Na Osieku, przy nieistniejącym dzisiaj odgałęzieniu kanału Raduni, w 1699 roku powstał Dom Dobroczynności. Ten unikatowy obiekt przetrwał zawirowania dziejowe, zmiany granic i niszczycielskie wojny. Stoi dokładnie w tym samym miejscu już od 323 lat. Jego zabudowania, chociaż uszkodzone podczas działań wojennych (do dzisiaj zachowała się tylko część z nich), to wyjątkowy w skali miasta przykład siedemnastowiecznej architektury.
Ostaniec
W 1945 roku zniszczono ponad 90 procent zabytkowego śródmieścia Gdańska. Niezwykle emocjonalny obraz tamtych wydarzeń odmalował w Blaszanym bębenku gdański noblista, Günter Grass:
Główne Miasto, Stare Miasto, Korzenne Miasto, Stare Przedmieście, Młode Miasto, Nowe Miasto i Dolne Miasto, budowane łącznie ponad siedemset lat, spłonęły w trzy dni (…). Żuraw był z drzewa i płonął szczególnie pięknie. Na ulicy Spodniarzy ogień kazał sobie wziąć miarę na wiele par uderzająco jaskrawych spodni (…). Tylko budynek Zachodniopruskiego Towarzystwa Ubezpieczeń od Ognia z czysto symbolicznych względów nie chciał spłonąć.
Dzielnice oddalone od centrum, takie jak Oliwa, Wrzeszcz czy Orunia, uniknęły całkowitej zagłady.
Odbudowa Gdańska wcale nie była oczywistą kwestią. Wśród licznych propozycji pojawiała się również taka, aby dawnego śródmieścia w ogóle nie wznosić z ruin, lecz zbudować centrum nowego miasta bliżej stoczni. Inni postulowali odbudowę najważniejszych obiektów i stworzenie parku albo zachowanie fundamentów, dzięki czemu siatka ulic stałaby się pomnikiem umarłego miasta. Jednak w końcu zdecydowano się na odbudowę Głównego Miasta. Prace nie polegały na rekonstrukcji Gdańska sprzed 1945 roku w skali 1:1 – za zabytkowymi fasadami kryją się modernistyczne budynki, zrezygnowano z oficyn, skrócono kamienice. Mimo to Gdańsk zachował swój genius loci, wyczuwalny zarówno przez mieszkańców, jak i przez turystów.
Mniej szczęścia miały pozostałe części Śródmieścia, takie jak Stare Miasto czy Stare Przedmieście: tutaj odbudowano jedynie najważniejsze obiekty, obok nich wyrosły zaś modernistyczne osiedla, często niwelujące dawną siatkę ulic. Ale to właśnie w tych miejscach, nieco oddalonych od Długiego Targu i Neptuna, możemy znaleźć ślady autentycznego, dawnego Gdańska – kompleks Domu Dobroczynności i Sierot.
Dla sierot, ubogich i żebraków
Pod koniec XVII wieku dwóch gdańskich urzędników, Fabian Michael Harder i Daniel Wolff, opracowało koncepcję budowy obiektu przeznaczonego dla miejskich żebraków, sierot i dzieci najuboższych mieszkańców Gdańska. Kompleks wzniesiono na Osieku, zaraz przy odnodze kanału Raduni. Pracami budowlanymi kierował miejski budowniczy Barthel Ranisch, który najprawdopodobniej odpowiadał również za projekt wszystkich zabudowań. Prace nie trwały długo, a Dom Dobroczynności rozpoczął działalność już w 1699 roku.
Dzieciom zapewniono edukację oraz opiekę kaznodziei. Przede wszystkim zdobywały umiejętności, które mogły się przydać do znalezienia pracy po opuszczeniu murów zakładu. Odmiennie podchodzono do wykształcenia dziewczynek i chłopców – dziewczynki często pracowały jako służące w domach mieszczan, chłopcy szukali zatrudnienia jako najemna siła robocza albo w warsztatach rzemieślniczych.
