Warto, więc róbcie!

Ilustracja: Maciej Skalik

„Strona Czynna” jest niezależnym internetowym kwartalnikiem literackim, wydawanym przez zespół w składzie: Kamil Galus, Patrycja Sikora-Tarnowska i Maciej Skalik. Rozmawiam z dwiema trzecimi redakcji: Kamilem Galusem i Maćkiem Skalikiem. Kamil jest jednym z założycieli i redaktorów kwartalnika, sam również pisze i wydaje poezję. Mieszka w Gdańsku. Maciek dołączył do „Strony Czynnej” nieco później. Jest ilustratorem i poetą. Na co dzień mieszka w Zajączkach. Patrycja jest w „Stronie Czynnej” od października 2020 roku. Mieszka w Warszawie, opublikowała trzy tomy wierszy. Dotychczas pojawiło się siedemnaście numerów pisma, publikującego teksty w działach: „Poezja”, „Proza”, „Krytyka”, „Strona wolna”, „Rozmowy na stronie”.

Urszula Sikora: Dziękuję, że zgodziliście się na rozmowę. Pierwsze pytanie będzie skierowane do Kamila, ponieważ dotyczy początków „Strony Czynnej”. Opowiedz, proszę, jak to się zaczęło, kto był w pierwotnym składzie i skąd pomysł na założenie kwartalnika?

Kamil Galus: Trzeba się cofnąć do 2019 roku, a w konsekwencji do pomysłu, z którym później przyszedłem do chłopaków: Patryka Zimnego, Piotra Borkowicza, Iwo Sadeckiego i Przemysława Szczygła. To oni, razem ze mną, tworzyli pierwszy skład redakcyjny „Strony Czynnej”. Pomysł wziął się ze świadomości pewnego braku, który zauważyłem nie tylko w Trójmieście, ale w ogóle w północnej części kraju. Do tamtego czasu nie było tutaj pisma młodoliterackiego, które próbowałoby animować młodych twórców, wyciągać do nich rękę, zacieśniać więzi czy wręcz dopiero tworzyć środowisko. Z taką ideą startowaliśmy: dawać szansę debiutantom, rozwijać zainteresowanie literaturą w mniej tradycyjnej formie, nastawionej na młodość nie metrykalną, tylko w wyrazie. „Strona Czynna” powstała więc z konieczności. Chcieliśmy uniknąć sytuacji, w której ktoś nie dopuszcza nas do głosu w dyskusji o literaturze, zatem sami zorganizowaliśmy sobie przestrzeń do wypowiedzi. Jakub Pszoniak zaprojektował logo, a szatą graficzną kwartalnika – wówczas publikowanego jeszcze w formie PDF-ów – zajęła się Julia Boros. Dziś, kiedy Julii w „Czynnej” już nie ma, w nowej, internetowej odsłonie pisma wciąż można znaleźć ślad jej pracy – nazwy działów zaprojektowane graficznie właśnie przez nią.

US: Co skłoniło was, ówczesny skład, do podjęcia się tak trudnego zadania, w dodatku – nazwijmy sprawy po imieniu – pro bono? Przecież wydawanie pisma to nie godziny, lecz miesiące i lata pracy, w tym wypadku darmowej.

KG: Nie zakładaliśmy kwartalnika z myślą o zarobku. Na pewno chodziło o chęć podjęcia rękawicy. O bycie w dyskusji. O pokazywanie tego, co uznajemy za dobre i wartościowe. „Strona Czynna” od początku była dość eklektyczna, jeśli chodzi o to, co publikowaliśmy i publikujemy. Interesuje nas literatura, która przykuwa uwagę, zostawia ślad, jest oryginalna, niesie coś za sobą. Odżegnujemy się od wszelkich mód i prądów literackich. Liczy się to, co rzeczywiście wartościowe i godne zaprezentowania szerszej publiczności. W listopadzie „Czynna” skończy sześć lat, a ja wciąż mam poczucie, że jest potrzebna i swoje waży. Zresztą są historie, w których to właśnie „Czynna” połączyła ludzi.

Cieszę się, że możemy budować taką platformę, rozwijać ją i ciągle zaskakiwać. Zainteresowanie wciąż jest bardzo duże, a liczba nadsyłanych propozycji naprawdę imponuje. To, że robimy to pro bono, nie sprawia, że zależy nam mniej. Ale też trzeba pamiętać, że przede wszystkim jesteśmy żonami, mężami, matkami, ojcami. Mamy swoje obowiązki, chodzimy do pracy. Dopiero później jesteśmy piszącymi, a w jeszcze dalszej kolejności – redaktorami. A jednak „Czynna” zajmuje w naszym życiu ważne miejsce. Mimo trudności wiemy, że chcemy ją dalej prowadzić. Nawet jeśli, niestety, wciąż za darmo.

