Od dupy strony: Na brudno

Ilustracja: Konrad Ponieważ
Ilustracja: Konrad Ponieważ

Wrzesień. Uczniowie poszli do szkoły. Pierwszego – w czystych, białych koszulach, drugiego – z czystymi zeszytami w plecakach.
Nowy zeszyt jest doskonały. Ma parzystą liczbę stron, najczęściej zadrukowanych kratką lub liniami, które dzielą białą, papierową płaszczyznę na równe części. To układ symetryczny, proporcjonalny, przewidywalny, panują w nim równowaga i harmonia, których nie chce się zepsuć.

Pamiętam, że na początku każdego roku szkolnego starałem się. Uważałem, żeby linie, w większości krzywe, którymi kreśliłem litery i cyfry, trzymały się linii prostych porządkujących kolejne strony. W ten sposób starałem się wpisać w idealny świat szkolnego zeszytu. Jednak wcześniej czy później wychodziłem za linię lub robiłem inny błąd. Pół biedy, jeśli ołówkiem, bo mogłem to, co było źle, zetrzeć gumką i napisać od nowa – dobrze. Ale jeśli błąd zrobiłem długopisem, to nie dało się go poprawić bez śladu. W początkowych latach mojej nauki korektorów nie było, a kiedy już się pojawiły, to używanie ich w zeszytach szkolnych zostało zabronione. Błąd należało skreślić, najlepiej równiutko, od linijki, ewentualnie można go było zamazać długopisem, co zdarzało się i nadal zdarza mi się robić.

W miejscu błędu odruchowo zostawiam zagryzmoloną gęsto splątanymi liniami atramentową plamę, jakbym nie chciał, żeby ktokolwiek mógł zobaczyć, co napisałem źle. Nie wygląda to dobrze. Nie wyglądało też w nowym zeszycie. A najgorzej było, jeśli taki zrobiony długopisem błąd zdarzył się już na pierwszych stronach. I nie został spokojnie i estetycznie przekreślony, tylko zamazany w emocjach tak mocno, że od przyciskania długopisu w kartce zrobiła się dziura. Wiadomo, że taki zeszyt nie uzyska dobrej oceny. Jakby w robieniu błędów było coś złego. Chociaż podobno „człowiek uczy się na błędach”.

A gdyby tak pozwolić tej przysłowiowej mądrości popłynąć swobodnie meandrującym strumieniem świadomości daleko za linie, próbujące utrzymać wyobraźnię za kratkami szkolnych zeszytów, można by dojść do wniosku, że najwięcej nauczył się ten, kto zrobił najwięcej błędów. Przekreślonych, zamazanych, wytartych gumką czy ukrytych pod warstwą korektora – ważne, że poprawionych.

Bo „błędów nie robi tylko ten, kto nic nie robi”. Tak mógłby się tłumaczyć uczeń, który dostał pałę z dyktanda. Tylko co by to dało? Może dostałby szansę, żeby się poprawić, a może uwagę do dziennika, że kpi sobie z nauczyciela i nie podchodzi do lekcji wystarczająco poważnie.

Skoro w szkole każdy błąd obniża ocenę, jak uczyć się na błędach? Jest na to sposób, a mianowicie pisanie „na brudno”. Brudnopis to wspaniałe miejsce, w którym można pozwolić sobie na błędy, wypróbować różne pomysły i sprawdzić, jak najlepiej rozwiązać zadanie, napisać wypracowanie, opowiadanie, a nawet książkę.

Niniejszy felieton również był pisany „na brudno” i dopóki stanowił zbiór notatek, punktów i haseł spisanych na kilku kartkach, wymyślało mi się go i pisało z łatwością. Ale przyszedł czas, żeby stworzyć właściwy tekst, więc zacząłem skreślać, podkreślać, dopisywać wykrzykniki i znaki zapytania, gryzmolić i rysować strzałki mające połączyć myśli w opowieść o błędach, którą zapisuję teraz w komputerowym pliku. „Na czysto” – choć nie do końca da się to porównać z przepisywaniem rozwiązanego „na brudno” zadania do szkolnego zeszytu, bo co chwilę kasuję słowa, zdania i przenoszę całe akapity, poprawiając błędy stylistyczne i logiczne, podczas gdy błędy ortograficzne i literówki edytor tekstu poprawia za mnie, tak dyskretnie i szybko, że czasami nie zdążę się zorientować, że napisałem coś źle. Błędy, których nie skoryguję sam oraz te, które przegapi sztuczna inteligencja, z pewnością zauważy redaktorka moich felietonów, więc najprawdopodobniej przeczytacie tekst pozbawiony błędów i nigdy nie będziecie mieli możliwości sprawdzenia, jak wiele ich pojawiło się w trakcie jego pisania. Czy to dobrze?

