Od dupy strony: Nie zesraj się!

Ilustracja: Konrad Ponieważ
Ilustracja: Konrad Ponieważ

Kiedy zbliża się weekend, myślę tylko o tym, żeby się wyspać.
Kiedy zbliża się weekend, myślę tylko o tym, żeby się wysrać.

Te dwa zdania różni tylko jedna litera. „P” i „r” sąsiadują w alfabecie, ale na komputerowej klawiaturze są daleko od siebie, więc o pomyłce nie może być mowy.

W sobotnie, niedzielne i świąteczne poranki lubię poczytać w łóżku. Nie budzi mnie budzik, a jak się już sam obudzę, to nie wstaję od razu, żeby się umyć, ubrać, zjeść śniadanie i iść do pracy. Chyba że w którąś sobotę pracuję, wtedy wstaję i nie mam z tym problemu.

Nie mam też problemu, jeśli rano siadam do pisania, co niezbicie dowodzi, że pisanie to praca i nikt nie powinien mieć co do tego wątpliwości. Mógłbym więc zaczynać wolne weekendowe poranki od pisania. Wtedy być może by mi się zachciało, ale mi się nie chce.

Nie chce mi się w wolne soboty, w niedziele i święta. Od samego rana piszę tylko w dni powszednie, jeśli nie idę do pracy lub zaczynam ją później. Od razu po obudzeniu siadam wówczas do pisania i mogę pisać cały dzień. Żeby mieć cały dzień na pisanie, pracuję w soboty lub biorę urlop w pracy na etacie, bo pisanie jest moją najważniejszą pracą.

Czytanie nie jest moją pracą. Dlatego w wolne soboty, niedziele i święta czytam rano w łóżku. Uważam, że jest to jedna z najprzyjemniejszych czynności w życiu i nie zamierzam z niej rezygnować, nawet jeśli jej skutkiem ubocznym jest weekendowe zaparcie.

Wieczorem też czytam w łóżku, ale to nie to samo. Wieczorem czytam każdego dnia przed snem. Czasem dłużej, czasem krócej, zależy, jak bardzo jestem zmęczony i jak późno kładę się spać. Czytam, dopóki nie obudzę się z książką w ręku i nie zorientuję się, że spałem.

Czytam też po powrocie z pracy. Po tym, jak się przebiorę i zjem obiad, wyciągam nogi na kanapie, przykrywam je kocem i otwieram książkę, chociaż na parę minut, żeby się trochę uspokoić, złapać równowagę i dojść do siebie.

W weekendowy poranek, we własnym łóżku – jestem u siebie. Nie muszę nigdzie iść, chyba że chce mi się sikać, bo srać mi się nie chce przez całą wolną sobotę i niedzielę. Nie przeszkadza mi to za bardzo, aż do niedzielnego wieczora, kiedy to wybieram się na koszykówkę. Wtedy zwykle myślę, że mógłbym biegać szybciej, skakać wyżej i ogólnie może byłoby mi lżej.

Nie wiem, od kiedy tak mam. Nie pamiętam, czy wypróżniałem się w takim samym rytmie, kiedy byłem młody. Wtedy miałem to w dupie. Myślałem o innych rzeczach, które wydawały mi się naprawdę ważne: o książkach, muzyce, sporcie, o miłości, a najwięcej o seksie. Czyli też o dupach, które w młodości idealizowałem. Chciałem się do nich przytulać, całować je, pieścić i się z nimi kochać. Marzyłem o tym, by znaleźć tę jedną jedyną, a gdy się zakochałem, nie myślałem o tym, że ona robi kupę. Nie miało to dla mnie znaczenia.

Znaczenia nabiera to z wiekiem. Szczególnie ważne staje się, kiedy ma się małe dzieci. Wiem to od znajomych, bo sam pieluchy dziecku nigdy nie zmieniałem. Zmieniałem matce. Nie powinno to nikogo dziwić, tak samo jak nie zdziwi nikogo, jeśli napiszę, że ona zmieniała pieluchy mnie.

Cieszę się, że mogłem jej pomóc, i chociaż nie chciałbym, żeby ktoś mi zmieniał pieluchy, to czasami zastanawiam się nad tym, kto by to mógł być. Na razie próbuję sam sobie pomóc, stosując mieszanki ziołowe. Ta, którą piję teraz, zawiera odchody latającej wiewiórki. Kiedy się o tym dowiedziałem, przestraszyłem się i wydawało mi się, że wolałbym nie znać składu. Teraz już się z tym oswoiłem, podoba mi się spójność lekarstwa z dolegliwością i mam nadzieję, że receptura zadziała.

