Zostałem zaproszony do napisania tekstu na temat rosyjskiej propagandy strojącej się w piórka promocji kultury. Mam wrażenie, że mógłbym napisać książkę, dlatego skupię się na najważniejszych informacjach i aspektach praktycznych. Obserwowałem działania rosyjskich speców od propagandy, dokumentując wraz z innymi osobami działalność Rosyjskiego Domu, kilku księgarni internetowych oraz Fundacji Wspieram, która pasożytuje na polu kinematografii.
Po książkach ich poznacie?
Na wstępie warto zauważyć, że rosyjscy propagandyści, działając w Polsce, muszą dostosować swoje metody do odbiorców. Obok Ukraińców, którzy właśnie toczą wojnę, jesteśmy razem z Litwą chyba najbardziej antyrosyjskim narodem na świecie. Z tego powodu płynący do nas przekaz musi być modyfikowany. Można powiedzieć, że następuje swego rodzaju sublimacja putinowskich tez propagandowych. Nie dotyczy to tylko księgarni, które kolportują rosyjską śmieciową publicystykę bez żadnych upiększeń.
Najpierw weźmy się właśnie za księgarnie. Przede wszystkim są to podmioty, które sprzedają całą masę innych pozycji: literaturę piękną, poradniki, przewodniki itd. Może się więc zdarzyć, że człowiek szuka sobie spokojnie Czechowa, a tu się nagle wychyla Dugin. Na początku listopada 2022 roku w Warszawie miała się otworzyć fizyczna księgarnia sieci MNOGOKNIG, oferująca rosyjskie pozycje. W ofercie dostępnej w internecie można u nich znaleźć na przykład książkę obecnego ministra obrony Siergieja Szojgu. Oprócz tego każdy chętny może zamówić wysyłkowo całą twórczość Zachara Prilepina. To obecny członek Dumy Państwowej. Walczył w obu wojnach czeczeńskich i jako ochotnik zgłosił się na front w Donbasie, żeby zabijać Ukraińców. Ponieważ bardzo otwarcie negował prawo Ukrainy do niepodległości, w Unii Europejskiej został objęty sankcjami, więc dystrybucja jego książek jest z definicji zakazana. Dla najmłodszych przewidziano modele najnowszych rosyjskich czołgów i myśliwców do składania. Także te, które biorą udział w obecnej wojnie. Otwarcie placówki MNOGOKNIG zostało przełożone na późniejszy termin z powodu miniskandalu, który wybuchł głównie w internecie.
Inne księgarnie działają przede wszystkim w sieci i korzystają z pośrednictwa serwisu Allegro. Jedna z takich firm wyróżnia się szczególnie bogatą ofertą putinaliów – nazywa się Alfavita_eu. Wbrew nazwie działa jak najbardziej lokalnie, mają swój magazyn w Warszawie. Księgarnia oferuje wszystkie książki Aleksandra Dugina po rosyjsku, część po angielsku i polsku. Poza tym możemy przeczytać praktyczny podręcznik pt. „Denazyfikacja Ukrainy” (Денацификация Украины: страна невыученных уроков). Autor dowodzi w tej książce, wydanej jeszcze przed wojną, w 2018 roku, że sprawa Ukrainy została niedopilnowana i należy się nią pilnie zająć. Z jakim skutkiem Rosjanie się zajęli, widzimy codziennie w wiadomościach.
