Wyobraź sobie Gdańsk za kilka dekad…
Brukowane uliczki Starego i Głównego Miasta powoli ustępują miejsca wodnym korytarzom, które jednym przypominają romantyczne zakątki niegdysiejszej Wenecji (teraz już zupełnie pogrążonej pod wodą), a dla innych są symbolem całkowitego zniszczenia ich dotychczasowego życia. Po podniesieniu się poziomu morza fale, bez trudu przetaczając się przez plaże, nie tylko zalewają Brzeźno, Przymorze, Jelitkowo czy Nowy Port, ale wnikają także między mury Śródmieścia. Woda na ulicach nie zostawia złudzeń, czym naprawdę jest żywioł. Dawne podtopienia, kiedyś budzące grozę, dziś bledną w pamięci. Mieszkańcy nie wspominają już z przerażeniem wydarzeń na Oruni w 2001 roku, kiedy Kanał Raduni utracił przepustowość, ani ulewy z 2016 roku, niszczącej tramwaje, nasypy, budynki, chodniki i centrum konsumpcyjnego życia – Galerię Bałtycką.
Delikatna nadmorska bryza zamienia się w huragan. Gwałtowny wiatr wdziera się w głąb lądu, nabierając niszczycielskiej siły. Zabytki uginają się pod jego naporem, a nowe inwestycje zamierają – żywioł nie pozwala na pracę. Gdy słońce nieubłaganie spala miasto, w wyspy ciepła zamieniają się nawet te miejsca, gdzie niegdyś panowała chłodna nadzieja. Z kolei zimą, kiedy termometry wskazują minus trzydzieści stopni, skuwany lodem Bałtyk przywodzi na myśl czasy, gdy na saniach można było podróżować do Szwecji. Właśnie te niepokojące wizje przyszłości inspirują do stworzenia dzieła literackiego, które odpowiedziałoby na nowe wyzwania i pomogło na nowo przemyśleć naszą rolę w świecie.
Przez dekady Trójmiasto inspirowało pisarzy i pisarki do snucia rozmaitych opowieści osadzonych w zmieniających się pejzażach społecznych i kulturowych regionu. W literaturze pojawiały się zarówno narracje o heroicznych zmaganiach i wielkich wydarzeniach historycznych, jak i proza codzienności – często oparta na pamięci, nostalgii i próbie oswojenia powojennej rzeczywistości. Szczególne miejsce zajęły narracje o zasiedlaniu Gdańska, Gdyni i Sopotu przez przybyszów z kresów – zmagających się z obcością tych miejsc, a jednocześnie tworzących fundamenty nowej lokalnej tożsamości. Równolegle rozwijała się literatura portowa i stoczniowa – zakorzeniona w przestrzeniach pracy fizycznej, ryzyka, męskiej solidarności i przemian gospodarczych. Wyodrębnił się nurt literatury morskiej, koncentrujący się na życiu marynarzy, rybaków, pracy na morzu i silnym związku człowieka z żywiołem Bałtyku. Mimo pozornej różnorodności wiele z tych tekstów obracało się wokół podobnych tematów i figur: bohatera wpisanego w bieg historii, miasta jako przestrzeni traumy lub odkupienia, morza jako granicy i wyzwania.
Powtarzające się motywy z czasem zaczęły tworzyć rodzaj zbiorowego mitu: Gdańsk utrwalił się jako symbol miasta wolności i oporu; Gdynia zyskała własną mitologię nowoczesności, pracy i morskiej dumy, a Sopot – przestrzeni rozrywkowej, chwilami nostalgicznej, chwilami dekadenckiej. Trzy miasta, trzy odmienne narracje, które nie zawsze trafiały do literackiego kanonu, ale na trwałe wpisały się w symbolikę Wybrzeża.
