Idąc do nocnego po kolejną flaszkę,
zobaczyłem podręcznik literatury polskiej
dla licealistów, był zmęczony bardziej
niż ja, leżał twarzą do ziemi, wyglądał
jak upadły anioł, Ikar albo człowiek, który
przytula się do chodnika, nieważne. Pomyślałem,
że jeśli go podniosę i ujrzę w indeksie nazwisk
– swoje, to zawrócę, jak Boga kocham, zawrócę
do domu (a musicie wiedzieć, że bywało się już
w podręcznikach). Podniosłem i nie znalazłem.
Chociaż mijam tę książkę co noc.