Znajomy próbował zwrócić uwagę serwisowi Allegro na problem dostępności rosyjskich książek propagandowych. Na razie niewiele wskórał. Odpisali, że nie chcą występować w roli cenzora i nie są instytutem historyczno-geopolitycznym. To dosyć kuriozalna odpowiedź, bo jednak każda platforma handlowa musi czasem wystąpić w roli cenzora. W końcu propagowanie nienawiści jest sprzeczne z naszą Konstytucją i jak najbardziej karalne. Z rozpędu chciałem napisać, że na Allegro nie sprzedają przecież literatury antysemickiej, ale to – niestety – nieprawda. Możemy na przykład kupić Protokoły Mędrców Syjonu nie tylko w krytycznym opracowaniu Janusza Tazbira, ale także niejakiego Radosława Patlewicza. Ten nieznany szerzej badacz przytacza wypowiedzi innych egzotycznych „naukowców”, którzy kompetentnie wyjaśniają, że przyczyną antysemityzmu jest zachowanie samych Żydów. Jak to się mówi w handlu: „klient nasz pan”. Co z tego, że rasista?
Zwalczanie takich księgarni wydaje się więc trudne, jeśli nie niemożliwe. Chociaż, wróć… Można przecież zgłosić to do prokuratury, co zamierzam zrobić niebawem. I tu pierwsza praktyczna rada. Jeśli – podobnie jak autora – drażni cię przechodzący pod oknem marsz pod hasłem „stop ukrainizacji Polski” albo spotkasz w ofercie księgarni tytuły wzywające do nienawiści na tle narodowościowym, zgłoś to do prokuratury. Procedura jest bardzo prosta. Wystarczy napisać mail do właściwej terytorialnie jednostki.
Subtelniej
Sprawa Rosyjskiego Domu wydaje się trochę trudniejsza ze względu na implikacje dyplomatyczne. W założeniu ta instytucja, finansowana przez rosyjski rząd, zajmuje się promocją kultury. Nie dajmy się jednak zwieść pozorom. W istocie trudnią się propagandą. Mieli placówkę w Gdańsku, ale ponieważ notorycznie nie wywiązywali się z opłat, wraz z wygaśnięciem umowy najmu zostali wyproszeni przez miasto z zajmowanego lokalu. Kontynuują swoją pracę w internecie. Druga filia mieści się w Warszawie, w odległości krótkiego spaceru od rosyjskiej ambasady. Też nie wywiązuje się z opłat, zaległości przekroczyły sumę miliona złotych.
Rosyjski Dom działa więc przede wszystkim w sieci – zarówno jako Rosyjski Dom w Gdańsku, jak i Rosyjski Dom w Warszawie. Metoda działania jest dosyć prosta. 95 procent ich działalności wygląda niewinnie. Opowiadają o pięknie Federacji, wystawach malarstwa, koncertach itd. Osobny dział stanowią odkrycia rosyjskich naukowców, które są zawsze niebywałe i wiekopomne. Co jakiś czas robią jednak wrzutkę, którą ich trolle mogą rozpowszechniać dalej. Jest to na przykład niezwykłe odkrycie z kwietnia, że w archiwum FSB odnalazły się nowe dokumenty w sprawie rzezi wołyńskiej. Nieważne, że jest to przypadkowy zbiór archiwaliów. Chodzi przecież o to, żeby grzać temat. Może uda się jednak zasiać ziarno niezgody między Polakami a Ukraińcami? Inny powtarzający się temat to tzw. dzieci Donbasu. Międzynarodowe i ukraińskie źródła szacują, że w Donbasie zginęło ponad 150 dzieci. Rosjanie w propagandzie na użytek wewnętrzny chętnie sięgają do tego tematu. W rosyjskiej telewizji dziennikarze o zabicie tych dzieci oskarżają Ukraińców. Mówią także o masowych grobach.
W postach Rosyjskiego Domu tematu masowych grobów co prawda nie znalazłem, ale nie badałem ich zasobów aż do spodu. W każdym razie naliczyłem kilkanaście postów o zmarłych dzieciach Donbasu. I tu można od razu wskazać, jak propaganda na polski użytek sublimuje przekaz: w postach najczęściej nie pada sformułowanie „zabili je Ukraińcy”. Rosjanie po prostu chcą się pochylić nad tymi niewinnymi ofiarami wojny, urządzić koncert okolicznościowy, dedykować piosenkę.
Kolejna metoda jest jeszcze bardziej subtelna. Możemy natrafić na posty-widokówki. Pokazują piękno przyrody, ale dość często nawiązują do piękna przyrody „rosyjskiego” Krymu. Albo Donbasu. Wtedy trzeba jednak pilnować, żeby używać właściwej z punktu widzenia propagandy nazwy – Doniecka Republika Ludowa. Z tej samej przyczyny dość często pojawiają się przepisy z kuchni tego regionu. Omawiając przepis na faworki, możemy wbijać do głowy Polakom, że Donbas był rosyjski jeszcze w prehistorii, a marionetkowe państwo stworzone przez Putina jest powszechnie poważane na arenie międzynarodowej.
Facebookowe archiwum postów Rosyjskiego Domu może być bardzo interesującym źródłem socjologicznym. Możemy natrafić na przykład na post z 28 lutego, kiedy długa na 30 kilometrów kolumna czołgów i pojazdów opancerzonych zbliżała się do Kijowa. Rosyjski Dom wrzucił wtedy przesłanie pokoju: „Absolutna większość współczuje z obecną sytuacją i wszyscy musimy się przyczynić do ustanowienia pokoju. […] Prosimy wszystkich, aby pozostali ludźmi i pamiętali, że ten świat zależy od tego jak będziemy się wzajemnie traktować! […] Pojawiają się doniesienia o łamaniu praw rodaków i dyskryminacja tożsamości obywatelskiej i narodowej za granicą”. Czyli Rosjanie apelują o pokój w trakcie własnego szturmu na stolicę niepodległego państwa i jednocześnie ubolewają nad tym, że nie spotykają ich na świecie przyjazne gesty. W dalszej części postu grożą, że będą wszelkie przypadki „dyskryminacji” rodaków zgłaszać do organizacji broniących praw człowieka. Post został opatrzony grafiką z gołąbkiem pokoju. Arcyciekawy jest również inny post z tego okresu. Rosyjski Dom w Warszawie nawet u nas informował swoich rodaków o możliwości ewakuacji z zagrożonych terenów w Donbasie. Post pochodzi z 20 lutego, trwały więc już przygotowania do inwazji na pełną skalę, a Rosyjski Dom, działając na terenie naszego kraju, wspierał te wysiłki na froncie informacyjnym.
Ostatnią kategorią są posty o tematyce humanitarnej. To szczególne kuriozum, bo bardzo często ich autorzy chwalą się tym, że Rosjanie odbudowują miasta albo pomagają szpitalom w Ukrainie. Znajdziemy więc informacje o tym, że budowlańcy z Petersburga obudowują Mariupol… Reklamują także rosyjskie organizacje pomocowe działające na świecie. Materiał wideo, co ciekawe, jest ilustrowany zdjęciami prawdopodobnie ze zbombardowanych miast w Syrii. Warto dodać: zbombardowanych przez samych Rosjan. Aż chciałoby się powiedzieć propagandystom z Rosyjskiego Domu, że Rosja nie musi nikomu pomagać. Wystarczy, że przestanie niszczyć i zabijać.
Rosyjski Dom stosuje czasem także propagandę w wersji hard. Jeden z postów prowadził do strony, gdzie została zamieszczona antyukraińska broszura dostępna we wszystkich ważnych językach świata, nawet w farsi. Nie będę powtarzał tez tego dokumentu – to były po prostu zebrane w jednym miejscu wszystkie możliwe kłamstwa na temat Ukraińców i rządu w Kijowie. Głównie oskarżenia o faszyzm i zabijanie Rosjan. Takie fałszerstwo na miarę wspomnianych wcześniej Protokołów Mędrców Syjonu. Propagandowa podkładka pod ludobójczą politykę, która się właśnie w Ukrainie odbywa. Dlaczego polskie władze nic nie robią z tym, że w naszym kraju i w naszym obszarze językowym działa czynnie ośrodek putinowskiej propagandy, to chyba temat na inny tekst.