Lubię pisać „na brudno”, swobodnie i bez lęku przed tym, że ktoś to przeczyta, doszuka się błędów i oceni. Jestem też zagorzałym zwolennikiem przepisywania. Niekoniecznie „na czysto”, bo nie bardzo podoba mi się idea jednej jedynej wersji ostatecznej, jest przecież tyle słów, które można ułożyć w tak wiele kombinacji zdań, akapitów, rozdziałów, opisujących niby to samo, niby równie dobrze, a jednak inaczej. Za każdym razem, kiedy czytam własny tekst, mam ochotę go zmienić, bo przepisywać można bez końca, a istotą tego procesu jest nie tyle poprawianie błędów, ile doskonalenie, zmierzanie w stronę ideału, którego nie sposób osiągnąć. Zdaję sobie z tego sprawę, co nie zwalnia mnie z obowiązku pisania najlepiej jak tu i teraz potrafię.

Ile razy trzeba przepisać tekst, żeby był wystarczająco dobry? Odpowiedzi są dwie: tyle, ile trzeba, lub tyle, ile się da, bo na przykład termin oddania felietonu do czasopisma już dawno został przekroczony i nie mam czasu przeczytać go i poprawić raz jeszcze, bo inaczej nie ukaże się we wrześniu. A na tym mi akurat zależy, żebyśmy razem z uczniami mogli wrócić do szkoły.

A w szkole liczy się to, co zostało napisane „na czysto”. Brudnopisy są, co prawda, zbierane przez nauczycieli na maturach, ale nie są oceniane. Zastanawiam się, co się z nimi dzieje. Czy po wystawieniu ocen nauczyciel wyrzuca je do kosza, czy są przez jakiś czas przechowywane, a może trafiają do jakiegoś archiwum, które jest świadectwem tego, jak młodzi ludzie uczą się na błędach. No i najważniejsze: czy ktoś te brudnopisy czyta? A jeżeli tak lub nie – to czy powinien?

Na początku starań Gdańska o tytuł Miasta Literatury UNESCO odbywały się spotkania, na których lokalne środowisko literackie zastanawiało się, co robić. Jednym z omawianych pomysłów było gromadzenie archiwów gdańskich literatów, w tym rękopisów. Na to spotkanie nie poszedłem. Przyznaję, że zbagatelizowałem temat, a wręcz chciało mi się śmiać z tego, że szacowna instytucja kultury będzie przechowywała w ciemnych piwnicach sterty zakurzonej makulatury w postaci odręcznych gryzmołów pisarzy i pisarek, zbiory papierzysk, do których nikt nigdy nie będzie chciał zajrzeć.

Popatrzyłem wtedy na własne „rękopisy”, czyli pomysły, plany i fragmenty tekstów, które zapisuję na odwrocie jednostronnie zadrukowanych kartek, podkradanych z pracy, w liczbie stron przynajmniej trzy razy większej niż objętość tekstu przepisanego „na czysto”. „Rękopisów” tworzę więc dużo, a jednak nie miałbym czego do archiwum Domu Literatury oddać, bo po skończeniu każdego opowiadania, felietonu czy rozdziału rytualnie przekreślam odręczne zapiski, rwę kartki na kawałeczki i wynoszę je na śmietnik z uczuciem ulgi i zadowolenia, że coś udało mi się skończyć. Obawiam się, że jeśli miałbym je zbierać dla przyszłych pokoleń, to świadomość, że ktoś kiedyś mógłby do nich zajrzeć, sprawiłaby, że pisałoby mi się jeszcze trudniej. Bo moje „rękopisy” to bezpieczne papierowe miejsce, w którym mogę zapisać co tylko przyjdzie mi do głowy, każdy najnaiwniejszy, najbanalniejszy i najbardziej niedorzeczny pomysł.

