Artur Nowaczewski: czas telefonów stacjonarnych
wyjechać. najpierw na brzeg miasta i morza, do Jelitkowa
pod sterczyny mrozu w spacji listopada.
albo: wejść do klubu studenckiego o dziesiątej rano,
w lutym, kiedy skończy się zimowa sesja.
grać w pustej sali w bilard. iść do biblioteki i zastać ją
zamkniętą. iść do Tadeusza na Pomorską i nie zastać go.
pierwsze niepoważne zabawy z Koheletem,
czas telefonów stacjonarnych (czy zastałem Bartka?)
niektórzy powiedzą: wtedy tylko żyliśmy naprawdę;
można i tak – skostnieć w młodości; z roku na rok
być coraz bardziej sobą, a to przecież najbardziej boli –
brak zgody i nieziszczona nadzieja. jesteś na to gotowy, żuczku?
tak, jestem. ale jeszcze nie teraz.
Maciej Kotłowski: Następna stacja
Następna stacja Wejo śmierć.
Następna stacja Dynia śmierć.
Następna stacja Dansk śmierć.
Następna stacja Spot śmierć.
Podróż koleją skraca czas. Z powodu wypadku
śmiertelnego nastąpi opóźnienie w podróży.
Niebo jest niebieskim dnem od butelki
z żyłkami pleśni, gałęzi drzew. Popatrz na słońce
jak stary pirat, jak na stary print, a twoją papugą niech będzie śmierć.
Niech na imię ma Death.
Kosmos wypełnia lunetę z butelki,
bąbelkami galaktyk, procentami z gwiazd.
Jesteś dziecinnym grzebaczem w pamięci,
zaspanych chomików, łuszczących się plansz.
Kiedy przypadkiem znajdujesz poranek, albo on ciebie,
jak muszla szczeżui w gęstej Motławie.
Gdy w zmuleniu się czołgasz na brzeg.
I chrupie ci ścieg, i chrupie ci śnieg,
i chrupie ci zbieg, i chrapie ci skład.
Następna stacja ma na imię brak.
Małgorzata Osowiecka-Szczygieł: Song of remorse
W lipcu chodzimy bez niebieskiego światła
i chcemy więcej morza i mięsa.
W lipcu nocą pokal solo na parapecie,
a godziny palą w przełyk i biją,
bo ta noc jest pojemna. Gęsta
zawiesina w zatoce, martwe foki, Iwona bez jedynek w buzi, chcą zlikwidować Sebę,
ktoś tam wjechał i potrącił ciała w kolorze betonu, oni się trzęsą z falafelem w dłoni
wiecznie głodni, usiądź niżej,
tak jest wygodnie.
Wojciech Boros: „Palisz w oknie…”
Palisz w oknie, deszcz. Kropla miasta
znika na drugim końcu pętli.
Podobno tam jest inaczej, wiesz?
Tak mówili ci, którzy odjechali w zapach.
Ale jak wyjść z tego co tu? Z zespołem suchego oka
na zewnątrz, kupić bilet? Aplikacja przestała działać.
Oto odmowa dostępu, a Ty przecież chcesz na plażę
– z łopatką i grabkami.
Zapada się dzień. Leżysz na wznak,
a Twój prywatny projektor gwiazd mówi – zostań.
Coś pęka w powietrzu. Jest.