Historia jak z filmu
Na koniec przejdźmy do szczególnie smutnego tematu, czyli działalności Fundacji Wspieram. Aż chce się zapytać – wspieram kogo?
Najpierw rys historyczny. Fundacja Wspieram i ich największe dzieło – Festiwal Filmów Rosyjskich „Sputnik” – została założona przez Piotra Skulskiego. Był on w 2010 roku kandydatem na prezydenta Warszawy z ramienia skrajnie nacjonalistycznej Partii Patriotycznej. To kanapowe ugrupowanie stanowiło bardzo dziwną zbieraninę, głównie niedobitków z Samoobrony. Wśród działaczy znajdował się także Bohdan Poręba, niesławny współzałożyciel stowarzyszenia „Grunwald”, czyli – koncesjonowanych przez frakcję moczarowców w PZPR – faszystów. To właśnie „Grunwald” odpowiadał za nagonkę antysemicką w Polsce i wydarzenia marcowe 1968 roku. Dziełem życia Piotra Skulskiego jest zaś popularyzacja rosyjskiej kultury. Przez lata funkcjonował jako impresario Chóru Aleksandrowa w Polsce. Zespół po aneksji Krymu śpiewał, że półwysep zajęli ludzie „uprzejmie niosący w dłoniach broń”. Kiedy krakowscy studenci podjęli protest, impresario Skulski odparł: „jeśli ktoś już chce protestować przeciw Rosji, niech idzie pod jej ambasadę”. Rosjanie lubią tworzyć (czy też infiltrować) skrajne partie na świecie. Nietrudno jest dodać dwa do dwóch.
Warto zauważyć, że działalność Fundacji Wspieram nie była szczególnie subtelna. Z jednej strony stwarzali wrażenie, że zajmują się odważnym rosyjskim kinem albo popularyzują polskie kino za granicą (poprzez międzynarodowy Festiwal Filmów Polskich „Wisła”), co jakiś czas jednak stawała się widoczna propagandowa fastryga. Nie chcę być posądzony o brak obiektywizmu, więc zacytuję dosłownie ze strony Fundacji Wspieram: „Tradycje festiwalu «Wisła» sięgają 2008 roku. Główna edycja «Wisły» odbywa się w Moskwie, następnie prezentujemy wybrane filmy w kilkunastu rosyjskich miastach, m.in. w Jekaterynburgu, Nowogrodzie Wielkim, Irkucku, Kaliningradzie, Krasnodarze, Krasnojarsku, Pietrozawodsku, Kazaniu, Orenburgu, Rostowie nad Donem, Soczi, Twerze. Festiwal Filmów Polskich «Wisła» organizujemy w następujących państwach: w Azerbejdżanie, Tadżykistanie, Uzbekistanie, Kazachstanie, Serbii, Chorwacji, Kirgistanie czy Białorusi”.
Interesująca popularyzacja polskiego kina, prawda? Najważniejsze jest bowiem, aby rozwijać kontakty naszych filmowców właśnie w Rosji, w byłych republikach, w prorosyjskiej Serbii. Polscy znakomici twórcy jeździli do tych krajów w towarzystwie ludzi z Fundacji Wspieram, czyli głównie Rosjan, zasiadali w jury, otwierali galę w Moskwie. Trzeba przyjąć, że robili to wszystko w dobrej wierze. No, może po roku 2014 i okupacji Krymu wygląda to trochę słabo, ale nadal chodziło o polskie filmy.