US: Kolejne pytania kieruję już do was obu. Opowiedzcie, proszę, jakie są wasze zadania w „Stronie Czynnej” i jak wygląda praca nad wydawaniem czasopisma literackiego online? Maćku, powiedz też, proszę, kilka słów o swoich początkach w kwartalniku: kiedy to było i co sprawiło, że chciałeś dołączyć do tego projektu?

KG: W tej chwili w „Stronie Czynnej” działamy we troje: Maciej, Patrycja Sikora-Tarnowska i ja. Przejście z PDF-a na stronę, którą zaprojektował dla nas Wojtek Górski, okazało się absolutnym game changerem. Zniknęło mnóstwo kłopotliwych zadań związanych ze składaniem numeru w całość. Teraz możemy szybko przeprowadzić redakcję, korektę i od razu wprowadzać zmiany, jeśli pojawią się błędy. Nie muszę chyba wyjaśniać, jak wyglądało to w czasach PDF-ów… Jeden błąd dostrzeżony po eksporcie, jedno przesunięcie i nagle cała lawina wykrzaczeń, a wraz z nią nasza narastająca frustracja. Dobrze, że to już za nami. Obecnie ogłaszamy nabory trwające równo miesiąc. Po spłynięciu propozycji robimy pierwszy odsiew, a z tekstów, które przechodzą dalej, podczas zebrań redakcji wybieramy te, które zostaną opublikowane. Niejednokrotnie zdarza się, że przekonujemy się do utworów, które na początku nie wszystkich siebie zjednywały. Zebrania bywają burzliwe: czytamy wiersze i prozę na głos, dyskutujemy nad ostatecznym kształtem numeru, rozważamy dodatki – takie jak fizyczna premiera, konkurs jednego wiersza czy inne pomysły, które akurat nam przyjdą do głowy. Najważniejsze jest to, że działamy jako kolektyw. Decyzje podejmujemy demokratycznie – zarówno w sprawie nadesłanych tekstów, jak i matronatów czy grafik.

Maciej Skalik: „Strona Czynna” działa jako kolektyw, więc zadania są najczęściej rozdzielane przy poszczególnych numerach od nowa. A że jesteśmy zdolnym, młodym i dynamicznym zespołem, każde z nas świetnie odnajduje się we wszystkich redakcyjnych obowiązkach. (śmiech)

Moje początki w redakcji sięgają numeru trzynastego, czyli 2023 roku. Nie znam dokładnie tej historii – Kamil zna – ale chyba coś nie zagrało graficznie i na Facebooku pojawiło się ogłoszenie, że „Strona Czynna” szuka kogoś do tego zadania, bo nie będzie publikacji. Był ciepły wieczór, siedziałem po robocie w bujanym fotelu, sącząc kawusię, scrollowałem FB i trafiłem na to ogłoszenie. Śledziłem rozwój „Czynnej” i ceniłem jej wcześniejsze numery, więc pomyślałem, że to projekt, w który chętnie się zaangażuję. Tym bardziej że obietnicą była praca kreatywna, którą uwielbiam. Wspomnę jeszcze, że grafiką na poważniej zajmuję się od 2014 roku. Odpowiedziałem na ogłoszenie, wysłałem portfolio i zapytałem, czy pasuje im moja kreska. Odpisali, że pasuje – i tak to się zaczęło. Na siebie, oprócz bieżących zadań, wziąłem obowiązek tworzenia głównych okładek (to te, które się wyświetlają przy poszczególnych numerach) – od trzynastego numeru. Jeżoperz z siedemnastoma kropkami na grzbieciku, symbolizującymi liczbę osób autorskich, oraz wędkująca krewetka to moje najświeższe wizje.

US: Ciekawi mnie, czy były (lub są) plany na wersję papierową. Próbowaliście lub próbujecie szukać sponsorów, stypendiów, nawiązywać współprace reklamowe? Jeśli tak – z jakim skutkiem? A jeśli nie – to dlaczego?

