Rozmowa z Izabelą Morską, autorką powieści Trojka, która we wrześniu 2024 roku ukazała się w wydawnictwie Marpress.
Stasia Budzisz: Trojka to podszyty Rosją tryptyk, kryminał i romans – tak mówisz o tej powieści. Dlaczego Rosją?
Izabela Morska: W 2013 roku dostałam się na stypendium badawcze w ośrodku pod Moskwą. Jego twórcy i założyciele byli przekonani, że uda im się stworzyć nowoczesne, otwarte na zagranicznych naukowców centrum. Z perspektywy czasu można powiedzieć, że było to z ich strony bardzo idealistyczne nastawienie. A mnie w tym czasie interesowała humanistyka medyczna. Budowałam sobie w głowie paralelę między niewidzialnością boreliozy i egzystencją osób queer, co w końcu ujęłam w Znikaniu. Rzecz jasna, inaczej ujęłam to w mojej propozycji badawczej. Tak się złożyło, że w tym samym czasie zaczęło w Rosji narastać napięcie wokół projektu ustawy o zakazie tzw. propagandy homoseksualnej. Słyszałam i czytałam wtedy głosy ludzi, którzy nie byli pewni, czy nowe prawo zostanie wprowadzone. To było naiwne myślenie. 30 czerwca 2013 roku Władimir Putin podpisał tę ustawę.
SB: Dlaczego się łudzili?
IM: Na początku XXI wieku Putin sprawiał jeszcze wrażenie, że dąży do postępu cywilizacyjnego, jakiejś ugody między Wschodem a Zachodem. Mówiło się o wymianach ekonomicznych, ropie naftowej czy gazie. Rachel Maddow, amerykańska komentatorka polityczna, w książce Blowout: Corrupted Democracy, Rogue State Russia, and the Riches pisze, że niewiele brakowało, by w USA powstała sieć rosyjskich stacji benzynowych. Jednak Amerykanie chcieli 51 procent udziału, więc Putin się obraził. Dzięki sprzedaży surowców Rosjanie mogli żyć w komforcie do 2008 roku. Wtedy to jednak ceny ropy gwałtownie spadły. Dimitrij Kuzmin, rosyjski poeta, powiedział mi w 2022, że ustawa o zakazie „propagandy homoseksualnej” miała odwrócić uwagę Rosjan od kłopotów finansowych, a zarazem dać im wroga, który by ich jednoczył. Świetnie się do tego nadała Gejropa, a potem protestująca Ukraina.
SB: Putin zawarł ze swoimi obywatelami coś na kształt umowy społecznej. Działała prosta zasada: ja wam pozwalam zarabiać i daję poczucie wolności, a wy nie wtrącacie się do polityki. I to się udało. Przez 20 lat jego rządów wykształciło się bezwolne społeczeństwo, które nie potrafi samo o sobie decydować i nie ma żadnego wpływu na państwo. To coś, co chyba nas najbardziej wkurza w Rosjanach. Coś, czego nie umiemy zrozumieć. Jak to odbierałaś na miejscu, kiedy Putin jawnie postanowił uderzyć w prawa człowieka?
IM: Byłam zaskoczona, że tak szybko doszło do eskalacji przemocy. Momentalnie po wprowadzeniu ustawy zaczęła się nagonka na przedstawicieli mniejszości seksualnych. W sieci krążyły nagrania ze scen poniżania, z tortur, a rosyjska prokuratura nie reagowała. Zdałam sobie sprawę, że znalazłam się w spokojnym oku dystopijnego cyklonu. Rozesłałam jeden z linków do badaczy, którzy byli ze mną w ośrodku, ale nikt nie odpowiedział. Nikt się nawet prywatnie do tego nie odniósł. Przyszło mi na myśl, że w polskim środowisku naukowym być może nie robimy jakoś wiele, ale chętnie podpisujemy petycje. Owszem, można by robić zdecydowanie więcej. Ale jednak coś się dzieje. A tam była po prostu cisza.
SB: Jak myślisz – dlaczego?
IM: Bo dla Rosjan prawa osób LGBTQIA dla Rosjan nie są ani miarą demokracji, ani wartości. Ważniejszy jest dla nich utopijny projekt, w którym Rosja w ich przekonaniu reprezentuje moralną czystość i siłę. Oczywiście – w przeciwieństwie do Europy. W medycynie sowieckiej alkoholizm był postrzegany jako uleganie słabościom; niestety, z byciem gejem jest tam podobnie.