Jeśli pozwolimy sobie spojrzeć – jak zwykle w tym cyklu felietonów – „od dupy strony” na „rękopisy”, to zobaczymy w nich „brudnopisy”. Mimo że jedno słowo jest szlachetne i sugeruje coś bardzo cennego, a drugie – rzecz niemającą większej wartości, którą bez żalu można wyrzucić, to ja wolę „rękopisy” traktować jak „brudnopisy”, w których można sobie pozwolić na błędy. „Błądzić jest rzeczą ludzką”, ludzie myślący zaś – a więc również czytający, a już na pewno piszący – czasami błądzą myślami. Od tego zaczyna się każda opowieść. Potrzebna jest jeszcze tylko czysta kartka i można zacząć pisać. Jak? Najlepiej metodą prób i błędów, nie bojąc się błędów w sztuce.

Być może zrobiła się z tego felietonu czytanka na lekcję języka polskiego o związkach frazeologicznych ze słowem „błąd”, ale to dobrze, bo jest wrzesień i z tej okazji miało być przecież o szkole. Nie zamierzam jednak nikogo pouczać ani nauczać. Jeśli chcecie, to sami się uczcie – na przykład na błędach.

Na przykład na moich, bo na koniec przyznam się do błędu, i to ortograficznego. W mailu, którym wysłałem moją powieść jako propozycję wydawniczą do Wydawnictwa SQN, chcąc się podlizać i odrobinkę zażartować, napisałem: „Pomiędzy to powieść obyczajowa w stylu Jakuba Małeckiego, którego prozę uważam za bardzo dobrą, więc jak zżynać, to z najlepszych”. Niestety, dopiero po wysłaniu wiadomości coś mnie tknęło i sprawdziłem, że „zrzynać” w tym kontekście powinno być napisane przez „rz”. Zawstydziłem się i zmartwiłem, przekonany, że nikt mojej książki nie przeczyta, uznawszy, że autor, który wysyła wiadomość z ortografem, nie umie pisać. A jednak dostałem pozytywną odpowiedź z propozycją umowy i książka została wydana. Nigdy nie spytałem w wydawnictwie, czy ktoś zwrócił na to uwagę. Kiedyś to zrobię, jak tylko poczuję się na tyle pewnym siebie pisarzem, żeby przyznać się do błędu.

Paweł Radziszewski

Paweł Radziszewski

Przez wiele lat pracował w bibliotekach w Gdańsku i Gdyni. Autor powieści Pomiędzy (2021) oraz Niepowinność (2022). Nominowany do nagród: Identitas 2024, Nowej Fantastyki im. Macieja Parowskiego w 2022 roku oraz Książka Roku 2021 portalu lubimyczytac.pl w kategorii debiut. Laureat Nagrody Czytelników Pomorskiej Nagrody Literackiej „Wiatr od morza” za 2022 rok.

udostępnij:

Przeczytaj także:

Od dupy strony: Na plaży Od dupy strony: Na plaży Od dupy strony: Na plaży
Paweł Radziszewski

Od dupy strony: Na plaży

Od dupy strony: Z przyjemnością Od dupy strony: Z przyjemnością Od dupy strony: Z przyjemnością
Paweł Radziszewski

Od dupy strony: Z przyjemnością

Od dupy strony: O spotkaniach autorskich Od dupy strony: O spotkaniach autorskich Od dupy strony: O spotkaniach autorskich
Paweł Radziszewski

Od dupy strony: O spotkaniach autorskich

Od dupy strony: O brandzlowaniu się literaturą Od dupy strony: O brandzlowaniu się literaturą Od dupy strony: O brandzlowaniu się literaturą
Paweł Radziszewski

Od dupy strony: O brandzlowaniu się literaturą

Od dupy strony: Wymarzona praca Od dupy strony: Wymarzona praca Od dupy strony: Wymarzona praca
Paweł Radziszewski

Od dupy strony: Wymarzona praca

Od dupy strony: Ile to jest warte? Od dupy strony: Ile to jest warte? Od dupy strony: Ile to jest warte?
Paweł Radziszewski

Od dupy strony: Ile to jest warte?

Od dupy strony: Nie zesraj się! Od dupy strony: Nie zesraj się! Od dupy strony: Nie zesraj się!
Paweł Radziszewski

Od dupy strony: Nie zesraj się!