KG: Podejmowaliśmy próby zdobycia dofinansowania, ale udało nam się tylko raz, w czasie pandemii, kiedy zorganizowaliśmy premierę numeru w formie rozmowy z osobami autorskimi, nagranej w gdyńskiej Desdemonie. To nagranie wciąż można znaleźć na kanale Kultura na Wynos na YouTube. Okazjonalnie udaje nam się też pozyskać środki na organizację turniejów jednego wiersza. I to właściwie wszystko. Marzyła nam się wersja papierowa, ale w tej chwili jest to niemożliwe. Kiedy jednak dostajemy jakiekolwiek fundusze, staramy się przeznaczać je na honoraria, bo jesteśmy przekonani, że płacenie osobom autorskim to obowiązek. Teraz publikacja u nas nie wiąże się z żadną gratyfikacją. Też pracując bez wynagrodzenia, trochę usprawiedliwiamy się przed sobą i osobami autorskimi tym, że przynajmniej dajemy przestrzeń, w której ktoś może się zaprezentować. To jednak dalekie od ideału. Bardzo chcielibyśmy ten stan rzeczy zmienić, ale wiele zależy od samorządów i instytucji, które – trzeba to powiedzieć wprost – dotychczas raczej nas ignorowały.

MS: Z jednej strony wielkim marzeniem jest, żeby ta praca zaczęła być honorowana nie tylko fejmem, prestiżem i obcowaniem z literaturą współczesną – że tak pozwolę sobie boleśnie zażartować. Z drugiej zaś bardzo cenię naszą niezależność. W „Stronie Czynnej” we don’t give a single f**k. Z formą prawną, sponsoringiem, systemem stypendialnym zawsze wiąże się jakaś zależność.

US: Z czego jesteście najbardziej dumni, jeśli chodzi o „Stronę Czynną”?

MS: Dwie rzeczy sprawiają, że praca w „Czynnej” nie męczy. Wspomniane już niezależność i kolektywność. No i legendarny chat grupowy na Messengerze, o którym tylko wspomnę, żebyście wiedzieli, że jest. (złowrogi śmiech)

KG: Jestem dumny z tego, że wciąż istniejemy. (uśmiech) No i chyba też z tego, że mimo eklektyczności publikowanych u nas treści udało się wypracować pewien styl, którego wyróżnikiem jest świeżość. Niby wiadomo już mniej więcej, czego można się po „Stronie Czynnej” spodziewać, a jednak każdy numer przynosi coś nowego. Są debiutanci. Mam poczucie, że wszystkie dotychczasowe numery były mocne i interesujące, a to wcale nie takie częste u konkurencji. (uśmieszek) To oczywiście również zasługa osób, które na przestrzeni lat współtworzyły redakcję i ją wzmacniały – w prozie szczególnie Natalka Suszczyńska. No i chat na Messengerze.

US: Nad czym chcecie jeszcze popracować, co planujecie wprowadzić do waszego projektu?

KG: Dofinansowania bardzo pomogłyby nam w organizacji wydarzeń. Do tej pory musieliśmy liczyć na uprzejmość osób autorskich. A przecież nie każda z nich jest z regionu. Przyjechać na drugi koniec Polski, i to za darmo, bez zapewnionego noclegu, to coś znacznie więcej niż zwykła uprzejmość czy dobra wola. Mamy też kilka pomysłów na przyszłość. Na przykład własny festiwal literacki. Może kiedyś.

MS: Jeśli zapadłaby decyzja o stworzeniu osobowości prawnej, to na pewno chcielibyśmy zrobić coś, żeby móc płacić autorom honoraria.

US: Interesuje mnie, jak widzicie swoją rolę w dyskusji o literaturze w Polsce.

KG: Przyjmujemy jednoznaczne stanowisko: to osoby autorskie mają głos. To one decydują, co ma znaczenie, co warto pokazać, o czym mówić dzisiaj w literaturze. W końcu kto zrobi to lepiej niż one? My, wybierając konkretne propozycje, tworzymy przestrzeń, w której ich głos może zabrzmieć. Utożsamiamy się z nimi. W ten sposób manifestujemy swoją rolę i jednocześnie pokazujemy nasze stanowisko wobec całej dyskusji literackiej.

MS: Jesteśmy – jak ktoś nas kiedyś nazwał – czasopismem młodoliterackim. Nie mamy sztywnych ram, do których dopasowujemy przesłane teksty. Wychodzimy z założenia, że są różne języki poetyckie i prozatorskie. Jeśli są dobre, cieszymy się, że możemy być dla nich miejscem ujścia w świat. Myślę, że moglibyśmy się pokusić nawet o wiersz rymowany, gdyby był niezły.

US: Wspomnieliście już, że wcześniej kwartalnik był wydawany jako PDF, obecnie forma jego publikacji się zmieniła. Co stało za tą decyzją, a przede wszystkim – kto odpowiada za stronę graficzną pisma i samej strony internetowej? Przy okazji muszę ją pochwalić – używanie jej jest bardzo przyjemne!

KG: Dzięki! Uwielbiamy nową odsłonę www „Strony Czynnej” i nie możemy się nadziękować Wojtkowi Górskiemu. Projektowaniem okładek zajmuje się Maciek, a grafiki przy tekstach pochodzą albo z naboru, albo od autorów, z którymi współpracujemy bardziej na stałe. Odeszliśmy od PDF-a, żeby wejść w XXI wiek, i uważam, że to jedna z najlepszych decyzji, jakie podjęliśmy. Po raz kolejny chciałbym podziękować wszystkim, dzięki którym ta zmiana była możliwa. Projekt nowej strony został sfinansowany dzięki zbiórce typu na Patronite. Cieszymy się, że tak wiele osób nas wsparło. Dzięki temu mamy piękną platformę, intuicyjną i wygodną dla czytelników.

MS: To prawda, witryna wymagała aktualizacji. Wyobrażam sobie, jak Kamil z poprzednimi osobami w redakcji siadają do składania numeru docelowo ogłaszanego w PDF-ie, toż to karkołomny i bohaterski czyn. Myślę, że gdyby nie nowa strona, pismo mogłoby być dzisiaj na etapie wygaszania. Wprowadzona zmiana to był przełom, zdecydowanie. Po trzynastym numerze, pierwszym, w którego przygotowaniu brałem udział, jeszcze tylko jako grafik, nastąpiła prawie roczna przerwa. Po niej „Czynna” znowu się do mnie odezwała. Robili kolejny numer i pytali, czy chcę dalej z nimi współpracować, również w roli redaktora. Postanowiliśmy zrobić internetową zrzutkę i działać. Ogłosiliśmy nabór, prace ruszyły. Wrzuciłem ogłoszenie na grupy graficzne, było sporo zgłoszeń, ale nie obyło się bez niespodziewanych zdarzeń. Ktoś się wykruszył, ktoś zrezygnował. Ostatecznie projekt strony wykonał Wojciech Górski. Bardzo, bardzo cieszyliśmy się efektami. Mówiąc za siebie: w sumie cieszyłem się jak dziecko z nowej zabawki. Jeździłem sobie myszką, klikałem, śmiałem się do zmian kolorów na obrazkach.

US: A co dalej? Jakie nadzieje i marzenia wiążecie z kwartalnikiem?

KG: Mam nadzieję, że wystarczy nam zapału, by kontynuować tę działalność i rozwijać „Stronę Czynną”. Uwielbiamy pracę z tekstami, dyskusje o nich i to, jak ostatecznie wygląda owoc naszych starań. Wydanie nowego numeru to naprawdę świetne uczucie.

MS: Sądzę, że jest stabilnie. Wydamy jeszcze sporo numerów. Póki są w nas chęci. Na razie po cichu myślimy z Kamilem o jakimś wzmocnieniu składu. Sytuacja jest rozwojowa.

US: A teraz uwaga – trudne pytanie: Czy gdybyście już na samym początku wiedzieli, z czym przyjdzie wam się mierzyć – mówię o nakładzie pracy, o problemach, których nie dało się przewidzieć – to „Strona Czynna” i tak by powstała? Inaczej: Czy warto było szaleć tak?

MS: To raczej pytanie do Kamila. Od początku działalności poniósł chyba największe koszty. Jeśli chodzi o mnie, to mając tę wiedzę, którą mam po tym niedługim, ale intensywnym czasie zaangażowania w tworzenie „Strony Czynnej”, wszedłbym w to znowu, niemal w ciemno.

KG: Tak, warto.

US: Co powiedzielibyście raczkującym pasjonatom, którzy zabierają się do stworzenia pisma literackiego? Jaką radę moglibyście im dać?

KG: Jeśli zamierzacie stworzyć pismo literackie, róbcie to dla czytelników i autorów, a nie dla siebie. I może jeszcze jedno: nie oczekujcie – dawajcie.

MS: Róbcie!

US: A co z waszym osobistym rozwojem artystycznym? Czy zaangażowanie w „Stronę Czynną” wpłynęło pozytywnie na waszą twórczość, czy wręcz przeciwnie: odebrało wam zasoby niezbędne do pisania własnych rzeczy?