Wyobraź sobie powieść…
Nie powtarza ona schematów narracji o legendzie Solidarności, o rozliczaniu się z komunizmem ani nie eksploruje polsko-niemieckich napięć lub modernistycznych marzeń architektonicznych. W obliczu współczesnych wyzwań – kryzysu klimatycznego, antropocenu oraz dynamicznych przemian technologicznych – potrzebujemy opowieści, które przeniosą punkt ciężkości z tego, co nas dzieli, na to, co łączy nas jako ludzi z nami nawzajem oraz z innymi istotami współzamieszkującymi planetę. Zamiast tkwić w utartych schematach heroicznych zmagań czy historycznych rozliczeń narracje literackie powinny otworzyć się na wielogłosowość i inkluzywność, obejmując człowieka, środowisko, zwierzęta, rośliny, materię i technologię.
Trójmiasto jako całość wciąż czeka na taką opowieść, która przełamie dawne schematy i ukaże nieustającą przemianę świata. Posthumanistyczna perspektywa daje możliwość zobaczenia miasta jako przestrzeni pełnej życia – nie tylko ludzkiego, ale i innych współistniejących z nami bytów. Tymczasem współczesny człowiek często nie dostrzega tego bogactwa, widzi tkankę miejską przede wszystkim jako własną i wyklucza wszystko, co jawi się jako nie-ludzkie.
Powieść posthumanistyczna nie tylko ostrzegałaby przed skutkami katastrofy klimatycznej, ale przede wszystkim stawiałaby fundamentalne pytania o istotę ludzkiego bytu w świecie, gdzie granice między tym, co ludzkie i nie-ludzkie, zaczynają się zacierać. Mogłaby na nowo zdefiniować, kim są gdańszczanka i gdańszczanin – nie tylko jako osoby zamknięte pomiędzy przeszłością a przyszłością, lecz także jako współtwórcy i uczestnicy wielogatunkowej, inkluzywnej społeczności, zmuszeni do mierzenia się z nieuchronnymi przemianami, które odsłaniają nowe, często bardziej złożone i wielowymiarowe oblicze współczesnego świata – mniej utopijne, ale niepozbawione nadziei.
A teraz rzuć okiem na współczesną trójmiejską literaturę…
Zarówno ta osadzona w przestrzeni Trójmiasta, jak i tworzona przez związanych z Trójmiastem pisarzy składa się zróżnicowany pejzaż, w którym poszczególne miasta rozwijają własne tematy i style, choć często połączone wspólnymi motywami.
W Gdańsku ton nadali powieści Stefan Chwin, z jego głęboką refleksją nad pamięcią i tożsamością, oraz Paweł Huelle, kreujący świat, w którym historia splata się z legendą. Należą oni do najważniejszych głosów gdańskiej prozy. Ich twórczość pokazuje, jak historia miasta kształtuje wyobraźnię i świadomość zbiorową. Wśród gatunków popularnych szczególnie silna jest literatura kryminalna – Małgorzata Oliwia Sobczak łączy intrygę z psychologiczną analizą bohaterów, a Michał Wagner i Cyryl Sone wprowadzają czytelników w świat wymiaru sprawiedliwości, choć często traktują to z przymrużeniem oka. Równolegle rozwija się literatura obyczajowa, tworzona przez takie pisarki jak Magdalena Witkiewicz, Natasza Socha, Ewa Formella i Małgorzata Warda, które w swych powieściach skupiają się na codziennych relacjach, wyborach i przemianach bohaterów.
Sopot wyróżnia się jako przestrzeń o silnym charakterze artystycznym i liminalnym – jest miejscem spotkań kultury, sztuki i codzienności, a także refleksji nad tożsamością. W literaturze często staje się areną osobistych przemian, wewnętrznych rozpoznań, ale i odkrywania lokalnej pamięci. Dobrym przykładem tej tendencji są powieści Moniki Koszewskiej, w których pojawiają się autentyczne lokalizacje, które nie służą jednak budowaniu nastroju „pocztówki z kurortu”, lecz są przestrzeniami społecznych problemów. Sopot Koszewskiej to miejsce kruche i niejednoznaczne – piękne i zarazem pełne cieni, w którym bohaterowie konfrontują się z traumą, samotnością czy uzależnieniem. Z kolei Gabriela Danielewicz – kronikarka miejskiej pamięci – przywołuje dzieje mieszkańców, mikrohistorie ukryte w murach i przedwojennych elewacjach. Jej pisanie przywraca podmiotowość ludziom z marginesów wielkiej historii: przesiedleńcom, rzemieślnikom, sąsiadom, którzy po wojnie nadali sens temu „miastu z odzysku”. W tym ujęciu miasto staje się rodzajem archiwum. Wśród powieści związanych z Sopotem warto wymienić Grand Piotra L. Wiśniewskiego, prozę, która ukazuje dualizm miasta rozdartego między kurortowym blaskiem a bardziej mrocznymi, złożonymi realiami.
