Paskal skradł serca głuptaków
rozsypał je po zmrożonym piasku
wiatr oprószył śniegiem
jest ofiarnie
siedzimy – on je wieczerzę
z papieru wyciąga bochen
papier szybuje latawcem
i wpada na fale
potem idziemy bez słowa
niby to naprzód
stawiamy kroki na piasku
blisko siebie
ziemia nie daje odpowiedzi
choć wpatruję się w nią
aż pieką powieki
a łzy moczą rękawiczkę
Paskal całuje na pożegnanie
tak mocno że czuję
niebieskie światło
Kasjopei
szczypie w policzki
a potem mówi jakieś
mądre zdanie
mała, że coś tam…
serca głuptaków
skrzą się bo mróz
obejmuje mnie teraz
w posiadanie