Knock, knock, knockin’ on heaven’s door
Bob Dylan
Pourywane głowy,
odłamane nosy, bielma, stęk.
Te obszerne drzazgi wciąż patrzą
w niebo, w nadzieję, w wiarę. Niektóre
w miłość. Fideizm; to nie rozstępuje się morze,
to rozpęka się drewno, a drewno
uparcie patrzy w niebo. Tajemnica
piegowatej Madonny to chrząszcz kołatek.
On wierzy. Wgryza się w święte. Drąży, kołacze,
puka do bram nieba.
Jest też najstarsza. W erozji, rok 1200 (około),
patrzy przed siebie, bez wyrazu. Żadnych
uniesień, oczu w słup. Nadziana na pręt, myślę:
jak dobrze, że nie jest żywa. Piszą, że jest
z dzieciątkiem, ale nie ma go. W miejscu łona –
wyrwa. To za dużo znaków na jeden wiersz,
to za dużo znaków w ogóle, ten, kto to wydłubał
z pnia, on nie miał pojęcia. Pojęcia
stwarzają się same.
*
Prezentowany wiersz pochodzi z przygotowywanej do wydania książki Poemat o mieście Gdańsku. Projekt ten zrealizowano ze środków Miasta Gdańska w ramach Stypendium Kulturalnego.