Gdynia jawi się jako przestrzeń literacka bardziej skoncentrowana na nowoczesności i współczesnym człowieku, z jego wyzwaniami i tożsamością. W prozie związanej z tym miastem pojawiają się głosy, które badają kondycję jednostki wobec przemian społecznych i technologicznych. Chociażby w reportażu Gdynia obiecana Grzegorz Piątek opowiada historię miasta, które w ciągu dwóch dekad – przeobrażając się z wioski rybackiej w „okno na świat” II Rzeczypospolitej – stało się symbolem ambicji i modernizacyjnego entuzjazmu. Piątek ukazuje Gdynię jako projekt państwowy i ideowy, jednak za fasadami kryły się napięcia społeczne, klasowe i etniczne. Mityczna „ziemia obiecana” wykluczała robotników, kobiety, mniejszości, ludzi bez koneksji i kapitału. W zupełnie inny sposób podejmuje temat miast peryferyjnych, rozchwianych między upadkiem a dziwną formą trwania, Zyta Rudzka. Choć nie nazywa miejsca akcji Gdynią wprost, to w takich powieściach jak Krótka wymiana ognia czy Tkanki miękkie da się wyczuć puls trójmiejskich dzielnic. Bohaterowie Rudzkiej noszą w sobie resztki minionego stylu, ale żyją w teraźniejszości, która nie umie się z nimi dogadać. U Rudzkiej nie ma miejsca na mit portowej dumy – są za to ciała, które się starzeją, rozpadają i próbują jakoś mówić „ja” wobec świata, który przestał słuchać.
Mimo tej różnorodności – z konieczności zarysowanej tu zaledwie pobieżnie – w całym Trójmieście zauważalny jest brak literatury, która odważnie i w pełni podejmowałaby wyzwania posthumanizmu, ekologii czy technologicznej transformacji. Tematy te pojawiają się raczej w formie powierzchownych nawiązań czy konwencji, nie zaś jako główne wątki powieści. Wciąż dominują tradycyjne narracje historyczne, społeczne i obyczajowe, choć pierwsze symptomy przesunięcia punktu ciężkości w stronę nowych, często trudnych wyzwań, już się pojawiają.
O co mi chodzi i czemu się tak czepiam?
Zacznę od przybliżenia pojęcia posthumanizmu. W dużym uproszczeniu jest to zespół koncepcji kulturowych, filozoficznych, naukowych, który podważa tradycyjny sposób patrzenia na człowieka jako pana i władcę wszystkiego. Z tej perspektywy ludzie postrzegani są jedynie jako część większej całości – żyją obok zwierząt, roślin, maszyn i systemów, mających własną historię i znaczenie. Posthumanizm redefiniuje ludzką tożsamość, na nowo opisuje relację człowieka ze światem, przyznając podmiotowość bytom nie-ludzkim, i na nowo stawia pytania o przyszłość tak widzianego uniwersum.
W przeciwieństwie do literatury wyrastającej z myśli posthumanistycznej tradycyjna literatura od wieków krąży wokół jednego typu bohaterów – nas samych. Opowiada o ludzkich – indywidualnych i zbiorowych – emocjach, zmaganiach, rozwoju, triumfach i klęskach… Wszystko inne, świat ożywiony i nieożywiony, jest jedynie tłem tych opowieści – natura scenografią, zwierzęta symbolami, a maszyny narzędziami. Ale czy może być inaczej, skoro książki pisane są przez ludzi (przynajmniej tak było dotychczas) o ludziach i dla ludzi? Więc gdzie tkwi istota problemu i czego się domagam od trójmiejskich autorów i autorek? Już odpowiadam – szukam literatury zadającej pytanie:
A co, jeśli człowiek wcale nie jest najważniejszy?
I wyobrażam sobie powieść, w której głównym bohaterem jest miasto, zwierzę, drzewo albo nawet kamień. Oczywiście nie w takim sensie, w jakim rozumiemy bohaterów tradycyjnej literatury – nie chodzi o antropomorfizację, o to, że kamień nagle zaczyna mówić ludzkim językiem i przeżywać ludzkie dylematy. Myślę raczej o tekście, w którym autor stara się oddać perspektywę kamienia jako bytu, jego sposób istnienia w świecie i wpływ na otoczenie. Brzmi dziwnie? Jak opowiedzieć historię z perspektywy kamienia? Chodzi o próbę uchwycenia jego trwania, powolnych zmian, interakcji ze środowiskiem. W takiej narracji czas płynie inaczej – nie w rytmie ludzkiego życia, ale w skalach geologicznych, ekologicznych czy biologicznych.
Filozofowie tacy jak Bruno Latour (współautor teorii aktora-sieci) czy Jane Bennett (twórczyni koncepcji sprawczości materii) argumentują, że świat składa się z różnych aktorów – zarówno ludzi, jak i nie-ludzi – którzy poprzez swoje istnienie działają, współtworząc rzeczywistość. Ta perspektywa eksponuje fakt, że drzewo nie stanowi elementu scenografii ludzkiego życia, ale aktywnie wpływa na ekosystem: pobiera wodę z gleby, dostarcza tlen, staje się schronieniem dla ptaków i owadów, reaguje na zmiany klimatu. Podobnie rzeka – kształtuje krajobraz, zmieniając swój bieg, erodując brzegi, wylewając się z koryta. Ważne są również relacje pomiędzy różnymi bytami. Pszczoły zapylają rośliny, dzięki czemu rodzą się owoce i warzywa. Jeśli pszczoły wyginą, brak miodu będzie tylko jednym ze skutków – wiele roślin przestanie istnieć, co wpłynie na zwierzęta, które się nimi żywią, a więc także na ludzi. Podobnie działa zmiana klimatu: gdy ocieplają się oceany, topnieją lodowce, a to prowadzi do podnoszenia się poziomu wód i do zmian pogodowych na całym świecie.
Jednak reorientacja literackich potrzeb i perspektyw to trudny i długi proces. W Polsce nie służy mu wiele elementów. Po pierwsze, najzwyczajniej w świecie traktuje się tutaj literaturę jako drogę ucieczki od rzeczywistości. Skomplikowanie posthumanistycznej narracji nie odpowiada na tę potrzebę. Po drugie, polska kultura z powodu wielu historycznych i kulturowych uwarunkowań wciąż jest silnie zakorzeniona w micie o wyjątkowej roli człowieka – to on ma zmieniać świat, a nie świat zmieniać człowieka. Trudno tu znaleźć przestrzeń dla maszyn czy zwierząt jako samodzielnych podmiotów. Zresztą wciąż dyskutujemy o podstawowych prawach zwierząt, a co dopiero mówić o literackim oddawaniu im głosu. Po trzecie, nie bez znaczenia jest również religia, odgrywająca w życiu polskiego społeczeństwa istotną rolę – według chrześcijańskiej wizji świata człowiek jest „koroną stworzenia”. Posthumanizm z definicji podważa przeświadczenie o tej wyjątkowości. Jest też – to po czwarte – prozaiczny powód, czyli pieniądze. Najlepiej sprzedaje się klasyczna fantastyka, dystopie i science fiction osadzone w znanych schematach fabularnych. Czytelnicy szukają mocnych bohaterów, wartkiej akcji, narracji, którą da się łatwo śledzić. Eksperymenty literackie, filozoficzne pytania o przyszłość człowieka i jego relacje z technologią czy naturą są trudne do zmonetyzowania zarówno dla pisarzy, jak i wydawnictw. Na posthumanistyczną prozę nie ma czytelniczo-wydawniczego popytu, więc też mało kto podejmuje się jej pisania.
Czy to znaczy, że powieść posthumanistyczna jest w Polsce bez szans?
Niekoniecznie. Skorupa powoli zaczyna pękać, a osoby autorskie sięgają po tematy przyszłości człowieka w zmieniającym się świecie. Zdarzają się rozwiązania lepsze i gorsze, należy jednak pamiętać, że to literatura wymagająca odwagi i eksperymentów – a te mają prawo się nie udać.
Najczęściej motywy posthumanistyczne dochodzą do głosu w literaturze fantastycznej – nie są jednak centrum narracji, lecz raczej subtelnymi adaptacjami, przeczuciami czy tematami pobocznymi. To właśnie tam literatura otwiera przestrzeń na przyszłe, pełniejsze opowieści. Jacek Dukaj w Perfekcyjnej niedoskonałości zastanawia się nad granicami człowieczeństwa, badając transhumanizm i wpływ technologii na ewolucję gatunku. Cezary Zbierzchowski w Holocaust F również podejmuje tematykę transhumanizmu, osadzając swą opowieść w świecie cyber-fantasy. Dynamiczna fabuła splata się tu z refleksją nad tym, czym jest człowieczeństwo, jak kształtuje się świadomość oraz jaka jest nasza zależność od biologicznej formy. Rafał Kosik w powieści Mars, osadzonej w konwencji science fiction, umieszcza posthumanistyczne wątki: ukazuje powielanie ludzkich błędów w nowym świecie, krytykuje dominację nad naturą i sugeruje istnienie nie-ludzkiej historii planety.
W literaturze pięknej również znajdziemy pierwsze symptomy. Julia Fiedorczuk w powieści Pod słońcem zajmuje się ludzką pamięcią i przeszłością, ale dodatkowo ukazuje los człowieka jako nierozerwalnie wpisany w rytmy i cykle przyrody. Sugeruje, że przetrwanie w zmieniającym się świecie wymaga od ludzkości nie tyle kontroli, ile zdolności do adaptacji, otwartości i zachowania płynnej tożsamości – elastycznej wobec wyzwań, jakie niesie środowisko. Z kolei Olga Tokarczuk w Prowadź swój pług przez kości umarłych nadaje zwierzętom podmiotowość i sprawczość – ukazuje je jako istoty świadome, znające swoje miejsce w świecie, a zarazem zdolne do działania, także tego wymierzonego przeciwko człowiekowi. Całość osnuta jest regionalnym mistycyzmem i astrologią, które odwołują się do alternatywnych form poznania – odrębnych od dominującej wiedzy Zachodu.
W nurcie literatury dokumentalnej Adam Wajrak podejmuje tematy złożonych relacji między ludźmi a zwierzętami oraz środowiskiem. Jego reportaże i felietony podkreślają, że człowiek nie jest centrum świata, lecz częścią większej sieci życia, w której wszystkie istoty mają swoje miejsce i wartość. Wajrak zwraca uwagę na konieczność przekraczania antropocentrycznego myślenia, zmuszając tym samym do redefinicji ludzkiej tożsamości i roli człowieka w świecie. Ilona Wiśniewska dokumentuje życie w surowych, arktycznych warunkach, skupiając się na Grenlandii i tamtejszych ludach rdzennych. Ukazuje, że to właśnie one jako pierwsze doświadczają skutków katastrofy klimatycznej, stając się swoistym ostrzeżeniem dla społeczeństw Zachodu. Jej prace pokazują, jak możemy się uczyć współistnienia ze środowiskiem, kultywować szacunek dla natury oraz rozważać ograniczenie technologii.
Czy na trójmiejskim podwórku pojawiają się zwiastuny zmiany?
A i owszem! Na przykład Gaja. Historia prawdziwa Barbary Piórkowskiej. Już na pierwszy rzut oka rezonuje z tą tematyką, ukazując świat po katastrofie klimatycznej oraz próbę przywrócenia życia na Ziemi. Choć trudno uznać Gaję za pełną realizację posthumanistycznych założeń, to autorka, znana ze swojego zamiłowania do natury, rzeczywiście podejmuje próbę wyjścia poza tradycyjne myślenie o świecie, włączając do narracji głos przyrody, kobiet oraz pamięć nie-ludzkich bytów. Opowieść Gai, snuta niejako spoza człowieka, stanowi pewne pęknięcie w antropocentrycznej narracji – sugeruje bowiem istnienie alternatywnych perspektyw, które nie są wyłącznie ludzkie. Jednak te pęknięcia nie prowadzą do pełnego zerwania z logiką ludzkiej dominacji. To wciąż człowiek decyduje, co i kto ma prawo przetrwać. Narracja skupia się na ludzkim doświadczeniu, przyroda nie zostaje podmiotem na równych prawach, a kobiety – jako strażniczki życia – nadal funkcjonują w tradycyjnym podziale: natura–kobieta, kultura–mężczyzna. Zamiast rzeczywistej redefinicji roli człowieka i przekroczenia granic gatunku, mamy tu raczej próbę pogodzenia ekologicznej troski z wciąż silnie zakorzenionym humanistycznym sposobem myślenia o świecie. Dlatego choć książka Piórkowskiej sięga po posthumanistyczną wyobraźnię, to nie wyzwala się z jej antropocentrycznych pułapek.
Interesująca na tle trójmiejskiej literatury jest również Emma Popik. Konsekwentnie eksplorowała granice między człowiekiem a technologią, podejmując tematy tożsamości, świadomości i redefiniując pojęcie człowieczeństwa. Jej Genetyka bogów, utwór z pogranicza powieści i publikacji quasi-naukowej, bawi się motywami dawnych cywilizacji, ich tajemniczych technologii i wpływu na współczesną ludzkość. Akcja została osadzona w świecie, gdzie granice między nauką a mistycyzmem się zacierają – wiele z dawnych wierzeń i mitów może mieć źródło w rzeczywistych, genetycznych modyfikacjach ludzi przez istoty przypominające starożytnych bogów. Fascynacja UFO i pozaziemskimi formami życia to istotny wymiar twórczości tej autorki. Wykorzystuje ona obecność obcych („bogów”) nie jako egzotyczny element science fiction, lecz jako metaforę Innego – radykalnie obcego, którego nie da się zrozumieć w znanych kategoriach poznawczych i etycznych.
Popik jednak nie odrzuca antropocentryzmu – człowiek wciąż jest centrum powieści – ale rozszczelnia jego granice, pokazując, że świadomość i podmiotowość mogą przybierać nowe formy. Pisarka zadaje również pytania o to, kim naprawdę są ludzie i jakie dziedzictwo noszą w sobie na poziomie biologicznym i duchowym.
Kiedy Trójmiasto doczeka się totalnej powieści posthumanistycznej?
Wtedy, gdy rodzime osoby piszące spojrzą na trójmiejski krajobraz i nie potraktują go wyłącznie jako scenografii wydarzeń. Gdy przestrzeń w ich opowieściach przemówi głosem nowych bytów: lasów oliwskich, martwych ryb w Zatoce, alg rosnących na plażach po sztormie, algorytmów sterujących ruchem w tunelu pod Martwą Wisłą, dzików spacerujących po Chełmie czy zanieczyszczonego Bałtyku. Gdy zaczną postrzegać wszystkie byty obecne w tkance miejskiej jako współbohaterów opowiadanych historii. Doczeka się również wtedy, gdy rodzime osoby piszące porzucą dominujące w trójmiejskiej prozie spojrzenie skupione na historycznych traumach, lokalnej tożsamości czy losie jednostki zanurzonej w społecznym chaosie. Zamiast tego zainteresują się patrzeniem w przyszłość, ukazaniem człowieka w relacji z innymi istotami – na przykład z ruchem portowym, mikroplastikiem w wodzie, ptactwem nad Wisłą Śmiałą i zepsutym systemem ściekowym w Nowym Porcie.
Trójmiasto ze swoją hybrydyczną tożsamością – rozpięte między morzem a lasem, między nowoczesnością a rozpadem, między turystyką a katastrofą klimatyczną – samo w sobie jest miejscem posthumanistycznym. Brakuje tylko osób, które potrafią się w to wsłuchać. Nie wystarczy pisać o przyrodzie – trzeba pisać z przyrodą, z technologią, z nie-ludzkim światem. Dopiero wówczas powieść z Trójmiasta przestanie opowiadać o rzeczywistości i zacznie ją współtworzyć – tak jak na to zasługuje literatura ery posthumanizmu.