Potrafił wykonać miecz
i olbrzyma, który nim włada,
rydwan ze złota
i konie, które zieją ogniem.
Nie potrafił łaskotać.
– Musisz jeszcze poćwiczyć –
mówiła żona. – Wróć do mnie,
gdy już obliczysz siłę nacisku
i kąt nachylenia palców.
Bóg milczał.
Swędziało go wspomnienie
tych słów, zszedł więc do kuźni
i wykuł psa: ciężki tułów z brązu,
stalowe łapy tej samej długości.
Żeby nie utykał.
Szorstką, niewprawną dłonią
łaskotał bóg psa
po twardym brzuchu,
a pies turlał się z łoskotem.
Nie wiedział, że ma być poważny.