Dla nas, jako osób zajmujących się literaturą, jest oczywiste, że każdy człowiek składa się z idei, ale i z pragnień, tych ujawnionych i tych stłumionych, że każda postać literacka ma tożsamość psychoseksualną i że podobnie jest z ludźmi z krwi i kości. W czasie pisania Trojki zastanawiałam się, jak rosyjscy naukowcy, których poznałam w 2013 roku, odnieśli się do aneksji Krymu. Obawiam się, że nie mieli obiekcji.
SB: Uległość i skłonność do podporządkowywania się, odwracanie głowy, milczenie i przyzwolenie na przemoc przez lata tylko umacniało opresyjny putinowski reżim. Zachód też nie jest bez winy. Wiele lat uwielbiał opowiadać historie o nieodgadnionej rosyjskiej duszy, której tak naprawdę nie ma, i też przymykał oczy na poczynania Putina. Jedna z bohaterek Trojki, Rina, mówi otwarcie: „nie romantyzujcie nas”. A oni sami siebie romantyzują?
IM: Jedni chcą żyć wiecznie, tak jak Putin. Inni żyją z rozmachem, dobrze i krótko. Nie zawsze giną z ręki siepaczy. Masza Gessen w eseju The Dying Russians z 2014 roku pisze o tym, jak łatwo ludziom w Rosji, w tym jej znajomym opozycjonistom, przytrafiają się przedziwne wypadki. Topią się i trują, wjeżdża w nich ciężarówka na przystanku autobusowym. Z kolei Aleksander Nawalny w autobiografii [https://www.wydawnictwoliterackie.pl/produkt/5468/patriota] przypomina, że przeciętna kara za morderstwo w Rosji to siedem lat. Jeśli taka jest średnia, to znaczy, że niekiedy są to dwa–trzy lata. Dostrzec można w tym schedę po dziewiętnastowiecznym kodeksie karnym Rosji, zgodnie z którym mordercę skazywano najwyżej na dwanaście lat ciężkich robót. Kara śmierci – tylko za zdradę stanu. Od razu widać, co bardziej wartościowe. Nie ludzkie życie, tylko imperium.
SB: Widzę w Trojce wiele odniesień do imperializmu w rosyjskim wydaniu. Piszesz o nachalności i wszechobecności języka rosyjskiego w byłych koloniach ZSRR, o gorzej traktowanych przedstawicielach mniejszości etnicznych i narodowych w dzisiejszej Rosji. Kolonializm rosyjski czymś się różni od amerykańskiego albo europejskiego?
IM: Przede wszystkim kompletnie nie różni się od amerykańskiego. Myślę sobie, że Putin musi się bardzo dziwić, dlaczego Amerykanie interesują się jego inwazją w Ukrainie. Przecież w bardzo podobny sposób rząd federalny USA radził sobie z rdzennymi mieszkańcami ziem amerykańskich. Cały XIX wiek to historia politycznych oszustw, głodowych marszów, ludobójstw, spychania niedobitków do rezerwatów, zabierania dzieci do szkół z internatem, w których były oduczane swojej kultury. Jednak z początkiem wieku XX chcieliśmy zostawić te okropności za sobą. Spisać je na straty, umieścić w przeszłości. Inwazja Rosji w Ukrainie zapowiada, że wiek, w którym żyjemy, nie będzie lepszy od poprzednich.
SB: Wróćmy do Trojki. Rosja, w której jawnie łamie się prawa człowieka i wprowadza ustawę anty-LGBT, tańczy kvir tango. Co to takiego?
IM: Zacznijmy może od samego tanga, bo jest to taniec, który powstawał na argentyńskich ulicach, w tawernach i domach nierządu. Podobno tańczyli go z początku tylko mężczyźni, kobiet było niewiele. Słychać w nim ślady różnych kultur, muzyki klezmerskiej i afrykańskich rytmów. Dopiero kiedy tango trafiło na paryskie salony i tam przeszło europejską próbę, stało się hitem. Można powiedzieć, że w wersji klasycznej to swego rodzaju idealizacja patriarchalnej damsko-męskiej relacji. Jednak na początku XXI wieku tango zaczęto tańczyć coraz częściej w społecznościach LGBTQ, zarówno w Europie, jak i w USA. Mnie zafascynował taniec jako medium tęczowej rewolty, bo tańcząc, nie możesz się ukrywać.