Nieco inne cele przyświecały władzom w kwestii żebraków. W Domu Dobroczynności mogły się znaleźć osoby zdrowe i zdolne do pracy. W 1788 roku postanowiono przenieść dorosłych mieszkańców zakładu w inne miejsce. Wskazywano, słusznie zresztą, że przebywanie żebraków i dzieci w jednym kompleksie nie służyło odpowiedniemu wychowaniu sierot. Utworzono więc nową instytucję – Instytut Ubogich – który początkowo mieścił się przy ulicy Sierocej, a w 1823 roku został przeniesiony do funkcjonującego nieopodal – naprzeciwko Domu Dobroczynności – Domu Poprawy. Dzisiaj w tym miejscu stoi budynek Muzeum Poczty Polskiej w Gdańsku. Od końca XVIII wieku w Domu Dobroczynności mieszkały tylko dzieci.
Przy Sierocej zakład funkcjonował aż do 17 listopada 1906 roku, kiedy to przeniesiono wychowanków do nowej siedziby we Wrzeszczu, przy ulicy Stefana Batorego 26. Władze miejskie nie miały pomysłu na wykorzystanie nowożytnych budynków. Dawne zabudowania początkowo służyły jako magazyn, później swoją siedzibę znalazł w nich Gdański Ośrodek Informacji i Opieki Przeciwgruźliczej. Po pierwszej wojnie światowej przebudowano cały kompleks i urządzono w nim mieszkania komunalne, i taką funkcję dawny Dom Dobroczynności pełnił aż do XXI wieku.
Dobroczynność po gdańsku
Odkąd powstały miasta, w ich strukturze funkcjonowali „ludzie luźni”, wypchnięci poza społeczny margines: włóczędzy oraz żebracy zabiegający o pomoc mieszczan. W średniowiecznych miastach Kościół wskazywał na rolę miłosierdzia, czyli bezinteresownej pomocy. W najbiedniejszych dostrzegano Chrystusa, więc bogaci, dzięki dobrym uczynkom, mogli jednocześnie zadbać o swoje własne dusze. Najpopularniejszą formą pomocy była jałmużna. O tym, jak ubóstwo splotło się z religią, świadczyło również powstanie zakonów żebraczych w XIII wieku. Należeli do nich franciszkanie i dominikanie, którzy mieli utrzymywać się właśnie z datków wiernych.
Takie podejście do ubogich z czasem się zmieniało. Prawdziwą rewolucję w tej kwestii przyniosła Reformacja, która przemodelowała religijny aspekt ubóstwa. Marcin Luter wystąpił przeciwko żebrakom, a odpowiedzialność za ich los złożył na barkach władzy świeckiej. Jego poglądy szybko znalazły w Gdańsku wielu zwolenników i ostatecznie w połowie XVI wieku luteranizm stał się dominującym wyznaniem w mieście. Zgodnie z naukami Lutra Rada Miejska przejęła wiele religijnych prerogatyw Kościoła, w tym opiekę nad ubogimi.
W tamtym czasie wydano rozporządzenia, które miały uregulować status żebraków oraz formy udzielanej im pomocy. Pierwsza ordynacja pojawiła się już w 1525 roku. Próbowano w pewien sposób sformalizować ubóstwo; tworzono spisy, a urzędnicy mieli badać przyczyny nędzy (inaczej traktowano żebraków, którzy nie byli zdolni do pracy, a inaczej tych, którzy naruszali porządek społeczny, popadając w swój stan na przykład z powodu alkoholizmu czy hazardu).
Gdańskie władze były przede wszystkim odpowiedzialne za „swoich” żebraków, dlatego walczono z włóczęgami z obcych stron, napływającymi do wielkiego, bogatego miasta. Niechcianych żebraków usuwano z miasta, a tym, którym wsparcie się należało, wydawano specjalne odznaki żebracze uprawniające do pozostania w mieście i otrzymywania pomocy. Wizerunek dwójki żebraków – kobiety i mężczyzny – uwieczniono na portalu szpitala Świętego Ducha (przetrwał do dzisiaj). Starano się także zadbać o ich sprawy duchowe. Specjalni wójtowie żebraczy mieli dbać, by ich podopieczni raz w tygodniu wysłuchali kazania.
Powstało wiele nowych instytucji, które miały zająć się opieką nad potrzebującymi. Niezwykle ciekawym zjawiskiem było pojawienie się w miejskich świątyniach i ważnych miejscach „bożych skarbon” – składane do nich datki miały być potem rozdzielane przez władze. Na ulicach Gdańska można było spotkać osoby prowadzące kwesty.
