Od rana chodzili po śmietnikach i zbierali puszki. Z ich sprzedaży starczyło na piwo. Romek miał już swoje lata, ale Lidka dopiero dobiegała trzydziestki. Dobrze się czuli. Noc mieli spokojną. Wyspaną. A teraz zaczynał się nowy dzień. Byli już trochę wstawieni, ale mieli jeszcze po niedokończonym piwie, trochę zaskórniaków w kieszeni, no i słońce na niebie. Nic nie musieli, czuli się, jakby wszystko mogli.
– Ładny dzień – powiedziała Lidka.
– Jak na czerwiec przystało – Romek wyciągnął z dworcowego śmietnika kolejną puszkę po piwie.
Stacje kolejki miejskiej były raczej puste. W sobotę o ósmej rano większość ludzi siedziała jeszcze w domach. Romek i Lidka domu nie mieli. Ulice i klatki schodowe były ich domem. Noclegownie zimą. Plaża w ciepłe noce.
– Pójdziemy nad morze? – spytała Lidka.
– Jak zwykle.
– Popatrzymy na fale.
– Dziś pewnie ich nie będzie, bo spokojnie.
– Ale będzie morze.
– Zawsze jest.
– Lubię morze.
– Ja też.
Przeszli ulice miasta, jeszcze co nieco znaleźli w śmietnikach. Kupili trochę piwa i stanęli przed morzem. Lubili takie miejsce na plaży, gdzie sosny z wydm rzucały trochę cienia. Położyli się w tym cieniu.
– Czasami dobrze jest, gdy nic się nie dzieje.
– Tak myślisz?
– Człowiek odpocznie od straży miejskiej – westchnął Romek i zamknął oczy. Było mu dobrze.
– Muszę się wykąpać. Nie czuję, ale wiem, że śmierdzę – usłyszał Lidkę. – Nie chcę śmierdzieć.
– To wykąp się w ubraniach.
– Myślisz, że pomoże?
– Myślę, że nie, ale może warto spróbować.
Otworzył oczy. Lidka nachylała się nad nim. Miała twarz napuchniętą od nieprzerwanego picia, ale wciąż była to twarz młodej kobiety. Choć dużo przeszła w życiu, to życie oszczędzało jej twarz. No, może poza tą blizną pod lewym okiem, gdy jej były uderzył ją rozbitą butelką.
– Zastanawiam się, dlaczego wciąż z tobą jestem – powiedziała do Romka. – Niewiele z ciebie mam pożytku.
– Ale nie masz też utrapienia.
– Utrapienia? Co to za słowo?
– Stare.
– Tak stare jak ty.
– Nie mam jeszcze pięćdziesiątki.
– Może i nie masz, ale wyglądasz na starszego.
– To znajdź sobie młodszego.
– Z nimi same kłopoty. Picie robi z nich głupców, którzy tylko chcą, żebym im obciągała. Jeszcze żeby się myli, ale nie – same brudasy.
– No i widzisz. Sama sobie odpowiedziałaś, dlaczego jesteś ze mną.
Uśmiechnęła się i pocałowała go. Takie lekkie muśnięcie, jakie lubił. Zresztą na więcej mu nie pozwalała, a on więcej nie pragnął. Wystarczyła mu jej obecność.
– Pójdę się wykąpać. A w poniedziałek wezmę nowe ciuchy z opieki – powiedziała z lekkim westchnieniem i zaczęła się rozbierać.
To jej rozbieranie nie mogło nikomu przeszkadzać, bo plaża była pusta. W tym miejscu często było pusto. Poza tym została w staniku i majteczkach. Tak, majteczkach, nie majtkach. Zawsze mówiła: „Potrzebuję nowych majteczek”. Bo Lidka nie była brudaską, o nie, dbała o siebie, oczywiście na tyle, na ile była trzeźwa albo pijana.
Raz w tygodniu brała ciuchy z opieki, a stare wymieniała, czyli to tygodniowe, którego przez tydzień nie zmieniała, wyrzucała. To też przepłucze w morzu i w poniedziałek wyrzuci. Bo ten ostatni tydzień trochę był szalony i przesadzili z piciem. Wszystko przez słońce, które nasycało każdą chwilę dodatkowym znaczeniem. Choćby takim, że każdego ranka mieli przed sobą cały wolny dzień, podczas gdy inni szli do pracy. A oni mogli robić, na co mieli ochotę, podczas gdy tamci robili to, co musieli robić.
A teraz Lidka szła ku morzu. Jej ciało zniszczyła ciągła zabawa, która nie zawsze była taka zabawna, szczególnie gdy za skoki radosnej ekstazy trzeba było płacić koszmarnymi delirkami, bólem, drgawkami i upodleniem. A jednak Lidka wciąż była młodą kobietą. I ta jej młodość jaśniała w słońcu. Kąpała się w morzu.
– Chodź! Ciepła woda – machała w jego stronę. Ale on tylko jej odmachnął.
– Nie, nie, dobrze mi tu – mruknął pod nosem.
Wolał leżeć w tym cieniu, sączyć piwo, wiedząc, że w plecaku ma kolejne dwie puszki mocnego. I że upije się nimi. I jeśli szlag go nie trafi, przeżyje kolejny dzień, który wybrał dla siebie, a nie jakiś napięty harmonogram zadań, który ktoś wybrał dla niego.
Gdyby tylko jeszcze człowiek miał więcej pieniędzy. Ale co by z tego wynikło? Dobrze wiedział co. Więcej picia i krótsze życie. Dlatego cieszyło go to, co miał. I to, że od kilku tygodni szedł przez życie z tą roześmianą szczeniarą, która właśnie wchodziła w morze rozświetlone słońcem.
Tak, ta chwila miała rozpiętość radosnej swobody, sprawiała, że czuł się szczęśliwy. Ilu zaznaje takich chwil? Nie interesowało go to. Przymknął oczy, a pod powiekami zamajaczyła mu ciemna sylwetka Lidki na tle jasnej i ruchomej materii wody. W sumie nie miałby nic przeciwko temu, gdyby przyszło mu teraz umrzeć. Zamiast tego zasnął.