SB: I w tej homofobicznie rozbuchanej Rosji początku XXI wieku trafiasz na warsztaty kvir tanga do samego Augusta Balisano, chyba najsłynniejszego nauczyciela tego tańca. Jak to możliwe?
IM: Augusto Balisano faktycznie przyjechał do Moskwy w sam kocioł, kiedy nacjonaliści stali się nieprzewidywalni. W sierpniu 2013 roku. Warto wspomnieć, że ważną rolę jako nauczycielki tanga odgrywają też kobiety: Mariana Docampo, Astrid Weiske, Brigitta Winkler i wreszcie Soledad Nani, dobro narodowe Argentyny. Przyjeżdżała do Petersburga na tangowe festiwale bodaj do 2017 roku. Podziwiałam Balisano. Poprowadził trzydniowe warsztaty kvir tanga na pełnym luzie, emanując dobrym nastrojem. Całe wydarzenie odbyło się bez żadnych incydentów.
SB: Rosyjska część Trojki kręci się w rytmach tanga. Twoje bohaterki tańczą, uczą się kroków albo uczą innych w dwóch największych miastach tego kraju – Petersburgu i Moskwie. Jedna z nich, Kat, nauczycielka, zostaje brutalnie zamordowana, tylko że nie za bardzo ktokolwiek się tą śmiercią przejmuje. To nie tylko fikcja literacka, Kat jest wzorowana na prawdziwej osobie. Opowiesz o tym?
IM: Prototypem Kat jest Jekaterina Chomczenko, nauczycielka kvir tanga, która na trzy dni przed śmiercią wzięła udział we flashmobie w petersburskim metrze – dziewczyny tańczyły na peronie. Musiały stamtąd uciekać przed policją. Chomczenko została zabita w sposób widowiskowy. Miało to przyciągnąć uwagę, może być ostrzeżeniem, nauczką. Po zabójstwie pojawiło się sporo komentarzy, także w światowej prasie. Mordercy nigdy nie odnaleziono. W Trojce stawiam rozmaite hipotezy na temat tego, dlaczego tak się stało. Każda z tancerek ma na ten temat swoją teorię.
SB: Mimo że organizacje, które skupiają środowiska LGBT, w Rosji są uznane za ekstremistyczne, to petersburska szkoła kvir tanga działa nadal. Pod koniec 2022 roku dziewczyny udzieliły nawet ostrożnego wywiadu do jednego z portali internetowych. W Trojce twoje bohaterki mają fantazje, że taniec jest w stanie zaszkodzić autorytarnym władzom, że może prowadzić do obalenia rządu. Myślisz, że bunt przez taniec może być skuteczny?
IM: Mnie też to dziwi, że autorytarna władza boi się tańca. Tak było choćby w przypadku rdzennych ludów Ameryki, które przegrały już wszystkie bitwy i zostały im tylko rytuały. Tańczyli, bo wierzyli, że rytualny taniec powróci do życia wyniszczone plemiona i zamordowane bizony, a kolonizatorska amerykańska armia po prostu zniknie. Skończyło się masakrą tancerzy. Rozkaz wydał rząd federalny w grudniu 1980 roku. Rosja nie zachowywała się inaczej wobec podbitych ludów. Na Jakutach i innych syberyjskich ludach wymuszano przejście na prawosławie, a za ZSRR ich sekularyzowano. Szamanizm praktykowano w ukryciu. Prababka jednej z bohaterek Trojki, Riny, przyszła do Petersburga pieszo z Jakucji i „zmieszała swoją krew z miejscowymi”. Taniec jest słabą formą oporu. Szybko może zostać zdeprecjonowany. Ale jeśli akurat nie stać nas na zbrojne powstanie, to dobry i taniec.
SB: Ważnym tematem w Trojce jest też nacjonalizm i nacjonaliści. Zresztą Rosja jako kraj kolonialny jest dla nich świetnym polem do działania. Oprócz Riny, która ma jakuckie korzenie, są też Tatarzy, zrusyfikowani, ale i tak nie do końca „swoi”. Trzecia część powieści prowadzi nas na Bałkany, do byłej Jugosławii, gdzie etniczność także ma ogromne znaczenie. Ciekawe, że ci wszyscy nacjonaliści, niezależnie od tego, czy są z Moskwy, Petersburga czy Lublany, wyglądają dokładnie tak samo. Jakby zjechali z tej samej taśmy produkcyjnej.
