Kultura nie jest ilustracją rzeczywistości. Ma jednak związek z przepływem zbiorowych pragnień i potrzeb. Gdański program Wolne Słowo chce zmienić to, jak postrzegamy wojnę, ale też samych siebie.
Potrzeba przeciwdziałania epistemicznej niesprawiedliwości, która od stuleci wyklucza i wycisza na świecie wiedzę o kulturze ukraińskiej, białoruskiej i o kulturach innych tożsamości wchłoniętych przez rosyjskie imperium, zaostrzyła się w toku pełnoskalowej inwazji rosji na Ukrainę. Masowe zbrodnie i gwałty zmieniają układ dotychczasowych odniesień. Nie wiadomo jeszcze, co wyłoni się z gruzów upadającego właśnie konsensusu. Konsensusu, w ramach którego ludzie zabici przez ZSRR i rosję nie doczekali się od świata szczególnej uwagi, nie powstało też na ich temat wiele książek, filmów, spektakli czy dzieł sztuki.
Przygotowując program Gdańsk Miasto Literatury jako wieloletni plan zmiany społecznej, mieliśmy potrzebę nowej pespektywy i wzmocnienia nie dość dobrze słyszanych dotychczas głosów. Po 24 lutego 2022 roku pojawiła się konieczność przemyślenia naszych relacji z ukraińską kulturą. Tak powstał program Wolne Słowo, szukający głosu twórczyń i twórców z Ukrainy, które i którzy dają odpór dzisiejszym zbrodniarzom, a także dzieciom i wnukom nierozliczonych zbrodniarzy z przeszłości.
Dom Słowa
Nazwa programu odnosi się do charkowskiego Domu Słowa, który według koncepcji powstałej w latach dwudziestych XX wieku miał pełnić funkcję spółdzielczego domu literatów. Zbudowano go już w latach trzydziestych jako prezent Stalina dla ukraińskiego środowiska pisarzy. Ów gest miał zjednać Ukraińców po obraźliwej odmowie Maksyma Gorkiego, który nie zgodził się na tłumaczenie Matki na język ukraiński. Architektoniczny podarunek Stalina stał się instrumentem inwigilacji, miejscem, z którego zaczynały się represje, skutkujące wymordowaniem całej generacji nazwanej potem Rozstrzelanym Odrodzeniem.
W ostatnich latach historia Domu Słowa została podjęta przez ukraińskie środowisko twórcze. Tak jakby zbiorowo zrozumiano, że agresja, która rozpoczęła się okupacją Krymu i Ukrainy Wschodniej, jest kontynuacją sowieckich represji i konsekwencją przemilczenia tamtych ofiar. Kiedy w marcu 2022 roku rosyjskie wojska rozpoczęły ostrzał budynku Domu Słowa, tradycja terroru znowu obnażyła kły. (Chciałabym pójść za metaforą kłów, ale myślę jednocześnie o ciele zamordowanego Wołodymyra Wakułenki – pisarza dla dzieci, zidentyfikowanego w listopadzie 2022 w zbiorowym grobie w Iziumie – i zawodzą mnie wszystkie metafory).
Dom Słowa musi podnieść się z gruzów, podobnie jak stało się to z Lwim Zamkiem przy Długiej 35 w Gdańsku, zniszczonym w czasie drugiej wojny światowej przez Armię Czerwoną, a odbudowanym, jak część gdańskiego Głównego Miasta, na początku lat pięćdziesiątych. Do lat sześćdziesiątych XX wieku znajdowała się w nim siedziba Miastoprojektu, a potem na długie dekady, aż do marca 2022 roku, zagnieździły się organizacje animujące polsko-radziecko-rosyjską „przyjaźń”. Historia gdańskiego budynku jak w soczewce skupia problematykę Europy Wschodniej drugiej połowy XX wieku i jest skomplikowanym punktem odniesienia.
Rozbrojenie propagandowych narracji, które się w tym budynku wykluwały, polegać będzie na ich krytycznej analizie, nie tylko na szpachlowaniu ścian i dobraniu mniej sowieckiej kolorystyki. Pierwsze projekty w tej odzyskanej przestrzeni to refleksja na temat radzieckiej spuścizny w objętej wojną Ukrainie i krajach Europy Wschodniej. Nie stanowią próby wymazania czy też ukrycia toksycznego dziedzictwa imperium. Przeciwnie, podejmują próbę obnażenia jego mechanizmów, które nadal pozostają aktywne. Oto kilka przykładów.
Nowa perspektywa
Ołeksandr Burłaka stworzył dla Długiej 35 powieść graficzną Zona Supperta, która dzieje się w 2050 roku, a za punkt wyjścia ma Łuhański Instytut Organizacji Przestrzennej imienia Chrystyny Ałczewskiej, instytucję powołaną do racjonalnego podnoszenia się z ruin (podobnie jak niegdyś Miastoprojekt). Program z Łuhańska zakłada długofalowy wynajem mieszkań zamiast ich sprzedaży, gęstą siatkę ulic i sprawny transport publiczny.
Poeta i performer Jarosław Futymski, który od początku wojny nieomal zarzucił działalność artystyczną na rzecz odbudowywania domów zniszczonych przez rosyjskich okupantów, chodząc po Gdańsku, widzi głównie ślady wojny sprzed blisko osiemdziesięciu lat. Słyszy też fantomowe syreny, do których wróci w swojej pracy dla Gdańska.
Wykład Marii Tkaczenko o ukraińskiej socrealistycznej powieści produkcyjnej przyniósł wspomnienie o sposobach używania pisarzy przez aparat propagandy. Performans Tanzlaboratorium Niedościgniona katastrofa Łarysy Wieniediktowej, Ołeksandra Lebiediewa i Marjany Matwiejczuk to kontynuacja Dyktatury ofiary, powstałej w 2017 roku, w stulecie rozpętania komunistycznego terroru. Podczas trwającej wojny, nalotów, ataków artyleryjskich, podczas ekshumacji świeżych masowych grobów artyści nadal podejmują temat głębokiego wpływu „radzieckości” na ich i nasze życie. Dzisiejsze zbrodnie mają źródło w nierozliczonej spuściźnie Związku Radzieckiego. Takie to nasze pojałtańskie egzorcyzmy.
Dzięki projektom unikatowej instytucji ArtPole, tworzonej przez Myrosławę Haniuszkinę i Olę Mychajluk, które wraz z Tomaszem Sikorą przedstawiają muzyczno-wizualne działanie Nikt nie jest wyspą, wybrzmiewają w Lwim Zamku między innymi historie Mariupola i Krymu. Alevtina Kakhidze umożliwiła z kolei wirtualny spacer po zrujnowanym podczas okupacji Irpieniu w VR-owym filmie Inwazja 1, 2, 3. Jej rysunkowy dziennik prowadzony z podkijowskich Muzycz dokumentuje zmieniające się zagrożenia – od fizycznego ataku rosyjskich żołnierzy w marcu po dzisiejsze nieustające naloty i towarzyszące temu dyskusje ze światem kultury w internecie. Dominujący wizualnie w głównej sali Lwiego Zamku od listopada 2022 roku fresk Wołodymyra Kuzniecowa opowiada o międzynarodowej sieci wolontariuszy.
Projekty w Lwim Zamku bezpośrednio wiążą się z losem osób z Ukrainy. Prace te pozwalają rozruszać traumatyczny stupor niemożności zrozumienia siebie w obliczu tego, co się dzieje w Ukrainie. Płynąca z nich refleksja nie sprzyja zamykaniu się w prostej konstatacji. Tak jest z Obiektem dla Długiej 35 Jasi Khomenko, który powstał z odzieży przeznaczonej na pomoc humanitarną. Artystka widzi swoje ogromne płótno jako rodzaj kamuflażu, tkanina imituje zastaną architekturę wnętrza. To dyskretna ironia wobec konstruowania opowieści, wchodzenia w relacje z otoczeniem, ale także procesu planowania w warunkach niestabilności.
Nowe opowieści
Kultura nie jest ilustracją rzeczywistości. Ma jednak związek z przepływem zbiorowych pragnień i potrzeb. Gdański program Wolne Słowo ma na celu komunikację z wyzwaniami współczesności na płaszczyźnie kultury, która wchodzi w kontakt z pojęciami i wartościami niezamkniętymi jedynie w trybie deklaratywnym. Pierwsze kroki są trudne, ale kluczowy jest wysiłek włożony w komunikację. Żeby zmiana nie była wyłącznie nominalna, odbywa się w procesie spotkań, działań artystycznych, rozciąga się w czasie i z lekka powstrzymuje ostateczne nadanie ram i domykanie definicji tego miejsca. Ważne są także dyskusje z aktywistami i aktywistkami działającymi przeciwko szerokim, niejednokrotnie wzajemnie sprzecznym wpływom rosyjskiego miru w polskiej kulturze. A także z osobami prowadzącymi wydawnictwa od lat promujące ukraińską i białoruską literaturę. Rozmawiamy także o książkach, które właśnie teraz nabierają nowych znaczeń.
Pełnoskalowa inwazja rosji polega na zbiorowym i indywidualnym mordowaniu, bombardowaniu cywilnej infrastruktury, ale też na celowym niszczeniu ukraińskiej kultury i zaprzeczaniu jej istnienia przez propagandę. Wojna zmienia priorytety. Dotychczas używane języki przestają pomagać w nawigowaniu w potrzaskanej rzeczywistości. W czasie kryzysu zmieniają się układy odniesień również w przestrzeni kultury. Większość współczesnych twórców i twórczyń skupia się na swojej obywatelskiej roli, która polega na aktywnym pomaganiu Siłom Zbrojnym Ukrainy, a także poranionej fizycznie i psychicznie ludności. Wspiera i nagłaśnia potrzebę obrony życia ludzi i granic.
Skuteczne instrumentarium z zakresu sztuk wizualnych czy umiejętność kreowania dyskursu pozwala artystom budować różnorakie obrazy i narracje – także na użytek wewnętrzny. Wiele osób postanowiło jednak te gotowe narzędzia odłożyć. Tym bardziej że w XXI wieku mocno się zmieniliśmy i ciągle zmieniamy. Zwiększa się liczba osób, które są słyszane. A dzięki temu mogą się nie godzić na proponowaną w wizualnym obiegu syntezę ich losu. Można nawet, tak jak zrobiła to Kristina Berdynskykh, dotrzeć do zachmurzonego dziecka ze zdjęcia wykonanego po wyzwoleniu Chersonia, dowiedzieć się, że ma na imię Gleb, zapytać, co sądzi o fotografii, i usłyszeć, że wcale mu się nie podoba, bo na co dzień ten chłopczyk widzi się jako osobę waleczną i optymistyczną. Nie ofiarę. I to jest ważny komunikat, który płynie z Ukrainy.
A co do kultury rosyjskiej: niech pogrąży się w milczeniu i żałobie. Tylko to jej teraz przystoi, jest bowiem skompromitowaną bronią tej i poprzednich zbrodni. Porozmawiamy o niej, kiedy skończy się uprawiane w jej imieniu ludobójstwo.