Tymczasem najlepiej działa jednak praca, choć podejrzewam, że tak naprawdę działa związany z nią stres. Denerwuję się, zarówno wychodząc do pracy na etacie, zleceniu, jak i siadając w piżamie do pisania, bo chciałbym, żeby to, co napiszę, dobrze się czytało. Nigdy wcześniej nie pisałem felietonu i boję się, że gówno z tego wyjdzie. Nie jestem pewien, czy pisanie od dupy strony pasuje do starań Gdańska o tytuł Miasta Literatury UNESCO, które – żeby nie było wątpliwości – zdecydowanie wspieram.

Tym bardziej chciałbym podkreślić, że temat srania jest i zawsze był obecny w literaturze. Jestem pewien, że powstały literaturoznawcze monografie na ten temat, których nie czytałem, więc nie będę o nich pisał. Z łatwością mogę jednak wymienić kilka książek poruszających ten temat, które znam i polecam. Choćby powieść Przechodząc przez próg zagwiżdżę, w której gdańska autorka Wiktoria Bieżuńska żenująco prawdziwie opisała obesrane spodnie ojca, ale również Niepokój przychodzi o zmierzchu Marieke Lucas Rijneveld, w którego książce (znów) ojciec w bardzo niepokojący sposób pomaga bohaterce cierpiącej na zaparcie (a może wcale nie cierpiącej, bo przecież ona sama decyduje, żeby to w sobie zatrzymać). Przychodzą mi też oczywiście na myśl książki starsze, wręcz klasyczne, na przykład Nieznośna lekkość bytu Milana Kundery, w której pojawia się problem przez wieki zajmujący mędrców kościoła: czy Jezus wydalał, ale też prawie wszystkie książki Charlesa Bukowskiego, który tego tematu nie unikał.

Wydaje mi się natomiast, że ja jeszcze nigdy o tym nie pisałem. Nie potrafię sobie przypomnieć ze szczegółami wszystkich wątków z moich (zaledwie) dwóch wydanych książek i kilku opublikowanych opowiadań, więc jeśli ktoś pamięta, że któryś z wymyślonych przeze mnie bohaterów srał, to bardzo proszę o telefon, wiadomość lub powiedzenie mi tego prosto w twarz. Bo jeśli nie, to oznacza, że moja twórczość jest daleka od prawdziwego życia. Mam nadzieję, że choć trochę zrehabilituję się, pisząc felieton na ten temat.

Temat ten pojawił się co prawda na jednym ze spotkań autorskich ze mną. Prowadziła je moja koleżanka pisarka, więc pewnie dlatego przyszła na nie jej przyjaciółka i kupiła Niepowinność, w której to książce tytuły rozdziałów mają formę zakazów, jakie dorośli zwykle kierują do dzieci, na przykład „Nie baw się!”, „Nie bij się!”, „Nie śmiej się!” itp. Kobieta ta podeszła do mnie po spotkaniu i poprosiła, żebym w spisie treści dopisał dla niej jeszcze jeden rozdział: „Nie zesraj się!”. Zrobiło mi się głupio. Po pierwsze, dlatego że sam na to nie wpadłem, bo to zdanie idealnie pasowałoby do schematu, który wymyśliłem. Po drugie, dlatego że po godzinie wymądrzania się na scenie doskonale zrozumiałem intencję tych słów. Lepiej bym tego nie ujął.

A jednak tu i teraz chciałbym tę dobrą (mimo wszystko) radę odwrócić i odczytać ją przewrotnie, właśnie od dupy strony. Piszę więc: „Zesraj się!”, życząc tego sobie i Wam. Bo zwyczajnie trzeba to od czasu do czasu zrobić, na przykład w formie pisanej: w pamiętniku, liście (rozważnie wybierając zaufanego adresata), opowiadaniu, wielotomowej powieści (patrz Karl Ove Knausgård), a nawet w felietonie.

Paweł Radziszewski

Paweł Radziszewski

Autor powieści Pomiędzy (2021) oraz Niepowinność (2022). Nominowany do nagrody Nowej Fantastyki im. Macieja Parowskiego w 2022 roku oraz do nagrody Książka Roku 2021 lubimyczytac.pl w kategorii debiut. Laureat Nagrody Czytelników Pomorskiej Nagrody Literackiej „Wiatr od morza” za 2022 rok. Przez wiele lat pracował w bibliotekach w Gdańsku i Gdyni.

udostępnij: