Obcy i astronom

Kadr z komiksu Jacka Frąsia „Astronom”
Kadr z komiksu Jacka Frąsia „Astronom”

Recenzja komiksu Jacka Frąsia Astronom (Wydawnictwo Wilk Stepowy, Elbląg 2023).

Niebanalny komiks Jacka Frąsia o Mikołaju Koperniku zatytułowany Astronom początkowo istniał w świadomości niektórych czytelników komiksowych jedynie za sprawą bardzo entuzjastycznej recenzji Jerzego Szyłaka, zamieszczonej w 37. numerze „Zeszytów Komiksowych”. Poza Szyłakiem nikt o niepozornym albumie wówczas nie słyszał i go nie zachwalał. Wsparcie ze strony autorytetu zapewne komiksowi pomogło, szybko jednak się okazało, że utwór Frąsia znakomicie broni się sam, i parę miesięcy później został uznany za najlepszy polski album 2024 roku na Międzynarodowym Festiwalu Komiksu i Gier w Łodzi.

Gdy publiczna instytucja wychodzi z inicjatywą wydania komiksu na jakiś temat, nie zawsze wynika z tego coś dobrego. Jest z pewnością lepiej niż kilkanaście lat temu, gdy opowieści obrazkowe służyły państwowym i samorządowym podmiotom głównie do popularyzowania wiedzy o wydarzeniach i postaciach. Dziś tego typu komiksy coraz częściej stanowią autonomiczne dobro i są wartościowymi dziełami artystycznymi. Jednak sięgnięcie po album stworzony na zamówienie to dla czytelnika zawsze ryzyko. W wypadku Astronoma zdecydowanie warto je podjąć – przede wszystkim dlatego, że celem przyświecającym jego autorowi (i zleceniodawcy, czyli Bibliotece Elbląskiej im. Cypriana Norwida) nie było edukowanie młodocianego odbiorcy w inny sposób niż za pomocą tradycyjnego podręcznika. Frąś komentuje i ustawia losy Kopernika (a w zasadzie ich niewielki fragment, bliższy końca życia astronoma) w szerszym kontekście oraz w osobliwy sposób nadaje im uniwersalność.

Wyrazem tej strategii jest już choćby konstrukcja świata przedstawionego i stosunek autora do odwzorowania realiów historycznych. Sześćdziesięciosześcioletni bohater zostaje ukazany w niewielkim wycinku czasowym, w momencie, gdy już opracował O obrotach (taki był pierwotny tytuł dzieła astronoma i tylko on pojawia się w komiksie), ale jeszcze nie podjął decyzji o publikacji rewolucyjnego i niebezpiecznego dla niego traktatu. W wydarzeniach stanowiących akcję komiksu bezpośredni udział biorą historyczne postaci: kochanka astronoma Anna Schilling, niemiecki uczony Joachim Retyk (Georg Joachim von Lauchen) czy biskup chełmiński Tiedemann Giese, a stosunki między nimi odpowiadają tym znanym z przekazów – Retyk przybywa do Kopernika do Fromborka, zainteresowany jego rękopisem, po czym obaj udają się w gościnę do zaufanego hierarchy. To zdarzenia udokumentowane w źródłach historycznych. U Frąsia inna jest jednak scenografia i epoka. Autor komiksu przenosi czytelnika do PRL-u. Jego astronom jest więc urodzonym w 1973 roku sfrustrowanym „obywatelem Kopernikiem Mikołajem”, którego inwigiluje Służba Bezpieczeństwa i którego świeżo nawiązany kontakt z obcokrajowcem z NRD (Retykiem) budzi podejrzenia. Bezpieka zbiera na uczonego haki, wyciągając sprawy obyczajowe (konkubinat) – działając trochę jak aparat autorytarnego państwa, a trochę jak władza kościelna, mająca zawsze do dyspozycji płonący stos.

Pomieszanie postaci wyciągniętych z XVI wieku z realiami schyłku wieku XX to nie wszystko. Rozciągnięcie czasowe ma tu jeszcze inne konsekwencje. Skoro urodzony w latach siedemdziesiątych Kopernik ma 66 lat, to akcja utworu dzieje się pod koniec lat trzydziestych XXI wieku – mimo że świat przedstawiony wygląda jak gierkowska Polska. Internetowi recenzenci z tego przesunięcia wyciągają wnioski, że w Astronomie został ukazany alternatywny świat, w którym komunizm z jakichś powodów nie upadł w XX wieku. To interpretacja wynikająca z realistycznego trybu czytania opowieści, ale można równie dobrze przyjąć, że pomysł Frąsia, z gruntu groteskowy, jest oparty na metaforze, i nie traktować realiów ściśle. Nie chodzi o to, żeby dopowiadać, co się stało w świecie opowieści (zwłaszcza że autor zupełnie nie skupia się na tym, jego świat po prostu jest), lecz o to, by zastanowić się, co dzięki takiej transpozycji da się powiedzieć o stałych cechach organizmów politycznych i ich stosunku do jednostki, niezależnie od epoki.

