Dotychczas moje ścieżki nie prowadziły do Gdańska, więc zaproszenie, które otrzymałam w ramach działalności projektu Gdańsk Miasto Literatury, okazało się miłym wyzwaniem i przyjemnym odkryciem. Nawet nie podejrzewałam, że dzisiaj to nowy Amsterdam, tylko ludzie są tu dużo sympatyczniejsi, a kawa tańsza i o wiele smaczniejsza. Poza tym Gdańsk dzielą od Królewca tylko dwie godziny drogi jazdy samochodem, co wyjaśnia natłok Rosjan*, którzy spacerują po tutejszych ulicach, głośno komentując swoje zakupowe zdobycze. W świetle tego sąsiedztwa inicjatywa zapraszania ukraińskich artystów i rozmowy bez pośredników są nadzwyczaj istotne.
Pokaz naszego filmu Ukraińscy szeryfowie i rozmowa z reżyserem Romanem Bondarczukiem zebrały kilkadziesiąt osób – tak Polaków, jak i Ukraińców. Wcześniej nie uświadamiałam sobie, jak ważne dla naszych rodaków i rodaczek jest podtrzymywanie kontaktu z domem. Ten kontakt pozwala im wyobrazić sobie powrót, nawet jeśli ich rodzinne miasta są teraz pod okupacją.
Ukraińscy szeryfowie to nasz ulubiony film dokumentalny. Żeby go zrealizować, na kilka lat przeprowadziliśmy się z Romanem i reżyserem dźwięku Borysem Peterem do wsi Stara Zubrijiwka i mieszkaliśmy w letnim domu moich rodziców.
Natchnęła nas wspólnota tej wsi. To, jak mieszkańcy spotykali się w domu kultury za każdym razem, kiedy trzeba było podjąć ważną decyzję. Jak wspólnie omawiano rozstrzygnięcie, jak otwarcie głosowano – widzieliśmy praktyczne zastosowanie demokracji bezpośredniej. Wójt Wiktor Maruniak, historyk z wykształcenia, wytłumaczył, że to ich nieprzerwana tradycja. Kiedyś mieszkańcy Starej Zubrijiwki wypływali w morze, byli rybakami, a w czasach radzieckich nie pozwolili założyć u siebie kołchozu. Dlatego też nie zanikła tu praktyka wolności.
Policja rzadko przyjeżdżała do wsi, pojawiała się, kiedy przychodziło zawiadomienie o nieboszczyku. Na kradzieże czy zwykłe awantury w ogóle nie reagowali. Trzeba daleko jechać (nie ma na benzynę), trudno się zorientować gdzie, wieś jest porozrzucana na piaszczystych diunach, nie ma map ani tabliczek z numerami na budynkach. Wszystkich mieszkańców trzeba znać osobiście. Stąd właśnie pomysł, żeby rolę wiejskich szeryfów powierzyć miejscowym: Wiktorowi Krywoborodkowi i Wołodymyrowi Rudkowskiemu.
Wiktor i Wołodia zostali naszymi przewodnikami po życiu Starej Zubrijiwki, w którym rozgrywało się wiele codziennych dramatów: w nocy ktoś rozbił okno i ukradł z szopy sprzęt AGD, robotnik wyłamał zamek w drzwiach farmerowi, który był zarazem jego pracodawcą. Ktoś inny chodził po wsi z siekierą, grożąc przechodniom.
Jednak zimą 2023 roku staliśmy się świadkami próby przewrotu politycznego. Prorosyjscy separatyści zaczęli organizować wiejską wspólnotę, obiecując zniesienie podatków i wyprowadzenie „swoich poddanych” spod jurysdykcji państwa ukraińskiego, proponując w zamian status pozapaństwowych „suwerenów”. Wydawali „suwerenom” paszporty, a nawet prawa jazdy. Udało im się zwołać powszechne zebranie wsi, podczas którego usiłowali ustanowić swoją władzę. Na szczęście większość aktywnych mieszkańców zaproponowała separatyście udział w najbliższych wyborach i uczciwą konkurencję z aktualnym wójtem.
