaście języków.

udostępnij:

Przeczytaj także:

Przeżyłem epidemię Przeżyłem epidemię Przeżyłem epidemię
Paweł Radziszewski

Przeżyłem epidemię

Cmentarna (n/ż) Cmentarna (n/ż) Cmentarna (n/ż)
Agnieszka Domańska

Cmentarna (n/ż)