KG: W teorii każdy przeczytany tekst może inspirować i wpływać na drogę pisarską, poetycką. Nie wiem jednak, czy zaangażowanie w „Stronę Czynną” ma w tej kwestii aż tak duże znaczenie. Raczej nie. Dużo grzebię w tekstach, nie tylko w tych nadsyłanych, więc trudno mi to ocenić. Na pewno jednak nie odebrało mi to zasobów do tworzenia.

MS: Nie wiem, czy to nie zabrzmi krzywdząco, ale mam pewne rozróżnienie. Inaczej czytam teksty, które publikowane są w magazynach, a inaczej te ogłaszane w zwartej formie. Odnoszę wrażenie, że publikacja wierszy w książce jest w pewnym sensie poważniejszym przedsięwzięciem. Wymaga pracy wielu osób. Wtedy może bardziej stanowić źródło inspiracji. Chociaż oczywiście strach przed wpływem istnieje – zważywszy na liczbę wydawanych książek, w tym dobrej poezji. Jeśli chodzi o moje rzeczy, to mam raczej żółwie tempo. Debiutowałem w 2013 roku. W tym roku ma być druga książka, ale nie będę jeszcze zdradzał szczegółów. Wiersze piszę od czasów gimnazjum, ale nie czuję jakiejś potwornej presji związanej z publikowaniem, nie jest to moje jedyne zajęcie twórcze. Poezja w moim życiu i tak będzie obecna, po prostu ją lubię.

US: Jaki wiersz ze „Strony Czynnej” szczególnie zapamiętaliście?

KG: Na pierwszym zebraniu redakcji początkowo tylko ja chciałem opublikować wiersz Idy Dzik pt. ciało kapitału. Podobno to mój brawurowy odczyt przekonał resztę do publikacji tego utworu. Pomyślałem, że warto się tym pochwalić, bo rzadko ktoś mi mówi, że super coś przeczytałem. (śmiech)

MS: Podobał mi się wiersz Szymona Bryzka z numeru czternastego – „w ogrodach getta klasy średniej”.

US: I na koniec: czego byście sobie życzyli w polskiej literaturze współczesnej? Mówię zarówno o poezji, jak i prozie. Na co czekacie, jakiego zjawiska jesteście szczególnie ciekawi?

KG: Warto uważać na to, czego sobie życzymy. Skromnie odpowiem tak: chcę, żeby poezja, którą tak cenię, pozostała w undergroundzie. Żeby pozostała poezją, jaką znam – wolną, niezależną, bez papki i kompromisów. W prozie życzę sobie wydawców publikujących książki takie jak te w ArtRage czy Ha!art. I wreszcie Ossolineum z „Wygłosami”. Oby ta seria nigdy nie znikła.

MS: Trochę się śmiejemy, że mam boomerski gust. Chyba najbardziej lubię storytelling i metafizykę konkretu. Kamil i Patrycja mają inaczej. Przez takie redakcyjne konfrontacje odbiór tekstów jest żywy. To pewien fenomen, że będąc w redakcji we troje, jeszcze przed przerwą Patrycji, stawialiśmy na inne utwory. Myślę, że to dobre zjawisko, szczególnie w pracy ze sztuką pisaną. Nie ma miejsca na nudę. A na co czekam? Na jakiegoś zamaskowanego poetę wagabundę, który będzie wypowiadał dokładnie to, co czujemy. I będę czytał wiersze, i krzyczał co chwilę, że to to! To właśnie to!

Urszula Sikora

Urszula Sikora

Poetka, psycholożka w trakcie szkoły psychoterapii. Pochodzi z Gdańska. W 2023 roku wydała tomik poetycki „Trzynasty Miesiąc” (2023) w wydawnictwie WBPiCAK, który został nominowany do nagród poetyckich Silesius oraz KOS. Organizuje rozmaite wydarzenia kulturalne, na których najbardziej lubi tworzyć coś kreatywnego z innymi ludźmi.

Maciej Skalik

Maciej Skalik

Poeta, ilustrator. Autor książki Różne odcienie szarości (LiTWA, Częstochowa 2013). Laureat XXXI OKP im. Rafała Wojaczka w Mikołowie oraz XXXI Turnieju Jednego Wiersza.

udostępnij:

Przeczytaj także:

Taka robota Taka robota Taka robota
Maciej Jakubowiak

Taka robota

Zmęczone (fragment) Zmęczone (fragment) Zmęczone (fragment)
Daria Sobik

Zmęczone (fragment)