IM: Pokazuje to Igor Grubić, chorwacki artysta multimedialny. W Muzeum Sztuki w Łodzi zobaczyłam jego wideo instalację. Zestawił na niej nacjonalistów chorwackich i serbskich, którzy atakują Marsze Równości w Zagrzebiu i Belgradzie. Gdyby nie podpisy pod ekranem, nie sposób byłoby odróżnić, gdzie toczy się akcja, jaka to stolica. Ci ludzie wszędzie wyglądają tak samo. Mają ten sam zacięty wyraz twarzy, powielają te same hasła.
Wspomniana już Rachel Maddow pisze, że dla wielkich koncernów demokracja jest niewygodna, bo co cztery lata trzeba się układać z kimś nowym. A dodatkowo istnieje ryzyko, że kolejny rząd ustanowi prawa, które będą chronić obywateli, a nie koncerny. Dlatego bardziej odpowiadają im państwa o orientacji nacjonalistycznej, gdzie rządy są autorytarne, a przez to przewidywalne. Powstaje z tego globalna wspólnotowość uprzedzeń. Stają się one w końcu wspólnym znakiem rozpoznawczym i stąd też wynika wizualne podobieństwo.
SB: Ostatnia część Trojki dzieje się na południu Europy – w Słowenii i na Węgrzech. W tle wspaniałego romansu dzieje się wielka historia. Mamy 2015 rok i twoje bohaterki są świadkiniami początku kryzysu humanitarnego oraz wielkiej wędrówki ludów, czegoś, z czym Europa nie radzi sobie do dziś. Dlaczego zdecydowałaś się to pokazać?
IM: Rok 2015 był zarazem trudny i fascynujący, bo sporo wydarzeń politycznych nakładało się na siebie, poczynając od rosyjskiego bombardowania syryjskich miast. Państwa graniczne strefy Schengen musiały sobie uświadomić, że po to właśnie zostały przyjęte do strefy przywileju, żeby odsiewać migrantów i uchodźców. Kryzys zaczął się od tego, że 1 września Węgry zamknęły możliwość odjazdu pociągów do Austrii i Niemiec. Zarazem – zablokowały granicę z Chorwacją. Ten chaos wykorzystał Orbán do wzmocnienia władzy. Naśladował w tym Erdoğana. W tym samym czasie furorę na polskim Twitterze robiły filmiki o uchodźcach, chociaż te wydarzenia nie dotykały bezpośrednio Polski.
Polski nie ma w Trojce, ale ona też uległa temu chaosowi, który, wydaje mi się po latach, został świadomie wywołany. Polacy zaczęli się bać, a ten strach szybko wykorzystały grupy, które zaczęły organizować rasistowskie marsze pod hasłem „Polacy przeciw imigrantom”. Chciałam pokazać ten znany z historii mechanizm, w rezultacie którego partia, obiecując bezpieczeństwo i porządek, okazuje się wybawieniem.
SB: Dlaczego zdecydowałaś się akurat no to, by Słowenia stała się jednym z miejsc akcji Trojki?
IM: Słowenia odegrała na szlaku uchodźczym znaczącą rolę. Zgodnie z konwencją dublińską pierwsze państwo, do którego trafia uchodźca, powinno być tym, w którym prosi o azyl. Jednak te regulacje nie odnoszą się do masowych migracji i dlatego są mało realne. Zwłaszcza w wypadku małych państw ościennych. Słowenia była przygotowana na przyjęcie tysiąca uchodźców. W końcu stworzyła korytarz humanitarny, przez który w pół roku przeszło pół miliona ludzi.
SB: Za Słowenią wlecze się mało przyjemna historia, której ofiarą padła jedna z bohaterek twojej powieści – Iva Svetlik, lektorka języków bałkańskich. Iva jest bezpaństwowcem, tzw. wymazaną, bo na początku lat dziewięćdziesiątych państwo, w którym żyła, postanowiło wykreślić ją z listy obywateli. Dlaczego tak się stało?
