Raz na mieście przy niedzieli
rzekł Cybulski do Kobieli:
„Zobacz – chłopak zbiera złom.
Zróbmy z tego przedstawienie
i wystawmy gdzieś na scenie,
nazywając się Bim-Bom”.
Ten od złomu to był student
i go niósł na polibudę,
gdzie kolegów miał od lat.
Fedorowicz się nazywał,
a ten złom to taka zgrywa
– sztuczny metalowy kwiat.
Co zmyślili, to zrobili
i w Trójmieście już po chwili
zagrał teatr. Gdzie i jak?
Najpierw krótko w Miniaturze
i w Wybrzeżu, lecz najdłużej
to w Studenckim Klubie Żak.
Dziś w Gedanopedii tomie
mamy wzmiankę o Bim-Bomie:
działał prężnie przez sześć lat.
Potem ci, co aktorzyli,
studia swoje pokończyli
i ze sceny poszli w świat.