Od tego czasu przestaliśmy robić komediowy film o kradzieży sprzętu AGD i zajęliśmy się dokumentowaniem mikrokosmosu – w skali całego kraju – w którym mieszkają śmiali i kochający wolność ludzie, a jednocześnie działają prorosyjscy separatyści. W wielu innych wsiach i miastach na wschodzie Ukrainy takim separatystom udało się rozbić wspólnoty, rozpowszechnić bzdury o wielkości Rosji i wspólnej szczęśliwej przyszłość oraz przygotować grunt pod aneksję.
W ukraińskich mediach jeszcze dziesięć lat temu podstawową narracją na temat południa była jego rosyjskojęzyczność oraz depresja trawiąca region. Nasze rozpoznanie podczas robienia zdjęć do filmu udowodniło, że na południu rozmawiają po ukraińsku, ludzie są dalecy od depresji i nie czekają na żadną Rosję. Przeciwnie, idą bronić Ukrainy, kiedy dostają wezwanie do wojska. Z tą poprzednią narracją było coś nie tak.
Nasza wieś pod rosyjską okupacją – pokryta jest wojskowymi umocnieniami, pełna żołnierzy, którzy zachowują się wobec miejscowych jak wobec chłopów pańszczyźnianych: odbierają im majątek, wymagają zezwoleń na przemieszczanie się między punktami kontrolnymi. Rosjanie wyznaczyli do kierowania wsią krewną separatysty, który występował w naszym filmie. Jej praca polega teraz głównie na występowaniu w rosyjskich filmach propagandowych, opowiadających o tym, jak przed budynkiem wiejskiej administracji wieszano rosyjską flagę albo jak we wsi częstowano starszych ludzi kaszą z kuchni polowej. Jednak nawet w takich warunkach znajdowali się odważni, którzy prowadzili wojnę partyzancką, przekazując informacje o rozmieszczeniu wojska siłom ukraińskim czy nawet organizując działania dywersyjne.
Nasi szeryfowie są na froncie, a Wiktor Maruniak cudem zdołał się uratować po tym, jak rosyjskie służby specjalne poddały go torturom. Ich domy zostały zajęte przez okupantów, podobnie jak dom moich rodziców.
Na pokazie w Gdańsku zapoznaliśmy się z dziewczyną ze Starej Zubrijiwki – jej rodzice tam zostali. Płakała, kiedy opowiadała, jak im się teraz żyje. Ale wszyscy umówiliśmy się, że przy pierwszej okazji wrócimy, żeby objąć bliskich, odbudować domy i nakręcić drugą część Ukraińskich szeryfów.
Jeszcze jedna myśl nie dawała mi spokoju, kiedy spacerowałam po pomieszczeniach biura projektu Gdańsk Miasto Literatury. Myślałam, że przyjdzie czas, kiedy otworzymy podobne centrum kultury ukraińskiej w wyzwolonej Jałcie. Tam też będzie księgarnia z ukraińskimi książkami, ściany zostaną oddane współczesnym ukraińskim artystom i fotografom. Będzie tam sala spotkań i wymiany myśli dla aktywnych mieszkańców. Będą też projekcje, dyskusje przy kawie i zapach Morza Czarnego płynący z nabrzeża.
Z całego serca wierzę, że tak będzie.
*Od redakcji: Wbrew subiektywnemu zdaniu autorki natłoku Rosjan w Gdańsku nie ma. Mieszkańcy miasta pamiętają ich liczną obecność sprzed lat około dziesięciu, która stopniowo malała – wraz z zamknięciem małego ruchu granicznego, a następnie w wyniku ograniczeń po wybuchu wojny w Ukrainie w lutym 2022 roku. Jak podaje GUS, w drugim kwartale 2024 roku do Polski wjechało 0,15 mln Rosjan, a przekroczenia granicy polsko-rosyjskiej wynosiły 0,3% ogólnego ruchu na wszystkich granicach Polski.