IM: W lutym 1992 roku Słowenia wprowadziła w życie ustawę o cudzoziemcach, na mocy której pozbawiła obywatelstwa kilkadziesiąt tysięcy osób. Z dnia na dzień stali się bezpaństwowcami, ale najgorsze było to, że nawet o tym nie wiedzieli. Nikt ich nie poinformował, że zostali wykreśleni z rejestru. Tak było z Ivą, która dowiedziała się o tym w urzędzie, kiedy załatwiała sprawy związane z pogrzebem matki. Okazało się, że półroczny termin na uregulowanie dokumentów minął, a ona została bez prawa do świadczeń. W którymś momencie dostała szansę na otrzymanie węgierskiego obywatelstwa, tyle że sprawa była ewidentnie polityczna. Można się spodziewać, że w dalszym planie Orbán chciałby przejąć słoweńskie Prekmurje. Dlatego zaczął obsadzać je swoimi obywatelami. Znana putinowska zagrywka: dajmy ludziom z różnych regionów rosyjskie paszporty, a potem przyjdziemy ich bronić siłowo, jak tylko zajdą sprzyjające okoliczności.
SB: Iva nawiązuje romans z wiele lat starszą kobietą, którą podziwia, Mihaelą Hozjan. Ich historia miłosna buduje trzecią część. Czy dobrze zgaduję, że książka została napisana tak, żeby osoby marginalizowane stanowiły większość?
IM: Chciałam, żeby na pozór peryferyjne postaci rozmawiały ze sobą, żeby nie były tylko przedmiotem koniecznych ustaw, żeby nie omawiano ich w trzeciej osobie. Ale tak właśnie dzieje się w Słowenii w 2015 roku. Romans Ivy i Mihaeli zostaje właściwie przygnieciony medialną dyskusją o „prawach mniejszości seksualnych”. Kobietom pozostaje fantazjować o jakiejś lepszej przyszłości. A przecież, oględnie mówiąc, nie są już takie najmłodsze.
SB: Jakie właściwie jest tło polityczne tej trzeciej części Trojki, czyli Ośmiornicy? Tak w skrócie.
IM: Na początku 2015 roku słoweńskie Zgromadzenie Narodowe zatwierdziło ustawę o legalizacji równości małżeńskiej na podstawie głosowania: 51 do 28 głosujących. Miało być elegancko i europejsko. Ale już po kilku dniach pojawiła się petycja, która domagała się, by Zgromadzenie jeszcze raz zagłosowało nad tym projektem. Rada Narodowa ją odrzuciła, bo podważała prawomocne głosowanie, które już się odbyło. Jednak przeciwnikom ustawy udało się zebrać wymagane 40 tysięcy podpisów i zaczęli domagać się referendum. Sąd Konstytucyjny zdecydował, że Zgromadzenie musi na nie przyzwolić. Miało się odbyć 20 grudnia. Nieprzypadkowo. To miesiąc świąt rodzinnych, a 26 grudnia Słowenia obchodzi Dzień Niepodległości. W Lublanie referendum stało się polem dla demagogii. Na ulicach miasta pojawili się ludzie z żółtymi balonikami i transparentami z przesłaniem, że przed gejami i lesbijkami należy chronić dzieci. Słoweńcy zagłosowali na „nie”. Dla bohaterek Trojki, Ivy i Mihaeli, oznaczało to, że nie mogą wziąć ślubu. W ciągu następnych lat argument, że nie można pozwolić ludziom tej samej płci prawnie uregulować ich statusu ze względu na „dobro dzieci”, jakoś się wytarł. 9 lipca 2022 roku państwo wprowadziło równość małżeńską. Moja powieść nie sięga jednak aż tak daleko. Kończy się w roku 2016. Dla bohaterek oznacza to stan zawieszenia.
SB: Trojka jest tryptykiem, to jasne. Ale co jeszcze kryje się za tytułem?
IM: Chciałam pokazać postępową Europę Wschodnią w trójkącie: Łotwa–Polska–Słowenia. Kraje, w których coś się dzieje i które nie są tylko miejscami naznaczonymi traumą, jak u Timothy’ego Snydera w Skrwawionych ziemiach. Postęp jest osadzony w tradycji naszych regionów i to jest pozytywne. Negatywne jest jednak skojarzenie z NKWD-owską trojką, bezwzględnym, sowieckim sądem, którego specjalnością były przesłuchania aż do skutku. Pamiętam też bogato zdobiony uchwyt na szklankę do herbaty, który moja mama przywiozła z Rygi. Przedstawiał trzy zaprzęgnięte konie w galopie. To też trojka, która pozwala puścić wodze wyobraźni.