Fundacja tymczasem równolegle prowadziła swój najważniejszy projekt, czyli festiwal filmów rosyjskich. Znany krytyk filmowy Tadeusz Sobolewski napisał w 2010 roku tekst pt. Wstyd mi za jednego ze współorganizatorów „Sputnika”. Przytaczał w nim fakty związane z powiązaniami politycznymi Piotra Skulskiego. Po tym artykule Sobolewskiego i małej aferze, która wybuchła, Fundacja Wspieram schowała Piotra Skulskiego do szafy i wyciągnęła na wierzch Małgorzatę Skulską. Następnie organizowali festiwale rosyjskie rokrocznie, w zeszłym roku pokazali film o pięknie „rosyjskiego Krymu”, by w roku bieżącym nagle zmienić strategię. Ponieważ Rosja stała się niemodna, postanowili zorganizować festiwale Eurazja International Film Festival (Eurazja nie ma nic wspólnego z Rosją – twierdzi pani Skulska), festiwal Kino ze Wschodu, Festiwal Filmów Polskich „Wisła” i festiwal filmów polsko-ukraińskich. Tu im się jednak powinęła noga, bo przez odwagę grupy ukraińskich twórców sprawa przerodziła się w aferę.
Doktor Alina Potemska, graficzka, która zorganizowała protest, zwróciła uwagę na fakt, że prorosyjska fundacja dostaje gigantyczną dotację na polsko-ukraiński festiwal. Chodziło o 560 tysięcy złotych. Dla porównania: Międzynarodowy Warszawski Festiwal Filmowy dostał 400 tysięcy. Nastąpiła seria zwrotów akcji, dyrektor PISF wysłał insynuacyjną odpowiedź, którą podparł listą 30 twórców ukraińskich i białoruskich rzekomo popierających projekt Fundacji Wspieram. Dość szybko okazało się, że nikt z twórców o tym nie wiedział, nie popierał, a jedna z osób nie żyje od ponad 20 lat. Sprawa wyciekła do mediów. Środowisko filmowe musiało coś zrobić, więc w trybie przyśpieszonym i niejawnym wybrało dyrektora Śmigulskiego na drugą kadencję, łamiąc wszystkie procedury. Ciekawa reakcja na skandal.
Tymczasem na jaw wychodziły coraz bardziej niewygodne fakty. Najważniejszy z nich jest taki, że poseł Mariusz Błaszczak już w 2011 roku ostrzegał w interpelacji ówczesny rząd Platformy o tym, że Fundacja Wspieram jest finansowana przez Gazprom, jej założyciel jest antysemitą itd. Zacytuję tylko jeden fragment z tego pisma: „Wobec powyższego zwracam się do Pana Ministra z pytaniem: Dlaczego dochodzi do tak kompromitujących wpadek jak objęcie honorowym patronatem przez ministra kultury i dziedzictwa narodowego festiwalu o tak wątpliwej reputacji? […] Jakie kroki zamierza Pan Minister poczynić w celu uniknięcia na przyszłość podobnych kompromitacji ministerstwa, a tym samym, państwa polskiego?”.
To pytanie pozostaje otwarte, bo ówczesny poseł jest dzisiaj Ministrem Obrony, zasiada w ławach rządowych razem ze zwierzchnikiem PISF, ministrem Piotrem Glińskim. Mógłby więc adresować to pytanie do samego siebie i swojego kolegi. Od czasu tej ważnej interpelacji polscy podatnicy zasilali Fundację Wspieram rokrocznie sumami od kilkuset tysięcy do ponad dwóch milionów w tym roku, już po wybuchu wojny na pełną skalę. Warto zauważyć, że po okupacji Krymu w 2014 i nasileniu się działań propagandowych Federacji dotacje na prorosyjską fundację systematycznie się zwiększały.
Jest chyba dosyć jasne, że każdy, kto chciałby się zająć promocją rosyjskiej kultury jako organizator, uczestnik, widz, powinien się dwa razy zastanowić. Może wpaść w nieciekawe towarzystwo. Zasadne jest także pytanie, czy tej promocji po prostu na czas wojny nie zawiesić. Jak ktoś mądry trafnie powiedział: rosyjska kultura powinna chwilę odpocząć, zastanowić się nad sobą.