Nadzór nad skarbonami sprawowali specjalnie wybierani do tego celu zarządcy. Ich rola przekształciła się z czasem w całkowicie nową instytucję, która przyjęła nazwę Urzędu Dobroczynności (Spendamt). Jego działalność opierała się na pieniądzach ofiarowanych przez mieszczan i to właśnie zarządcy tego urzędu byli odpowiedzialni za inicjatywę powstania Domu Dobroczynności i Sierot (początkowo Spendhaus, później Spend- und Waisenhaus).
Wcześniej, bo w 1629 roku, powstał wspomniany już Dom Poprawy (Zuchthaus). Kierowano tutaj do przymusowej pracy ludzi, którzy w mniemaniu władz dzięki resocjalizacji przez pracę i edukację mieli szansę wrócić do funkcjonowania w miejskim społeczeństwie. Do tej grupy należeli między innymi włóczędzy, prostytutki i cudzołożnicy. Po opuszczeniu Zuchthausu wydawano im dokumenty poświadczające odbytą naukę.
Mieszkańcy Domu Poprawy nosili specjalne ubiory, które różniły się kolorami w zależności od popełnionych wykroczeń – stroje zielone oznaczały drobne przewinienia, ciemnoszare większe. Kobiety stanowiły około 30 procent wszystkich osadzonych.
Trafiały tu również osoby na wniosek swoich rodziców bądź pracodawców, zbiegła służba czy krnąbrne dzieci. Opiekunowie musieli uiścić stosowną opłatę. Powody osadzenia w instytucji mogły być nawet niezwykle błahe, na przykład palenie tytoniu, nieobyczajne zachowanie czy absencja na nabożeństwach.
Kiedy w 1788 roku powstał Instytut Ubogich, wciąż działały dawne szpitale, które często miały jeszcze średniowieczne rodowody. Jednak przypominały raczej przytułki dla najbardziej potrzebujących, gdzie mieszkały osoby starsze, chore, ale również osierocone dzieci, niż współczesne placówki medyczne. Szczególnym miejscem był lazaret znajdujący się przy Bramie Oliwskiej. W jego murach najbiedniejsi gdańszczanie mogli uzyskać pomoc medyczną bez konieczności uiszczenia opłaty. Mimo że ciężar pomocy ubogim przejęły władze świeckie, to aspekt religijny był wciąż niezwykle istotny, dlatego też instytucje dobroczynne wynajmowały protestanckich kaznodziejów.
Chociaż XIX wiek przyniósł wiele zmian społecznych i politycznych, w tym włączenie Gdańska w granice państwa pruskiego, nadal finansowano wiele dawnych instytucji. Dom Poprawy i Instytut Ubogich, których pensjonariusze od 1833 roku zamieszkali w Dworze II przy Polankach, połączyły się w Zakład Pracy i Ubogich, funkcjonujący aż do 1945 roku. Część dawnych szpitali ostatecznie przyjęła funkcję przytułków, jedynie lazaret stał się miejscem diagnostyki i leczenia chorych.
(Nie)wesołe życie dziecka
W przeszłości podejście do dzieci oraz dzieciństwa znacznie różniło się od współczesnych standardów. Chociaż rodzina była najważniejszą komórką społeczną, to śmiertelność wśród rodzących kobiet i noworodków była wysoka. W ciągu pierwszego roku życia, w zależności od pochodzenia oraz regionu, śmiertelność dzieci wynosiła powyżej 50 procent. Jeżeli dziecko przeżywało ten krytyczny okres, to szybko rozpoczynało pracę lub edukację. Wśród kobiet wielkie żniwo zbierało zakażanie połogowe, zwane również gorączką połogową – czyli infekcja wywołana bakteriami.
Dzieciństwo nie trwało długo, nastolatki często były traktowane na równi z dorosłymi. Nie rozumiano zmian psychicznych związanych z okresem dojrzewania, dlatego też zachowania naganne w oczach dorosłych traktowano jako grzech.
Idee Reformacji zmieniły sposób myślenia o dzieciach. Rada starała się roztoczyć opiekę nad najmłodszymi. W 1541 roku powstał Dom Dziecka i Sierot przy ulicy Elżbietańskiej, gdzie sieroty i półsieroty otrzymywały dach nad głową, opiekę medyczną oraz podstawową naukę. Wśród podopiecznych znajdowały się również podrzutki, samotne matki często decydowały się na ten desperacki krok. Wychowankowie opuszczali mury instytucji po czternastych urodzinach. Dla niemowląt przeznaczono mamki.
Przywilej królewski nadany przez Zygmunta II Augusta zrównywał w prawach dzieci wychowane w Domu Dziecka z dziećmi z „prawego łoża”. Dzięki temu ściągnięto z dzieci społeczne piętno. Co więcej, przywilej był obwarowany prawnie: za znieważanie dzieci groziła kara wysokiej grzywny, a nawet rok więzienia. Te przywileje zostały później rozszerzone na nieletnich wychowanków Domu Dobroczynności i Sierot.
W dawnym społeczeństwie akceptowalną formą dyscyplinowania młodzieży (oraz służby) była przemoc. Biorąc pod uwagę statystyki, dzieci miały większe szanse na przeżycie poza murami instytucji dobroczynnych niż wewnątrz nich. W latach 1740–1749 zaledwie 8 procent wychowanków Domu Dziecka osiągnęło czternaście lat. Powodem tak wysokiej śmiertelności były przede wszystkim choroby zakaźne, ścisk panujący w instytucjach, obniżona odporność i warunki sanitarne. Kiedy w Domu Dobroczynności i Sierot szukano oszczędności, wtedy też znaleziono je w mniejszych wydatkach na mydło i nową odzież dla dzieci.
Od wychowania i resocjalizacji do księgarni i mieszkań komunalnych
Na początku życie wewnątrz całego kompleksu było podzielone na dwa światy – jeden dla dorosłych, drugi dla dzieci. Ci pierwsi przechodzili proces resocjalizacji poprzez pracę. Przykuci łańcuchami, piłowali i rąbali drewno, wywozili kamienie na taczkach.
Inaczej wyglądało życie dzieci. Na zewnątrz mogły się bawić – na dawnych rycinach widzimy postacie dziewczynek tańczących w kole i grających w gry chłopców. W środku znajdowały się pomieszczenia, w których dzieci pobierały nauki. Dziewczęta uczyły się szycia i innych robótek ręcznych, chłopcy przygotowywali się do pracy w rzemiośle. W kompleksie funkcjonowały sale przeznaczone do opieki duchownej; w kaplicy był ołtarz, ambona, a nawet organy. Dzieci nie miały swoich osobnych pokojów, spały w obszernych izbach, podzielone według płci. Jednak nie wszyscy wychowankowie mieszkali w sierocińcu, część dzieci uczących się w szkole po zajęciach wracała do domów w mieście. Nosiły one szare stroje; dzieci mieszkające w instytucji nosiły dla odmiany zielone ubrania.
Część obiektów dobudowanych do Domu Dobroczynności nie przetrwała do dzisiaj – należała do nich chociażby szkoła z 1707 roku. Zniszczeniu uległ również pawilon ogrodowy. Wśród zachowanych budynków wiele zostało przekształconych w latach dwudziestych XX wieku, kiedy to adaptowano kompleks na mieszkania. Oprócz wnętrz zmieniono również fasady, zlikwidowano okna dawnej świątyni, znajdującej się w środku.
W tym samym okresie do kompleksu wprowadził się wydawca socjaldemokratycznej gazety „Volkswacht”, od 1920 roku ukazującej się jako „Danziger Volksstimme”. Do najsłynniejszych osób związanych z tym tytułem należał Richard Teclaw, którego reportaże sądowe biły rekordy popularności w okresie Wolnego Miasta Gdańska. Oprócz biura redakcji mieściła się tam też nieduża księgarnia należąca do wydawnictwa. Zajęła przestrzeń w dobudówce, która poprzednio była siedzibą portiera. Fasadę ozdobiono napisem „Volkswacht”.
W lipcu 2022 roku ruszył proces rewitalizacji dawnego zespołu sierocińca. Po renowacji i przystosowaniu do nowych funkcji stanie się on siedzibą przyszłego gdańskiego domu literatury. Zakończenie prac planowane jest na rok 2026.