Na zaokniu doroczna szaruga. Nie codziennie, ale często. Nic nowego, nic zaskakującego, a jednak uwiera i męczy. Dlaczego? Może dlatego, że z taką pogodą w parze – czasami jako samospełniająca się przepowiednia – chadza złe samopoczucie, zmęczenie i podły nastrój. Nie każdy da się przekonać, że ta szarość za oknem jest jak dobra literatura i w sumie to świetnie, że cieszenie się nią wymaga od nas większego wysiłku, refleksji, specjalnego klucza.
Szarość to niedookreślenie, niejednoznaczność. Zwykło się mówić, że odcienie szarości reprezentują różnorodność, są przeciwieństwem skrajnych opozycji – czerni i bieli. Bywają też, jak się zdaje, antidotum na eskapistyczny hedonizm popkultury. Postanowiliśmy więc w redakcji pójść za kojarzoną z listopadem szarością i wydobyć jej zbyt często pomijane moce: umiejętność niuansowania perspektywy, skupiania uwagi na ukrytym w mroku szczególe, łagodzenia napięć. Wziąć w nawias jej najpopularniejsze konotacje – starość, żałobę, zło, cierpienie, smutek, nudę, bezbarwność, przeciętność… – a odsłonić te mniej znane skojarzenia, odsyłające do mądrości, rozumu, inteligencji.
A wszystko to, oczywiście, z redaktorskiej i po prostu ludzkiej ciekawości. Żeby się dowiedzieć więcej, częściej czytać i słuchać, zwłaszcza słuchać. Ochotników zawsze gotowych do odpowiedzi, nawet gdy nikt nie pyta, jest mnóstwo – głównie odpowiedzi jednoznacznej, pozbawionej wątpliwości, zdecydowanej i pryncypialnej. Wiedzących, jak jest.
W listopadzie będzie wiele okazji, by o publikowanych u nas tekstach (a pojawią się między innymi Stasia Budzisz w rozmowie z Tomaszem Słomczyńskim i Paweł Baranowski rozmawiający z poetką Ewą Poniznik, teksty Urszuli Sikory, Agnieszki Jelonek, Jacka Świądera) pomyśleć w ciszy, a potem – w razie chęci i potrzeby – porozmawiać. Zakres tematów szeroki. Język bogaty, formy różnorodne. Jak to w Mieście Literatury. Od niedawna UNESCO.
Będzie fascynująco szaro.