Innymi słowy – rozciągając PRL i nie wnikając w istotę tego rozciągnięcia, Frąś przenosi postawy, które pokazuje w swoim komiksie, na plan uniwersalny. Nieważne, czy to Frombork, Lubawa czy Elbląg epoki ostatnich Jagiellonów, czy Polska Gierka przemierzana dużym fiatem, czy jakaś nieznana przyszłość. Pewne zachowania zawsze budzą i budziły sprzeciw ze strony władzy (świeckiej, kościelnej, jakiejkolwiek innej), a także wiązały się z niebezpieczeństwem dla rewolucyjnych jednostek. Frąś ukazuje tu łatwość, z jaką różne siły polityczne wchodzą w rolę ciemiężycieli. W tym quasi-peerelu esbecja zajmuje pozycje kościelnych władz sprzed wielu wieków. To, że się dziś nie stoi tam, gdzie stało ZOMO, nie znaczy, że nigdy nie zajmie się lub nie zajmowało tej pozycji.

Z jednej strony w komiksie trójmiejskiego rysownika nastąpiła nowa kontekstualizacja postaci Kopernika i jego czasów, z drugiej – sam astronom, wyłysiały i zgorzkniały, został odarty z majestatu i zrzucony z pomnika. Frąś ukazał go w prozaicznych sytuacjach: jako zwykłego człowieka, mającego na co dzień przede wszystkim przyziemne cele, o których łatwo zapominać w odniesieniu do życia postaci znanych ze stron podręczników, nazw ulic czy banknotów. W tym sensie komiks staje się nie opowieścią o konkretnym wybitnym uczonym, ale o ludziach podobnej profesji, którzy – skazani na egzystencję w swojej epoce – często nie mieli na widoku wiekopomnych odkryć i ich upowszechnienia w pierwszej kolejności. Ani w drugiej, ani w trzeciej. Ważniejsze niż rewolucjonizowanie jest przecież bezpieczeństwo najbliższych osób i chwile spokoju przy domowym piwie. To nie są błahostki! To autentyczni ludzie, choć przykryci marmurem. Astronom to utwór, w którym została zaproponowana reinterpretacja kanonicznego wyobrażenia i wynikająca z niej refleksja, nie zaś powtórka materiału. I nie chodzi tylko o Kopernika, lecz o ogólną strategię przyjętą wobec ludzi uznanych za wielkich. Jako źródło wiedzy przydatnej na szkolnej kartkówce z życiorysu patrona szkoły komiks Frąsia zda się na niewiele, może raczej zachęcić do sięgnięcia po historyczne przekazy i zastanowienia się nad ich istotą.

Koncepcja świata przedstawionego – posklejanego z elementów i struktur zaczerpniętych z odległych od siebie rzeczywistości historycznych – kojarzy się przede wszystkim ze skeczem. Komizm można uzyskać przez samo zestawienie różnych płaszczyzn (by daleko nie szukać: stąd właśnie się bierze popularność umiarkowanie udanego serialu 1670). U Frąsia śmiechu jest niedużo; doceniając pomysł autora, można się zaledwie uśmiechnąć, bo to dość dyskretny i gorzki humor. (Niegdyś trochę podobnie czeski pisarz Egon Bondy skonstruował świat w powieści Szaman, przekładając kulturę państwa totalitarnego na społeczność epoki kamienia – do głównego bohatera przedstawiciele tamtejszej bezpieki zwracali się per „towarzyszu szamanie”). Ponadto o Astronomie nie da się nawet jednoznacznie powiedzieć, że został narysowany lekką kreską. Z jednej strony Frąś operuje delikatnym cartoonowym zniekształceniem, znanym zresztą z jego komiksu Totalnie nie nostalgia, z drugiej – poszarpane cieniowanie i ograniczona paleta barw dodają planszom upiorności i ciężaru. W Astronomie dowcip nie jest do końca komiczny, a lekkość na poziomie grafiki swoje jednak waży.

Przemysław Zawrotny

Przemysław Zawrotny

Krytyk i badacz kultury popularnej, a także wykładowca akademicki i redaktor książek. Prowadzi zajęcia o komiksie na Uniwersytecie Warszawskim, pisze o komiksie, literaturze i muzyce (kiedyś głównie „Lampa” i „Czas Kultury”, dziś „Zeszyty Komiksowe”). Lubi też grać na pianinie. Gdańszczanin z wyboru.

udostępnij: